Komunijna secesja
- 2 marca, 2007
- przeczytasz w 4 minuty
Zakończony niedawno w Tanzanii zjazd prymasów Wspólnoty Anglikańskiej po raz kolejny mógł zwrócić uwagę na pewien istotny problem. Bynajmniej nie chodzi tu o tak lansowany w mediach stosunek do homoseksualistów, czy ordynacji kobiet. A to, jak wiemy, główna oś podziału wewnątrz tejże wspólnoty. Spektakl, jaki po raz kolejny odegrali niektórzy biskupi, wyrażony został prostym gestem odmowy udziału w Eucharystii z osobami o innych poglądach. Na problem można spojrzeć z różnych punktów widzenia, jednak […]
Zakończony niedawno w Tanzanii zjazd prymasów Wspólnoty Anglikańskiej po raz kolejny mógł zwrócić uwagę na pewien istotny problem. Bynajmniej nie chodzi tu o tak lansowany w mediach stosunek do homoseksualistów, czy ordynacji kobiet. A to, jak wiemy, główna oś podziału wewnątrz tejże wspólnoty. Spektakl, jaki po raz kolejny odegrali niektórzy biskupi, wyrażony został prostym gestem odmowy udziału w Eucharystii z osobami o innych poglądach.
Na problem można spojrzeć z różnych punktów widzenia, jednak chyba najbardziej istotne w tej sprawie jest zamazanie się pewnej cienkiej granicy. Linia ta w dzisiejszym świecie symbolicznie oddzielała dwa sposoby prowadzenia debaty. Ten czysto polityczny sposób, w którym wszelkie chwyty są dozwolone, oraz ten dialogu kościelnego, w którym starano się w miarę możliwości prowadzić wyłącznie merytoryczne dyskusje.
Rozłamowi arcybiskupi z Afryki (oraz jeden z Azji) swoimi poczynaniami pokazali, że ta granica jest płynna i zależy tylko od kontekstu oraz celów, jakie przyświecają sprawie. Zastosowanie politycznych metod walki z przeciwnikiem unaoczniło relatywizm hierarchów.
Można by spytać, czym jest ten relatywizm? W tej konkretnej sytuacji objawił się on dwojako: wpierw przez zagrania, które ocierają się o polityczną szarą sferę (np. „podkupywanie” konserwatywnych parafii), oraz poprzez odmowę przyjęcia wspólnej Komunii było negacja jej sensu.
Każdy Kościół naucza, iż Wieczerza jest pokrzepieniem duszy wierzącego. Jej centrum jest nieodłącznie związane jest z ukrzyżowaniem Chrystusa. To implikuje stwierdzenie, że Komunię mogą i powinni spożywać wszyscy wierzący ku ich zbawieniu. Ten prosty fakt jednak nijak ma się do tego jak postąpili afrykańscy duchowni. Niechęć do wspólnej Wieczerzy z osobami o odmiennych poglądach była pogwałceniem biblijnego sensu Chrystusowej ofiary. Równość wobec Boga w każdym momencie życia, a szczególnie w trakcie komunii została odrzucona przez ludzi, którzy powinni tej równości strzec. Ten precedens może postawić w złym świetle dalsze poczynania grupy konserwatywnych prymasów z Afryki. Zarazem wskazuje, że do osiągnięcia politycznych celów nawet duchowni potrafią wejść na złą drogę, która kończy się partykularnym wykorzystaniem największej tajemnicy chrześcijaństwa do indywidualnych rozgrywek.
Usprawiedliwianie takich wyjątków od reguły sankcjonuje ich obecność. Nikt, ani inni biskupi, ani tym bardziej wierni, nie powinni milczeć w takich sytuacjach. Precedensy mają w sobie siłę powtarzalności, która zmienia je w panującą regułę. A zgoda na jeden taki czyn powoduje zasianie ziarna niepewności. Prawdopodobnie w oczach hierarchów, którzy dopuścili się takiego czynu nie jest to karygodne. I z całą swoją stanowczością mogli by argumentować na rzecz takiego wyjścia z sytuacji. Jednak wszelka obrona takiego wyjątku jest de facto tanim usprawiedliwieniem się przed samym sobą.
Należało by zastanowić się nad konsekwencjami tej sytuacji. Można banalizować problem, jednak takie krótkowzroczne spojrzenie zemści się na tych, którzy tak postąpią. W dłuższej perspektywie czyn ten może podkopać zaufanie, które posiadają biskupi ze względu na pełnioną funkcję. Zarazem przykład, jaki pośrednio dano ludziom, może posłużyć do dowolnego wykluczania z Wieczerzy oraz łona Kościoła ludzi, których poglądy w danym momencie nalezą do mniejszości. Oczywiście jest to scenariusz bardzo pesymistyczny, jednak w dzisiejszym świecie i takiego nie można wykluczyć z całą pewnością. Nawet bardziej stonowane prognozy mogą być zabójcze dla Kościoła anglikańskiego. Gest jakiego się dopuszczono, który można porównywać z amerykańską segregacją rasową, będzie wpływał na rosnącą nieufność różnych hierarchów względem swoich braci w urzędzie. Również tak bezrefleksyjne podejście do zagadnienia przyjmowania Komunii może być złym przykładem dla szeregowych wiernych. Porównywalnym w pewnej mierze do nauki dziecka, gdzie z jednej strony mówimy o potrzebie nie kłamania, a z drugiej na oczach dziecka sami oszukujemy. Analogicznie postąpiono w Tanzanii.
Jeśli jednak przedstawiłem skutki takiego czynu, należało by sprobować znaleźć drogę wyjścia z tej sytuacji. Oczywiście abstrahuje od wewnętrznych problemów wspólnoty anglikańskiej, ponieważ nie jest to moim tematem.
Tego co już się stało nie zmieni się, jednak wskazane było by przeprowadzenie na ten temat pewnej dyskusji. Może ona okazać się równie bolesna jak inne problemu, jednak powinna prowadzić do zaprzestania takich praktyk w przyszłości. Szczerość duchownych to jednak z fundamentalnych cech, której od nich oczekujemy. Nie tylko w relacjach z wiernymi, ale również w relacjach miedzy sobą. Dlatego dialog o tej, nie pierwszy raz przeżytej sytuacji, powinien zostać zapoczątkowany aż do pełnej zgody na wykluczenie takich działań w przyszłości. Ważnym jest, aby oddzielić merytoryczne spory o politycznych deklaracji. Do tego potrzeba zgody obydwu stron, co zarazem nie narzuca pełnej zgody na innych płaszczyznach. Bez takiego dialogu Wspólnota Anglikańska na poziomie hierarchów nie będzie w stanie prowadzić konstruktywnej debaty o kształcie Kościoła. I choć mogłoby się wydać, iż wina za czyn leży po stronie „secesyjnych konserwatystów” to brak dialogu nad tym problemem będzie również winą drugiej strony.
:: Ekumenizm.pl: Siedmiu zbuntowanych