Społeczeństwo

Czy Bogurodzicę można znieważyć — prawosławny patrzy na Elżbietę Podleśną i artykuł 196


Iko­na niko­go nie wyklu­cza. Prze­ni­ka rze­czy­wi­stość nie­stwo­rzo­ny­mi ener­gia­mi Boży­mi. To okno do świa­ta nad­przy­ro­dzo­ne­go, osią­gal­ne­go dla każ­de­go czło­wie­ka, nie­za­leż­nie od zmien­nej kon­dy­cji i przy­pa­dło­ści oraz labil­nych emo­cji. Jest obra­zem prze­bó­stwie­nia świa­ta, a nie komen­ta­rzem do sytu­acji spo­łecz­no-poli­tycz­nej, nawet tej wyda­wa­ło­by się, wyma­ga­ją­cej pil­nej napra­wy. 


Rady­kal­ne trans­gre­sje i mody­fi­ka­cje nie są w sta­nie nadać jej aktu­ali­za­cji, gdyż, wbrew zewnętrz­nej for­mie, nie jest ona jedy­nie arte­fak­tem histo­rii i dzie­łem sztu­ki.

Spra­wa Elzbie­ty Pod­le­śnej i roz­po­wszech­nia­nia wize­run­ku Iko­ny Mat­ki Bożej Czę­sto­chow­skiej w tęczo­wej aure­oli od dwóch dni sta­ła się, obok wystą­pie­nia Lesz­ka Jaż­dżew­skie­go na UW domi­nu­ją­cym tema­tem pol­skiej deba­ty publicz­nej. Para­dok­sal­nie może się to wyda­wać zja­wi­skiem pozy­tyw­nym. Śla­dy sacrum wciąż nie są dla Pola­ków, nie­za­leż­nie od tego, jak szcze­gó­ło­wo je defi­niu­ją i któ­re­go Kościo­ła pozo­sta­ją wier­ny­mi, rze­czy­wi­sto­ścią obo­jęt­ną. Kwe­stią, przy któ­rej wzru­sza­my tyl­ko ramio­na­mi, uśmie­cha­my się lub krzy­wi­my pod nosem i prze­cho­dzi­my do cie­kaw­szych zajęć: poran­nej kawy lub skro­lo­wa­nia Face­bo­oka.

ogłę­bio­ne spoj­rze­nie na tak gorą­co dys­ku­to­wa­ny pro­blem jest jed­nak poważ­nie utrud­nio­ne ze wzglę­du na jego wie­lo­płasz­czy­zno­wy rezo­nans, się­ga­ją­cy nie tyl­ko zasad­no­ści obec­no­ści pro­wo­ka­cji reli­gij­nej w sfe­rze publicz­nej, ale rów­nież reak­cji orga­nów pań­stwa, ure­gu­lo­wań praw­nych w tej kwe­stii oraz prze­wle­kłe­go kon­flik­tu poli­tycz­ne­go dzie­lą­ce­go oby­wa­te­li nasze­go kra­ju.

Spró­buj­my więc te płasz­czy­zny od sie­bie deli­kat­nie roz­dzie­lić…

W wyja­śnie­niach samej Elż­bie­ty Pod­le­śnej, wobec któ­rej orga­na ści­ga­nia pod­ję­ły postę­po­wa­nie z arty­ku­łu 196 Kodek­su Kar­ne­go w spra­wie znie­wa­że­nia uczuć reli­gij­nych, kolaż gra­ficz­ny, na któ­rym w miej­scu aure­oli akty­wist­ka umie­ści­ła na Iko­nie Mat­ki Bożej Czę­sto­chow­skiej tęczę, sta­no­wić miał pro­test prze­ciw­ko dys­kry­mi­na­cji osób LGBT+ przez Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki w Pol­sce. Nie­za­leż­nie od oce­ny rela­cji więk­szo­ścio­we­go Kościo­ła z oso­ba­mi o innych toż­sa­mo­ściach sek­su­al­nych, inter­pre­ta­cja autor­ki brzmi jasno i bynaj­mniej, nie pozo­sta­wia szcze­gól­nie dużo miej­sca na odmien­ne wyja­śnie­nia, któ­re część komen­ta­to­rów pró­bo­wa­ła pod­jąć tuż po roz­po­czę­ciu dys­ku­sji. Obraz utrwa­lo­ny foto­gra­ficz­nie i powie­lo­ny istot­nie bywa bar­dziej wie­lo­znacz­ny i otwar­ty na her­me­neu­tycz­ne wyja­śnie­nia niż sło­wo pisane/drukowane, nie­mniej, jest sto­sun­ko­wo jasne, że Pod­le­śnej nie cho­dzi­ło o przy­po­mnie­nie o tęczy — biblij­nym zna­ku przy­mie­rza z Księ­gi Rodza­ju, o rewi­ta­li­za­cję nie­któ­rych malar­skich przed­sta­wień Mat­ki Bożej w tra­dy­cji chrze­ści­jań­stwa zachod­nie­go czy wręcz o suge­ro­wa­nie, że Bogu­ro­dzi­ca jest szcze­gól­nie zwią­za­na z mię­dzy­na­ro­do­wym ruchem spół­dziel­czym.

Iko­na nie z tego świa­ta

Dla pra­wo­sław­ne­go chrze­ści­ja­ni­na, któ­ry tak­że – co może war­to przy­po­mnieć – czci Iko­nę Mat­ki Bożej Czę­sto­chow­skiej, znaj­du­ją­cą się zresz­tą w wie­lu świą­ty­niach na całym świe­cie i wspo­mi­na­ną w tra­dy­cji sło­wiań­skiej 19 mar­ca (6 mar­ca według sta­re­go kalen­da­rza), już sama filo­zo­fia, któ­ra sta­ła za hap­pe­nin­giem Pod­le­śnej jest cał­ko­wi­cie obca i teo­lo­gicz­nie nie­zro­zu­mia­ła.

Iko­na, jak i inne prze­ja­wy kul­tu, któ­re okre­śla­my grec­kim ter­mi­nem προσκύνησις (pro­ski­ne­sis), sta­no­wią­cym odpo­wied­nik łaciń­skie­go ter­mi­nu „ado­ra­tio” są war­to­ścią pod­sta­wo­wą, auto­no­micz­ną, samo­ist­ną i nie mogą­cą zostać zastą­pio­ną niczym innym. Nie są więc nośni­kiem innych tre­ści niż tyl­ko ducho­we, nie sta­no­wią komen­ta­rza publi­cy­stycz­ne­go do sytu­acji spo­łecz­no-poli­tycz­nej, mani­fe­stu arty­stycz­ne­go ani nie są ele­men­tem este­ty­ki upięk­sza­ją­cej mniej lub bar­dziej sza­rą codzien­ność.

Chrze­ści­jań­ski Wschód głów­nym przed­mio­tem swe­go zain­te­re­so­wa­nia czy­ni świat ducho­wy, prze­ja­wia­ją­cy się w prze­bó­stwio­nej mate­rii. Odwrot­nie niż Zachód, któ­ry od cza­sów póź­no­śre­dnio­wiecz­ne­go reali­zmu za punkt wyj­ścia bie­rze świat mate­rial­ny. I dopie­ro przez ten świat mate­rii usi­łu­je powie­dzieć coś o życiu ducho­wym. Od cza­sów Akwi­na­ty myśl zachod­nia kon­cen­tro­wa­ła się więc bar­dziej na widzial­nym aspek­cie rze­czy­wi­sto­ści. Nie tyl­ko arty­ści, ale rów­nież duchow­ni w pró­bach przed­sta­wia­nia świa­ta nad­przy­ro­dzo­ne­go nie unik­nę­li uwi­kła­nia w docze­sność, ze wszel­ki­mi nega­tyw­ny­mi i nie­kie­dy też pozy­tyw­ny­mi tego skut­ka­mi.

Stąd iko­ny, któ­ra stwo­rzo­ne są według odpo­wied­nich kano­nów nie spo­sób jest „prze­ro­bić” i uak­tu­al­nić, ośmie­szyć lub przed­sta­wić w krzy­wym zwier­cia­dle, tak jak Mar­cel Duchamp doma­lo­wu­ją­cy wąsy Mona Lizie. Iko­na nie zna świa­tło­cie­ni, gdyż jej zło­te tło przed­sta­wia świat abso­lut­nej Bożej świa­tło­ści i prze­bó­stwie­nia. To świa­tło, obec­ne rów­nież na nim­bie (aure­oli) wokół gło­wy Chry­stu­sa, Mat­ki Bożej lub świę­tych, prze­ni­ka całą powierzch­nię i jest świa­dec­twem bli­sko­ści spraw nad­przy­ro­dzo­nych. Zastą­pie­nie nim­bu sym­bo­li­ką LGBT+ nie zmie­ni tej rze­czy­wi­sto­ści, nie przy­nie­sie już ze sobą tej samej epi­fa­nii, któ­rą iko­na powo­du­je. Jest smut­nym i nie­co roz­pacz­li­wym gestem trans­gre­sji, rzu­ca­ją­cym się co praw­da w oczy, hała­śli­wym i być może draż­nią­cym, ale nie mają­cym żad­ne­go skut­ku spraw­cze­go. Jest, by użyć porów­na­nia z pol­skie­go podwór­ka, jak krzy­ki i bucze­nie pod­czas pogrze­bu nie­lu­bia­nej posta­ci histo­rycz­nej, nie­moż­li­wą pró­bą ana­te­mi­zo­wa­nia zmar­łe­go, któ­ry jest już w innym wymia­rze rze­czy­wi­sto­ści i tego typu zabie­gi nie mają wpły­wu na jego los.

Iko­na nie wyklu­cza i nie odrzu­ca. Świę­te posta­ci na iko­nach niko­go nie prze­kli­na­ją i nie potę­pia­ją. Otwie­ra­ją ręce i syl­wet­kę w geście bło­go­sła­wień­stwa, nie suro­we­go sądu. Jak napi­sa­ła Iri­na Jazy­ko­wa, kla­sycz­na iko­na jest zawsze rado­sna rado­ścią pas­chal­ną. To uro­czy­stość i świa­dec­two zwy­cię­stwa („Świat iko­ny”, MIC 1998, s. 37).

Autor­ka kola­żu wikła się w swo­im hap­pe­nin­gu w widocz­ną sprzecz­ność. Pra­gnąc otwar­to­ści i potę­pia­jąc wyklu­cze­nie, sama w pewien spo­sób wyklu­cza nad­przy­ro­dzo­ną moc iko­ny i sądzi, że przez nada­nie jej ludz­kich i prze­mi­ja­ją­cych tre­ści odpo­wied­nio zmie­ni i ukie­run­ku­je jej dzia­ła­nie. Z dru­giej stro­ny – tego w stu pro­cen­tach nie wiem, ale pozwo­lę sobie sądzić tak na pod­sta­wie sekwen­cji zda­rzeń — zapew­ne pro­te­sto­wa­ła­by, gdy­by na przy­kład w insta­la­cji rzym­sko­ka­to­lic­kie­go Gro­bu Pań­skie­go zna­la­zły­by się nie­mi­łe jej tre­ści poli­tycz­ne, bynaj­mniej (co swo­ją dro­gą jest nie­ste­ty zja­wi­skiem dość czę­stym nad Wisłą) dale­kie od pas­chal­ne­go orę­dzia o Zmar­twych­wsta­łym Baran­ku zwy­cię­ża­ją­cym śmierć. Sło­wem, Pod­le­śna wcho­dzi bez pro­ble­mu w buty swo­ich ide­owych adwer­sa­rzy, dla któ­rych duch jest nie­wie­le istot­nym dodat­kiem do mate­rii.

Iko­na pozo­sta­je zaś nie­zmien­na i prze­ma­wia zawsze jed­na­ko­wo. Mówi to samo do Elż­bie­ty Pod­le­śnej, osób LGBT+, wybor­ców Joachi­ma Bru­dziń­skie­go i Grze­go­rza Sche­ty­ny, zwo­len­ni­ków pań­stwa wyzna­nio­we­go i admi­ra­to­rów moder­ni­za­cyj­nej laicy­za­cji. Nie mówi języ­kiem tego świa­ta, gdyż, jak mówi Pro­roc­two Iza­ja­sza w roz­dzia­le 55: „(…) myśli moje nie są myśla­mi waszy­mi ani wasze dro­gi moimi dro­ga­mi”.

Emo­cje czy dzia­ła­nia?

Przejdź­my teraz do kolej­nej płasz­czy­zny, W spra­wie kola­żu z tęczo­wą aure­olą odży­ła dłu­ga i nie­roz­strzy­gnię­ta dys­ku­sja o celo­wo­ści utrzy­my­wa­nia para­gra­fu 196 Kodek­su Kar­ne­go, sta­no­wią­ce­go część roz­dzia­łu XXIV doty­czą­ce­go prze­stępstw prze­ciw­ko wol­no­ści sumie­nia i wyzna­nia. Da się zauwa­żyć, że jest on kry­ty­ko­wa­ny od pra­wa do lewa i co zna­mien­ne, z rady­kal­nie nie­raz odmien­nych pozy­cji świa­to­po­glą­do­wych, ale podob­nych wnio­sków epi­ste­mo­lo­gicz­nych.

Zazwy­czaj osią tej kry­ty­ki jest nie­pre­cy­zyj­ność poję­cia „uczu­cia reli­gij­ne”, zakła­da­ją­ce­go, jak to zazwy­czaj w ludz­kich uczu­ciach bywa, subiek­ty­wizm i zmien­ność. Nie roz­wi­ja­jąc sze­rzej tego pro­ble­mu, wyda­je się, że inten­cje pra­wo­daw­ców z 1997 roku były słusz­ne – cho­dzi­ło im o obro­nę wie­rzeń i kul­tu oraz przed zada­wa­niem im bólu psy­chicz­ne­go, wyśmie­wa­nia i drwie­nia oraz powo­do­wa­nia ogól­ne­go dys­kom­for­tu. To ele­men­ty szcze­gól­nie waż­ne we współ­cze­snej demo­kra­cji oby­wa­tel­skiej, dba­ją­cej o wspól­no­to­wy cha­rak­ter pań­stwa i jego insty­tu­cji, przed­kła­da­ją­cej tole­ran­cję i posza­no­wa­nie wobec róż­nych odmien­nych toż­sa­mo­ści i pre­fe­ren­cji. Zupeł­nie więc znie­sie­nie tego para­gra­fu wyda­wa­ło­by się regre­sem w sto­sun­ku do osią­gnięć nowe­go Pra­wa Kar­ne­go, któ­re przed 22 laty zastą­pi­ło wywo­dzą­cy się jesz­cze z epo­ki Wła­dy­sła­wa Gomuł­ki tzw. Kodeks Igo­ra Andre­je­wa.

War­to jed­nak zasta­no­wić się, czy w prak­ty­ce postę­po­wa­nia kar­ne­go w tych kwe­stiach war­to kon­cen­tro­wać się na hap­pe­nin­gach obli­czo­nych na zdo­by­cie roz­gło­su, czy raczej na przy­pad­kach czyn­ne­go zakłó­ca­nia czyn­no­ści reli­gij­nych i sakral­nych. W tym miej­scu war­to pod­kre­ślić, iż w Pol­sce mają one naj­czę­ściej cha­rak­ter skraj­nie incy­den­tal­ny i w przy­tła­cza­ją­cej więk­szo­ści przy­pad­ków ich spraw­ca­mi są oso­by cier­pią­ce na zabu­rze­nia psy­chicz­ne lub znaj­du­ją­ce się pod wpły­wem sub­stan­cji psy­cho­ak­tyw­nych. Taki przy­pa­dek miał miej­sce w pierw­szej poło­wie tej deka­dy na Jasnej Górze, gdy pod­czas nabo­żeń­stwa obec­ny Kapli­cy Cudow­ne­go Obra­zu męż­czy­zna pró­bo­wał zaata­ko­wać iko­nę Mat­ki Bożej pojem­ni­kiem z czar­ną far­bą. Wkrót­ce oka­za­ło się, że była to oso­ba dotknię­ta scho­rze­nia­mi psy­chicz­ny­mi. Nie prze­szka­dza­ło to nie­któ­rym śro­do­wi­skom pra­wi­co­wym wysto­so­wać ad hoc ofi­cjal­nych listów pro­te­sta­cyj­nych, oskar­ża­ją­cych o ten czyn „wia­do­me siły poli­tycz­ne i ide­olo­gicz­ne”. Tutaj doty­ka­my jesz­cze inne­go pro­ble­mu, nie spo­sób nie­kie­dy pozbyć się wra­że­nia, że dla nie­któ­rych krę­gów tego rodza­ju incy­den­ty sta­no­wią wręcz pali­wo do mobi­li­za­cji i wzmo­że­nia, swo­isty dar z nie­bios (choć nie­bio­sa to może nie­wła­ści­wy adres) pozwa­la­ją­cy wyra­zić pło­mien­ny pro­test w obro­nie „demo­lo­wa­nej toż­sa­mo­ści naro­do­wej”.

Wyda­je się więc, że w przy­pad­kach takich jak Elż­bie­ty Pod­le­śnej, insty­tu­cje pań­stwa powin­ny reago­wać z odpo­wied­nim umia­rem, racjo­nal­nie i ade­kwat­nie. Chrze­ści­ja­nie wie­dzą tak napraw­dę, że czło­wiek obra­ża Boga przez codzien­ne, mniej­sze i więk­sze grze­chy, a rze­czy­wi­stym straż­ni­kiem sacrum nie jest apa­rat ści­ga­nia, ale gra­ni­ca pomię­dzy dobrem i złem prze­bie­ga­ją­ca w naszym wnę­trzu.



Gale­ria
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.