Pochwała człowieka publicznego
- 13 kwietnia, 2010
- przeczytasz w 2 minuty
10 kwietnia 2010 roku z pewnością pozostanie stałym punktem odniesienia w polskiej polityce. Wraz z katastrofą prezydenckiego samolotu ubyło polskiemu życiu publicznemu tak wiele intensywnie przemawiających do zbiorowej wyobraźni nazwisk. Niewątpliwie wspólnym mianownikiem tych wszystkich Osób, mimo często jaskrawych różnic, było ich zaangażowanie w sprawy publiczne kraju. Oprócz polityków, wojskowych czy duchownych różnych wyznań znaleźć możemy wśród ofiar społeczników mniejszego i większego kalibru, […]
10 kwietnia 2010 roku z pewnością pozostanie stałym punktem odniesienia w polskiej polityce. Wraz z katastrofą prezydenckiego samolotu ubyło polskiemu życiu publicznemu tak wiele intensywnie przemawiających do zbiorowej wyobraźni nazwisk. Niewątpliwie wspólnym mianownikiem tych wszystkich Osób, mimo często jaskrawych różnic, było ich zaangażowanie w sprawy publiczne kraju.
Oprócz polityków, wojskowych czy duchownych różnych wyznań znaleźć możemy wśród ofiar społeczników mniejszego i większego kalibru, wybitnych specjalistów w swoich zawodach.
Przed 10 kwietnia spotykałem się często z lekceważącym podejściem do spraw publicznych u wielu inteligentnych ludzi. Braki elementarnego zainteresowania sprawami państwa, w którym się żyje — to był chleb powszedni. Z pewnością część winy za taki stan rzeczy spada na reprezentantów naszego społeczeństwa — polityków i urzędników. Wydaje mi się jednak, że przyczyną postawy Polaków jest też specyficzne pójście na łatwiznę, lenistwo i mentalna wygoda. To pragnienie zachowania stanu umysłowej błogości, gdzie nikt i nic nie zakłóca realizacji drogi do szczęścia — totalnie zindywidualizowanej i odseparowanej od problemów innych ludzi.Ta ludzka i państwowa tragedia ukazała smutną jedność w różnorodności. Mam nadzieję, że ów pluralizm światopoglądów, postaw, metod działania, jaki emanował od Tych, którzy odeszli, będzie zachowany także w kontekście ich ostatniej drogi tu, w kraju. Do nas, obywateli, dociera fakt, że oprócz splendorów, władza czasami wymaga od swych aktorów najwyższego poświęcenia. Ale nie dlatego powinniśmy być dumni, że mamy znowu “narodowych bohaterów, którzy zaszczytnie zginęli na służbie”. Powinniśmy czuć dumę, że są, byli wśród nas tacy, którym się “chciało chcieć”.Jeśli martwimy się o ciągłość władzy, o kryzys polityczny — to znaczy, że w końcu wkraczamy w nasze życie publiczne z zainteresowaniem, zaangażowaniem. Już nie jest nam wszystko jedno. Ale czy nasz strach o posady państwa nie bierze się przypadkiem z niewiedzy? Z braku dostatecznej wiedzy? I czy będzie nam się odtąd chciało wiedzieć, czy będzie nam się chciało myśleć — o naszym życiu publicznym, o naszych przywódcach?