Opluj krzyż — będziesz sławny
- 20 maja, 2009
- przeczytasz w 6 minut
W Niemczech wybuchła debata wokół “Nagrody Kultury” (Kulturpreis) przyznawanej przez rząd krajowy Hesji osobom zasłużonym dla tolerancji. W tym roku miały ja dostać cztery osoby: kardynał Karl Lehmann z Moguncji, ks. Peter Steinacker, b. zwierzchnik Ewangelickiego Kościoła Hesji-Nassau, prof. Salomon Korn, wiceprzewodniczący Centralnej Rady Żydów Niemieckich oraz islamski publicysta Navid Kermani. Lehmann i Steinacker odmówili przyjęcia nagrody po publikacji Kermaniego na łamach Neue Zürcher Zeitung (NZZ), w której […]
W Niemczech wybuchła debata wokół “Nagrody Kultury” (Kulturpreis) przyznawanej przez rząd krajowy Hesji osobom zasłużonym dla tolerancji. W tym roku miały ja dostać cztery osoby: kardynał Karl Lehmann z Moguncji, ks. Peter Steinacker, b. zwierzchnik Ewangelickiego Kościoła Hesji-Nassau, prof. Salomon Korn, wiceprzewodniczący Centralnej Rady Żydów Niemieckich oraz islamski publicysta Navid Kermani. Lehmann i Steinacker odmówili przyjęcia nagrody po publikacji Kermaniego na łamach Neue Zürcher Zeitung (NZZ), w której stwierdził, że krzyż jest obrazą Boga oraz idolatrią, ale i męczeństwem celebrowanym niczym pornografia.
Sprawa wywołała ogromne poruszenie w Niemczech i w Szwajcarii. W liście skierowanym do premiera Hesji, Rolanda Kocha, kardynał Lehmann podkreślił, że nie może przyjąć nagrody wraz z Kermanim, gdyż ten nie wykazuje szacunku wobec centralnego symbolu wiary chrześcijańskiej. W związku z protestem obydwu duchownych kapituła Nagrody postanowiła przenieść wręczenie nagrody z lipca na bliżej nieokreślony termin jesienią. Bp Wolfgang Huber, przewodniczący Rady Ewangelickiego Kościoła Niemiec, poparł stanowisko duchownych, opowiadając się za nieprzyznawaniem nagrody w ogóle. Wątpliwości co do sensu wyróżnienia zgłosili niektórzy publicyści i politycy, w tym przewodniczący Bundestagu, Norbert Lammert.
Co napisał Kermani?
W eseju na łamach NZZ Kermani dokonał bezpardonowej krytyki krzyża oraz chrześcijańskiej wiary w odkupienie poprzez Jezusa Chrystusa. Tekst jest opisem wrażeń irańsko-niemieckiego publicysty po obejrzeniu słynnego obrazu ukrzyżowania Jezusa w rzymskim kościele św. Wawrzyńca namalowanego przez Guido Renisa. Opierając się na islamskiej krytyce chrześcijaństwa, Kermani przyznaje wprost, że z zasady negatywnie ustosunkowany jest wobec krzyży, a także wobec rzekomego zamiłowania chrześcijan do skrajnego eksponowania cierpienia aż do granic pornograficznej celebracji. Krzyż jest według Kermaniego wyrazem tego, że chrześcijanie zamiast ulepszać świat, wciąż rozdzierają szaty nad jego stanem. Kermani mówi nawet o „barbarzyńskiej hypostazji bólu, wrogości wobec ciała, niewdzięczności wobec stworzenia, z którego powinniśmy się radować i korzystać.” Co więcej, Kermani przekonuje, że jego krytyka krzyża wynika z… poważnego traktowania krzyża.
Reakcje
W obronie Kermaniego i z ostrą krytyką pod adresem Lehmanna, Steinackera oraz premiera Kocha wystąpiła NZZ, a także niektórzy publicyści niemieccy oraz znany teolog ewangelicki i socjolog religii Friedrich Wilhelm Graf, który na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung nie zostawił suchej nitki na dostojnikach kościelnych. Przede wszystkim Graf zarzuca Lehmannowi, profesorowi teologii dogmatycznej, że sam nie trzyma się zasad, których domagał się od innych chrześcijan, kiedy ogłoszono deklarację Dominus Jesus – zrozumienia ambitnych tekstów religijnych w ich pełnym wymiarze oraz zgodnie z ich intencją.
Graf uważa, że Kermani jest pobożnym muzułmaninem zainteresowanym jak mało kto na chrześcijaństwo, a Lehmann wraz ze Steinackerem wykazują się „albo przerażającym brakiem teologicznej wiedzy albo z powodu starczej próżności i karmiąc się instynktem władzy próbują zdyskredytować znacznie młodszego uczonego, który w odróżnieniu od duchownych, nie reprezentuje żadnej wpływowej organizacji tylko samego siebie.” Co więcej Graf chwali Kermaniego za „odwagę sprzeciwu wobec dopasowywania się do zakłamanych konwencji dialogu międzyreligijnego w kraju korporacyjnie zarządzanej religii.” Teolog przekonuje, że Kermani nie powiedział niczego nowego, czego nie mówiłoby wielu chrześcijańskich teologów od wieków i piętnuje Lehmanna oraz Steinackera za pomijanie bezdroży soteriologii (nauki o zbawieniu – przyp. D. B.) na rzecz oddalonego od rzeczywistości klerykalnego żargonu.
Z kolei NZZ zarzuca Lehmannowi i Steinackerowi niezdolność do dialogu, w którym od lat na różnych szczeblach uczestniczyli. Geront Faciu z DIE WELT stawia tezę, że zamieszanie wokół wypowiedzi Kermaniego nie popsuje dialogu religijnego, gdyż ten w ogóle się jeszcze nie zaczął – dotychczas propagowany jest dialog życia lokalnych społeczności, w których obok siebie żyją chrześcijanie i muzułmanie.
Komentarz
Małpi zachwyt absolutną tolerancją wobec wszystkiego, co obce judeo-chrześcijańskim korzeniom Europy, osiągnął szczyty absurdu. Sprawa Kermaniego jest tutaj sztandarowym przykładem. Ideologowie radosnego dialogu z islamem zachowują się jak japońscy kamikadze, niszcząc fundamenty europejskiego ducha, tyle że są od nich jeszcze gorsi, gdyż pozbawieni tożsamości, ale za to żyjący bajką o równouprawnieniu wszystkich religii, dotknięci chorobą iluzji o tzw. neutralności światopoglądowej, według której islam należy traktować na równi z chrześcijaństwem.
Dialogistów tych nie brakuje nie tylko w zachodnioeuropejskich parlamentach, lokalnych domach kultury czy tzw. dialogu międzyreligijnym, ale również w Kościołach. Ślepy zachwyt innymi religiami, a przy tym rozrosła do niewiarygodnych rozmiarów obojętność i nienawiść do własnych korzeni stały się elementem dobrego tonu: wielka tolerancja, demonstracyjna otwartość i wielce wyrozumiały dialog za wszelką cenę, wyrządziły tak daleko idące szkody, że coraz większa liczba chrześcijan, w tym i duchownych, po prostu boi się, albo przestaje wierzyć w centralne prawdy wiary chrześcijańskiej.
Z obawy przed urażeniem niechrześcijan, zranieniem kulturowej inności, czy w strachu przed posądzeniem o prozelityzm, rezygnują z jasnego przekazu Ewangelii. Zbawcza śmierć Chrystusa na krzyżu, zmartwychwstanie stały się zawstydzającym balastem lub przedmiotem dzikiej satysfakcji niektórych ‘teologów’, pastwiących się z akademicką dumą nad fundamentami wiary. Często prezentowani są jako bohaterzy otwartego chrześcijaństwa, pozbawionego kompleksów i lęku przed stawianiem trudnych pytań. Aktem odwagi staje się natomiast tępy antyklerykalizm, który swoją głębię wyraża w piętnowaniu klerykałów. Także zgoda na lżenie krzyża (bo przecież nie Mahometa!) i oskarżanie o teologiczny prowincjonalizm tych, którzy mają jeszcze odwagę tego krzyża bronić, stały się nieodłącznym elementem poprawności politycznej stopionej z kicz-dialogiem, samobójczo zginającym kolana przed euroislamem, mniemając, że oto wszystko dąży do pojednania, wielkiej religii uśmiechu i nieustannej miłości i tylko hałaśliwa grupka fanatycznych chrześcijan przywiązanych do przebrzmiałego symbolu stoi temu na drodze.
Niewiarygodne jako nowa religia sekularyzmu odnalazła swoją nową miłość – tym razem nie jest to ani komunizm, ani narodowy socjalizm, ale wielce oświecony euroislam, ten otwarty islam, rzecz jasna, tak jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
Nie mogę napisać: ‘mam dość tego dialogu’, ponieważ nigdy nie byłem jego zwolennikiem. Więcej, zawsze byłem jego przeciwnikiem, tak, przeciwnikiem dialogu międzyreligijnego, międzyreligijnych modłów, międzyreligijnej symboliki miłości oraz koegzystencji. Dialog z islamem jest nie tylko iluzją, ale i absolutną stratą czasu, gigantycznym nieporozumieniem, wynikającym z duchowej amnezji lub po prostu religijnego deficytu. Islam, tak jak to było do tej pory, stanowi nie tylko zagrożenie dla chrześcijaństwa, ale jest również realnym i wciąż spełniającym się niebezpieczeństwem dla Europy.
Dość mam natomiast poprawności politycznej i pluszowego chrześcijaństwa, które, jak pokazała niedawna wypowiedź abp. Roberta Zollitsch’a oraz żałosna gimnastyka niektórych protestanckich unitów z Nadrenii, boi się swoich korzeni, próbuje od nowa napisać ewangelię dla rozczulonych kastratów i w opętanym zachwycie wynaleźć nowe chrześcijaństwo z plasteliny: multi-kulti aż do zawrotów głowy oraz dogmatycznie otwarte na nowinki. Nie ma sensu jednak zniechęcać się, ale tym bardziej należy kontynuować to, co zawsze było oddechem Kościoła – ewangelizację.