Opinie

Stosunek Franciszka do starej mszy uzasadnia ekumeniczny alert


Pon­ty­fi­kat Fran­cisz­ka w kwe­stii eku­me­ni­zmu nie wpro­wa­dził zna­czą­cych zmian, choć ostat­nie 10 lat peł­ne były sym­bo­licz­nych wyda­rzeń — 500 lat Refor­ma­cji czy eku­me­nicz­na piel­grzym­ka do Suda­nu. Z pew­no­ścią Fran­ci­szek nie stro­nił od waż­nych słów i gestów, jed­nak za gru­bą ścia­ną eku­me­nicz­nych wznie­sień jest lokal­na rze­czy­wi­stość i poli­gon w posta­ci Kościo­ła rzym­skie­go, gdzie papie­skie postę­po­wa­nie reali­zu­je pro­gram „w Rzy­mie nic nowe­go”. Sztan­da­ro­wym przy­kła­dem są dzia­ła­nia Fran­cisz­ka wobec nad­zwy­czaj­ne­go rytu mszy rzym­skiej. 



Rzym nie taki zachwyt już widział, gdy tłum pod Bazy­li­ką św. Pio­tra entu­zja­stycz­nie zare­ago­wał na nowo wybra­ne­go papie­ża i jego świec­ko-nor­mal­ne buona sera. Pod wzglę­dem nadziei i ocze­ki­wań ostat­nie 10 lat Fran­cisz­ka nie jest też żad­nym ewe­ne­men­tem, bo wia­do­mo, że urząd zuży­wa, że począt­ko­wi kry­ty­cy rzad­ko kie­dy sta­ją się zwo­len­ni­ka­mi, a naj­za­cie­klej­si kry­ty­cy zazwy­czaj się rady­ka­li­zu­ją lub nie­chęt­nie obo­jęt­nie­ją. Zwo­len­ni­cy, nato­miast, albo obo­jęt­nie­ją albo trwa­ją tudzież w skraj­nych przy­pad­kach nie dopusz­cza­ją sło­wa kry­ty­ki.

Doty­czy to nie tyl­ko papie­stwa, ale każ­dej struk­tu­ry kościel­nej skro­jo­nej pod oso­bę, pod urząd. 

Roma — nihil novi

Pod wzglę­dem poli­ty­ki eku­me­nicz­nej papież wyda­je się nie tyl­ko kon­ty­nu­ować linie poprzed­ni­ków, ale ją roz­wi­jać poprzez sta­wia­nie nowych akcen­tów, a tymi są szcze­gól­nie bli­skie wię­zi ze śro­do­wi­ska­mi ewan­ge­li­kal­no-cha­ry­zma­tycz­ny­mi i to róż­nych wyznań. Pocho­dzą­cy z Ame­ry­ki Połu­dnio­wej papież dosko­na­le rozu­mie pen­te­ko­stal­ne wyzwa­nie i wyda­je się nie dostrze­gać w nim tyl­ko zagro­że­nia. 

Geo­gra­ficz­ny kon­tekst nie­co ina­czej pozy­cjo­nu­je Fran­cisz­ka wobec Kościo­łów wschod­nich, co w kon­tek­ście toczą­cej się rosyj­skiej agre­sji prze­ciw­ko Ukra­inie, ma pra­wo nie tyl­ko iry­to­wać, ale i wywo­ły­wać poczu­cie gigan­tycz­ne­go wręcz zaże­no­wa­nia, tym bar­dziej, że z kawał­kiem Ukra­iny papież zetknął się jesz­cze w Argen­ty­nie, gdzie poznał obec­ne­go arcy­bi­sku­pa więk­sze­go Kijo­wa Ukra­iń­skiej Cer­kwi Grec­ko­ka­to­lic­kiej Świa­to­sła­wa Szew­czu­ka.

Fran­ci­szek wyda­je się dosko­na­le doga­dy­wać z abp. Justi­nem Welbym, hono­ro­wym zwierzch­ni­kiem Wspól­no­ty Angli­kań­skiej, z któ­rym spo­ty­ka się zaska­ku­ją­co czę­sto. Może łączą ich wspól­ne tema­ty, bo wła­ści­wie sto­pień roz­war­stwie­nia angli­ka­ni­zmu i kato­li­cy­zmu, ilość napięć i kon­tro­wer­sji jest zbli­żo­na, podob­nie zresz­tą, jak i moż­li­wość oddzia­ły­wa­nia, choć tutaj papież może pochwa­lić się sil­niej­szy­mi dywi­zja­mi-narzę­dzia­mi.

Bar­dzo dobre rela­cje łączą Fran­cisz­ka rów­nież z Patriar­chą Eku­me­nicz­nym Kon­stan­ty­no­po­la Bar­tło­mie­jem i pew­nie też wie­lo­ma innym lide­ra­mi reli­gij­ny­mi na świe­cie.

Ale czy to wła­ści­wie wystar­czy, aby uznać pon­ty­fi­kat papie­ża Fran­cisz­ka za wybit­nie eku­me­nicz­ny? Czy fakt, że komu­ni­ka­ty Świa­to­wej Rady Kościo­łów i wie­lu jej Kościo­łów człon­kow­skich mówią jed­nym gło­sem z Fran­cisz­kiem w spra­wach eko­lo­gii, praw czło­wie­ka (kwe­stia uchodź­cza) upraw­nia do stwier­dze­nia, że mamy do czy­nie­nia z pon­ty­fi­ka­tem eku­me­nicz­ne­go prze­ło­mu, ema­nu­ją­ce­go na pozo­sta­łe czę­ści życia kościel­ne­go?


Pro­blem (Fran­cisz­ka) ze sta­rą mszą

Myślę, że nie i spo­sób, w jaki papież Fran­ci­szek pod­cho­dzi do nad­zwy­czaj­ne­go rytu mszy rzym­skiej poka­zu­je, że w Waty­ka­nie wciąż nie­po­dziel­nie panu­je prze­ko­na­nie, że musi być po nasze­mu albo w ogó­le, że pra­wa naby­te moż­na tak­ty­ką sala­mi zabie­rać w imię jed­no­ści, otwie­ra­jąc pole dla nowych podzia­łów, dyso­nan­sów czy po pro­stu nie­zro­zu­mie­nia. To fatal­ny sygnał dla eku­me­ni­zmu, nawet jeśli sam papież co jakiś czas mówi o pojed­na­nej róż­no­rod­no­ści. 

O co cho­dzi? Zmar­ły nie­daw­no papież-senior Bene­dykt XVI doko­nał libe­ral­nej rewo­lu­cji w poso­bo­ro­wym kato­li­cy­zmie. O ile Jan Paweł II, chcąc zapo­biec odpły­wo­wi tra­dy­cjo­na­li­stycz­nie i sobo­ro­wo scep­tycz­nych wier­nych od jed­no­ści z Rzy­mem, otwo­rzył moż­li­wo­ści spra­wo­wa­nia mszy rzym­skiej wg rytu nad­zwy­czaj­ne­go, to jed­nak pozo­sta­wił tę opcję indul­to­wą (nie mówię o cie­szą­cych się dużą nie­za­leż­no­ścią zgro­ma­dze­niach zakon­nych czy innych struk­tu­rach jak brac­twa kapłań­skie) w gestii bisku­pów. Ci, jak wia­do­mo, bywa­ją róż­nie nasta­wie­ni — czy to wobec mszy try­denc­kiej czy eku­me­ni­zmu.

Nastał pon­ty­fi­kat Bene­dyk­ta XVI, któ­ry nie tyl­ko pró­bo­wał dopro­wa­dzić do zakoń­cze­nia schi­zmy z lefe­bry­sta­mi, co osta­tecz­nie kon­cer­to­wo się nie powio­dło (śmiem twier­dzić, że o ile inten­cje Bene­dyk­ta były czy­ste i jasne to już nie­ko­niecz­nie lefe­bry­stów), ale też dopro­wa­dzić do sytu­acji, w któ­rej kato­li­cy przy­wią­za­ni do mszy try­denc­kiej nie musie­li­by być trak­to­wa­ni jak kato­li­cy dru­giej kate­go­rii, wyma­ga­ją­cy per­ma­nent­ne­go kor­do­nu bez­pie­czeń­stwa. 

Swo­im motu pro­prio Sum­mo­rum pon­ti­fi­cum, Bene­dykt XVI „uwol­nił” mszę try­denc­ką, choć nie wpro­wa­dził samo­wol­ki. Bisku­pi wciąż mie­li swój głos. A póź­niej nastał Fran­ci­szek, przy­szło kolej­ne motu pro­prio Tra­di­tio­nis custo­des w dwóch odsło­nach, wpierw de fac­to powro­tu do sytu­acji z cza­sów Jana Paw­ła II, a ostat­nio w posta­ci zaostrze­nia kur­su i to tak bar­dzo, że w śro­do­wi­skach tra­dy­cjo­na­li­stycz­nych sły­chać nawet zawo­dze­nie, że kolej­nym kro­kiem będzie zupeł­ny zakaz mszy w rycie nad­zwy­czaj­nym.

Inna spra­wa, że takie posu­nię­cie było­by zupeł­nie na rękę nie tyl­ko lefe­bry­stom, ale i sede­wa­kan­ty­stom wszel­kiej maści. Kto wie, może i popchnę­ła­by nie­ma­łe gru­py tra­dy­cjo­na­li­stycz­nych kato­li­ków w kie­run­ku pra­wo­sła­wia, co już się zda­rza­ło i wciąż zda­rza.

Według naj­now­szej decy­zji papie­ża przy­zna­nie pra­wa do cele­bro­wa­na w rycie nad­zwy­czaj­nym jest obec­nie w gestii Rzy­mu. Oczy­wi­ście, moż­na było­by w ramach jakiejś eku­me­nicz­nej Scha­den­freu­de mówić, że wła­ści­wie tra­dy­cjo­na­li­ści nie powin­ni maru­dzić, a być bez­względ­nie posłusz­ni papie­żo­wi, bo, nawet jeśli ten nie ogła­sza dogma­tu to prze­cież jest też coś takie­go jak zwy­czaj­na nie­omyl­ność i auto­ry­tet urzę­du. Kto jak kto, ale tra­dy­cjo­na­li­ści — przy­naj­mniej mam takie wra­że­nie — osią­gnę­li mistrzo­stwo świa­ta z roz­cią­ga­nia przy­wi­le­ju tak czy ina­czej rozu­mia­nej nie­omyl­no­ści na wszyst­kich papie­ży od Piu­sa XII wstecz, a teraz ubo­le­wa­ją z powo­du auto­ry­ta­ry­zmu Fran­cisz­ka. Było­by to nawet zabaw­ne, gdy­by nie było wła­ści­wie smut­ne. 


A teraz kil­ka wyja­śnień, któ­re wca­le nie muszą być aż tak zaska­ku­ją­ce, bio­rąc pod uwa­gę fakt, że piszą­cy te sło­wa przez więk­szość swo­je­go życia jest wyzna­nia ewan­ge­lic­ko-augs­bur­skie­go, a wcze­śniej rzym­sko­ka­to­lic­kie­go.

Nie jest mi trud­no zro­zu­mieć zachwy­tu kato­li­ków od Rzy­mu nie­od­łą­czo­nych mszą w rycie nad­zwy­czaj­nym. Zasad­ni­czo zrzy­mam się, gdy sły­szę o pro­te­stan­ty­za­cji kato­li­cy­zmu, bo pro­te­stan­tyzm, któ­ry ja znam i na róż­ne spo­so­by pie­lę­gnu­ję, coraz bar­dziej pada ofia­rą poso­bo­ro­we­go kato­li­cy­zmu. Wie­le nabo­żeństw lute­rań­skich coraz bar­dziej przy­po­mi­na rzym­sko­ka­to­lic­kie msze z NOM. Nie­któ­rym się to podo­ba, a nie­któ­rym nie. Mnie aku­rat nie, podob­nie jak ewan­ge­li­kal­no-cha­ry­zma­tycz­ne for­my, w któ­rych odna­leźć się nie potra­fię, ducho­wo i teo­lo­gicz­nie, ale i one mają swo­je miej­sce w Koście­le.

Wiem, że jestem w mniej­szo­ści, bo o wie­le mi bli­żej do chry­sto­cen­trycz­nej mszy maria­wic­kiej niż do sucho-pro­te­stanc­kich cele­bra­cji nie­któ­rych Kościo­łów refor­mo­wa­nych czy roz­e­mo­cjo­no­wa­nej litur­gii cha­ry­zma­tycz­ne­go ewan­ge­li­ka­li­zmu. Chy­ba wola­ła­bym już po łaci­nie, ale to już napraw­dę kwe­stia bar­dzo subiek­tyw­na i adia­fo­rycz­na. Zapew­ne fakt, że nie czu­ję się obco, a wręcz ducho­wo zaopie­ko­wa­ny przez litur­gię maria­wic­ką, powo­du­je, że rozu­miem to, co mogą odczu­wać rzym­sko­ka­to­lic­cy tra­dy­cjo­na­li­ści, gdy ich zwierzch­nik ogra­ni­cza im po raz kolej­ny pra­wo uczest­ni­cze­nia w mszy, któ­ra przez stu­le­cia była nor­mą, a nie wyjąt­kiem, wyra­ża­ła poboż­ność poko­leń, była i chy­ba jest zmy­słem wia­ry nie jed­nej kaplicz­ki i kato­li­ka na tym świe­cie.

Owszem, wiem, że śro­do­wi­sko tra­dy­cjo­na­li­stów czę­sto toż­sa­me jest z tymi, któ­rzy en bloc odrzu­ca­ją eku­me­nizm, ewan­ge­li­ków mają za wybra­ko­wa­nych chrze­ści­jan albo nawet i nie, nie­rzad­ko wyzna­ją skraj­ne ide­olo­gie i teo­rie spi­sko­we, pie­lę­gnu­ją i sakra­li­zu­ją patriar­cha­lizm (w tym rów­nież kobie­ty-tra­dy­cjo­na­list­ki) i w ogó­le koja­rze­ni są z jakimś szem­ra­nym pół­mro­kiem spod zna­ku śre­dnio­wiecz­nych zam­ków, mistycz­ne­go mchu i capa magna.

To wszyst­ko nie zmie­nia jed­nak fak­tu, że poli­ty­ka zaka­zu i narzu­ca­nia form utar­tych form poboż­no­ści przez papie­stwo, w tym wypad­ku Fran­cisz­ka, utwier­dza mnie w prze­ko­na­niu, że Rzym w swo­jej her­me­neu­ty­ce eku­me­nicz­nej wła­ści­wie się nie zmie­nia. To, co się zmie­nia to narzę­dzia i nar­ra­cja, a może i ser­ca ludzi, ale nie meto­dy zarzą­dza­nia i celu. To utwier­dza mnie rów­nież w prze­ko­na­niu, że papie­stwo nie było, nie jest i nie może być dro­gą do jed­no­ści, szcze­gól­nie nie dla moje­go Kościo­ła, choć może jakiś lute­ra­nin się ze mną nie zgo­dzi (chęt­nie pody­sku­tu­ję).

Nie ma papie­stwa baj­ko­we­go, wydu­ma­ne­go, nie ma papie­stwa we Fran­cisz­ko­wych kwiat­kach, ono jest takie, jak widzi­my i jeśli komuś odpo­wia­da i roz­grze­wa ser­ce do tem­pe­ra­tu­ry z reak­to­ra jądro­we­go, ten powi­nien przy­naj­mniej przez chwil­kę roz­wa­żyć opcję zosta­nia kato­li­kiem. 

Spo­sób, w jaki Fran­ci­szek odniósł się do kwe­stii mszy w rycie nad­zwy­czaj­nym, utwier­dza mnie ponad­to w prze­ko­na­niu, że nie chciał­bym, aby mój Kościół był rzą­dzo­ny i kie­ro­wa­ny w taki wła­śnie spo­sób, jed­no- lub dwu­oso­bo­we­go usta­le­nia gabi­ne­to­we­go bez real­ne­go ele­men­tu syno­dal­ne­go, któ­ry nie jest upo­śle­dzo­ny żad­nym bez­piecz­ni­kiem w posta­ci nie­omyl­no­ści oso­by czy urzę­du. 

Jeśli w przy­szłym mode­lu jed­no­ści, któ­ry pod jaki­miś mgli­sty­mi warun­ka­mi, sank­cjo­no­wał­by papie­ża jako widzial­ny znak jed­no­ści (moim zda­niem zbęd­ny), ten­że papież, korzy­sta­jąc ze swo­ich pre­ro­ga­tyw zro­bił­by to samo, co robi teraz na przy­kła­dzie swo­ich tra­dy­cjo­na­li­stów, to cóż stoi na prze­szko­dzie, by w przy­szło­ści nie dążył­by do spra­so­wa­nia każ­dej innej róż­no­rod­no­ści w Koście­le?

Ostat­nie wypo­wie­dzi papie­ża Fran­cisz­ka o dro­dze syno­dal­nej w Niem­czech („Jeden Kościół ewan­ge­lic­ki w Niem­czech wystar­czy”), w któ­rych — sto­jąc na cze­le insty­tu­cji hie­rar­chicz­nej zare­zer­wo­wa­nej dla męż­czyzn — mówi on o eli­tar­no­ści pro­ce­su, zachę­ca­ją do zacho­wa­nia dale­ko idą­cej ostroż­no­ści — nie tyl­ko wobec słów Fran­cisz­ka i nie tyl­ko w kwe­stii ukra­iń­skiej, ale papie­stwa jako takie­go, papie­stwa jako ele­men­tu, a w szcze­gól­no­ści mode­lu jed­no­ści. 

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.