Społeczeństwo

Apologia pro domo sua vs. #TylkoNieMówNikomu


Kil­ka uwag na chłod­no po obej­rze­niu naj­gło­śniej­sze­go jak na razie fil­mu doku­men­tal­ne­go w bie­żą­cym roku. Nie tyle nawet o samym “Tyl­ko nie mów niko­mu”, ale o kil­ku typo­wych reak­cjach na film. Sądzę bowiem, że treść i wymo­wa obra­zu Sekiel­skie­go jest jasna chy­ba dla każ­de­go patrzą­ce­go na ota­cza­ją­cą rze­czy­wi­stość w spo­sób zdro­wo­roz­sąd­ko­wy, nie­za­leż­nie od wyzna­nia, poglą­dów poli­tycz­nych lub wraż­li­wo­ści emo­cjo­nal­nej i este­tycz­nej. 


Poni­żej więc czte­ry głów­ne ten­den­cje zauwa­żal­ne wśród kry­ty­ków tego repor­ta­żu fil­mo­we­go.

1. Rytu­al­ne narze­ka­nia i pre­ten­sje, że film nakrę­cił czło­wiek “nie­przy­ja­zny” Kościo­ło­wi rzym­sko­ka­to­lic­kie­mu, ewen­tu­al­nie twór­ca spo­za krę­gów kato­lic­kich. Cóż, takich doży­li­śmy cza­sów, a może było tak zawsze, że apo­lo­gia “pro domo sua” przy­cho­dzi od stro­ny psy­cho­lo­gicz­nej i spo­łecz­nej łatwiej niź­li kry­ty­ka i zauwa­ża­nie błę­dów wła­snych lub bli­skiej nam gru­py czy kote­rii. Uczci­wiej było­by jak sądzę, lać kro­ko­dy­le łzy nad tym, że film ten zro­bił aku­rat Tomasz Sekiel­ski, gdy­by bez­kom­pro­mi­so­wy doku­ment o grze­chu wyko­rzy­sty­wa­nia sek­su­al­ne­go przez duchow­nych w naj­więk­szym Koście­le chrze­ści­jań­skim w Pol­sce i zamia­ta­nia tych prze­stępstw pod dywan nakrę­ci­ła, daj­my na to, archi­die­ce­zja gdań­ska, a sło­wem wstęp­nym opa­trzył­by go arcy­pa­sterz Kościo­ła zie­mi gdań­skiej lub kustosz ducho­wy bazy­li­ki w Liche­niu, w osta­tecz­no­ści — redak­cja jed­ne­go z czo­ło­wych kato­lic­kich tygo­dni­ków. Brzmi absur­dal­nie i nie­praw­do­po­dob­nie? W takim samym stop­niu nie­praw­do­po­dob­nie, jak brzmia­ła­by kry­ty­ka par­tii rzą­dzą­cej ze stro­ny publi­cy­stów pra­wi­co­wych tygo­dni­ków opi­nii, a dzia­łań opo­zy­cji ze stro­ny akty­wi­stów naj­sil­niej­sze­go stron­nic­twa two­rzą­ce­go koali­cję rywa­li­zu­ją­cą o obję­cie wła­dzy.

Takie cza­sy nam nasta­ły, że do ran­gi dys­ku­to­wa­nej przez wie­le dni sen­sa­cji ura­sta fakt, że ktoś “z naszych” odwa­ży się wyra­zić kry­tycz­nie nie o “tam­tych”, ale wła­śnie o “swo­ich”. Tym­cza­sem zapo­mi­na­my o pro­stej i pew­nie banal­nej obser­wa­cji, że do oce­ny, czy popeł­ni­ło się zło potrzeb­ny jest rów­nież inny czło­wiek, któ­ry pomo­że nam zobiek­ty­wi­zo­wać dany czyn. Uwa­ga więc do wszyst­kich, któ­rzy “nie wie­rzą w dobre inten­cje Sekiel­skie­go” — daj­cie dobry przy­kład i nie bój­cie się jasno powie­dzieć, że czar­ne zna­czy czar­ne, a bia­łe zna­czy bia­łe.


2. Kry­ty­ka, że “Tyl­ko nie mów niko­mu” jest jed­no­stron­ny. Ale prze­cież na tym wła­śnie pole­ga war­tość fil­mów inter­wen­cyj­nych. Nie są one ese­ja­mi filo­zo­ficz­ny­mi ani rapor­tem z badań nauko­wych. Muszą mieć pew­ną inte­lek­tu­al­ną dys­cy­pli­nę, ramy, swo­istą asce­tycz­ną i kan­cia­stą for­mę. Mają za zada­nie pew­ne zja­wi­ska odsło­nić, a nawet wyostrzyć, a nie roz­myć i zatrzeć, topiąc w masie ogól­ne­go wodo­lej­stwa i dzie­le­nia wło­sa na czwo­ro. Pre­ten­sje, dla­cze­go autor nie zro­bił fil­mu o wyznaw­cach lub kapła­nach innych reli­gii, o prze­śla­do­wa­niu Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go w Azji lub o tym, jak “kra­dli za Tuska” mają mniej wię­cej taki sam sens, jak wyrzu­ty, że Szek­spir napi­sał “Ham­le­ta”, a nie “Zie­mię obie­ca­ną”, a Phil Col­lins nie gra meta­lu sym­fo­nicz­ne­go.


3. Prze­sad­ne akcen­to­wa­nie i wybi­ja­nie na pierw­szą szpal­tę kwe­stii, że część duchow­nych dopusz­cza­ją­cych się prze­stępstw prze­mo­cy i wyko­rzy­sty­wa­nia sek­su­al­ne­go mia­ła kon­tak­ty lub wprost współ­pra­co­wa­ła z komu­ni­stycz­ną SB. Odnieść moż­na nie­raz wra­że­nie, że takie fak­ty to swo­isty dar z nie­bios dla kry­ty­ków fil­mu Sekiel­skie­go. Moż­na wów­czas bar­dzo zręcz­nie zmie­nić głów­ny temat deba­ty. Zamó­wić arty­kuł lub nagrać wypo­wiedź eta­to­wych naukow­ców, histo­ry­ków i publi­cy­stów, któ­rzy zje­dli zęby, star­li krtań i nad­wy­rę­ży­li swo­je lap­to­py na tek­stach i wystą­pie­niach o mar­ty­ro­lo­gii Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go w PRL. I zamiast roz­ma­wiać o trau­mie i bólu ofiar duchow­nych, któ­rzy sprze­nie­wie­rzy­li się łasce kapłań­stwa cele­bru­ją­ce­go świę­te miste­ria wia­ry oraz o tchó­rzo­stwie i moral­nym rela­ty­wi­zmie ich prze­ło­żo­nych, zaser­wu­je się odbior­com kolej­ne komu­ni­ka­ty o “infil­tra­cji Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go przez komu­ni­stycz­ną agen­tu­rę”, o “boha­ter­skim opo­rze naro­du prze­ciw­ko sys­te­mo­wi, któ­ry chciał znisz­czyć tra­dy­cję i ducha, a dzi­siaj jego potom­ko­wie chcą znisz­czyć Pol­skę” etc. Nie chciał­bym w tym miej­scu zostać jed­nak źle zro­zu­mia­ny — abso­lut­nie nie mam zamia­ru nego­wać fak­tu prze­śla­do­wań Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go w poprzed­niej epo­ce.

Nie­mniej, spryt­ne prze­su­nię­cie deba­ty w te wła­śnie rejo­ny sta­no­wi przy­kład typo­we­go mecha­ni­zmu uciecz­ko­we­go oraz wypar­cia real­ne­go cier­pie­nia i bólu u real­nych, zna­nych z imie­nia i nazwi­ska ofiar rów­nie kon­kret­nych i real­nych prze­stęp­ców w kolo­rat­kach. Nie wspo­mi­na­jąc już o tym, że w wol­nej Irlan­dii lub USA nie było SB, a licz­ba prze­stępstw sek­su­al­nych księ­ży rzym­sko­ka­to­lic­kich była olbrzy­mia. Grze­chy takie wśród ducho­wień­stwa wyświę­co­ne­go po 1989 roku też prze­cież nie usta­ły jak za dotknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdż­ki…

Znów — dale­ki jestem od tego, aby zupeł­nie nie poru­szać kwe­stii współ­pra­cy takich duchow­nych z SB (war­to w tym miej­scu zasta­no­wić się, co było pierw­sze — ich kary­god­ne czy­ny, czy współ­pra­ca ze służ­ba­mi), ale na Boga! — nie może to usu­wać z pola widze­nia cen­tral­ne­go pro­ble­mu i w zna­nym dla pew­nych poli­ty­ków, i publi­cy­stów sty­lu, oskar­żać o wszyst­ko “komu­nę”, któ­rej nie ma już od pra­wie trzech dekad. Taka posta­wa to nie tyl­ko świa­dec­two wąskich hory­zon­tów poznaw­czych, ale par excel­len­ce — bru­tal­ne­go cyni­zmu i zupeł­nej obo­jęt­no­ści wobec losu ofiar.


4. Zgra­ne do nie­moż­li­wo­ści powta­rza­nie tezy łączą­cej przy­pad­ki wyko­rzy­sty­wa­nia sek­su­al­ne­go nie­let­nich z homo­sek­su­ali­zmem. Tezie tej prze­czy jed­nak zwy­kłe doświad­cze­nie — czy­ny te, w Pol­sce czy gdzie­kol­wiek indziej mia­ły zarów­no cha­rak­ter hetero‑, jak i homo­sek­su­al­ny. W samym zresz­tą fil­mie Sekiel­skie­go wystę­pu­ją­ca psy­cho­log dość logicz­nie i zdro­wo­roz­sąd­ko­wo tłu­ma­czy takie prze­stęp­stwa mecha­ni­zmem zastęp­czym lub kom­pen­sa­cyj­nym, jako pró­bę kana­li­zo­wa­nia pro­ble­mów z prze­ży­wa­niem celi­ba­tu lub try­bem życia i uprzy­wi­le­jo­wa­ną pozy­cją spo­łecz­ną duchow­nych rzym­sko­ka­to­lic­kich daw­niej i nie­kie­dy jesz­cze dzi­siaj. Nie­ko­niecz­nie zaś jako dowód jed­no­znacz­nej orien­ta­cji pedo­fil­skiej, co oczy­wi­ście w żaden spo­sób nie umniej­sza winy spraw­ców.



Gale­ria
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.