- 23 kwietnia, 2017
- przeczytasz w 2 minuty
W weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej ukazał się wywiad z suspendowanym ks. Krzysztofem Charamsą, byłym pracownikiem Kongregacji Nauki Wiary i drugim sekretarzem Międzynarodowej Komisji Teologicznej, który jednak najbardziej zasłynął ze spektakularnego ujawni...
Narcyz w Kościele
W weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej ukazał się wywiad z suspendowanym ks. Krzysztofem Charamsą, byłym pracownikiem Kongregacji Nauki Wiary i drugim sekretarzem Międzynarodowej Komisji Teologicznej, który jednak najbardziej zasłynął ze spektakularnego ujawnienia orientacji homoseksualnej. Wywiad jest bolesny dla katolików, bo rodzi pytanie, jak to jest możliwe, że tak skoncentrowany na sobie człowiek może zrobić karierę w strukturach Kościoła.
Trudno uwierzyć, by absolwent teologii, filozofii i bioetyki, przez 12 lat pracujący w jednej z elitarnych kongregacji watykańskich miał do powiedzenia o teologii i filozofii katolickiej jedynie to, że Kościół jest homofobiczny i przywoływał Kopernika oraz Darwina jako przykłady zamknięcia Kościoła na nowe idee. Więcej, jako wielką kwestię teologiczną potraktował “realność misji outingu w Kościele katolickim”. Owa misja to ujawnianie nazwisk homofobicznych księży, jednocześnie będących homoseksualistami.
Oczywiście wszyscy na to czekamy aczkolwiek z wywiadu nie wynika czy misja outingu przejdzie kiedykolwiek w stadium realizacji. Problem jest jednak poważniejszy. Nie wierzę, by osobowość skoncentrowana na sobie rozwinęła się u księdza Charamsy dopiero w ostatnich latach przed jego coming outem. Zresztą, między nami mówiąc, nie jest on wyjątkiem w strukturach Kościoła, bo chyba mamy poważny problem z nadmiernie skoncentrowanymi na sobie, zakochanymi w swoich słowach księżmi i biskupami. Możemy się pocieszać, że to “lawendowa mafia” w Kościele wspiera kariery kandydatów na comingoutowców i outingowców, ale chyba większy problem jest w tym, że przeszkodą w karierze nie są ewidentne braki w osobowości, czego przykładem jest uwielbienie dla własnej osoby.
Ksiądz Charamsa uważa się za osobę pozbawioną pracy, do której twierdzi, że ma kompetencje. Chyba nie była to jednak praca księdza wspinającego się po szczeblach kariery urzędnika, mieszkającego w interesującym miejscu, któremu zapewniono edukację oraz godziwe życie. I żyje teraz swoimi urazami i postrzeganiem tylko jednego problemu w Kościele — stosunku do homoseksualności.