Krajobraz po Konwencji episkopalian z perspektywy katolika
- 14 lipca, 2012
- przeczytasz w 5 minut
W Indianapolis zakończyła się 77. Konwencja Generalna Kościoła Episkopalnego. W obradach uczestniczyło 167 biskupów i 3300 innych delegatów, a także 1200 obserwatorów i 800 wolontariuszy. Konwencja odbywa się co trzy lata i w strukturze zarządzania Kościołem jest odpowiednikiem synodu. Konwencję zdominowały dwa tematy: inkluzywizm względem tzw. mniejszości seksualnych (przez przeciwników określanego mianem panseksualizmu) oraz kwestia reform strukturalnych wobec gwałtownie spadającej liczby wiernych. Zwłaszcza pierwsza kwestia […]
W Indianapolis zakończyła się 77. Konwencja Generalna Kościoła Episkopalnego. W obradach uczestniczyło 167 biskupów i 3300 innych delegatów, a także 1200 obserwatorów i 800 wolontariuszy. Konwencja odbywa się co trzy lata i w strukturze zarządzania Kościołem jest odpowiednikiem synodu. Konwencję zdominowały dwa tematy: inkluzywizm względem tzw. mniejszości seksualnych (przez przeciwników określanego mianem panseksualizmu) oraz kwestia reform strukturalnych wobec gwałtownie spadającej liczby wiernych.
Zwłaszcza pierwsza kwestia stała się po raz kolejny przedmiotem gorących sporów, choć już przed Konwencją oceniano, że zwolennicy tradycyjnego chrześcijańskiego spojrzenia na seksualność człowieka stoją raczej na przegranej pozycji. Tak też się stało. Olbrzymią większością głosów w obu izbach (Izbie Biskupów oraz Izbie Deputowanych, która gromadzi księży i świeckich) przyjęto tymczasowy ryt błogosławienia związków osób tej samej płci. Choć w nazwie i treści starannie unika się słowa “małżeństwo”, to ryt obejmuje m.in. wzajemną przysięgę oraz wymianę obrączek.
Przyjęcie stosownej uchwały większość delegatów powitała głośną owacją. Natomiast obrońcy tradycyjnego nauczania chrześcijańskiego w zakresie homoseksualizmu wygłosili oświadczenie o sprzeciwie wobec odchodzenia od prawd zawartych w Biblii, a delegacja diecezji Karoliny Południowej (jedynej, która w ostatnich latach notuje wzrost liczby wiernych) z biskupem Markiem Lawrencem na czele uznała, że nie może dalej uczestniczyć w Konwencji, i opuściła obrady.
W tym kontekście, dopuszczenie transseksualistów i osób bez wyraźnej identyfikacji płciowej, zamykających tetradę LGBT, do wszystkich posług w Kościele było już jedynie niewielkim dopełnieniem inkluzywnej rewolucji, jaka dokonała się na przestrzeni lat w Kościele Episkopalnym.
Z symptomatycznych ciekawostek warto jeszcze wspomnieć, że Konwencja poparła początkowo uchwałę dopuszczającą stosowanie bardzo popularnego w USA przekładu Pisma Świętego, tzw. English Standard Version, ale gdy po pewnym czasie jeden z delegatów zauważył, że w jednym z wersetów tego przekładu pojawia się słowo “homoseksualizm”, natychmiast przystąpiono do reasumpcji głosowania i przekład odrzucono.
O ile w kwestiach związanych z płcią i zachowaniami seksualnymi wszystko przebiegło zgodnie z przewidywaniami, o tyle w kwestii reform strukturalnych delegaci w kilku punktach zagłosowali inaczej niż się spodziewano. Gwałtowny spadek liczby wiernych (znacznie szybszy niż dla innych głównych wyznań chrześcijańskich w USA) i związany z tym spadek przychodów wymusza konieczność “restrukturyzacji” Kościoła Episkopalnego, który ostatnio zdecydował między innymi o sprzedaży swej reprezentacyjnej siedziby przy Drugiej Alei, w centrum Nowego Jorku. Przy okazji restrukturyzacji, kierująca Kościołem bp Katharine Jefferts Schori wydaje się dążyć do większej centralizacji uprawnień – czemu sprzeciwia się znaczna część przedstawicieli diecezji.
Jednak w czasie Konwencji delegaci dość niespodziewanie odrzucili promowaną przez prymaskę uchwałę, która umożliwiłaby znacznie szybsze i prostsze usuwanie biskupów z urzędu. Ponadto, Izba Biskupów nie zgodziła się na wszczęcie postępowania kanonicznego wobec dziewięciu biskupów, którzy w licznych sporach sądowych toczonych przez Kościół Episkopalny ze wspólnotami, które go opuściły, nie poparli zasadniczej linii Kościoła.
Wśród innych spraw, jakimi zajmowali się delegaci, była uchwała o sprawowaniu “nabożeństw” pogrzebowych dla zwierząt domowych, a także wyrażenie stanowiska w licznych kwestiach społeczno-politycznych — od sprzeciwu wobec żywności modyfikowanej genetycznie po poparcie dla dialogu żydowsko-palestyńskiego.
KOMENTARZ
W ogniu dyskusji dotyczących chrześcijańskich poglądów na seksualność człowieka zdaje się umykać znacznie ważniejsza przemiana, jakiej ulega Kościół Episkopalny. Ikoną tych przemian nie jest to, że w czasie Konwencji po raz pierwszy wyznaczono osobne łazienki dla osób o niezdefiniowanej identyfikacji płciowej (“trzeciej płci”), lecz raczej to, że na sali obrad wisiało mnóstwo flag, lecz ani jednego krzyża.
W modlitwie na rozpoczęcie Konwencji prymaska Kościoła nie zaczęła od normatywnej dla chrześcijan inwokacji do Ojca, Syna i Ducha Świętego, lecz wezwała “Stworzyciela, Odkupiciela i Uświęciciela” (używając terminów neutralnych płciowo), a pod koniec wspomniała o Jezusie – bracie i nauczycielu (a nie Panie i Zbawicielu). W wystąpieniach i modlitwach trudno było też usłyszeć słowo “grzech” czy “odkupienie”. Dyskusje o misji Kościoła koncentrowały się na czynieniu lepszym tego świata poprzez zaangażowanie społeczne czy recykling, a nie na trosce o zbawienie ludzi. W oficjalnej książeczce dla delegatów znalazła się “Litania za Planetę”, obejmująca nawet wezwanie za “wirusy i mikroorganizmy, w całym ich bogactwie, proste i złożone”.
Obserwując te przemiany, część obserwatorów zaczęła ostatnio klasyfikować Kościół Episkopalny jako denominację unitariańską (odrzucającą bóstwo Chrystusa) – problem w tym, że dla tej wspólnoty kwestie doktrynalne zeszły na dalszy plan, więc przykładanie doń tradycyjnych kryteriów denominacyjnych w zasadzie mija się z celem.
W mojej opinii, radykalniejsze, ale bliższe prawdy, byłoby stwierdzenie, że oto mamy do czynienia z wyłanianiem się wspólnoty postchrześcijańskiej, która ewoluuje z chrześcijaństwa, odrzucając jeden po drugim jego tradycyjne wyznaczniki. Po zakończeniu procesu inkluzji osób o zaburzonej seksualności, reformatorzy skupią się prawdopodobnie na przeforsowaniu komunii dla wszystkich (także nieochrzczonych), a na horyzoncie pojawia się już kwestia przewodniczenia liturgii przez osoby świeckie (odrzucenia posługi kapłańskiej). Wydaje się, że łatwiejszemu przeprowadzeniu tych zmian ma służyć – postulowane pod płaszczykiem koniecznej restrukturyzacji – zniesienie podziału Konwencji na dwie izby, co naturalnie zmarginalizuje wpływ biskupów na kierunek zmian.
Jak na razie, ewolucja powoduje gwałtowne kurczenie się liczby wiernych, ale liberalni reformatorzy odpowiadają, że nie ma to znaczenia, skoro postępują słusznie. Co ciekawe, odchodzący od swojego Kościoła episkopalianie wcale nie zasilają wspólnot, które się od niego oderwały (alternatywne Kościoły anglikańskie w USA są małe i stale się dzielą – skróty ich nazw układają się już niemal w cały alfabet). Katolicki Ordynariat też nie jest póki co poważną alternatywą – owszem, notuje gwałtowny przyrost, przyciąga niektóre parafie episkopalne, ale zaczynając od zera może się stać istotną rzeczywistością nie wcześniej niż za kilka lat (dopiero w ubiegłym miesiącu wyświęcono w nim pierwszych dwudziestu kapłanów). Wydaje się, że większość odchodzących po prostu w ogóle przestaje praktykować.
Zwolennicy tradycyjnego chrześcijaństwa znajdują w tym oczywiście potwierdzenie, że ludziom niepotrzebny jest Kościół, który w swoim przekazie zbytnio nie różni się od tego, co oferuje świat i w którym – jak określił to jeden z tradycyjnie nastawionych uczestników konwencji – “wszelkie podobieństwo do chrześcijaństwa jest niezamierzone i przypadkowe.”
Zobacz także:
: : Ekumenizm.pl: Episkopalianie po Konwencji w Indianapolis