Społeczeństwo polityka

O, nie! Polityka!


Czę­sto sły­szy­my pyta­nie — “co róż­ni Cer­kiew od Kościo­ła?”. Ci bar­dziej oswo­je­ni z dogma­ty­ką jed­nym tchem wymie­nią trzy głów­nie drza­zgi wbi­te w naszą jed­ność: pry­mat i nie­omyl­ność Papie­ża Rzy­mu, Nie­po­ka­la­ne Poczę­cie Naj­święt­szej Maryi Pan­ny i oczy­wi­ście Filio­que. Ci bar­dziej libe­ral­ni i nie­świa­do­mi powie­dzą “nic- wszak Bóg ten sam”. Ale jest jesz­cze trze­cia dro­ga, któ­rą podą­ży­my w tym felie­to­nie- poli­ty­ka i for­ma insty­tu­cji.


Odkop­my to, co budzi nie­rzad­ko zmie­sza­nie i zgor­sze­nie wśród pol­skich chrze­ści­jan- poli­ty­kę w Kościele/Cerkwi. Nasze roz­wa­ża­nia ogra­ni­czy­my w znacz­nej mie­rze do podwór­ka Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej i Kościo­ła Pra­wo­sław­ne­go, choć tra­dy­cyj­nie zacznie­my małym wpro­wa­dze­niem tła histo­rycz­ne­go.

Na samym wstę­pie war­to jed­nak zauwa­żyć, że słyn­ny „roz­dział Kościo­ła od pań­stwa” nie ist­nie­je i nie ist­niał przy­naj­mniej od IV wie­ku. Zatrzy­maj­my się więc minu­tą ciszy nad edyk­tem medio­lań­skim z 313 roku i jego kon­se­kwen­cja­mi. Zrów­na­nie reli­gii w Cesar­stwie Rzym­skim przy­nio­sło skut­ki, któ­re odczu­wa­my do dziś. Przede wszyst­kim uśpio­no czuj­ność chrze­ści­jan. Kościół bły­ska­wicz­nie zaczął upo­dab­niać się do rzym­skiej admi­ni­stra­cji i dwo­ru, cze­go spad­ko­bier­cą w swo­jej posta­ci i pra­wie jest Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki, zaś w duchu i kul­tu­rze — Kościół pra­wo­sław­ny.

W histo­rii obser­wu­je­my wie­le prób wci­śnię­cia Kościo­ła w ramy pod­le­gło­ści poli­tycz­nej, z cze­go naj­słyn­niej­sze (poza edyk­tem medio­lań­skim) to kwit­ną­cy bizan­tyj­ski ceza­ro­pa­pizm, prze­py­chan­ki o auto­ke­fa­lie bał­kań­skie, pod­po­rząd­ko­wa­nie Cer­kwi wobec suł­ta­na, tra­gicz­na w skut­kach Unia Brze­ska, kasa­cja Patriar­cha­tu Moskiew­skie­go przez Pio­tra Wiel­kie­go i wie­le, wie­le innych. Pomię­dzy tymi dzia­ła­nia­mi nie spo­sób zauwa­żyć rów­nież prób wyrzu­ce­nia reli­gii z cia­ła pań­stwa.

Mecha­nizm jej mar­gi­na­li­za­cji w życiu spo­łecz­nym jest cią­gle ten sam, a wyraź­ny począ­tek rysu­je się w cza­sie Rewo­lu­cji Fran­cu­skiej. Ścię­ła ona nie tyl­ko wie­le szla­chet­nie uro­dzo­nych głów, ale przede wszyst­kim inne potrzeb­ne czę­ści cia­ła Kościo­ła Powszech­ne­go. Śred­nie i póź­ne Oświe­ce­nie (nazy­wa­ne po grec­ku jak­by z lek­ką iro­nią „Prze­świe­ce­niem” — Διαφωτισμός) wyda­je też owo­ce (choć raczej moż­na okre­ślić jako „grusz­ki na wierz­bie”) w kra­jach o domi­nu­ją­cej lub zna­czą­cej roli pra­wo­sła­wia. Potwier­dza to cha­otycz­na i naszpi­ko­wa­na błę­da­mi poli­ty­ka władz pol­skich u schył­ku I RP, z dru­giej zaś stro­ny poja­wie­nie się wybit­nie anty­kle­ry­kal­nych „Ojców Zało­ży­cie­li” nacjo­na­li­stycz­no-pra­wo­sław­nej Repu­bli­ki Gre­cji. W obu, wyda­je się, skraj­nych przy­pad­kach, cho­dzi­ło o wyrzu­ce­nie Kościo­ła poza decy­zyj­ną orbi­tę poli­tycz­ną. W post-oświe­ce­nio­wej real­po­li­tik Kościół jest potrzeb­ny wła­dzy pań­stwo­wej tyl­ko na kon­kret­nych zasa­dach — ma być uza­leż­nio­ny, nie­de­cy­zyj­ny i grzecz­nie sank­cjo­no­wać poczy­na­nia wła­dzy, choć naj­le­piej jak­by w ogó­le nie ist­niał. Obser­wo­wa­li­śmy takie zja­wi­ska m. in. pod­czas krwa­we­go okre­su komu­ni­zmu, gdzie pań­stwo rosyj­skie zafun­do­wa­ło swo­jej Cer­kwi ist­ną rzeź i pró­bę spa­le­nia do gołej zie­mi. Podob­ne ten­den­cje, choć już bez roz­le­wu krwi, widzi­my we współ­cze­snej Euro­pie; nie omi­ja­ją one rów­nież Pol­ski, w któ­rej Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki dostał nie­bez­piecz­nej dla zdro­wia zadysz­ki, a Kościół pra­wo­sław­ny jest roz­dzie­ra­ny dzie­siąt­ka­mi wewnętrz­nych kon­flik­tów i nie ma pomy­słu na odna­le­zie­nie się w dyna­micz­nej sytu­acji kra­jo­wej poli­ty­ki i demo­gra­fii.

Czy mówiąc o poli­ty­ce w Koście­le pamię­ta­my o nasła­niu skry­to­bój­ców na św. Jana Chry­zo­sto­ma przez patriar­chę alek­san­dryj­skie­go Teo­fi­la i strą­ce­nie tego pierw­sze­go z tro­nu za, powiedz­my, oby­wa­tel­skie nie­po­słu­szeń­stwo? A o otwar­tej woj­nie mię­dzy św. Ambro­żym Medio­lań­skim (któ­ry był jed­no­cze­śnie świec­kim guber­na­to­rem Ligu­rii) a cesa­rzem Teo­do­zju­szem o for­mę koeg­zy­sten­cji Kościo­ła i pań­stwa? Czy zapo­mnie­li­śmy o krwa­wym spo­rze mni­chów i patriar­chów Kon­stan­ty­no­po­la z Cesa­rzem o kult ikon?

Pamię­ta­my o poli­tycz­nych pery­pe­tiach Cer­kwi Buł­ga­rii w celu uzy­ska­nia auto­ke­fa­lii, o samo­wo­li Cer­kwi Rosji, Gre­cji czy Rumu­nii w uzy­ska­niu wła­snej nie­za­leż­no­ści? Widocz­nie nie pamię­ta­my, bo w świe­tle tych i wie­lu innych fak­tów nie obu­rza­li­by­śmy się na zaan­ga­żo­wa­nie Kościo­ła w kra­jo­wą poli­ty­kę. Odpo­wie­cie: „no taaaak, ale to było daw­no, cza­sy inne, Face­bu­ka nie było — więc zanim ktoś zdą­żył nakrę­cić kon­kret­ną afe­rę to jej powód zazwy­czaj zdą­żył umrzeć, a cała resz­ta- o spra­wie zapo­mnieć.”

Dla­te­go upew­nij­my się, że nie­wie­lu z nas pamię­ta też o wybit­nych poli­ty­kach pra­wo­sła­wia cza­sów współ­cze­snych. Mimo bra­ku posia­da­nia kate­go­rii świę­to­ści zapi­sa­li się oni zło­ty­mi lite­ra­mi w histo­rii swo­ich państw i naro­dów nie tyl­ko jako duchow­ni. Prócz etnar­chów- Patriar­chów Kon­stan­ty­no­po­la po 1453 roku są to: Arcy­bi­skup Nowej Justy­nia­ny i całe­go Cypru Maka­ry III (jed­no­cze­śnie doży­wot­ni Pre­zy­dent Cypru w latach 1960- 1977), Patriar­cha Rumu­nii Miron (jed­no­cze­śnie pre­mier Rumu­nii w 1938- 1939) oraz Arcy­bi­skup Aten i całej Hel­la­dy Dama­scen (jed­no­cze­śnie Wice­król w latach 1944- 1946 i pre­mier Gre­cji w 1945 roku). Ponad­to, wie­lu księ­ży i bisku­pów było w Gre­cji w XIX wie­ku posła­mi i mini­stra­mi peł­nią­cy­mi swo­je obo­wiąz­ki peł­ną kaden­cję (ks. Papa­fle­sas był nawet pre­mie­rem). Z racji oszczęd­no­ści miej­sca pomi­nie­my też wie­le imion patriar­chów Kon­stan­ty­no­po­la, któ­rzy spra­wo­wa­li funk­cję cesar­skich regen­tów.

Powra­ca­jąc reflek­syj­nie do tych posta­ci zadaj­my sobie pyta­nie- czy wobec ich doko­nań dalej może­my grzmieć „wara Kościo­ło­wi od poli­ty­ki”? Prze­cież nie tak daw­no księ­ża i Kościół sta­wa­li w obro­nie naszych praw i wol­no­ści przy aplau­zie całe­go spo­łe­czeń­stwa. Nie tyl­ko pozwa­la­li­śmy, by Kościół kre­ował poli­ty­kę, ale wręcz tego wyma­ga­li­śmy. Czy jeste­śmy w sta­nie wyobra­zić sobie sytu­ację, kie­dy to tłu­my wier­nych z obrzy­dze­niem odwra­ca­ją się od pło­mien­nych politycznych-„niepolitycznych” kazań kar­dy­na­ła Karo­la Woj­ty­ły czy metro­po­li­ty Dio­ni­ze­go Wale­dyń­skie­go, a sze­ro­ko rozu­mia­na opi­nia publicz­na poka­zu­je Kościo­ło­wi wład­czo, że miej­sce poli­ty­ki jest w Sej­mie, a z ambo­ny to moż­na jedy­nie o Bogu mówić?

Gdzie jest ta magicz­na gra­ni­ca, któ­ra wyzna­cza pozwo­le­nie na tema­ty poli­tycz­ne w Cer­kwi, bo prze­cież nie oddzie­la tych dwóch żywio­łów, któ­re od wie­ków są ze sobą połą­czo­ne? Dla­cze­go pozwa­la­my, by Cer­kiew zara­zi­ła się tą post-oświe­ce­nio­wą cho­ro­bą, któ­ra od dłuż­sze­go cza­su męczy brat­ni sąsied­ni Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki? Wresz­cie- jak poto­czy­ła­by się histo­ria, gdy­by duchow­ni nie weszli w odpo­wied­nim cza­sie w buty poli­ty­ków i nie prze­ję­li ste­rów z kry­zy­so­wych momen­tach społeczeństw/państw/narodów?- celo­wo na to nie odpo­wiem i zosta­wię nam wszyst­kim pod roz­wa­gę.

Ponie­waż szer­sza ana­li­za tego pro­ble­mu jest tema­tem na dok­to­rat (któ­re­go cią­gle nie mogę spło­dzić) pozwól­cie Dro­dzy, że sku­pię się na pol­skim pra­wo­sła­wiu. Jego począt­ków nale­ży upa­try­wać w misji Świę­tych Cyry­la i Meto­de­go, któ­rzy, prócz Moraw, obję­li swo­ją dzia­łal­no­ścią tak­że tere­ny dzi­siej­szej Mało­pol­ski i Dol­ne­go Ślą­ska. Misji, na któ­rą zosta­li wysła­ni przez cesa­rza bizan­tyj­skie­go. Gło­sze­nie Ewan­ge­lii zawsze roz­po­czy­na­li od dwo­rów ksią­żę­cych, z resz­tą jak i wszy­scy misjo­na­rze. Jej oczy­wi­stym celem było pozy­ska­nie Sło­wian jako sojusz­ni­ków cesa­rza i nikt w tam­tym cza­sie nie ukry­wał tych zamia­rów. Poli­ty­ka? Nie, skąd­że.

Po zmiaż­dże­niu misji Świę­tych Bra­ci przez fran­koń­skich bisku­pów (bo jak tak moż­na się modlić w języ­ku sło­wiań­skich bar­ba­rzyń­ców?) powró­ci­ła ona do nas „tyl­ny­mi drzwia­mi” pod­czas przy­łą­cze­nia Rusi Halic­kiej. Wte­dy król Kazi­mierz Wiel­ki zabie­gał o utwo­rze­nie auto­no­micz­nej metro­po­lii na tery­to­rium Pol­ski. Poli­ty­ka? No way.

Unia brze­ska z 1596 r. — set­ki dok­to­ra­tów- ale sekun­dę poświęć­my księ­ciu Kon­stan­te­mu Ostrog­skie­mu, któ­ry wszel­ki­mi moż­li­wy­mi spo­so­ba­mi wal­czył o zacho­wa­nie pra­wo­sła­wia. Jego rocz­ne „PKB” było więk­sze niż kró­lew­skie­go skarb­ca, a Cer­kwi nie szczę­dził zło­ta — oby tyl­ko prze­ży­ła. Cer­kiew widzia­ła w nim obroń­cę swo­ich spraw w kró­lew­skiej „cen­tra­li”, a sam ksią­żę maj­stro­wał przy jej reor­ga­ni­za­cji w I RP. Ponad­to jed­nym z powo­dów Unii Brze­skiej była chęć bisku­pów pra­wo­sław­nych do zasia­da­nia w Sena­cie. Poli­ty­ka? Ale gdzie tu poli­ty­ka?

Wresz­cie, okres naj­now­szy- usta­no­wie­nie Pol­skie­go Auto­ke­fa­licz­ne­go Kościo­ła Pra­wo­sław­ne­go [PAKP]. Dzię­ki sta­ra­niom wie­lu bisku­pów (Rosjan) i nie­by­wa­łej odwa­dze i cha­ry­zmie metro­po­li­ty Dio­ni­ze­go Wale­dyń­skie­go (Rosja­ni­na) Cer­kiew w Pol­sce uzy­sku­je nie­za­leż­ność. Dzie­je się to w cza­sie, kie­dy każ­da iskier­ka rosyj­sko­ści dys­kwa­li­fi­ko­wa­ła w życiu spo­łecz­nym. Ktoś zapy­ta — poli­ty­ka? Tym razem daru­ję sobie iro­nię i odpo­wiem; tak — dale­ko­wzrocz­na i mądra poli­ty­ka, któ­rej dziś czę­sto bra­ku­je decy­den­tom.

Dla­cze­go więc dzi­siaj, naucze­ni doświad­cze­nia­mi z histo­rii, cią­gle odwra­ca­my gło­wę od „reli­gij­nych” poli­ty­ków? Prze­cież gdy­by nie ich poświę­ce­nie to losy naszej lokal­nej i świa­to­wej Cer­kwi sta­ły­by pod dużym i mgli­stym zna­kiem zapy­ta­nia. Praw­do­po­dob­nie nasze zagu­bie­nie bie­rze się z obec­nych pro­ble­mów Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go, któ­re poprzez ogól­ną nar­ra­cję medial­ną sta­ły się zaraź­li­we. Dzi­siaj to on jest na celow­ni­ku, a jutro będą następ­ni, mniej­si- kto zechce rzu­cić kamie­niem, z łatwo­ścią go znaj­dzie. Przy oka­zji war­to tutaj oba­lić argu­ment, jako­by pro­ble­my łacin­ni­ków w Pol­sce nie doty­czy­ły mniej­szo­ścio­wych wyznań chrze­ści­jań­skich. A to pra­wo­sła­wie sta­no­wi wła­śnie dru­gie płu­co nasze­go kra­ju, któ­rym oddy­cha­ła przez wie­ki Rzecz­po­spo­li­ta (póki nie dosta­ła zapa­le­nia płuc, a potem raka).

Dla­cze­go więc, jako peł­no­praw­ni spad­ko­bier­cy pol­skiej pań­stwo­wo­ści i woj­sko­wo­ści wstrzy­mu­je­my oddech i uda­je­my, że to, co pań­stwo­we, jest be i fe? Rezy­gnu­jąc z tro­ski o naszą wła­sną poli­ty­kę daje­my się wplą­tać (lub pośred­nio sank­cjo­no­wać) w inne gier­ki poli­tycz­ne, któ­re przy­czy­nia­ją się do pogłę­bia­nia rys nie tyl­ko mię­dzy pra­wo­sła­wiem a Pol­ską, ale przede wszyst­kim two­rzą i mno­żą podzia­ły w samej Cer­kwi.

Czas w koń­cu odcza­ro­wać pew­ne spo­łecz­ne zabo­bo­ny, któ­rych w pol­skim pra­wo­sła­wiu nie bra­ku­je. Jed­nym z nich jest wła­śnie prze­świad­cze­nie ludu Boże­go, że „w Cer­kwi nie ma miej­sca na poli­ty­kę”. Pie­lę­gno­wa­ne jest ono bez­myśl­nie przez ducho­wień­stwo, a wier­ni czę­sto pod­no­szą z dumą ten argu­ment jako­by odróż­nia­ją­cy pra­wo­sła­wie od roz­po­li­ty­ko­wa­ne­go pol­skie­go kato­li­cy­zmu. Nie­ste­ty, wszyst­kie zna­ki w księ­gach i archi­wach wska­zu­ją, że w Cer­kwi nie tyl­ko jest miej­sce na poli­ty­kę, ale poli­ty­ka jest nawet jed­nym z ele­men­tów skła­do­wych Kościo­ła pra­wo­sław­ne­go w ogó­le.

Na forum czę­sto jest przy­ta­cza­ny frag­ment Ewan­ge­lii św. Mate­usza, któ­ry mówi o odda­wa­niu „co cesar­skie cesa­rzo­wi, co Boskie- Bogu”. Jed­nak w tym cyta­cie (Mt 22, 21) wca­le nie cho­dzi o wyklu­cze­nie prze­ni­ka­nia się ele­men­tu pań­stwo­we­go i reli­gij­ne­go, a o nale­ży­te wypeł­nia­nie obo­wiąz­ków wobec obu tych ele­men­tów ludz­kie­go życia. Sze­rzej moż­na to porów­nać do zale­ce­nia dba­nia o życie cie­le­sne i ducho­we. Już traf­niej­szą pery­ko­pą wyda­je się ta mówią­ca o tym, że „nie moż­na dwóch panom słu­żyć — Bogu i Mamo­nie” (Mt 6, 24), choć i w tym przy­pad­ku nie­któ­re spra­wy sto­ją u nas na gło­wie.

Gdy­by jed­nak cytat z Mate­usza fak­tycz­nie zaka­zy­wał jakie­go­kol­wiek współ­dzia­ła­nia admi­ni­stra­cji pań­stwo­wej i Kościo­ła, zapew­ne zauwa­ży­li­by to Świę­ci Ojco­wie bio­rą­cy udział w Sobo­rach Powszech­nych. War­to przy­po­mnieć, że zwo­ły­wa­li je cesa­rze, a w Pierw­szym Powszech­nym żywy udział brał pogań­ski (póź­niej świę­ty) cesarz Kon­stan­tyn Wiel­ki wystę­pu­ją­cy w roli Pon­ti­fex Maxi­mus- czy­li Naj­wyż­sze­go (pogań­skie­go) Kapła­na Cesar­stwa Rzym­skie­go. Ten model współ­pra­cy mię­dzy admi­ni­stra­cją Cer­kwi i Pań­stwa histo­ry­cy nazy­wa­ją syner­gią, a naj­bar­dziej roz­po­zna­wal­nym sym­bo­lem jed­no­ści wia­ry i poli­ty­ki jest dwu­gło­wy orzeł bizan­tyj­ski, któ­ry do dzi­siaj jest nie­for­mal­ną fla­gą grec­kie­go Pra­wo­sła­wia i godłem mię­dzy inny­mi Rosji i Ser­bii. Legen­dar­ny bizan­tyj­ski ceza­ro­pa­pizm był ponie­kąd pod­sta­wą wszel­kich śre­dnio­wiecz­nych i nowo­żyt­nych auto­ke­fa­lii, któ­re były ini­cjo­wa­ne w spo­sób stric­te poli­tycz­ny. Dzi­siaj czci­my świę­tych tych ziem i zapo­mi­na­my o ich czę­sto pań­stwo­wo­twór­czej roli. Nie ma tu miej­sca na argu­men­ty „ale to było co inne­go”, „Kano­ny zaka­zu­ją”, „to inne cza­sy”. Póki nie uświa­do­mi­my sobie, że dzię­ki poli­ty­ce i poli­ty­kom ist­nie­je Pra­wo­sła­wie i Chrze­ści­jań­stwo w ogó­le, to będzie­my cier­pieć poznaw­cze katu­sze.

Nie war­to się ogra­ni­czać w imię nie­uza­sad­nio­nych zabo­bo­nów i poprzez zakrzy­cze­nie pozba­wiać się moż­li­wo­ści dzia­ła­nia. Jako wie­rzą­cy i prak­ty­ku­ją­cy powin­ni­śmy żywo inte­re­so­wać się tym, kto nas repre­zen­tu­je w admi­ni­stra­cji pań­stwo­wej. Kościół/Cerkiew to nie­rzad­ko nasz dru­gi dom, czę­sto nasz jedy­ny krąg zna­jo­mych i przy­ja­ciół, miej­sce aktyw­no­ści spo­łecz­nej. Spójrz­my na poli­ty­kę z reali­zmem i tro­ską o nas samych. Odkry­je­my wte­dy, że nasz głos i ini­cja­ty­wy mają na nią olbrzy­mi wpływ.

Z racji toczą­cej się obec­nie kam­pa­nii wybor­czej do Par­la­men­tu Euro­pej­skie­go oszczę­dzę nam nazwisk, ale nad tym tema­tem pochy­lę się publi­cy­stycz­nie jesz­cze nie raz. Mogę jed­nak zapew­nić, że w każ­dym z obec­nych na sce­nie ugru­po­wa­niu mamy nie tyl­ko pra­wo­sław­nych, ale też jego sym­pa­ty­ków i przy­ja­ciół.

W koń­co­wej reflek­sji przy­po­mi­na mi się taki inter­ne­to­wy mem, na któ­rym pewien czło­wiek prze­glą­da obraz­ki w inter­ne­cie.

Na pierw­szym — obraz Bud­dy z cyta­tem: „miłuj­cie waszych nie­przy­ja­ciół”; wzru­szo­ny męż­czy­zna wzdy­cha: „jakie to pięk­ne!”.

Na dru­gim — zdję­cie Gan­dhie­go ze sło­wa­mi: „miłuj­cie waszych nie­przy­ja­ciół”; to samo wzru­sze­nie i okrzyk: „ach, jakie to głę­bo­kie!”.

Na trze­cim- obraz Chry­stu­sa i jego przy­ka­za­nie: „miłuj­cie waszych nie­przy­ja­ciół”; w tym momen­cie męż­czy­zna odrzu­ca się z obrzy­dze­niem i krzy­czy: „o nie, reli­gia!”.

Podob­nie jest w naszej świa­do­mo­ści, któ­rą mam nadzie­ję choć odro­bi­nę ubo­ga­ci­łem swo­im felie­to­nem.

Na pierw­szym obraz­ku- dofi­nan­so­wa­nia na budo­wy, remon­ty i sze­ro­ko poję­tą dzia­łal­ność kul­tu­ral­no- reli­gij­ną; „och, jak faj­nie!”

Na dru­gim — duchow­ni na pań­stwo­wych cywil­nych i mun­du­ro­wych eta­tach (plus reli­gia w szko­le); „ach, jak dobrze, że są!”

Na trze­cim — roz­mo­wa o wybor­czych kan­dy­da­tach z krę­gu Cer­kwi; „O nie! Poli­ty­ka!”

Tak, idź­my 26 maja i do cer­kwi, i na wybo­ry. Wszak­że musi­my oddać „co cesar­skie- Cesa­rzo­wi, co Boskie zaś- Bogu”


Patryk Pana­siuk, lin­gwi­sta, teo­log, badacz dyplo­ma­cji Kościo­ła Pra­wo­sław­ne­go. Absol­went Naro­do­we­go Uni­wer­sy­te­tu im. Jana Kapo­di­stria­sa w Ate­nach (2014) oraz Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go (2017), pre­zes Fun­da­cji „Hagia Mari­na”.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.