O marszu w Krakowie słów kilka
- 6 maja, 2004
- przeczytasz w 4 minuty
Śledzenie wydarzeń w Polsce z zagranicy ma tę zaletę, iż pewne rzeczy widzi się z dystansu. Co nie oznacza niestety wcale, iż głupota i fanatyzm stają się mniej obrzydliwe. Sprawa demonstracji gejów i lesbijek w Krakowie, jest banalnie prosta. Określona grupa (w tym wypadku osób należących do mniejszości seksualnej) wystąpiła o prawo do zorganizowania demonstracji. Prawo do zgromadzeń jest prawem zagwarantowanym obywatelom przez Konstytucję (art.57) oraz kilka międzynarodowych umów i konwencji. O prawo do zorganizowania zgromadzenia mogą […]
Śledzenie wydarzeń w Polsce z zagranicy ma tę zaletę, iż pewne rzeczy widzi się z dystansu. Co nie oznacza niestety wcale, iż głupota i fanatyzm stają się mniej obrzydliwe.
Sprawa demonstracji gejów i lesbijek w Krakowie, jest banalnie prosta. Określona grupa (w tym wypadku osób należących do mniejszości seksualnej) wystąpiła o prawo do zorganizowania demonstracji. Prawo do zgromadzeń jest prawem zagwarantowanym obywatelom przez Konstytucję (art.57) oraz kilka międzynarodowych umów i konwencji. O prawo do zorganizowania zgromadzenia mogą więc wystąpić zarówno Młodzież Wszechpolska, geje i lesbijki, jak i stowarzyszenie hodowców ślimaków winniczków. Jeżeli mi się dana demonstracja nie podoba, mogę zorganizować kontrdemostrację lub tę, która mnie oburza po prostu zignorować. Nikt nie może też mnie zmusić do udziału w ani jednej ani w drugiej.
Zatem z punktu widzenia urzędnika bez znaczenia jest jakie stanowisko w sprawie homoseksulaizmu prezentuje Kościół rzymskokatolicki czy jakikolwiek inny. Urzędnik ma sprawdzić czy demonstarcja jest pokojowa, spełnia wymagane prawem normy bezpieczeństwa i następnie wydać na nią zgodę. Choć zabrzmi to może brutalnie i szokująco: poglądy kardynała Macharskiego powinny być dla urzędnika równie mało ważne, jak na przykład poglądy ewangelika na fakt przemarszu katolickiej procesji w Boże Ciało pod jego oknem. Ani mnie, ani kardynałowi Macharskiemu, ani młodzieży z Ligii Polskich Rodzin nikt nie każe się patrzeć, na coś co nam się nie podoba. Możemy zamknąć okno, zasłonić zasłony i pojść do innego pokoju albo w przypadku demonstracji czy procesji — wybrać sobie inną ulicę i uniknąć nieprzyjemnych dla oka i ducha wrażeń estetycznych. Prawo nie zajmuje się naszymi subiektywnymi odczuciami na ten czy inny temat, nawet jeśli sięgają one tysięcy lat, ale raczej zapewnia nam możliwość ich demonstrowania m.in. poprzez pochody (gejów), procesje (religijne), czy też zgromadzenia (Liga Polskich Rodzin).
Bronisław Wildstein w „Rzeczpospolitej” pisał, że „wolność potrzebuje fundamentu” i sugeruje tym samym, iż takim fundamentem są lub mogą być wierzenia rzymskich katolików w Polsce. Ośmielam się nie zgodzić. Chociaż nasza Konstytucja nie przewiduje rozdziału kościoła od państwa, to na razie, Dzięki Bogu, nie mamy jeszcze Kościoła Ustanowionego. A to oznacza, że fundamentem naszej wolności są nie prawa kościelne — katolickie, protestanckie czy prawosławne — ale szeroko rozumiane prawa człowieka. I choć może mi się to nie podobać i jak pisze p. Wildstein być „w moim najgłębszym odczuciu wymierzoną we mnie agresją”, muszę się pogodzić z tym, iż w Polsce może demonstrować „Samoobrona”, katolicy muszą pogodzić się z tym, iż w Grodzie Kraka mogą demonstrować homoseksualiści, a Andrzej Lepper z tym, że w Warszawie będzie demonstrować „Platforma Obywatelska”. Nikt nam nie każe się kochać, ani lubić, ani na siebie patrzeć — ale życie w demokratycznym społeczeństwie wymaga od nas minimum tolerancji dla innych. I nie jest tolerancją stwierdzenie, iż „mogą sobie demonstrować w domu pokryjomu”, bo czyż takiego argumentu nie używają i używały wszelkiego rodzaju dyktatury i tyranie od Ludwika XIV, poprzez Związek Sowiecki, (nie)skończywszy na islamskim Iranie?
Konstytucja RP stanowi w artykule 32 ust. 1, iż „Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne”. Wszyscy — a to onznacza członków „Samoobrony”, kardynała, geja bądź lesbijkę, katolika i protestanta, kobietę i mężczyznę. W chwili kiedy dowiem się, iż moje prawa i wolności są budowane na innym fundamencie niż prawa człowieka, niezależnie od tego czy to będzie to fundament religijny, partyjny, rasowy czy seksualny, zastanowię się poważnie nad zrezygnowaniem z polskiego paszportu.
Na razie jestem dumny z tego, iż mam obywatelstwo kraju, którego konstytucja mówi: „Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne”.
Szkoda tylko, że kościoły w Polsce albo mają problemy ze zrozumieniem tej banalnej prawdy albo wolą nabrać wody w usta i nie dostrzegać tego, że na oczach całej Polski pewnej grupie usiłuje się wskazać, iż są obywatelami drugiej kategorii, a ich prawa można łamać bezkarnie. I nie chodzi tutaj bynajmniej o akceptację homoseksualizmu, czy tej konkretnej imprezy kulturalnej, ale o najbardziej fundamentalne prawa człowieka. I dopóki kościoły tego nie zrozumieją, dopóki świeccy filozofowie będą z sukcesem argumentować, że prawa człowieka mają nikły związek z kulturą chrześcijańską. Już raz w minionym wieku kościoły zachowały obrzydliwe milczenie, gdy łamano prawa człowieka pewnej grupy społeczeństwa. Pozwolimy na to znowu?