Apologia schizmy
- 3 lipca, 2006
- przeczytasz w 4 minuty
Przez ostatnie tygodnie byliśmy bombardowani doniesieniami o sytuacji Kościoła Episkopalnego USA (ECUSA). Po takiej ilości materiałów większość wyrobiła sobie zdanie na temat procesu, który toczy się na naszych oczach w łonie Wspólnoty Anglikańskiej. Jej rozłam, który jest konsekwencją polaryzacji poglądów oraz braku możliwego przełamania impasu, oceniany jest przez zdecydowaną większość czytelników EAI Ekumenizm.pl negatywnie. Ale czy rozłam ten jest naprawdę negatywny?Historia uczy, iż do rozłamów w Kościele dochodzi […]
Przez ostatnie tygodnie byliśmy bombardowani doniesieniami o sytuacji Kościoła Episkopalnego USA (ECUSA). Po takiej ilości materiałów większość wyrobiła sobie zdanie na temat procesu, który toczy się na naszych oczach w łonie Wspólnoty Anglikańskiej. Jej rozłam, który jest konsekwencją polaryzacji poglądów oraz braku możliwego przełamania impasu, oceniany jest przez zdecydowaną większość czytelników EAI Ekumenizm.pl negatywnie. Ale czy rozłam ten jest naprawdę negatywny?
Historia uczy, iż do rozłamów w Kościele dochodzi od początku jego istnienia. Warto przyjrzeć się niektórym sztandarowym wydarzeniom. Rok 1054 podzielił Wschód z Zachodem, XVI-wieczna Reformacja zrobiła wyłam w jedności Kościoła Zachodniego — wszystkie te ruchy były cenną nauką. Dzisiaj, choć tyle mówi się o jedności Kościoła, niewiele osób może powiedzieć, że podziały te przyniosły same straty. Ba, zdecydowana większość ludzi podkreśla plusy tych zjawisk. Więc dlaczego tak panicznie podchodzimy do kolejnego podziału?
Prawdopodobnie wynika to z przeświadczenia, iż Kościół, jako instytucja powinien być jak najsilniejszy, co zawsze kojarzy się z jednością. Jednak, obserwując dzisiejszy świat, można dostrzec, że nie jest to sprzeczne z jego różnorodnością i chęcią indywidualnego poszukiwania drogi do Boga. Kościół często jest porównywany do ludzkiego ciała, którego głową jest Jezus. Ciało to posiada różne części, takie jak np. nogi i ręce które są cząstkami całości, ale zupełnie innymi. Spełniają inne funkcje, analogicznie do różnych Kościołów i poglądów, które afirmują w granicach wspólnoty chrystusowej. Całość „zarządzana” przez Jezusa działa w harmonii, jednak wewnętrzne różnice musza istnieć, aby cały organizm był zdrowy.
Kościół nie może być monolitem w każdej sprawie. Gdyby tak było nie odzwierciedlałby ludzkiej różnorodności. Powoli stawałby się skostniałą instytucją zupełnie wyalienowaną w stosunku do ludzi których zrzesza. Dlatego właśnie schizmy są czasem potrzebne.
Tworzą nową jakość w życiu społecznym i eklezjalnym. Pozwalają na zagospodarowanie części ludzi, nie do końca utożsamiających się z obecnym stanem rzeczy. Są również katalizatorem wszelkich zmian w ludzkim myśleniu. Jednak największym dobrem, z którym łączone są schizmy, jest możliwość wyboru. Fakt możliwości wyboru przynależności do danej wspólnoty jest tak istotny dla człowieka, iż jest to jeden z filarów jego wiary, a zarazem bycia w Kościele. Odbierając Kościołom prawa do rozłamu, odbieramy ludziom możliwość decydowania o kształcie eklezjalnych tworów. Zabiera się im ich prawo. Przekreśla ich próby pójścia nową, czasem lepszą, drogą.
Czy to liberalne skrzydło anglikanizmu, czy konserwatywne, obydwie strony prowadzi Duch Święty, tak aby jak najlepiej wypełniali powierzoną im misję. Pozornie mógłby się wydawać taki „rozwód” czymś złym. Ale czy małżonkom, od lat nie potrafiącym się dogadać, nie pozwala się na rozwód? Czasem pod wpływem tak silnych bodźców ludzie wracają do rozmów, obawiając się straty partnera. Te dwie frakcje również potrzebują do tego czasu i cierpliwości.
Ten proces pozwoli także wiernym na utwierdzenie się lub przewartościowanie pewnych stanowisk. Tak aby mogli odnaleźć się w zaistniałej rzeczywistości, zgodnie z własna wolą. Żyjemy w czasach, w których brak wyboru jest frustrujący, gdzie słowa „jedyna słuszna droga” są anachronizmem. Nie istnieje taka jedyna droga w życiu społecznym, dlatego każda możliwość wyboru może być owocna.
Oczywiście z całym tym procesem związane są również pewne obawy. W końcu nie wszystkie rozłamy są „owocną drogą”. Zdarza się, iż rozłamy nie przynoszą wiele dobrego. Wierze jednak, iż świadomi członkowie różnych wspólnot anglikańskich są wstanie przezwyciężyć tę trudną drogę, wiodącą od kłótni, aż do ponownych rozmów. Nie dajmy porywać się naszym emocjom i nie krzyczmy, że cała ta sytuacja jest zła i tylko niszczy Kościół. Ona, tak samo dobrze może go odnowić i wybudować na nowo.
Klarująca się schizma, jak wszystkie możliwe rozstania, przyniesie smutek i rozgoryczenie, jednak z czasem przyniesie refleksje i możliwe pojednanie.
:: Ekumenizm.pl: Zaczęło się! Jest schizma!
:: Ekumenizm.pl: Liberałowie mogą oddzielić się od Canterbury