Społeczeństwo

Mołdawia – zapomniany kraj, o którym Ktoś pamięta


Moł­da­wia to naj­bied­niej­szy kraj Euro­py, któ­ry sły­nie z wybor­ne­go wina, mon­stru­al­nej korup­cji oraz pro­ce­su wylud­nia­nia na nie­spo­ty­ka­ną nigdzie ska­lę. W sierp­niu br. gru­pa chrze­ści­jan z Pol­ski poje­cha­ła tam, by pro­wa­dzić pół­ko­lo­nie dla dzie­ci, remon­to­wać przy­chod­nie, badać wzrok i prze­ka­zać oku­la­ry dla naj­uboż­szych.


Część pol­skiej gru­py pole­cia­ła z War­sza­wy do Kiszy­nio­wa samo­lo­tem. W związ­ku z tym, że trze­ba było jed­nak zabrać spo­ro narzę­dzi, sprzęt medycz­ny do bada­nia wzro­ku, pomo­ce do pra­cy z dzieć­mi i dodat­ko­we baga­że, kil­ka osób wybra­ło się w podróż busem z Pozna­nia.

Zde­cy­do­wa­na więk­szość gru­py jecha­ła do Moł­da­wii po raz pierw­szy. Wie­dzie­li, że jadą do małej miej­sco­wo­ści na dale­kiej pro­win­cji. Mie­li być goto­wi na trud­ne warun­ki sani­tar­ne: czter­dzie­sto­stop­nio­we tem­pe­ra­tu­ry, przed któ­ry­mi nie ma gdzie uciec, ogra­ni­czo­ną ilość cie­płej wody pod pro­wi­zo­rycz­nym prysz­ni­cem skle­co­nym z desek i pla­sti­ko­wej becz­ki nagrze­wa­nej słoń­cem czy mało kom­for­to­we toa­le­ty w radziec­kim sty­lu. Wszyst­ko to się spraw­dzi­ło. W dodat­ku dale­ko do mia­sta i dobrze zaopa­trzo­ne­go skle­pu. Pew­nie dla­te­go w baga­żu jadą­cym z Pozna­nia zna­lazł się też papier toa­le­to­wy. „To może być cen­na walu­ta w tych warun­kach” – żar­to­wał jeden z uczest­ni­ków eska­pa­dy.

Polacy w MołdawiiJak pro­ro­cze były to sło­wa, prze­ko­na­no się już nie­ba­wem na ukra­iń­sko-moł­daw­skim przej­ściu gra­nicz­nym. Moł­daw­ski pogra­nicz­nik po odkry­ciu, że Pola­cy chcą prze­wieźć spo­ro oku­la­rów i sprzęt do bada­nia wzro­ku, oznaj­mił, że prze­pi­sy na to nie pozwa­la­ją. Na nic się zda­ły tłu­ma­cze­nia, że to pomoc cha­ry­ta­tyw­na dla dzie­ci i osób star­szych, któ­rych nie stać na medycz­ne oku­la­ry, bo ich koszt to prze­cięt­na eme­ry­tu­ra. Urzęd­nik był nie­ugię­ty i jak­by na coś cze­kał. Po dłuż­szej chwi­li zno­wu pod­szedł do busa, rzu­cił okiem na leżą­cy na baga­żach papier toa­le­to­wy i powie­dział: „Skoń­czył nam się papier, bio­rę te czte­ry rol­ki, a Wy już jedź­cie!”. Wszy­scy ode­tchnę­li z ulgą i dzię­ko­wa­li Bogu za ten nie­ocze­ki­wa­ny zwrot akcji z papie­rem toa­le­to­wym w roli głów­nej.

Wyjazd do czte­ro­ty­sięcz­ne­go Gote­sti na połu­dniu Moł­da­wii zor­ga­ni­zo­wał pastor Wal­dek Mali­now­ski z poznań­skie­go zbo­ru Kościo­ła Zie­lo­no­świąt­ko­we­go. Więk­szość ponad dwu­dzie­sto­oso­bo­wej gru­py sta­no­wi­li wolon­ta­riu­sze z poznań­skie­go zbo­ru, osiem osób dołą­czy­ło ze zbo­ru Chry­stu­sa Dobre­go Paste­rza w Świ­dwi­nie.

Gotest to roz­le­gła wieś przy gra­ni­cy z Rumu­nią. Wokół roz­cią­ga­ją się zło­te pola sło­necz­ni­ków. Głów­na Gotestidro­ga asfal­to­wa cią­gnie się kil­ka kilo­me­trów. Dro­ga, jak więk­szość w Moł­da­wii, jest w opła­ka­nym sta­nie, dziu­ra na dziu­rze, mimo tego cią­gną po niej fur­man­ki wyprze­dza­ne z zawrot­ną pręd­ko­ścią przez luk­su­so­we samo­cho­dy. Pobocz­ne, grun­to­we dro­gi ze śla­da­mi jesz­cze post­so­wiec­kie­go asfal­tu i roz­pa­da­ją­cy­mi się dom­ka­mi z gli­ny dobrze obra­zu­ją sytu­ację gospo­dar­czą kra­ju.

Oce­nia się, iż z Moł­da­wii, nęka­nej dłu­go­trwa­łym kry­zy­sem eko­no­micz­nym, w poszu­ki­wa­niu pra­cy wyje­cha­ło przy­naj­mniej milion oby­wa­te­li, a nie­któ­re sza­cun­ki mówią o dwóch milio­nach. Moł­da­wia liczy 3,5 mln oby­wa­te­li — wycho­dzi więc na to, że z kra­ju wyje­cha­ło oko­ło 30% – 50% miesz­kań­ców.

Skut­ki emi­gra­cji zarob­ko­wej widać tak­że w Gote­sti, gdzie pozo­sta­ły głów­nie oso­by star­sze i dzie­ci. Prak­tycz­nie w każ­dej rodzi­nie któ­ryś z jej człon­ków pra­cu­je za gra­ni­cą. Dzie­ci wycho­wu­ją bab­cie, cio­cie, naj­wy­żej jeden z rodzi­ców. Według danych Ban­ku Świa­to­we­go przy­sy­ła­ne przez Moł­da­wian zza gra­ni­cy pie­nią­dze sta­no­wią 40 proc. PKB. Na miej­scu nie da się żyć z pen­sji na pozio­mie 150 dola­rów przy cenach porów­ny­wal­nych do pol­skich. Zresz­tą pra­cy nie ma poza mia­stem, stąd w sto­li­cy żyje już 50% spo­łe­czeń­stwa, a wie­le wio­sek jest wylud­nio­nych. Star­sze oso­by z koł­cho­zo­wej eme­ry­tu­ry stać tyl­ko na zapła­ce­nie za prąd i gaz. Przy domach nie ma traw­nicz­ków czy skal­nia­ków. Ludzie wyko­rzy­stu­ją zie­mię, by sadzić pomi­do­ry, ogór­ki, cebu­lę, papry­kę, brzo­skwi­nie czy arbu­zy. Na szczę­ście zie­mia jest naj­lep­sza w Euro­pie i na plo­ny zawsze moż­na liczyć.

Kościół baptystów w Gotesti

Wolon­ta­riu­sze z Pol­ski po dotar­ciu do Gote­sti roz­lo­ko­wa­li się w pomiesz­cze­niach zbo­ru bap­ty­stów. Kobie­ty noco­wa­ły u miej­sco­wych rodzin, któ­re przy­ję­ły je pod swój dach. Męż­czyź­ni na sypial­nie zaję­li bal­kon chó­ru nad kapli­cą. Szyb­ko oka­za­ło się jed­nak, że nie wszy­scy goto­wi są przez całą noc słu­chać chó­ral­ne­go chra­pa­nia. Nie­któ­rzy wybra­li więc pod­ło­gę na pod­wyż­sze­niu pre­zbi­te­rium czy hamak na pose­sji kościo­ła.

Przez tydzień Pola­cy orga­ni­zo­wa­li pół­ko­lo­nie dla dzie­ci, któ­re nigdy nie wyjeż­dża­ją na waka­cje. Codzien­ne od godzi­ny 9. do 17. zaję­cia, gry edu­ka­cyj­ne, zaba­wy, lek­cje biblij­ne i wspól­ny obiad – to było speł­nie­nie marzeń małych Moł­da­wian z pro­win­cji. Wie­lu z nich, pomi­mo upa­łów, masze­ro­wa­ło do kościo­ła 30–40 minut.

Dzie­ci nad wyraz grzecz­ne, nie­roz­piesz­czo­ne jesz­cze smart­fo­na­mi, słu­cha­ły w sku­pie­niu. Z prze­ję­ciem Zabawa z dziećmi w Gotestireago­wa­ły słu­cha­jąc biblij­nych histo­rii. Cza­sa­mi pada­ły poważ­ne pyta­nia: “skąd wiesz, że Bóg ist­nie­je?”. Kil­ku­let­nia Ste­fa­nia, ku zasko­cze­niu wszyst­kich, odpo­wie­dzia­ła, że dzień wcze­śniej zgu­bi­ła bran­so­let­kę i szu­ka­ła jej cały dzień w domu i nie zna­la­zła, a potem pomo­dli­ła się do Boga i po jakimś krót­kim cza­sie bran­so­let­ka się odna­la­zła. Dla­te­go wie, że Bóg ist­nie­je, bo jej poma­ga.

Dzie­ci gar­nę­ły się do nowych cioć pro­wa­dzą­cych zaję­cia. Naj­chęt­niej nie scho­dzi­ły­by im z kolan. Może ta Dzieci w Gotestipotrze­ba cią­głe­go przy­tu­la­nia, to kolej­ny sku­tek emi­gra­cyj­ne­go roz­bi­cia rodzin? Nie­co­dzien­nym był dla nas rów­nież widok nasto­lat­ków przy­cho­dzą­cych o 7 rano po to, by pograć razem w plan­szów­ki.

W sąsied­niej wsi, o nazwie Fla­min­da, znaj­du­je się punkt medycz­ny, gdzie w dwóch małych izbach przyj­mu­je lekarz. Budy­nek wyma­gał prze­bu­do­wy i ocie­pla­nia, a tak­że dobu­do­wa­nia solid­nej dre­wut­ni. Wolon­ta­riu­sze pra­co­wa­li po 10–12 godzin, aby w nie­ca­ły tydzień zre­ali­zo­wać cel. Eki­pa budow­la­na zło­żo­na z kie­row­cy, leśni­ka, pasto­ra, stra­ża­ka, eko­no­mi­sty i kucha­rza mimo (deli­kat­nie mówiąc) for­mal­nie nie naj­wyż­szych kwa­li­fi­ka­cji pora­dzi­ła sobie. Moł­da­wia­nie, któ­rzy przy­cho­dzi­li do ośrod­ka zdro­wia, patrzy­li na remon­tu­ją­cych gości z nie­do­wie­rza­niem. Zdzi­wie­nie wzra­sta­ło po Remontowany ośrodek zdrowia we wsi Flamindawyja­śnie­niach, że przy­je­cha­li tu pomóc, bo kie­dyś pomógł im Chry­stus, więc chcą oka­zać Mu w ten spo­sób swą wdzięcz­ność. Oprócz pra­cy na budo­wie cza­sa­mi trze­ba było jesz­cze komuś pomóc, a to napra­wić insta­la­cje elek­trycz­ną w domu, a to pospa­wać pod­jazd dla wóz­ka inwa­lidz­kie­go. Wzru­sze­ni ludzie nie wie­dzie­li jak dzię­ko­wać. Wolon­ta­riu­sze pro­si­li wte­dy, żeby tyl­ko pozwo­lo­no im pomo­dlić się o nich.

Były oka­zje do roz­mów z miej­sco­wy­mi, któ­rzy cie­ka­wi obco­kra­jow­ców chęt­nie słu­cha­li. Kola z Ukra­iny, od kil­ku lat miesz­ka­ją­cy w Pozna­niu, oprócz umie­jęt­no­ści budow­la­nych, któ­re były nie­za­stą­pio­ne przy remon­cie przy­chod­ni, ma ser­ce dla ludzi, któ­rzy zna­leź­li się na zakrę­cie życio­wym. Szyb­ko zna­lazł słu­cha­czy. Wspól­ne roz­mo­wy o Bogu, któ­ry może zmie­nić życie i ser­ce czło­wie­ka, zaowo­co­wa­ły. Na nie­dziel­ne nabo­żeń­stwo przy­szedł odświęt­nie ubra­ny Niko­li, któ­ry nie­daw­no wyszedł z wię­zie­nia, a dwa dni wcze­śniej, jesz­cze na ogrom­nym kacu, dłu­go roz­ma­wiał z Kolą. Następ­ne­go dnia do kościo­ła przy­szedł jego uza­leż­nio­ny od alko­ho­lu brat, a potem kole­ga, wszy­scy chcie­li roz­ma­wiać z Kolą.

Nie wszy­scy uczest­ni­cy naszej misji zawi­ta­li do Gote­sti po raz pierw­szy. Han­na i Piotr Bucz­kow­scy, Optometryści podczas badańopto­me­try­ści z Pozna­nia, kon­ty­nu­owa­li swój pro­jekt “Bar­ty­me­usz — Każ­dy ma pra­wo dobrze widzieć.” Wraz z wie­lo­let­ni­mi współ­pra­cow­ni­ka­mi, rów­nież opto­me­try­sta­mi z Pol­ski, Kasią i Macie­jem powró­ci­li do Gote­sti po roku.

Tym razem ich zespół, wspar­ty przez pie­lę­gniar­kę i tłu­ma­czy, pra­cu­jąc przez pięć dni, po 10 godzin dzien­nie, prze­ba­dał 270 pacjen­tów. Każ­dy z nich otrzy­mał bez­płat­nie po dwie pary oku­la­rów korek­cyj­nych, a nie­któ­rzy rów­nież prze­ciw­sło­necz­ne. Nie wszyst­kie oku­la­ry moż­na było dobrać na miej­scu. Wkrót­ce ponad set­ka oku­la­rów zosta­nie prze­sła­na moł­daw­skim pacjen­tom, po bez­płat­nym wypro­du­ko­wa­niu przez pol­skich pro­du­cen­tów szkieł korek­cyj­nych.

Cała akcja „Bar­ty­me­usz — Każ­dy ma pra­wo dobrze widzieć” zaczę­ła się już kil­ka mie­się­cy wcze­śniej w Pol­sce, gdy zor­ga­ni­zo­wa­no zbiór­kę uży­wa­nych oku­la­rów, któ­ra odby­wa­ła się w wie­lu miej­sco­wo­ściach. Zbie­ra­no uży­wa­ne opraw­ki w szko­łach, przy­chod­niach, kościo­łach, któ­re po wymia­nie szkieł, tra­fi­ły do pacjen­tów w Moł­da­wii.

Z gabi­ne­tów przy koście­le wycho­dzi­ły zado­wo­lo­ne oso­by. Ktoś za dar­mo je zba­dał i wrę­czył oku­la­ry dobra­ne do ich wady wzro­ku. I to wszyst­ko bez żad­nych zna­jo­mo­ści czy wyra­zów wdzięcz­no­ści, wystar­czy­ło się zapi­sać na wizy­tę. „Zno­wu widzę wyraź­nie, będę mogła poczy­tać” – stwier­dzi­ła zado­wo­lo­na kobie­ta, wycho­dząc z gabi­ne­tu, się­ga­jąc po bro­szur­kę z tek­stem Ewan­ge­lii św. Jana. Inna pacjent­ka mogła doznać ulgi, któ­ra zwią­za­na była z ustę­pu­ją­cym bólem gło­wy, towa­rzy­szą­cym jej dotych­czas w związ­ku z nie­do­wi­dze­niem.

Dzień Polski w GotestiNa koniec poby­tu zor­ga­ni­zo­wa­no Dzień Pol­ski. Kapli­ca bap­ty­stów zapeł­nia­ła się powo­li dzieć­mi, rodzi­ca­mi i oso­ba­mi star­szy­mi, któ­rych przez cały tydzień zapra­sza­li wolon­ta­riu­sze. Na wszyst­kich zro­bił wra­że­nie rado­sny występ dzie­ci śpie­wa­ją­cych po moł­daw­sku, rosyj­sku, angiel­sku i pol­sku, któ­re ćwi­czy­ły cały tydzień. Z uwa­gą obej­rza­no krót­ki film o Pol­sce. Nie zabra­kło tra­dy­cyj­ne­go bigo­su z przy­wie­zio­nych z kra­ju suszo­nych grzy­bów i kapu­sty kiszo­nej, któ­rą upich­co­no w prze­rwie zajęć z dzieć­mi. Moł­da­wia­nie jedli bigos z ape­ty­tem tak, jak Pola­cy przez cały pobyt moł­daw­skie pla­cusz­ki nadzie­wa­ne bryn­dzą czy fasze­ro­wa­ne papry­ki.

Na koniec pastor Wal­dek opo­wie­dział, jak jego życie zosta­ło dotknię­te i zmie­nio­ne przez Chry­stu­sa. Zamiast życia w mara­zmie i bez­na­dziei w rela­cji z Bogiem odna­lazł pokój i radość. Pastor prze­ko­ny­wał, że to samo Jezus chce zro­bić dla wszyst­kich zebra­nych. Cześć osób wzru­szo­na pozo­sta­ła po impre­zie, by poroz­ma­wiać i modlić się z gość­mi z Pol­ski.

Ostat­ni wie­czór w Gote­sti to pol­skie ogni­sko. Nie był to naj­lep­szy pomysł, bo wie­czo­ra­mi tem­pe­ra­tu­ra Pastorzy Waldek Malinowski i Adam Ciućka rozpalają ogniskonie spa­da­ła poni­żej 20 stop­ni i jakoś nie było chęt­nych by się przy nim ogrzać. Mimo tego miło było przy­naj­mniej popa­trzeć nocą na ogień i usma­żyć na nim kieł­ba­ski. Pastor Wal­dek pod­czas noc­nych roz­mów przy­po­mniał o tych, któ­rzy choć nie mogli poje­chać z nami do Moł­da­wii, podzie­li­li się swą życz­li­wą modli­twą o powo­dze­nie misji, finan­sa­mi czy talen­ta­mi w cza­sie przy­go­to­wań do wyjaz­du. Pomi­mo zmę­cze­nia widać było uśmiech i błysk w jego oku, w odpo­wie­dzi na pyta­nie, czy za rok zno­wu wyru­sza­my gdzieś na misję.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.