Kościół przemawia do bogatych
- 5 czerwca, 2007
- przeczytasz w 8 minut
Stosunek Kościoła do globalizacji jest tyleż oczywisty, co bardzo różnie interpretowany. Nauczanie Kościoła rzymskiego o wolnym rynku i globalizacji nie odbiega od stanowiska Kościoła wschodniego i denominacji protestanckich. Zasady społeczne chrześcijan czerpią z Ewangelii. Dobra Nowina Jezusa o ubogich i Jego czyny miłosierdzia nie pozostawiają żadnych wątpliwości: w centrum aktywności ekonomicznej jest człowiek – przed zyskiem. Szczyt G8 Przywódcy USA, W. Brytanii, Niemiec, Francji, Włoch, Kanady, Japonii i Rosji […]
Stosunek Kościoła do globalizacji jest tyleż oczywisty, co bardzo różnie interpretowany. Nauczanie Kościoła rzymskiego o wolnym rynku i globalizacji nie odbiega od stanowiska Kościoła wschodniego i denominacji protestanckich. Zasady społeczne chrześcijan czerpią z Ewangelii. Dobra Nowina Jezusa o ubogich i Jego czyny miłosierdzia nie pozostawiają żadnych wątpliwości: w centrum aktywności ekonomicznej jest człowiek – przed zyskiem.
Szczyt G8
Przywódcy USA, W. Brytanii, Niemiec, Francji, Włoch, Kanady, Japonii i Rosji będą obradowali od 6 do 8 czerca w nadbałtyckim kurorcie Heiligendamm. Gospodarzem spotkania będzie niemiecka kanclerz Angela Merkel. Jej kraj kieruje w tym roku pracami G8.
Nadchodzący szczyt najbogatszych państw świata budzi nadzieje i kontrowersje również w gremiach kościelnych.
Przewodniczący episkopatów krajów biorących udział w konferencji wystosowali list do uczestników spotkania w Niemczech. Wzywają w nim do podjęcia odważnych działań dla przezwyciężenia ubóstwa w świecie. Hierarchowie zwracają rządzącym uwagę, że nie zostały dopełnione zobowiązania dotyczące zwiększenia pomocy zagranicznej dla Afryki. „Jeśli w sercach Afrykańczyków nadzieja zajmie miejsce rozpaczy, cały świat stanie się bardziej bezpieczny.” – przepowiadają biskupi. Równouprawnienie kobiet, skuteczna walka z epidemią AIDS, rozmieszczenie sił pokojowych w Darfurze to palące wyzwania dla całej społeczności międzynarodowej – uważają biskupi.
Biskupi kończą swój list zapewnieniem o modlitwie: „Modlimy się, aby wasze spotkanie odbywało się w klimacie współpracy, prowadzącej do rozwoju dobra wspólnego. Będzie to możliwe przez podjęcie konkretnych działań w celu przezwyciężenia biedy, poprawy opieki zdrowotnej, zapewnienia pokoju i bezpieczeństwa” .
Tymczasem atmosfera w niemieckim Heiligendamm jest naprawdę gorąca. Stanowcza zapowiedź niemieckiego rządu o braku tolerancji dla demonstracji antyglobalistycznych sprowokowała starcia z policją. Na kilka dni przed szczytem kilkadziesiąt tysięcy demonstrantów wyszło na ulice, by kontestować politykę najbogatszych państw. Protest odbywał się pod hasłem „Możliwy jest inny świat”.
Czy inny świat jest możliwy?
Globalizacja i spekulacja kapitałem, będące poza wszelką kontrolą społeczną, budzi wątpliwości, a czasami zdecydowany sprzeciw wszystkich Kościołów chrześcijańskich. Nie ma chyba tematu tak bardzo ekumenicznego jak sprawiedliwość społeczna w kontekście dystrybucji zasobów ekonomicznych.
Nie możemy zamykać oczu na wiele rozmaitych cierpień i niesprawiedliwości, które towarzyszyły kolonizacji — powiedział Benedykt XVI na placu św. Piotra — ale Ewangelia wyraża tożsamość ludów Ameryki Łacińskiej i inspiruje do przeciwstawienia się zglobalizowanemu światu.
Watykan jeszcze nigdy tak stanowczo nie ostrzegał przed wypaczeniem procesu globalizacji. Po raz pierwszy (w Brazylii) definitywnie potępił kapitalizm, jako system który stawia zysk ponad człowiekiem i wyklucza Boga.
Zarówno kapitalizm, jak i marksizm obiecywały znalezienie drogi do powstania struktur sprawiedliwych i utrzymywały, że gdy tylko do tego dojdzie, będą działać same; twierdzono, że nie tylko nie będą potrzebować poprzedniej moralności indywidualnej, ale że wprowadzą moralność zbiorową. I ta obietnica ideologiczna okazała się kłamliwa. Ukazały to fakty. System marksistowski tam, gdzie doszedł do władzy, pozostawił po sobie nie tylko ponure dziedzictwo zniszczenia gospodarczego i ekologicznego, ale także bolesne zniszczenie ducha. To samo widzimy na Zachodzie, gdzie stale wzrasta przepaść między biednymi a bogatymi i dochodzi do niepokojącej degradacji ludzkiej godności przez narkotyki, alkohol i złudne miraże szczęścia.
Wydaje się, że Benedykt XVI w ciągu krótkiego czasu swojego „panowania” pozbył się złudzeń, co do możliwości reformy kapitalizmu. W Brazylii powiedział konkretnie: jest to system zły, co wcale nie oznacza jego negacji. Kapitalizm w obecnej postaci to dla papieża zło konieczne. I chętnie zastąpiłby go systemem sprawiedliwszym. Ale to nie papież ma poszukiwać sprawiedliwszych form ustrojowych i modeli ekonomicznych.
Z drugiej strony trzeba przyznać, że kapitalizm podnosi walory nauczania społecznego takie choćby jak poszanowanie własności, wolną wymianę czy mobilizację szeroko rozumianych zasobów ludzkich. Niemniej tkwiące w nim pozytywne właściwości zostały tak dalece zagubione, że ludzkość utraciła nadzieję na ich wydobycie.
W Brazylii zachodni komentatorzy zapytywali: czy papież nawołuje do budowania alternatywnych modeli ustrojowych, czy też chodzi mu tylko o reewangelizację w ramach starych ustrojów lub o ich „nawrócenie”, przemianę w takim duchu, by ani Boga, ani człowieka nie marginalizowały?
Propozycje Benedykta XVI nie odbiegają w tej sytuacji od rad, które dawał światu Jan Paweł II. Nie należy zaprzestawać poszukiwań takich rozwiązań, które w sposób rzeczywisty zmierzą się z problemami ubóstwa i sprawiedliwości społecznej w ramach kapitalizmu albo wbrew niemu, jeśli okaże się to konieczne. Kościół podaje zasady zdrowej dystrybucji dóbr i uporczywie wskazuje na ich łamanie w coraz bardziej nierównej konkurencji „wolno” rynkowej. Ośmiela się też sam łamać zasady wolnego rynku, kiedy na przykład pochwala renacjonalizację zasobów naturalnych (episkopat boliwijski) albo potępia zdzierczy handel długami krajów rozwijających się.
Jądro zasad współczesnych procesów ekonomicznych ustawia człowieka i Boga na drugim miejscu, po zysku. Dlatego trudno mówić nawet o zaufaniu Kościoła do mechanizmów wolnorynkowych. Po prostu są one sprzeczne, jako takie z chrześcijaństwem. Wystarczy przeczytać klasyków liberalizmu takich jak Isajach Berlin, żeby się o tym przekonać.
Ci, którzy chcieliby ochrzcić wolny rynek głoszą utopię tyleż szaloną, co szkodliwą. Chrzest wiąże się z przemianą, porzuceniem starych przyzwyczajeń i zmianą mentalności. A wolny rynek jak sama nazwa wskazuje musi pozostać wolnym — w tym od zobowiązującego przesłania o równości wszystkich ludzi — by spełnić swoje zadanie. Apel o rezygnację z zysku, choć konieczny nie spotka się ze zrozumieniem kapitalizmu. W dwutysięcznym roku Jan Paweł II wystosował prośbę do wierzycieli krajów trzeciego świata. Prawie nikt nie odpowiedział mu. W wolnym rynku jest miejsce na dzieła charytatywne, ale sam jego mechanizm jest bezlitosny i nie uwzględnia utraty zysku z takiego powodu jak godność ludzka, ekologia i sprawiedliwość społeczna.
Kościół nie poprzestaje na łagodzeniu ubocznych skutków bogacenia się (żeby ktoś był bogaty, ktoś inny musi być biedny). Chodzi o wprowadzenie takich mechanizmów w życie gospodarcze, żeby dystrybucja nie pomijała słabszych. Trwałe i skuteczne mogą być rozwiązania systemowe lub wewnątrz systemu, a nie obok niego na zasadzie łagodzącego remedium. I są to rozwiązania, które nie tyle zmieniają wewnętrzne zasady wolnego rynku, co je ograniczają.
Można na sprawę wolnego rynku spojrzeć bardziej pozytywnie. Gdy wolnorynkowy mechanizm poddamy rozsądnej kontroli, która nie stępi jego dynamizmu można go otworzyć na wartości dobra wspólnego. Dużą trudność — w takiej integracji kapitalizmu z ideą dobra wspólnego — stanowi podłoże epistemologiczne. Liberalizm, jako kościec filozoficzny kapitalizmu nie wyróżnia dobra obiektywnego. Jest tylko dobro i prawda jednostek.
Chrześcijanie włączają się w grę wolnorynkową w pewnych granicach i zakładają, że zrezygnują z zysku, gdy jego osiągnięcie naruszałoby ludzką godność. Nie jest to więc ochrzczony kapitalizm, ale samoograniczenie udziału w grze wolnorynkowej.
Wydaje mi się, że przyjęcie opcji, iż można pogodzić chrześcijańskie zasady współpracy społecznej z grą wolnorynkową rodzi nierealistyczne złożenie, które hamuje ewangeliczne wezwanie do poszukiwania sprawiedliwszego porządku rzeczy. Kapitalizm i globalizacja w takim przymierzu z chrześcijaństwem utwierdzają się w swoich niesprawiedliwych mechanizmach i stają się niereformowalne.
Liberalizmu ekonomicznego nie da się oderwać od filozofii liberalnej. Takie rozbicie proponują neokonserwtyści – silny nurt współczesnego konserwatyzmu. Według nich wolny rynek mógłby funkcjonować według zasad liberalizmu ekonomicznego, ale w poszanowaniu moralności chrześcijańskiej. Takie stanowisko zawiera wiele niekonsekwencji i sprzeczności. Przede wszystkim dlatego, że interes osobisty nie ma charakteru absolutnego w etyce społecznej Kościoła, a w systemie liberalnym ma. Chrześcijaństwo kieruje się konkretną wizją człowieka. Kościół uzależnia poszanowanie godności ludzkiej od zaaplikowania tego zwartego projektu antropologicznego całemu życiu społecznemu. Praktyka społeczna wykazuje, że faktycznie bez uniwersalnego rozumienia człowieczeństwa ekonomia błądzi, nie znając dostatecznie jasno granic swego oddziaływania.
Sprawiedliwe struktury są, jak mówiłem, niezbędnym warunkiem dla sprawiedliwego społeczeństwa, nie powstają jednak ani nie działają bez konsensusu moralnego społeczeństwa wokół podstawowych wartości i w sprawie konieczności życia tymi wartościami z niezbędnymi wyrzeczeniami, nawet wbrew interesowi osobistemu. Ten fragment papieskiego przemówienia w Brazylii ilustruje troskę Kościoła o wspólnotę wartości, jako swoiste apriori powodzenia ekonomicznego.
Inny świat jest możliwy. Po pierwsze trzeba nazwać niezbywalne różnice między chrześcijaństwem a rynkiem liberalnym – liberalizmem. To jest punkt wyjściowy do dokonania jakichkolwiek zmian. Po drugie trzeba zakreślić granice w posługiwaniu się wolnym rynkiem. Te etyczne i te moralne – wspólne wszystkim ludziom i istotne dla chrześcijan. Po trzecie trzeba odważnie skonfrontować wolny rynek z zasadami sprawiedliwości społecznej.
Najbogatsi mogą i powinni umorzyć długi biednym i muszą się pogodzić z powrotem zasobów naturalnych do dyspozycji narodów, których są własnością. Muszą zaprzestać posługiwania się siłą i wojnami oraz mediami w walce o zasoby. Narody nie mogą być manipulowane przez najbogatszych, którzy dominują debatę publiczną i komunikację społeczną.
W dużej mierze oczekiwania alterglobalistów są zgodne z oczekiwaniami Kościoła i nie przeczą jego nauce społecznej. Większości alterglobalistów nie chodzi o totalne zrównanie klas, lecz o dowartościowanie ubogich i stępienie ostrości gry wolnorynkowej.
Intencję Kościoła, która stoi za takimi zmianami prezentuje Benedykt XVI powołując się na encyklikę “Populorum progressio”.
W tym kontekście z przyjemnością wspominam encyklikę “Populorum progressio”, której 40. rocznica przypada w tym roku. Ten dokument papieski ukazuje, że prawdziwy rozwój musi być integralny, to jest nastawiony na wspieranie całego człowieka i wszystkich ludzi (por. n. 14) oraz wzywa wszystkich do położenia kresu poważnym nierównościom społecznym i ogromnym różnicom w dziedzinie dostępu do dóbr. Narody te gorąco pragną przede wszystkim pełni życia, które przyniósł nam Chrystus: “Ja przyszedłem po to, aby miały życie i miały je w obfitości” (J 10, 10). Przez to Boże życie rozwija się także w pełni egzystencja ludzka w swoim wymiarze osobistym, rodzinnym, społecznym i kulturalnym.
:: Oficjalna strona Szczytu G‑8 w Heiligendamm
:: Ekumenizm.pl: Dzwony zabiją najbogatszym, świece zapłoną dla biednych