Społeczeństwo LGBTQ +

Czy sakramenty da się ograniczyć? — rozmowa z prawosławnym publicystą Łukaszem Kobeszką


Kate­go­rycz­ne wyklu­cze­nie homo­sek­su­ali­stów z kapłań­stwa w pra­wo­sła­wiu za pomo­cą jed­ne­go doku­men­tu, ency­kli­ki lub bul­li mogło­by nosić zna­mio­na prób ogra­ni­cza­nia dzia­ła­nia Bożej mocy poprzez sakra­men­ty — mówi w roz­mo­wie z ekumenizm.pl pra­wo­sław­ny publi­cy­sta Łukasz Kobesz­ko.




Eku­me­nizm: Opi­nia publicz­na w Pol­sce żyje od kil­ku­na­stu dni spra­wą “zrzu­ce­nia sutan­ny” przez ks. Łuka­sza Kach­no­wi­cza. Nie jest to pierw­sze takie wyda­rze­nie, moż­na wręcz uznać, że stop­nio­wo przy­zwy­cza­ja­my się do takich wia­do­mo­ści i ogła­sza­nych publicz­nie decy­zji. Tutaj, podob­nie jak w przy­pad­ku ks. Krzysz­to­fa Cha­ram­sy sprzed kil­ku lat, mamy do czy­nie­nia z tłem doty­czą­cym pro­ble­ma­ty­ki obec­no­ści osób LGBT już nie tyl­ko w danym Koście­le chrze­ści­jań­skim, ale w sta­nie kapłań­skim. Jak na takie zja­wi­ska patrzy oso­ba pra­wo­sław­na?

Łukasz Kobesz­ko: Bez wzglę­du na to, z duchow­nym jakie­go Kościo­ła mamy do czy­nie­nia, takie odej­ście jest zawsze bole­sne. Nawet patrząc czy­sto po ludz­ku, jest świa­dec­twem poraż­ki obra­nej dro­gi życio­wej. Nie trze­ba mieć wiel­kiej wyobraź­ni, aby mieć przed oczy­ma czło­wie­ka, któ­ry w pew­nym momen­cie życia usły­szał głos powo­ła­nia do bycia kapła­nem. Pra­gnie gło­sić Ewan­ge­lię, spra­wo­wać świę­te miste­ria, być bli­sko ludzi, poma­gać im w nie­raz nie­zwy­kle deli­kat­nych i skom­pli­ko­wa­nych kwe­stiach ducho­wych. I po jakimś cza­sie coś się koń­czy, pęka… Prze­ży­wa to prze­cież nie tyl­ko sam zain­te­re­so­wa­ny, ale rów­nież znaj­du­ją­cy się pod jego opie­ką wier­ni. Poja­wia­ją się z ich stro­ny pre­ten­sje, roz­cza­ro­wa­nie, poczu­cie zawo­du, dzie­siąt­ki pytań, któ­re czę­sto pozo­sta­ją już bez odpo­wie­dzi. Jed­nym sło­wem – to sytu­acja z pew­no­ścią nie do pozaz­drosz­cze­nia dla wszyst­kich stron. Kapła­na czy też uzna­ją­ce­go się za byłe­go kapła­na, nale­ży potrak­to­wać z peł­nym sza­cun­kiem, chrze­ści­jań­ską miło­ścią i życz­li­wo­ścią. Jaki­kol­wiek publicz­ny hejt, publicz­ne poszu­ki­wa­nie win­nych, roz­li­cza­nie „zdraj­ców”, zwa­la­nie wszyst­kie­go na wszech­ogar­nia­ją­ce spi­ski — to dzia­ła­nia sprzecz­ne z tym duchem i z pew­no­ścią nie poma­ga­ją­ce niko­mu.

Jed­nak nie każ­de odej­ście to świa­dec­two poraż­ki – są duchow­ni, któ­rzy roz­po­zna­ją po jakimś cza­sie bra­ki ducho­we, oso­bi­ste lub fizycz­ne unie­moż­li­wia­ją­ce im odpo­wie­dzial­ne spra­wo­wa­nie posłu­gi duchow­ne­go

Gdy czy­ta­my jed­no z naj­wy­bit­niej­szych dzieł Ojców Kościo­ła doty­czą­cych kapłań­stwa – słyn­ny Dia­log świę­te­go Jana Zło­to­uste­go (Chry­zo­sto­ma), wręcz pora­ża nas, jak z wiel­ką żar­li­wo­ścią opi­su­je on, iż kapłan na mocy sakra­men­tu świę­ceń ma moż­li­wość spra­wo­wa­nia „świę­to­ści świę­tych” — Boskiej Litur­gii, doko­ny­wa­nia cudow­nej prze­mia­ny Świę­tych Darów w Cia­ło i Krew Chry­stu­sa. Odej­ście z kapłań­stwa, to więc nie takie pro­ste i oczy­wi­ste gesty jak czę­ste w dzi­siej­szym świe­cie zmia­ny wyko­ny­wa­ne­go zawo­du, prze­pro­wadz­ki do inne­go mia­sta lub kra­ju, odej­ście pił­ka­rza z klu­bu, w któ­rym osią­gał suk­ce­sy lub muzy­ka ze skła­du zna­ne­go zespo­łu.

Czło­wiek jest jed­nak wol­ny i zapew­ne nie ist­nie­je żaden uni­wer­sal­ny mecha­nizm psy­cho­lo­gicz­ny, żad­na „tech­ni­ka”, zarów­no na eta­pie for­ma­cji przed świę­ce­nia­mi lub ordy­na­cją, ani też w póź­niej­szym cza­sie, któ­ra mogła­by takie decy­zje o „zrzu­ce­niu sutan­ny” wyeli­mi­no­wać. Zarów­no w Kościo­łach rzym­sko­ka­to­lic­kim, pra­wo­sław­nym i sta­ro­ka­to­lic­kim, jak i w Kościo­łach wyro­słych z Refor­ma­cji, mają­cych już inne podej­ście do kapłań­stwa. Co do przy­pad­ku ks. Cha­ram­sy, sytu­acja była, jak sądzę, nie­co odmien­na. On ogło­sił, że jest oso­bą żyją­cą w związ­ku homo­sek­su­al­nym. Wyda­je się jed­nak, że nie chciał odcho­dzić ze sta­nu kapłań­skie­go.

 Ks. Cha­ram­sa został jed­nak w kon­se­kwen­cji swo­je­go coming-outu obło­żo­ny karą suspen­sy. Nato­miast sekwen­cja zda­rzeń w przy­pad­ku ks. Kach­no­wi­cza była nie­co inna…

 Mogę się wypo­wia­dać tyl­ko na pod­sta­wie publicz­nych wypo­wie­dzi ks. Kach­no­wi­cza – nie znam go oso­bi­ście. Ale istot­nie, widzę tu pew­ną róż­ni­cę. Ks. Kach­no­wicz naj­pierw pisał w mediach spo­łecz­no­ścio­wych o urlo­pie, póź­niej dopie­ro zaczął, w spo­sób zresz­tą bar­dzo sub­tel­ny, dawać sygna­ły, że nie cho­dzi tu tyl­ko o urlop, że może już z nie­go nie powró­cić. Widać, że była to dla nie­go bar­dzo cięż­ka decy­zja, obar­czo­na ogrom­nym stre­sem. Wspo­mi­nał zresz­tą o depre­sji, uciecz­kach w używ­ki itp. Po ludz­ku – zro­zu­mia­ła sytu­acja kry­zy­so­wa. W przy­pad­ku ks. Cha­ram­sy było odmien­nie, mia­ło się wra­że­nie, że spra­wa mia­ła pewien wyraź­ny sce­na­riusz. Naj­pierw wywiad dla duże­go tygo­dni­ka, następ­nie ogól­no­pol­skiej sta­cji tele­wi­zyj­nej, w koń­cu kon­fe­ren­cja pra­so­wa w Waty­ka­nie z coming-outem…

W oby­dwu przy­pad­kach moż­na jed­nak powie­dzieć, że przy­czy­ną decy­zji był nega­tyw­ny sto­su­nek Kościo­ła tych duchow­nych do osób LGBT, dodat­ko­wo wzmoc­nio­ny dość agre­syw­ny­mi wypo­wie­dzia­mi bisku­pów rzym­sko­ka­to­lic­kich i atmos­fe­rą woj­ny świa­to­po­glą­do­wej w Pol­sce po Mar­szach Rów­no­ści. Jak patrzą na to pra­wo­sław­ni w Pol­sce? Czy usłysz­my głos bisku­pów Pol­skie­go Auto­ke­fa­licz­ne­go Kościo­ła Pra­wo­sław­ne­go? Wypo­wia­da­ją się hie­rar­cho­wie kato­lic­cy, głos zabrał bp Jerzy Samiec z Kościo­ła ewan­ge­lic­ko-augs­bur­skie­go?

Abso­lut­nie nie czu­ję się kom­pe­tent­ny do zabie­ra­nia gło­su w imie­niu bisku­pów lub ogó­łu duchow­nych. Jestem tyl­ko publi­cy­stą i w dodat­ku, oso­bą świec­ką. Nie­mniej, oczy­wi­ście wszyst­kie te wyda­rze­nia znaj­du­ją pewien oddźwięk w Koście­le pra­wo­sław­nym, są dys­ku­to­wa­ne, tak­że w gru­pach na por­ta­lach spo­łecz­no­ścio­wych. Podob­nie, jak w innych Kościo­łach sły­szy­my i czy­ta­my róż­ne opi­nie. Od opi­nii kon­ser­wa­tyw­nych, zbli­żo­nych do tych wygła­sza­nych w Koście­le rzym­sko­ka­to­lic­kim, do poglą­dów zde­cy­do­wa­nie libe­ral­nych.

Dość dyplo­ma­tycz­na odpo­wiedź…

Sądzę, że war­to ją pogłę­bić i uści­ślić. Czę­sto bowiem sły­szę pyta­nia: „dla­cze­go Cer­kiew nie wypo­wie­dzia­ła się w danej kwe­stii?”. Pró­bu­jąc odpo­wie­dzieć, nie­któ­rzy pod­no­szą argu­ment, że Kościół pra­wo­sław­ny jako mniej­szo­ścio­wy, nie musi zabie­rać gło­su we wszyst­kich nośnych spo­łecz­nie i gorą­co dys­ku­to­wa­nych kwe­stiach w Pol­sce. Przy­znam, że zgo­dzę się tyl­ko z dru­gą czę­ścią tej odpo­wie­dzi. Nie cho­dzi tu jed­nak tyl­ko o bycie Kościo­łem mniej­szo­ścio­wym – to było­by w zasa­dzie tłu­ma­cze­nie czy­sto świec­kie i wręcz uty­li­tar­ne. Cho­dzi raczej o to, że Cer­kiew przyj­mu­je inny model obec­no­ści w świe­cie, niż robi to cho­ciaż­by Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki.

Nie dzia­ła­my na zasa­dzie nowo­cze­snej agen­cji pra­so­wej, por­ta­lu inter­ne­to­we­go lub sta­cji tele­wi­zyj­nej na bie­żą­co komen­tu­ją­cych nośne wyda­rze­nia rze­czy­wi­sto­ści. Nie ma u nas ogrom­nej licz­by listów paster­skich, doku­men­tów pasto­ral­nych i ana­liz socjo­lo­gicz­no-sta­ty­stycz­nych. Kon­cen­tru­je­my się przede wszyst­kim na życiu sakra­men­tal­nym: spra­wo­wa­niu Świę­tej i Boskiej Litur­gii, miste­rium poka­ja­nia (poku­ty i spo­wie­dzi), gdzie jest to moż­li­we, szcze­gól­nie w mona­ste­rach i dużych para­fiach nabo­żeństw cyklu dobo­we­go. To są źró­dła, któ­re są w sta­nie prze­mie­nić i prze­bó­stwić świat oraz cały kosmos. To nie jest posta­wa ducho­we­go eska­pi­zmu, odcię­cia się od świa­ta, jakiejś nie­zro­zu­mia­łej eli­tar­no­ści. Po pro­stu głę­bo­ko wie­rzy­my, że jeste­śmy Kościo­łem, a nie orga­ni­za­cją świec­ką lub par­tią poli­tycz­ną, któ­ra może seryj­nie pro­du­ko­wać komu­ni­ka­ty i oświad­cze­nia, ogła­szać mani­fe­sty, zama­wiać dzia­ła­nia public rela­tions i pro­wa­dzić kam­pa­nie spo­łecz­ne.

Ale może cho­dzi wła­śnie o spra­wę mniej­szo­ści – kie­dy popa­trzy­my na ser­wi­sy infor­ma­cyj­ne Grec­kiej Cer­kwi Pra­wo­sław­nej albo Rumuń­skiej to tam­tej­si bisku­pi dość aktyw­nie uczest­ni­czą w deba­cie publicz­nej. Jeden z hie­rar­chów rumuń­skiej Cer­kwi mówił nawet pod­czas obcho­dów Zaśnię­cia Bogu­ro­dzi­cy, że Mat­ka Boża pła­cze z powo­du 5 milio­nów Rumu­nów, któ­rzy wyemi­gro­wa­li zagra­ni­cę.

Nie cho­dzi o to – co pra­gnę dobit­nie pod­kre­ślić – że negu­je­my w ogó­le sens komen­to­wa­nia bie­żą­cych wyda­rzeń, pro­wa­dze­nia badań sta­ty­stycz­nych (jak robi to np. dosko­na­le Insty­tut Sta­ty­sty­ki Kościo­ła Kato­lic­kie­go w naszym kra­ju) itp. Chce­my tyl­ko unik­nąć pew­nej infla­cji ogła­sza­nia doku­men­tów, nie ma potrze­by, aby syno­dy bisku­pów zamie­ni­ły się w kon­fe­ren­cje świec­kich socjo­lo­gów, komen­tu­ją­cych bie­żą­ce wyda­rze­nia, ten­den­cje spo­łecz­ne i róż­no­ra­kie pre­fe­ren­cje. Dostrze­ga­my je, ale nie musi­my od razu ich komen­to­wać, dawać świec­kie oce­ny i recep­ty. Jedy­na recep­ta na zmia­nę świa­ta to sakra­men­ty. Jestem rów­nież świa­do­my, że bisku­pi i duchow­ni nie mogą zupeł­nie uciec od komen­to­wa­nia bie­żą­cych wyda­rzeń, szcze­gól­nie takich jak wspo­mnia­na w kon­tek­ście rumuń­skim emi­gra­cja, mają­cych odczu­wal­ne skut­ki dla życia spo­łe­czeń­stwa. Być może w kra­jach, gdzie Kościół pra­wo­sław­ny jest więk­szo­ścio­wy lub domi­nu­ją­cy, takie wypo­wie­dzi naszych hie­rar­chów lub duchow­nych są łatwiej zauwa­żal­ne i komen­to­wa­ne niż w Pol­sce, Cze­chach i Sło­wa­cji lub na Litwie.

Mówi pan o „infla­cji doku­men­tów” – nie spo­sób jed­nak uciec od kon­sta­ta­cji, że dla wier­nych Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go mają one jakieś zna­cze­nie (inne pyta­nie, czy są powszech­nie zna­ne i czy­ta­ne przez sze­re­go­wych wier­nych). W przy­pad­ku spra­wy ks. Kach­no­wi­cza część kato­lic­kich komen­ta­to­rów powo­łu­je się na doku­ment pro­mul­go­wa­ny za cza­sów pon­ty­fi­ka­tu Bene­dyk­ta XVI. Zabra­nia on wyświę­ce­nia na kapła­nów osób o skłon­no­ściach homo­sek­su­al­nych. W dys­ku­sjach moż­na się nawet spo­tkać z argu­men­ta­cją, że jeże­li ks. Kach­no­wicz zata­ił swo­ją orien­ta­cję, to jego świę­ce­nia, któ­re mia­ły miej­sce w 2010 roku, są nie­waż­ne. Jesz­cze inni twier­dzą, że są one waż­ne, ale mogły być „przy­ję­te nie­go­dzi­wie”

 Cho­dzi o doku­ment „Instruk­cja doty­czą­ca kry­te­riów roze­zna­wa­nia powo­ła­nia w sto­sun­ku do osób z ten­den­cja­mi homo­sek­su­al­ny­mi w kon­tek­ście przyj­mo­wa­nia ich do semi­na­riów i dopusz­cza­nia do świę­ceń”. Został on zatwier­dzo­ny prak­tycz­nie na samym począt­ku pon­ty­fi­ka­tu Bene­dyk­ta XVI w 2005 roku. Jest on sygno­wa­ny przez kard. Zeno­na Gro­cho­lew­skie­go, pia­stu­ją­ce­go wów­czas urząd pre­fek­ta Kon­gre­ga­cji ds. Edu­ka­cji Kato­lic­kiej. To waty­kań­ska kon­gre­ga­cja odpo­wie­dzial­na za kształt for­ma­cji semi­na­ryj­nej i uczel­ni kato­lic­kich. Cen­tral­nym i wie­lo­krot­nie przy­ta­cza­nym w ostat­nich dniach frag­men­tem tego doku­men­tu jest znaj­du­ją­ce się w jej roz­dzia­le 2 stwier­dze­nie: „W świe­tle takie­go naucza­nia, niniej­sza Kon­gre­ga­cja, w poro­zu­mie­niu z Kon­gre­ga­cją Kul­tu Boże­go i Dys­cy­pli­ny Sakra­men­tów, uwa­ża za koniecz­ne oświad­czyć wyraź­nie, że Kościół, głę­bo­ko sza­nu­jąc oso­by, któ­rych doty­czy ten pro­blem,  nie może dopusz­czać do semi­na­rium ani do świę­ceń osób, któ­re prak­ty­ku­ją homo­sek­su­alizm, wyka­zu­ją głę­bo­ko zako­rze­nio­ne ten­den­cje homo­sek­su­al­ne lub wspie­ra­ją tak zwa­ną „kul­tu­rę gejow­ską”.

Dalej, doku­ment wycią­ga wnio­sek, że taka sytu­acja unie­moż­li­wia „popraw­ną rela­cję do męż­czyzn i kobiet” u takich kan­dy­da­tów do kapłań­stwa.

Ks. Kach­no­wicz według tego, co napi­sał w sie­ciach spo­łecz­no­ścio­wych, nie taił swo­jej orien­ta­cji sek­su­al­nej (względ­nie pro­ble­mów z jej zde­fi­nio­wa­niem) i zwra­cał się o pomoc w tej kwe­stii do swo­ich kie­row­ni­ków ducho­wych. Moż­li­we więc, że idąc dalej za sło­wa­mi roz­dzia­łu 2 waty­kań­skie­go doku­men­tu, o któ­rym mówi­my, uzna­no, iż „ten­den­cje te były jedy­nie wyra­zem przej­ścio­we­go pro­ble­mu, takie­go jak, na przy­kład, nie­za­koń­czo­ny jesz­cze pro­ces dora­sta­nia”. W tym kon­tek­ście, doku­ment przy­po­mi­na jed­nak, iż muszą one być „wyraź­nie prze­zwy­cię­żo­ne przy­naj­mniej trzy lata przed świę­ce­nia­mi dia­ko­na­tu”.

Roz­wa­ża­nia doty­czą­ce „waż­no­ści sakra­men­tów”, któ­re pan przy­to­czył w kon­tek­ście spra­wy ks. Kach­no­wi­cza są jed­nak typo­we dla teo­lo­gii rzym­sko­ka­to­lic­kiej.

Opar­ta jest ona w dużej mie­rze na apa­ra­cie poję­cio­wym i poznaw­czym pra­wa rzym­skie­go. Zakła­da ona, mówiąc w dużym skró­cie i pew­nym uprosz­cze­niu, pew­ne wstęp­ne „warun­ki praw­ne”, dzię­ki któ­rym sakra­ment może w ogó­le zaist­nieć. Mówiąc ina­czej, uza­leż­nia­ją one zaist­nie­nie sakra­men­tu od okre­ślo­nej kon­dy­cji (dys­po­zy­cji) oso­by ich przyj­mu­ją­cej. Np. w tra­dy­cji rzym­sko­ka­to­lic­kiej oso­ba roz­wie­dzio­na i żyją­ca w ponow­nym związ­ku cywil­nym znaj­du­je się w obiek­tyw­nym sta­nie grze­chu cięż­kie­go i jeże­li nie speł­ni okre­ślo­nych warun­ków, nie może w zasa­dzie (za wyjąt­kiem zna­le­zie­nia w sytu­acji bli­skiej śmier­ci), otrzy­mać roz­grze­sze­nia i przy­jąć Eucha­ry­stii. Są też pew­ne okre­ślo­ne regu­la­cje praw­no-kano­nicz­ne, któ­re świad­czą o waż­no­ści sakra­men­tu mał­żeń­stwa. Nie­kie­dy pró­bu­je się two­rzyć takie w innych przy­pad­kach, np. chrztu dzie­ci rodzi­ców żyją­cych w związ­ku pozba­wio­nym for­my kano­nicz­nej.

Czy w pra­wo­sła­wiu nie moż­na uznać zawar­te­go mał­żeń­stwa za – powiedz­my kolo­kwial­nie – nie­by­łe?

W tra­dy­cji wschod­niej nie tyle jed­nak roz­wa­ża­my świę­te miste­ria pod kątem ich praw­nej waż­no­ści, ale na sze­ro­kiej płasz­czyź­nie roz­cią­gnię­tej pomię­dzy dwo­ma bie­gu­na­mi. Ich nazwy to grec­kie poję­cia akry­bia, ozna­cza­ją­ce ści­śle trak­to­wa­ną suro­wość i jed­no­znacz­ność reguł oraz eiko­no­mi­ja. To dru­gie, to po pro­stu spo­sób, w któ­rym moż­na zasto­so­wać dzia­ła­nie sakra­men­tal­ne w życiu czło­wie­ka w jego indy­wi­du­al­nej i nie­po­wta­rzal­nej sytu­acji. W para­dyg­ma­cie eko­no­mii kościel­nej, po ducho­wym roze­zna­niu i wyra­że­niu przez wier­ne­go żalu za grze­chy, Cer­kiew może w pewien spo­sób roz­luź­nić pew­ne regu­ły. Np. gdy roz­wod­nik wyra­ża żal z powo­du zaist­nia­łej sytu­acji, kaja się za grzech i pro­si o sakra­ment spo­wie­dzi oraz moż­li­wość przy­ję­cia Świę­tych Darów, może je przy­jąć dla dobra swo­je­go życia ducho­we­go i otwar­cia dro­gi do usta­bi­li­zo­wa­nia swo­jej sytu­acji życio­wej i ducho­wej. W teo­lo­gii łaciń­skiej i pra­wie kano­nicz­nym jest ina­czej – to dopie­ro speł­nie­nie okre­ślo­nych warun­ków „dopusz­cza” do przy­ję­cia sakra­men­tu. Moż­na wte­dy odnieść wra­że­nie, że jest on pew­ną „nagro­dą” za zasłu­gi czy też podej­mo­wa­ne wysił­ki prze­mia­ny życia.

Co do kwe­stii uzna­nia sakra­men­tu za nie­by­ły, jak ma to miej­sce w przy­pad­ku rzym­sko­ka­to­lic­kie­go orze­cze­nia o nie­waż­no­ści zawar­te­go kano­nicz­nie mał­żeń­stwa, to Cer­kiew ma inne podej­ście. Zamiast sto­so­wa­nia skom­pli­ko­wa­nej, filo­zo­ficz­nej kon­struk­cji uzna­nia tego co się odby­ło za nie­by­łe lub nie­waż­ne, Cer­kiew po pro­stu stwier­dza, że w pew­nych okre­ślo­nych warun­kach i w wyni­ku sła­bo­ści oraz grze­chów ludz­kich, skut­ki już zawar­te­go sakra­men­tu obumar­ły. Oczy­wi­ście, kwe­stią otwar­tą jest tu pyta­nie, czy i na ile moż­na auto­ry­ta­tyw­nie stwier­dzić, że sakra­ment mał­żeń­stwa nie przy­nie­sie już żad­nych skut­ków. Toteż nale­ży do takich przy­pad­ków pod­cho­dzić z dużą odpo­wie­dzial­no­ścią i po głę­bo­kiej reflek­sji duchow­ne­go oraz zain­te­re­so­wa­nych stron.

Wschód patrzy na czło­wie­ka z jed­nej stro­ny bar­dziej reali­stycz­nie: wszy­scy jeste­śmy grzesz­ni­ka­mi i tak napraw­dę, nikt nie jest godzien przyj­mo­wać Świę­te Dary czy inne misteria/ sakra­men­ty. Z dru­giej zaś — bar­dziej mistycz­nie – miste­ria Cer­kwi, jako nie­wi­dzial­ne kana­ły dzia­ła­nia Bożej łaski i nie­stwo­rzo­nych Bożych ener­gii są nam potrzeb­ne do życia, nada­ją mu ruch i dyna­mi­kę. Są jak pali­wo dla samo­cho­du, tlen dla płe­two­nur­ka i powie­trze dla elek­trow­ni wia­tro­wej.

Mimo wszyst­ko nie jest to cała opty­ka całe­go zachod­nie­go chrze­ści­jań­stwa. Nie wszyst­kie tra­dy­cje pod­cho­dzą do insty­tu­cji mał­żeń­stwa z tak praw­ni­czą skru­pu­lat­no­ścią jak Kościół rzym­ski.

Patrzę z całym sza­cun­kiem na doro­bek tra­dy­cji teo­lo­gii łaciń­skiej. Nie jestem jed­nak pewien, czy roz­wa­ża­nia o waż­no­ści, ale zara­zem nie­go­dzi­wo­ści sakra­men­tów nie są już pew­ną nie­po­trzeb­ną reto­ry­ką filo­zo­ficz­ną i widocz­nym pro­ce­sem kolo­ni­zo­wa­nia myśli teo­lo­gicz­nej przez filo­zo­ficz­ny apa­rat poję­cio­wy. Dokład­nie tak samo, jak oma­wia­ne wyżej podej­ście do kwe­stii waż­no­ści mał­żeń­stwa. Teo­lo­gia grec­ka, oprócz pew­nych mean­drów filo­lo­gicz­nych i histo­rycz­nych nie jest aż tak skom­pli­ko­wa­na i wyma­ga­ją­ca wie­dzy filo­zo­ficz­nej, jak nie­któ­re kon­struk­cje łaciń­skie. Podej­rze­wam, że zwy­kły wier­ny, ale i wykształ­co­ny teo­log mogą mieć spo­re trud­no­ści z traf­nym zde­fi­nio­wa­niem, co ozna­cza, że sakra­ment jest „waż­ny”, ale zara­zem przy­ję­ty lub udzie­lo­ny „nie­go­dzi­wie”.

To jak pogo­dzić kano­nicz­ną teo­rię i dusz­pa­ster­ską prak­ty­kę?

Mając powyż­sze na uwa­dze, czło­wiek raczej nie powi­nien sta­wiać barier ogra­ni­cza­ją­cych udzie­la­nie i otrzy­my­wa­nie sakra­men­tów. Czy może­my odgór­nie, za pomo­cą urzę­do­we­go doku­men­tu, nawet pod­pi­sa­ne­go przez bisku­pa, zata­mo­wać ten kanał Bożej ener­gii? Czy ist­nie­je jakaś okre­ślo­na kate­go­ria ludzi, o któ­rej moż­na było­by z góry powie­dzieć, że nie może utrzy­mać dane­go sakra­men­tu? Nie może zostać ochrzczo­na i miro­po­ma­za­na (odpo­wied­nik bierz­mo­wa­nia – przyp.), nie może wstą­pić w zwią­zek mał­żeń­ski, nie może się wyspo­wia­dać? Nie negu­ję twier­dze­nia, że bycia kapła­nem nie moż­na trak­to­wać jako przy­słu­gu­ją­ce­go każ­de­mu i bez­względ­nie, a tak­że w każ­dej oko­licz­no­ści „uni­wer­sal­ne­go pra­wa czło­wie­ka”. Ale też, czy moż­na z góry powie­dzieć, że jakaś oso­ba, obda­rzo­na dowol­ny­mi cecha­mi lub przy­pa­dło­ścia­mi nie może pod żad­nym wzglę­dem i nigdy zostać kapła­nem? Tu był­bym ostroż­ny, patrząc cho­ciaż­by na przy­kła­dy z dzie­jów Kościo­ła, gdzie oso­ba­mi kon­se­kro­wa­ny­mi zosta­wa­li naj­więk­si grzesz­ni­cy.

Wia­do­mo, że podej­ście opar­te na eiko­no­mi­ji opar­te jest na pew­nej dozie ryzy­ka. Ale czy na takiej dozie nie jest opar­te udzie­la­nie innych sakra­men­tów? Czy mamy gwa­ran­cję, że nie­mow­lę, któ­re chrzci­my oka­że się dobrym chrze­ści­ja­ni­nem i nie porzu­ci wia­ry jako oso­ba doro­sła? Czy mamy pew­ność, że kano­nicz­ne mał­żeń­stwo oka­że się zgod­ne i chrze­ści­jań­skie? Czy przy­stę­pu­ją­cy do Eucha­ry­stii nie będzie już nigdy grze­szyć?

Jak zatem pra­wo­sław­ny oce­nia doku­ment Bene­dyk­ta XVI o wyświę­ca­niu osób homo­sek­su­al­nych?

Patrząc od stro­ny zewnętrz­nej, doku­ment ten był pró­bą pora­dze­nia sobie z nara­sta­ją­cym pro­ble­mem obec­no­ści w Koście­le rzym­sko­ka­to­lic­kim duchow­nych prze­ja­wia­ją­cych nie tyl­ko orien­ta­cję skie­ro­wa­ną ku tej samej płci, ale rów­nież pro­wa­dzą­cych „podwój­ne życie” i utrzy­mu­ją­cych aktyw­ne życie sek­su­al­ne. W tym miej­scu zno­wu docho­dzi­my do róż­ni­cy pomię­dzy rzym­skim podej­ściem jury­dycz­nym a podej­ściem teo­lo­gii grec­kiej. Nawet naj­lep­szy doku­ment i prze­wi­du­ją­cy wie­le kazu­sów nie jest w sta­nie sku­tecz­nie objąć tak zło­żo­nej, sub­tel­nej i intym­nej rze­czy­wi­sto­ści, jaką jest ludz­ka płcio­wość.

Czy w Cer­kwi oso­ba homo­sek­su­al­na może zostać wyświę­co­na i być kapła­nem?

Odpo­wia­da­jąc na tak posta­wio­ne powyż­sze pyta­nie w spo­sób prak­tycz­ny, nale­ża­ło­by naj­pierw odpo­wie­dzieć na pyta­nie, co ozna­cza ter­min „oso­ba homo­sek­su­al­na”? Czy jest to okre­śle­nie skłon­no­ści psy­cho­so­ma­tycz­nej prze­ja­wia­nej do ludzi tej samej płci? Czy też mamy na myśli oso­bę pro­wa­dzą­cą aktyw­ne współ­ży­cie płcio­we o cha­rak­te­rze homo­sek­su­al­nym? W pierw­szym przy­pad­ku — takich skłon­no­ści, emo­cji lub uczuć nie oce­nia­my, uzna­jąc, że mogą mieć bar­dzo róż­no­ra­kie i zło­żo­ne korze­nie. W dru­gim przy­pad­ku, podob­nie jak Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki, uzna­je­my współ­ży­cie homo­sek­su­al­ne za grzesz­ne i obiek­tyw­nie nie­upo­rząd­ko­wa­ne.

Kolej­ne pyta­nie brzmi, jaki sto­su­nek do same­go sie­bie prze­ja­wia oso­ba o skłon­no­ściach homo­sek­su­al­nych? Czy uzna­je je za coś, co w spo­sób pod­sta­wo­wy, nie­zmien­ny i fun­da­men­tal­ny defi­niu­je jej oso­bo­wość, świa­to­po­gląd i spoj­rze­nie na rela­cje mię­dzy­ludz­kie? Za coś, co jest swo­istym pry­zma­tem, przez któ­ry widzi i tłu­ma­czy wszyst­ko wokół? Czy też mamy do czy­nie­nia z oso­bą ukie­run­ko­wa­ną na pro­ces, któ­rzy psy­cho­lo­go­wie nazy­wa­ją sub­li­ma­cją, pra­gną­cą skie­ro­wać swo­je emo­cje ku innym obsza­rom życia? Myślę, że odpo­wiedź jest tu bar­dzo indy­wi­du­al­na i od tej indy­wi­du­al­nej i nie­po­wta­rzal­nej sytu­acji zale­ży, jak odpo­wie­my na pyta­nie o świę­ce­nia kapłań­skie dla takiej oso­by.

Kate­go­rycz­ne wyklu­cze­nie ich z góry, za pomo­cą jed­ne­go doku­men­tu, ency­kli­ki lub bul­li mogło­by nosić zna­mio­na prób ogra­ni­cza­nia dzia­ła­nia Bożej mocy poprzez sakra­men­ty. To gene­ral­nie, bar­dzo poważ­ny temat dla teo­lo­gów. Gdy nawet pobież­nie śle­dzę róż­ne­go rodza­ju dys­ku­sje, widzę, że wśród wie­lu chrze­ści­jan z Kościo­łów o gene­ral­nie podob­nym podej­ściu teo­lo­gicz­nym do kapłań­stwa domi­nu­je intu­icyj­nie dość pro­ste podej­ście. Kapłań­stwo w tra­dy­cji rzym­sko­ka­to­lic­kiej zakła­da celi­bat, w tra­dy­cji wschod­niej (poza życiem mona­stycz­nym) — biblij­ne bycie „mężem jed­nej żony” lub życie w celi­ba­cie w przy­pad­kach bez­żen­no­ści, owdo­wie­nia lub roz­pa­du mał­żeń­stwa. Może kon­sta­ta­cja ta zabrzmi banal­nie, ale do tej pory nicze­go lep­sze­go jesz­cze w tej kwe­stii nie wyna­le­zio­no.


Łukasz Kobesz­ko, filo­zof, publi­cy­sta pra­wo­sław­ny spe­cja­li­zu­ją­cy się w tema­ty­ce środ­ko­wo­eu­ro­pej­skiej, ducho­wo­ści i histo­rii naj­now­szej. Sta­le współ­pra­cu­je z por­ta­lem Aleteia.pl, Labo­ra­to­rium Wię­zi i Nową Kon­fe­de­ra­cją

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.