Społeczeństwo

Rozłam mariawityzmu w pigułce — niepojednana przeszłość kościoła w Grzmiącej


Przed 80 laty roze­gra­ły się wyda­rze­nia, któ­re wywo­ła­ły tra­gicz­ny roz­łam w łonie maria­wi­ty­zmu. Roz­łam prze­nik­nął ludz­kie życio­ry­sy i lokal­ne spo­łecz­no­ści, a histo­ria kościo­ła w Grzmią­cej jest tego smut­nym przy­kła­dem. Do dziś spra­wa nie docze­ka­ła się żad­ne­go opra­co­wa­nia i chrze­ści­jań­skie­go roz­wią­za­nia.


Czy Ekumenizm.pl jest odpo­wied­nim miej­scem na tek­sty, któ­re uka­zu­ją spra­wy przy­kry­te gru­bą war­stwą mil­cze­nia? Czy por­tal eku­me­nicz­ny nie powi­nien zaj­mo­wać się raczej tym, co łączy, a nie dzie­li? Z pew­no­ścią ist­nie­je taka poku­sa, by zaj­mo­wać się jedy­nie kwe­stia­mi łatwy­mi i wygod­ny­mi. Tak jak to było do tej pory, chce­my uka­zy­wać bla­ski i cie­nie, momen­ty chwa­ły i mil­cze­nia róż­nych Kościo­łów, kie­dyś i dziś.

Roz­łam w maria­wi­ty­zmie w 1935 roku sta­no­wił gigan­tycz­ny wyłom w dzie­jach maria­wi­ty­zmu, spo­wo­do­wał nie tyl­ko insty­tu­cjo­nal­ny roz­brat, ale doko­nał poważ­ne­go uszko­dze­nia teo­lo­gicz­ne­go rdze­nia. Skut­ki tego roz­ła­mu odczu­wa­ne są do dziś – oprócz podzie­lo­ne­go maria­wi­ty­zmu, nastą­pił kry­zys toż­sa­mo­ści maria­wic­kiej w ogó­le. Dziś we wsi Grzmią­ca w pow. brze­ziń­skim (woj. łódz­kie) znaj­du­ją się dwie para­fie: Para­fia pw. Pod­wyż­sze­nia Krzy­ża Świę­te­go, nale­żą­ca do Kościo­ła Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Maria­wi­tów w RP (Płock), i dru­ga pw. Prze­naj­święt­sze­go Sakra­men­tu nale­żą­ca do Kościo­ła Kato­lic­kie­go Maria­wi­tów w RP (Feli­cja­nów). Spo­łecz­ność płoc­ka modli się w koście­le, a feli­cja­now­ska w kapli­cy. Jed­nak nie zawsze tak było.

Źró­dła i doku­men­ty

W Insty­tu­cie Pamię­ci Naro­do­wej (IPN) zacho­wa­ła się obszer­na doku­men­ta­cja, opi­su­ją­ca wyda­rze­nia, jakie nastą­pi­ły kil­ka lat po roz­ła­mie: zezna­nia spi­sa­ne przez Gesta­po i Urząd Bez­pie­czeń­stwa (UB), ale tak­że wspo­mnie­nia bez­po­śred­nich uczest­ni­ków tam­tych wyda­rzeń oraz akta sądo­we z lat powo­jen­nych z wypo­wie­dzia­mi oby­dwu stron. Waż­ne doku­men­ty znaj­du­ją się rów­nież w sto­łecz­nym Archi­wum Akt Nowych prze­ję­te od Urzę­du ds. Wyznań. Dostęp­ny mate­riał dowo­do­wy jest obszer­ny, a źró­dła zróż­ni­co­wa­ne. Nie­ste­ty nie uda­ło się pozy­skać doku­men­ta­cji ze stro­ny płoc­kiej. Na zapy­ta­nie auto­ra poniż­sze­go tek­stu zarów­no pro­boszcz Para­fii Kościo­ła Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Maria­wi­tów w Grzmią­cej, jak i Biskup Naczel­ny Kościo­ła Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Maria­wi­tów zade­kla­ro­wa­li, że nie dys­po­nu­ją żad­ny­mi mate­ria­ła­mi w tej spra­wie. Nie podej­mu­jąc się oce­ny wia­ry­god­no­ści tych zaska­ku­ją­cych dekla­ra­cji war­to jed­nak pod­kre­ślić, że orga­na pań­stwo­we skru­pu­lat­nie pro­wa­dzi­ły doku­men­ta­cję w spra­wie podob­nie jak i feli­cja­now­ska stro­na spo­ru.

Kapi­tu­ła w 1935 r. i roz­łam w Grzmią­cej

Tra­gicz­ne wyda­rze­nia w Grzmią­cej wpi­sa­ne są w burz­li­we dzie­je maria­wi­ty­zmu począt­ku lat 30. XX wie­ku. Kościo­łem Sta­ro­ka­to­lic­kim Maria­wi­tów kie­ro­wał abp Jan Maria Michał Kowal­ski, naj­bliż­szy współ­pra­cow­nik św. M. Fran­cisz­ki Kozłow­skiej, któ­ry moc­ną ręką trzy­mał wła­dzę w Koście­le. Cza­sy były bar­dzo nie­spo­koj­ne. Skła­da­ły się na to róż­ne czyn­ni­ki: maria­wi­tyzm odzy­skał i skon­so­li­do­wał siły po pierw­szym kry­zy­sie z lat 1922–1924 roku (mał­żeń­stwa kapła­nów z sio­stra­mi zakon­ny­mi). Wciąż jed­nak nie usta­wa­ły dzia­ła­nia ducho­wień­stwa rzym­sko­ka­to­lic­kie­go, mają­ce na celu zdys­kre­dy­to­wa­nie maria­wi­ty­zmu pozba­wio­ne­go już od daw­na cha­ry­zma­tycz­nej Przy­wód­czy­ni. Zało­ży­ciel­ka zmar­ła bowiem w 1921 roku i zgod­nie z jej wolą to wła­śnie abp Kowal­ski prze­jął peł­nię wła­dzy w Koście­le. Zgro­ma­dze­niu żeń­skie­mu sióstr maria­wi­tek prze­wo­dzi­ła s. Anto­ni­na M. Iza­be­la Wiłuc­ka, mał­żon­ka arcy­bi­sku­pa.

Poza reli­gij­ny­mi, poja­wia­ją się na hory­zon­cie rów­nież istot­ne czyn­ni­ki poli­tycz­ne — wła­dze II RP nie­zbyt przy­chyl­nie patrzy­ły na maria­wi­tów i powo­do­wa­ne nie­chę­cią wobec Kościo­ła maria­wic­kie­go chcia­ły dopro­wa­dzić do osła­bie­nia pozy­cji abp. Micha­ła. Przy akom­pa­nia­men­cie ducho­wień­stwa rzym­sko­ka­to­lic­kie­go wła­dze zaan­ga­żo­wa­ły się w pro­jekt stop­nio­we­go demon­ta­żu maria­wi­ty­zmu przy uży­ciu potęż­nej machi­ny medial­nej. Dowo­dem są pro­ce­sy wyta­cza­ne prze­ciw­ko arcy­bi­sku­po­wi począw­szy od 1908 roku i trwa­ją­ce do 1931 roku. Oskar­że­nia doty­czy­ły nie tyl­ko „lże­nia” z Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go (tak trak­to­wa­no m.in. pod­wa­ża­nie dogma­tu o nie­omyl­no­ści papie­skiej), lecz tak­że domnie­ma­nych czy­nów lubież­nych. Koali­cja, któ­rą two­rzy­li hie­rar­cho­wie rzym­sko­ka­to­lic­cy, w tym nawet biskup polo­wy Woj­ska Pol­skie­go Józef Gaw­li­na, poje­dyn­czy duchow­ni, maria­wic­cy rene­ga­ci, a przede wszyst­kim pra­sa naro­do­wo-kato­lic­ka i ende­cja zmie­rza­ły do zdys­kre­dy­to­wa­nia i znisz­cze­nia maria­wi­ty­zmu. Kościo­ło­wi maria­wic­kie­mu nie tyl­ko sku­tecz­nie utrud­nia­no roz­wój, ale ogra­ni­cza­no bie­żą­cą dzia­łal­ność [1]. Zma­so­wa­ne dzia­ła­nia władz i Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go zmie­rza­ły do skłó­ce­nia śro­do­wi­ska maria­wic­kie­go i nakło­nie­nia sióstr, kapła­nów i świec­kich do porzu­ce­nia maria­wi­ty­zmu. Pro­jekt ten powiódł się w nie­ma­łej czę­ści, m.in. dzię­ki dys­po­zy­cyj­nym orga­nom ści­ga­nia, „nie­za­leż­ne­mu” sądow­nic­twu i posłusz­nym mediom. W warun­kach nie­ustan­nej koniecz­no­ści odpie­ra­nia zarzu­tów i oskar­żeń praw­nych wspól­no­ta maria­wic­ka sta­ra­ła się nor­mal­nie funk­cjo­no­wać, jed­nak od jakie­goś cza­su atmos­fe­ra wśród kapła­nów zaczę­ła się psuć, a ducho­wość scho­dzi­ła na dal­szy plan.

Wśród bisku­pów maria­wic­kich – Roma­na M. Jaku­ba Próch­niew­skie­go, Wacła­wa M. Bar­tło­mie­ja Przy­siec­kie­go, Waw­rzyń­ca M. Fran­cisz­ka Rostwo­row­skie­go i Kle­men­sa M. Fili­pa Feld­ma­na — zawią­zał się spi­sek. Wła­ści­wie bunt roz­po­czął się od bp. Próch­niew­skie­go, jed­nak ten prze­ka­zał ini­cja­ty­wę bp. Feld­ma­no­wi. Zanim to się jed­nak sta­ło, do abp. Kowal­skie­go docie­ra­ły infor­ma­cje o nie­po­ko­jach w kil­ku para­fiach maria­wic­kich. Dele­go­wał więc bp. Feld­ma­na do wyja­śnie­nia pro­ble­mów, pod­czas gdy ten za namo­wą bisku­pów dołą­czył do spi­sku, by stać się po waha­niach bp. Próch­niew­skie­go jego przy­wód­cą. Zwierzch­nik Kościo­ła baga­te­li­zo­wał pro­blem, będąc pochło­nię­ty dzia­łal­no­ścią nauko­wo-teo­lo­gicz­ną i publi­cy­stycz­ną. Nie zda­wał sobie spra­wy, że bisku­pi zde­cy­do­wa­li się na jego usu­nię­cie, tym bar­dziej, że w X 1934 r. abp Michał obcho­dził jubi­le­usz sakry bisku­piej, pod­czas któ­re­go otrzy­mał wier­no­pod­dań­cze życze­nia pod­pi­sa­ne przez pię­ciu bisku­pów, kapła­nów i sio­stry kapłan­ki, bra­ci i sio­stry zakon­ne, a tak­że osob­ne pismo od bp. Rostwo­row­skie­go. Nic nie zapo­wia­da­ło prze­wro­tu… aż do stycz­nia 1935 roku.

Emi­sa­riu­sze bisku­pów podró­żo­wa­li po para­fiach, kol­por­tu­jąc infor­ma­cje o abp. Kowal­skim, że zdzi­wa­czał, cier­pi na cho­ro­bę psy­chicz­ną i nale­ży go nie­zwłocz­nie ubez­wła­sno­wol­nić. W akcję zaan­ga­żo­wa­ły się rów­nież nie­któ­re sio­stry kapłan­ki zdez­o­rien­to­wa­ne zary­so­wa­ną przez prze­ciw­ni­ków arcy­bi­sku­pa per­spek­ty­wą dele­ga­li­za­cji Kościo­ła przez wła­dze, jeśli zwierzch­nik pozo­sta­nie na sta­no­wi­sku. W obie­gu były plot­ki o klasz­tor­nych eks­ce­sach i arcy­bi­sku­pie nie­li­czą­cym się z opi­nią wier­nych. Wbrew poja­wia­ją­cym się w nie­któ­rych publi­ka­cjach stwier­dze­niom, jako­by kapłań­stwo kobiet było jed­ną z przy­czyn roz­ła­mu, nale­ży w tym miej­scu przy­po­mnieć, że rów­nież po roz­ła­mie zbun­to­wa­ni bisku­pi wyświę­ca­li nowe kapłan­ki, lecz nie­dłu­go po tym zmu­si­li sio­stry do zrze­cze­nia się funk­cji kapłań­skich.

Wbrew sta­tu­to­wi Zgro­ma­dze­nia bisku­pi maria­wic­cy zwo­ła­li kapi­tu­łę, do cze­go pra­wo miał tyl­ko mini­ster gene­ral­ny Zgro­ma­dze­nia Kapła­nów Maria­wi­tów (abp Kowal­ski) lub w razie jego śmier­ci wika­riusz gene­ral­ny, i to w okre­ślo­nym cza­sie (co naj­mniej trzy tygo­dnie przed kapi­tu­łą powin­no zostać wysła­ne zapro­sze­nie, a sama kapi­tu­ła odbyć się w okta­wie Świąt Zesła­nia Ducha Świę­te­go). Arcy­bi­sku­pa odizo­lo­wa­no i mimo dwu­krot­nych próśb nie zezwo­lo­no mu na udział w kapi­tu­le. Do płoc­kie­go sank­tu­arium zje­cha­li się kapła­ni i świec­cy dele­ga­ci z para­fii maria­wic­kich. Płock stał się are­ną, na któ­rej zde­rzy­ły się nie tyl­ko róż­ne wizje maria­wi­ty­zmu, ale i inte­re­sy oraz gdzie odby­ła się wal­ka o wpły­wy. Rewo­lu­cja „w imię przy­wró­ce­nia sta­re­go porząd­ku” zaczę­ła się od unie­moż­li­wie­nia zwo­len­ni­kom abp. Kowal­skie­go aktyw­ne­go udzia­łu w kapi­tu­le. Stron­ni­cy abp. Kowal­skie­go zarzu­ca­li „feld­ma­now­com”, że w zbun­to­wa­nej kapi­tu­le udział wzię­li „świe­żo obłó­cze­ni i nowo wyświę­ce­ni mło­dzień­cy”. Wszyst­kie­mu poprzez sieć agen­tów przy­glą­da­ły się wła­dze. Wynik spi­sku odbił się cięż­kim pięt­nem na maria­wi­ty­zmie, któ­ry utra­cił ok. 30% wier­nych, a para­fia w Grzmią­cej jest tego naj­bar­dziej dra­ma­tycz­nym przy­kła­dem.

Roz­łam w Grzmią­cej

W stycz­niu 1935 roku maria­wi­ci z Grzmią­cej i oko­licz­nych wsi otrzy­my­wa­li kolej­ne infor­ma­cje o sytu­acji we wła­dzach Kościo­ła. Zde­cy­do­wa­no, że dele­ga­ta­mi para­fii zosta­nie dwóch człon­ków rady para­fial­nej — Bro­ni­sław Kwiat­kow­ski oraz Kazi­mierz Sta­roń, przy­ja­ciel i szwa­gier Kwiat­kow­skie­go. Oby­dwaj jecha­li do Płoc­ka jako zwo­len­ni­cy bp. Feld­ma­na. Sytu­acja przy Świą­ty­ni była bar­dzo napię­ta. Wstęp do kościo­ła był jedy­nie za oka­za­niem wej­ściów­ki, naj­praw­do­po­dob­niej, aby unie­moż­li­wić kolej­nym zwo­len­ni­kom abp. Kowal­skie­go wej­ście do sank­tu­arium, w któ­rym kapłan­ki na zmia­nę cele­bro­wa­ły msze świę­te 24 godzi­ny na dobę, a sio­stry odpra­wia­ły ado­ra­cję eucha­ry­stycz­ną. Pano­wał cha­os infor­ma­cyj­ny.

Z tam­te­go cza­su zacho­wa­ły się wspo­mnie­nia nie­ży­ją­cej już Pela­gii Sikor­skiej z d. Kwiat­kow­skiej spi­sa­ne w 2004 r. Są zgod­ne z zezna­nia­mi, jakie Sikor­ska zło­ży­ła wobec pol­skich władz w 1947 r. Sikor­ska była cór­ką kapła­na ludo­we­go Bro­ni­sła­wa Kwiat­kow­skie­go, uczest­ni­ka kapi­tu­ły w 1935 roku, któ­ry zgi­nął śmier­cią męczeń­ską w obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym Auschwitz. War­to zazna­czyć, że rela­cje Sikor­skiej zga­dza­ją się z zezna­nia­mi innych świad­ków spi­sa­ny­mi po woj­nie w ramach śledz­twa prze­ciw­ko bp. Janu­szo­wi M. Szy­mo­no­wi Buchol­co­wi i kil­ku innym duchow­nym. W odtaj­nio­nych aktach IPN zacho­wa­ły się zezna­nia świad­ków wyda­rzeń oraz same­go bp. Buchol­ca, a tak­że obszer­ne akta spraw sądo­wych, pod­czas któ­rych słu­cha­ni byli zarów­no maria­wi­ci zwią­za­ni z Płoc­kiem, jak i Feli­cja­no­wem. Wróć­my jed­nak do wspo­mnień Pela­gii Sikor­skiej.

W kapi­tu­la­rzu, naj­więk­szej sali, jaka znaj­do­wa­ła się w pomiesz­cze­niach klasz­tor­nych, zebra­ła się Kapi­tu­ła. W pomiesz­cze­niu — co było nie­spo­ty­ka­ne — wysta­wio­no Naj­święt­szy Sakra­ment po to „by nadać powa­gi kapi­tu­le — jak­by bra­no na świad­ka Pana Jezu­sa Uta­jo­ne­go, że to, co tam zosta­ło posta­no­wio­ne jest słusz­ne i nie­odwo­łal­ne”. Porzą­dek obrad kapi­tu­ły obej­mo­wał wybór następ­cy abp. Kowal­skie­go „tak jak­by spra­wa była przy­pie­czę­to­wa­na”. W obro­nie abp. M. Micha­ła nie prze­ma­wiał nikt, a jemu same­mu zaka­za­no udzia­łu w kapi­tu­le. Bro­ni­sław Kwiat­kow­ski doma­gał się w imie­niu swo­jej para­fii obec­no­ści arcy­bi­sku­pa. Zgro­ma­dze­ni odmó­wi­li. Pod­ję­to uchwa­łę o wybo­rze bp. Feld­ma­na na nowe­go bisku­pa naczel­ne­go. Kwiat­kow­ski nie dał za wygra­ną. Jego cór­ka wspo­mi­na­ła: „Takie zaocz­ne zała­twie­nie spra­wy jesz­cze bar­dziej zanie­po­ko­iło ojca, choć był moc­no skon­fun­do­wa­ny i nie potra­fił okre­ślić dla­cze­go się aż tak nie­po­koi, bo ufał naszym prze­ło­żo­nym, czy­li bisku­pom”. Nowe wła­dze Kościo­ła przy­pro­wa­dzi­ły swo­ich zwo­len­ni­ków do świą­ty­ni, a ponie­waż ołtarz był zaję­ty przez kapłan­ki, pod chó­rem odśpie­wa­no Te Deum.

Kwiat­kow­skie­mu uda­ło się dotrzeć do jed­nej z sióstr, któ­ra umoż­li­wi­ła mu roz­mo­wę z arcy­bi­sku­pem. Zastał duchow­ne­go sie­dzą­ce­go w małym poko­ju i nara­dza­ją­ce­go się z kil­ko­ma oso­ba­mi. Arcy­bi­skup nie wie­dział jesz­cze, że został zdję­ty z urzę­du. O fak­cie poin­for­mo­wał go dopie­ro Kwiat­kow­ski, któ­ry prze­ko­nał się, że abp Michał nie tyl­ko nie zwa­rio­wał, ale jest w dobrej for­mie zarów­no inte­lek­tu­al­nej, jak i fizycz­nej. Stycz­nio­wa kapi­tu­ła przy­pie­czę­to­wa­ła roz­łam, jed­nak w samym klasz­to­rze nie­wie­le się zmie­ni­ło, gdyż Świą­ty­nia Miło­sier­dzia i Miło­ści była praw­nie wła­sno­ścią abp. Micha­ła. Życie reli­gij­ne w Świą­ty­ni toczy­ło się bez więk­szych zmian przez nie­co ponad mie­siąc aż do 10 III 1935 r. Wów­czas abp Kowal­ski został wraz z mał­żon­ką wezwa­ny do sta­ro­stwa powia­to­we­go w Płoc­ku. Dla­cze­go dopie­ro po mie­sią­cu? Trud­no jed­no­znacz­nie stwier­dzić i pozo­sta­ją jedy­nie spe­ku­la­cje. Podob­nie nie są zna­ne wszyst­kie oko­licz­no­ści zwią­za­ne z nie­le­gal­ną kapi­tu­łą. Nie spo­sób jed­nak nie zauwa­żyć nie­zdro­wej aktyw­no­ści apa­ra­tu pań­stwo­we­go. W płoc­kim sta­ro­stwie arcy­bi­sku­pa i sio­strę prze­ło­żo­ną roz­dzie­lo­no, nie zezwa­la­jąc im na kon­takt. Arcy­bi­skup został pod­da­ny wie­lo­go­dzin­nym prze­słu­cha­niom, któ­rych celem było wymu­sze­nie rezy­gna­cji z urzę­du. Wła­dzom uda­ło się zła­mać arcy­bi­sku­pa. Zło­żo­no mu „pro­po­zy­cję nie do odrzu­ce­nia” – albo prze­no­si­ny do Feli­cja­no­wa ze swo­imi stron­ni­ka­mi albo wię­zie­nie. Decy­zję abp Kowal­ski pod­jął ok. godz. 23:00. Moż­li­wa jest też inna inter­pre­ta­cja wyni­ka­ją­ca odosob­nio­ne­go w swej tre­ści listu abp. Kowal­skie­go z XI 1935 roku nace­cho­wa­ne­go ogrom­ny­mi emo­cja­mi, w któ­rym duchow­ny stwier­dza, że rezy­gna­cja nastą­pi­ła po roze­zna­niu Bożej Woli. Bio­rąc jed­nak pod uwa­gę póź­niej­sze wypo­wie­dzi arcy­bi­sku­pa list ten moż­na roz­pa­try­wać jako wyjąt­ko­wy wybuch emo­cji i roz­ża­le­nia spo­wo­do­wa­ne­go zdra­dą wie­lu bra­ci i sióstr, wie­lo­let­nią kam­pa­nią skie­ro­wa­ną prze­ciw­ko nie­mu, któ­rej jesz­cze dale­ko było do koń­ca.

Wia­do­mość o rezy­gna­cji abpa Micha­ła szyb­ko prze­ka­za­no do klasz­to­ru, gdzie s. M. Cele­sty­na Kra­szew­ska na pole­ce­nie bp. M. Jaku­ba Próch­niew­skie­go poin­for­mo­wa­ła miesz­kań­ców, że o godz. 9:00 przed Świą­ty­nią stać będą cię­ża­rów­ki, któ­re prze­wio­zą zwo­len­ni­ków arcy­bi­sku­pa do Feli­cja­no­wa. Po stro­nie prze­ło­żo­ne­go sta­nę­ło ok. 80 sióstr i kil­ku­na­stu kapła­nów. Na tere­nie małej posia­dło­ści w Feli­cja­no­wie swój nowy dom zna­la­zło ok. 100 osób. W tym też cza­sie ura­to­wa­no ory­gi­nal­ny, spi­sa­ny wła­sno­ręcz­nie przez św. M. Fran­cisz­kę, tekst Obja­wień Dzie­ła Wiel­kie­go Miło­sier­dzia, któ­ry prze­trwał dzię­ki feli­cja­now­skim sio­strom biskup­kom wojen­ną zawie­ru­chę, a dziś prze­cho­wy­wa­ny jest w Feli­cja­no­wie.

Oku­pa­cja i ponow­na pró­ba ode­bra­nia kościo­ła

Powróć­my jed­nak do wyda­rzeń, któ­re mia­ły miej­sce bez­po­śred­nio po zakoń­cze­niu kapi­tu­ły. Po przy­by­ciu do Grzmią­cej i nie­dziel­nej mszy świę­tej Bro­ni­sław Kwiat­kow­ski zdał rela­cję para­fia­nom. Kwiat­kow­ski opo­wie­dział o swo­jej roz­mo­wie z arcy­bi­sku­pem. Dru­gi dele­gat — Sta­roń — któ­ry z abp. Micha­łem nie roz­ma­wiał, repre­zen­to­wał linię zwo­len­ni­ków bp. Feld­ma­na. Zde­rze­nie oby­dwu rela­cji dopro­wa­dzi­ło do zamę­tu. Zde­cy­do­wa­no, że kościół budo­wa­ny w latach 1908–1911 przez wszyst­kich maria­wi­tów, pozo­sta­nie wła­sno­ścią więk­szo­ści, a ta w 80% opo­wie­dzia­ła się za lojal­no­ścią wobec abp. Kowal­skie­go. Mimo tego kościół w trak­cie walk prze­cho­dził z rąk do rąk, a wokół tych starć naro­sły legen­dy – do dziś wspo­mi­na się gdzie­nie­gdzie o wal­ce „feld­ma­now­ców” z „kowalsz­cza­ka­mi”. Zwo­len­ni­ka­mi bp. Feld­ma­na kie­ro­wał ks. M. Augu­styn Gostyń­ski, któ­ry uzy­skał pomoc gru­py para­fian z Nie­suł­ko­wa i Lip­ki od kapł. M. Gabrie­la Kame­ra. „Osta­tecz­nie” jed­nak kościół pozo­stał w rękach maria­wi­tów wier­nych abp. Kowal­skie­mu, nato­miast maria­wi­ci płoc­cy odpra­wia­li nabo­żeń­stwa w domu Kazi­mie­rza Sta­ro­nia.

W kolej­nych latach Para­fia w Grzmią­cej była nie­zwy­kle waż­nym ośrod­kiem misyj­no-dusz­pa­ster­skim feli­cja­now­skie­go maria­wi­ty­zmu. Pra­sa maria­wic­ka z koń­ca lat 30. (np. “Mło­dy Maria­wi­ta”, jed­nod­niów­ka Wydaw­nic­twa Kapłań­stwa Ludo­we­go) wie­lo­krot­nie wska­zy­wa­ła na Grzmią­cą jako wzór pro­wa­dze­nia pra­cy mło­dzie­żo­wej, któ­rą w Koście­le kie­ro­wa­ła s. M. Illu­mi­na­ta Sobiesz­czań­ska. Nie­wiel­ki kościół w Grzmią­cej był poza tym jed­nym z nie­wie­lu budyn­ków sakral­nych użyt­ko­wa­nych przez maria­wi­tów feli­cja­now­skich. I tak pozo­sta­ło do 1941 roku…

Hitle­row­ska napaść na Pol­skę nie pozo­sta­ła bez wpły­wu na podzie­lo­ną spo­łecz­ność maria­wic­ką. Bp Feld­man, któ­ry był nie­miec­kie­go pocho­dze­nia, cie­szył się popar­ciem oku­pan­tów. Z kolei abp Kowal­ski został aresz­to­wa­ny, m.in. za list napi­sa­ny do Hitle­ra już po wybu­chu woj­ny. Dwa arty­ku­ły uka­za­ły się w feli­cja­now­skiej pra­sie — Kró­le­stwie Bożym na Zie­mi. Wezwał w nim Hitle­ra do nawró­ce­nia, jed­nak raczej mało praw­do­po­dob­ne, że kore­spon­den­cja w ogó­le dotar­ła do dyk­ta­to­ra. Spra­wą zain­te­re­so­wa­ło się jed­nak Gesta­po, któ­re uzna­ło duchow­ne­go za nie­bez­piecz­ne­go „nacjo­na­li­stycz­ne­go pol­skie­go szo­wi­ni­stę”. Arcy­bi­sku­pa obję­to aresz­tem ochron­nym w Płoc­ku. Gesta­po zasta­na­wia­ło się nad zwol­nie­niem arcy­bi­sku­pa i wyko­rzy­sta­niem go do ide­olo­gicz­nej wal­ki z Kościo­łem rzym­sko­ka­to­lic­kim, jed­nak abp Kowal­ski jako pol­ski patrio­ta (dla oku­pan­tów „nacjo­na­li­sta”) był według Niem­ców groź­ny. W spra­wie zwol­nie­nia arcy­bi­sku­pa inter­we­nio­wa­ła s. arcy­ka­płan­ka Iza­be­la, któ­ra sła­ła proś­by o uwol­nie­nie męża do kogo się dało, w tym do kan­ce­la­rii III Rze­szy w Ber­li­nie. Zacho­wał się nawet list arcy­ka­płan­ki skie­ro­wa­ny do żony mar­szał­ka Her­man­na Goerin­ga, Emmy.

Gesta­po szcze­gó­ło­wo zapo­zna­ło się z dossier abp. Kowal­skie­go. Niem­cy mie­li dostęp do uzna­wa­nych obec­nie za zagi­nio­ne akt spra­wy prze­ciw­ko arcy­bi­sku­po­wi w latach 1928–1931, któ­re pozy­ska­li z rzym­sko­ka­to­lic­kiej kurii płoc­kiej od abp. F. Nowo­wiej­skie­go. Co wię­cej Gesta­po prze­pro­wa­dzi­ło wła­sne śledz­two, wysy­ła­jąc do Feli­cja­no­wa praw­ni­ka, dr. Kin­za, któ­ry po kil­ku dniach poby­tu w Feli­cja­no­wie uznał zarzu­ty sta­wia­ne przez pol­skie wła­dze abp. Kowal­skie­mu za pro­pa­gan­dę apa­ra­tu pań­stwo­we­go i Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go. Raport praw­ni­ka został jed­nak przez prze­ło­żo­nych skry­ty­ko­wa­ny, gdyż „Kowal­ski został uka­za­ny w nim pra­wie jako męczen­nik.” W instruk­cji z 15 VIII 1940 r. odrzu­co­no proś­by o zwol­nie­nie arcy­bi­sku­pa i naka­za­no pro­wa­dze­nie dal­szych prze­słu­chań. 25 IV 1941 r. 70-let­ni abp. Michał tra­fił do KL Dachau, gdzie prze­by­wał przez rok. 18 V 1942 prze­wie­zio­no go do obo­zu Har­the­im, gdzie zgi­nął 26 V 1942 r.

Na pole­ce­nie bpa Feld­ma­na kolej­ną pró­bę prze­ję­cia kościo­ła w Grzmią­cej pod­jął bp M. Szy­mon Bucholc. W tzw. „Ujaw­nie­niu” z 13 V 1947 roku skie­ro­wa­nym do Dyrek­to­ra Depar­ta­men­tu Ogól­ne­go Mini­ster­stwa Bez­pie­czeń­stwa Publicz­ne­go bp Bucholc tłu­ma­czył się, że „4 paź­dzier­ni­ka 1940 roku cho­ciaż pod ter­ro­rem i z naka­zu prze­ło­żo­ne­go” przy­jął dla sie­bie i swo­jej rodzi­ny dowód nie­miec­kie­go pocho­dze­nia, a 18 X 1941 roku pod­pi­sał volks­li­stę III kate­go­rii prze­zna­czo­ną dla czę­ścio­wo spo­lo­ni­zo­wa­nych Niem­ców. „Ujaw­nie­nie” poprze­dza m.in. odręcz­nie napi­sa­ne zobo­wią­za­nie do zacho­wa­nia mil­cze­nia oraz infor­ma­cje ewi­den­cyj­ne nt. dzia­ła­ją­cych para­fii maria­wic­kich. W doku­men­tach pol­skich władz bp Bucholc funk­cjo­no­wał jako Nie­miec względ­nie volks­deutsch.

Na pod­sta­wie zeznań bp. Buchol­ca i świad­ków moż­na jed­no­znacz­nie stwier­dzić, że przy­go­to­wa­nia do osta­tecz­ne­go prze­ję­cia kościo­ła w Grzmią­cej roz­po­czę­ły się już w lutym 1940 roku. Ist­nie­ją doku­men­ty, suge­ru­ją­ce, że pró­by ode­bra­nia kościo­ła podej­mo­wa­no przed wybu­chem II woj­ny świa­to­wej. Sta­ra­nia czy­nio­no na dro­dze urzęd­ni­czej, jed­nak nie przy­nio­sły one skut­ku, praw­do­po­dob­nie dla­te­go, że 80% para­fian w Grzmią­cej nale­ża­ła do stro­ny feli­cja­now­skiej. Dodat­ko­wo kościół dostęp­ny był na modli­twę dla wszyst­kich maria­wi­tów i płoc­ka dia­spo­ra w Grzmią­cej bez pro­ble­mów mogła z nie­go korzy­stać.

Biskup naczel­ny Feld­man wysłał bp. Buchol­ca do funk­cjo­na­riu­sza Gesta­po Fuch­sa odpo­wie­dzial­ne­go za spra­wy reli­gij­ne. Bucholc zło­żył donos na pro­bosz­cza para­fii w Grzmią­cej, s. bp Joan­nę M. Ema­nu­elę (Emmę) Pio­trow­ską, jed­ną z pierw­szych bisku­pek kon­se­kro­wa­nych przez abp. Kowal­skie­go w 1929 r. Biskup­ka sta­wi­ła się na prze­słu­cha­nie w łódz­kim Gesta­po, gdzie wypy­ty­wa­na była o swo­ją wspól­no­tę. Wywie­ra­no na nią naci­ski, aby przy­łą­czy­ła się do Kościo­ła płoc­kie­go. Ofi­cer Gesta­po inda­go­wał ją, czy odda kościół w Grzmią­cej dobro­wol­nie. Kapłan­ka wie­dząc o losie abp. Micha­ła, a tak­że sióstr aresz­to­wa­nych przez Niem­ców, zade­kla­ro­wa­ła, że prze­ka­że kościół w Grzmią­cej, jeśli takie będzie żąda­nie władz, jed­nak odmó­wi­ła wypo­wie­dze­nia lojal­no­ści arcy­bi­sku­po­wi.

W lip­cu 1941 r. bp Bucholc zawnio­sko­wał u Fuch­sa prze­ka­za­nie kościo­ła pod jurys­dyk­cję Płoc­ka. Bp Bucholc kolej­ny raz zade­nun­cjo­wał bp Pio­trow­ską, obwi­nia­jąc ją o orga­ni­zo­wa­nie „napa­dów na kościół w Grzmią­cej” w 1935 roku, kie­dy to płoc­ka mniej­szość pró­bo­wa­ła ponow­nie ode­brać siłą świą­ty­nię maria­wi­tom nur­tu feli­cja­now­skie­go.

Maria­wi­tom feli­cja­now­skim zaka­za­no pod­czas woj­ny odpra­wia­nia mszy świę­tych — zarów­no kapła­nom i kapłan­kom hie­rar­chicz­nym, jak i kapłań­stwu ludo­we­mu [2]. Para­fia w Grzmią­cej była jedy­ną funk­cjo­nu­ją­cą para­fią feli­cja­now­ską w regio­nie łódz­kim. Wcze­śniej, bo w mar­cu 1941 r. Niem­cy wysie­dli­li klasz­tor w Feli­cja­no­wie — część z nich zgi­nę­ła w obo­zie w Dział­do­wie i w Dachau. Kościo­ły płoc­kie były zasad­ni­czo czyn­ne. Wcze­śniej wła­dze zażą­da­ły od bp Pio­trow­skiej zamknię­cia wszyst­kich kaplic. Kapłan­ka gra­ła jed­nak na zwło­kę, tłu­ma­cząc, że nie może odpo­wia­dać za wszyst­kie kapli­ce. Wkrót­ce jed­nak wszyst­kie, oprócz Grzmią­cej, pla­ców­ki — Dąbrów­ka, Poćwiar­dów­ka, Wola Cyru­so­wa, Nie­suł­ków, Nowo­sta­wy Gór­ne i Dol­ne, Stry­ków, Łódź i Zgierz — poza­my­ka­no. Mimo tego odby­wa­ły się pota­jem­ne nabo­żeń­stwa domo­we pro­wa­dzo­ne przez kapłań­stwo ludo­we według skró­co­ne­go porząd­ku prze­wi­dzia­ne­go w Msza­li­ku dla Kapłań­stwa Ludo­we­go. Dzię­ki refor­mom abp. Kowal­skie­go każ­da rodzi­na maria­wic­ka mogła w szcze­gól­nych przy­pad­kach, gdy nie było odpo­wied­nich warun­ków, odpra­wić mszę świę­tą, któ­ra trwa­ła od kil­ku do kil­ku­na­stu minut i nie wyma­ga­ła uży­wa­nia stro­jów litur­gicz­nych. Skła­da się ona z epi­kle­zy, spo­wie­dzi, ofia­ro­wa­nia, słów kon­se­kra­cji, Modli­twy Pań­skiej, komu­nii oraz dzięk­czy­nie­nia. W skraj­nych sytu­acjach wystar­cza­ły same Sło­wa Usta­no­wie­nia. W ten spo­sób mszę w obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym Dachau odpra­wiał abp Kowal­ski.

Mury nie pój­dą do nie­ba

6 sierp­nia 1941 roku do Grzmią­cej przy­był bp Bucholc w towa­rzy­stwie kapła­nów M. Gabrie­la Kame­ra z Lip­ki oraz M. Micha­ła Sit­ka ze Stry­ko­wa. Zażą­da­li od feli­cja­now­skich maria­wi­tów prze­ka­za­nia kościo­ła.

Według rela­cji s. bp. M. Ema­nu­eli Pio­trow­skiej ze stycz­nia 1948 roku, bp Bucholc wraz z kapła­na­mi Sit­kiem i Kame­rem wtar­gnę­li do kościo­ła, wyga­nia­jąc sprzed ołta­rza s. M. Kle­men­sę Ładę, któ­ra odpra­wia­ła ado­ra­cję Prze­naj­święt­sze­go Sakra­men­tu. Kapła­ni i para­fia­nie prze­szli do zakry­stii, gdzie spo­tka­li bp Pio­trow­ską. Bp Bucholc ponow­nie zażą­dał odda­nia kościo­ła. Sio­stra odpo­wie­dzia­ła — zgod­nie z obiet­ni­cą zło­żo­ną na łódz­kim poste­run­ku Gesta­po — że tyl­ko Niem­cy mogą ją wygo­nić. Bp Bucholc obce­so­wo odpo­wie­dział: „Ja jestem Gesta­po i roz­ka­zu­ję ci się stąd wyno­sić!. Sło­wa te potwier­dzi­li w zezna­niach świad­ko­wie roz­mo­wy. Biskup­ka, kapłan ludo­wy Kwiat­kow­ski oraz wier­ni zapro­te­sto­wa­li i odmó­wi­li prze­ka­za­nia kościo­ła. Do zebra­nych dołą­czył nie­miec­ki komi­sarz Fry­de­ryk Hof­f­mann, odpo­wie­dzial­ny za powiat brze­ziń­ski. Bp Bucholc powo­łu­jąc się na wpły­wy w Gesta­po zażą­dał prze­ka­za­nia klu­czy do kościo­ła. Kwiat­kow­ski popro­sił Hof­f­man­na, aby unie­moż­li­wił ode­bra­nie świą­ty­ni. Nie­miec poin­for­mo­wał bp. Buchol­ca, że znaj­du­je się na tere­nie brze­ziń­skim i musi mieć doku­men­ty od wła­ści­wych orga­nów. Hof­f­mann prze­jął klu­cze od kościo­ła do cza­su urzę­do­we­go wyja­śnie­nia spra­wy. Biskup inter­we­nio­wał w łódz­kim Gesta­po jed­nak odniósł tyl­ko czę­ścio­wy suk­ces. Wpraw­dzie oku­pan­ci przy­chy­li­li się do żądań bp. Buchol­ca to jed­nak nie chcie­li bez­po­śred­nio anga­żo­wać się w kon­flikt bez przed­ło­że­nia odpo­wied­nich pism na dro­dze służ­bo­wej.

Bp M. Ema­nu­ela wspo­mi­na­ła, że jesz­cze przed ponow­nym przy­by­ciem bp. Buchol­ca wier­ni pod­nie­śli krzyk, że nie odda­dzą kościo­ła. Biskup­ka uspo­ka­ja­ła wier­nych, oba­wia­jąc się nie­miec­kich repre­sji, i wygło­si­ła krót­ką naukę:

Naj­mil­si Bra­cia! Sio­stry! Nie mar­tw­cie się o kościół, bo nie te mury pój­dą do nie­ba, lecz wasze ser­ca i tam znaj­dzie­cie pokój Boży. Módl­cie się w waszych cha­tach, tak jak was nauczył Arcyb. Kowal­ski.” (pisow­nia ory­gi­nal­na).

Z zeznań świad­ków wyni­ka, że bp Bucholc był bar­dzo nie­za­do­wo­lo­ny z bie­gu zda­rzeń. Do prze­ka­za­nia klu­czy doszło póź­niej na roz­kaz brze­ziń­skie­go lan­dra­ta w poro­zu­mie­niu z Gesta­po. Ofi­cjal­ne­go „odbio­ru” świą­ty­ni od Hof­f­man­na doko­na­li 12 sierp­nia 1941 roku kapła­ni Kamer i Gro­mul­ski. Kościół w Grzmią­cej prze­szedł pod jurys­dyk­cję Kościo­ła Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Maria­wi­tów.

Sio­stry i maria­wi­ci feli­cja­now­scy otrzy­ma­li zakaz wstę­pu do kościo­ła na modli­twę dopó­ki nie przyj­mą jurys­dyk­cji Płoc­ka. Na żąda­nie kapła­nów Hof­f­mann wyeks­mi­to­wał z miesz­ka­nia kościel­ne­go kapła­na ludo­we­go M. Gabrie­la Pie­tra­sia­ka, zapew­nia­jąc sio­stry, że mogą pozo­stać w budyn­ku ple­ba­nii znaj­du­ją­cej się nie­opo­dal kościo­ła. Po tygo­dniu do Grzmią­cej wró­ci­li funk­cjo­na­riu­sze Gesta­po i zosta­wi­li u s. M. Kle­men­sy pisem­ne wezwa­nie do opusz­cze­nia budyn­ku w cią­gu 10 dni i prze­ka­za­nia go bp. Buchol­co­wi. Ponad­to wezwa­no sio­stry, by sta­wi­ły się do pra­cy u komi­sa­rza Hof­f­man­na i wyda­no bez­względ­ny zakaz spra­wo­wa­nia kul­tu reli­gij­ne­go pod rygo­rem aresz­to­wa­nia i wysła­nia do obo­zu kon­cen­tra­cyj­ne­go.

Biskup­ka M. Ema­nu­ela natych­miast zarzą­dzi­ła opusz­cze­nie domu. Dla kil­ku sióstr zna­la­zła schro­nie­nie wśród wier­nych, nie­któ­re roz­po­czę­ły nie­wol­ni­czą pra­cę u Hof­f­ma­na. Bp Pio­trow­ska nie­le­gal­nie prze­do­sta­ła się do War­sza­wy przez tzw. zie­lo­ną gra­ni­cę i zamiesz­ka­ła u swo­jej sio­stry, gdzie prze­by­wa­ła jako oso­ba świec­ka do koń­ca woj­ny. Póź­niej prze­nio­sła się do Feli­cja­no­wa, gdzie peł­ni­ła funk­cję eko­nom­ki, a tak­że podej­mo­wa­ła służ­bę dusz­pa­ster­ską w para­fiach kusto­dii łódz­kiej.

Tra­gicz­ny los spo­tkał nie tyl­ko abp. Kowal­skie­go, ale tak­że kapła­na ludo­we­go Kwiat­kow­skie­go, bez­po­śred­nio zaan­ga­żo­wa­ne­go w spra­wę Grzmią­cej. Zacho­wa­ne doku­men­ty dowo­dzą, że bp Bucholc i oko­licz­ni kapła­ni dono­si­li do Gesta­po na Kwiat­kow­skie­go, któ­re­go nazy­wa­li „odgry­wa­ją­cym rolę księ­dza” oraz „byłym żoł­nie­rzem pol­skim. Kwiat­kow­skie­mu nie pomo­gły nawet kon­tak­ty z Fuch­sem, któ­re­go znał z cza­sów szkol­nych. Nale­ży jed­nak stwier­dzić, że nie ma jasnych dowo­dów na zwią­zek dono­su Buchol­ca z aresz­to­wa­niem Kwiat­kow­skie­go. Bp Bucholc wyparł się jakiej­kol­wiek odpo­wie­dzial­no­ści za uwię­zie­nie tego ostat­nie­go, argu­men­tu­jąc, że jego aresz­to­wa­nie było kon­se­kwen­cją akcji ruchu opo­ru, któ­ry w Zgie­rzu zastrze­lił dwóch nie­miec­kich pod­ofi­ce­rów. Bp Bucholc zezna­jąc przed pol­ski­mi wła­dza­mi prze­ko­ny­wał, że nie dzia­łał z pre­me­dy­ta­cją na szko­dę innych maria­wi­tów, a wręcz pró­bo­wał ich rato­wać. Jako przy­kład podał uchro­nie­nie 30 sióstr maria­wi­tek nur­tu płoc­kie­go z zakła­du przy ul. Łąko­wej w Łodzi przed wywo­zem do pra­cy w Rze­szy oraz ura­to­wa­nie przed obo­zem ks. M. Andrze­ja Jało­siń­skie­go (przy­szłe­go bisku­pa łódz­kie­go) oraz ks. M. Bar­na­bę Gro­mul­skie­go.

Przed aresz­to­wa­niem Kwiat­kow­ski doświad­czał szy­kan w związ­ku ze swo­ją służ­bą jako pol­ski pod­ofi­cer i kapłan ludo­wy. Do Gesta­po szły dono­sy, że Kwiat­kow­ski „bez­praw­nie” uży­wał szat litur­gicz­nych i pro­wa­dził pogrze­by. Po aresz­to­wa­niu Kwiat­kow­skie­go w jego obro­nie wystą­pił szwa­gier, wspo­mnia­ny już Kazi­mierz Sta­roń, nale­żą­cy do Kościo­ła płoc­kie­go. Poje­chał do bp. Buchol­ca do Łodzi i popro­sił o wsta­wie­nie się u Niem­ców za krew­nym. Biskup odmó­wił. Zacho­wa­ły się rów­nież zezna­nia, uka­zu­ją­ce nega­tyw­ną rolę, jaką w prze­śla­do­wa­niu feli­cja­now­skich maria­wi­tów, a w szcze­gól­no­ści kapł. Kwiat­kow­skie­go oraz s. kapłan­ki M. Alber­ty­ny z Dobrej, ode­grał kapłan Józef M. Gabriel Kamer, któ­ry w cza­sie woj­ny i potem aż do lat 80. był pro­bosz­czem para­fii w Lip­ce.

Kapł. Kwiat­kow­skie­go aresz­to­wa­no, następ­nie wysła­no do obo­zu w Rado­gosz­czu (dziś dziel­ni­ca Łodzi), a następ­nie do Auschwitz, gdzie zgi­nął 14 VII 1942 r.

Pró­by odzy­ska­nia kościo­ła po woj­nie

Po woj­nie maria­wi­ci feli­cja­now­scy w Grzmią­cej podej­mo­wa­li pró­by odzy­ska­nia kościo­ła. Już 27 V 1945 roku prze­ka­za­li pismo do Urzę­du Woje­wódz­kie­go w Łodzi za pośred­nic­twem Sta­ro­stwa Powia­to­we­go w Brze­zi­nach. Z tre­ści wyni­ka, że była już to dru­ga proś­ba skie­ro­wa­na do władz. Pier­wot­ny doku­ment nie zacho­wał się. Pismo do władz woje­wódz­kich jest o tyle inte­re­su­ją­ce, że zawie­ra nie tyl­ko opis wyda­rzeń z sierp­nia 1941 roku, lecz tak­że teo­lo­gicz­ne uza­sad­nie­nie rosz­cze­nia stro­ny feli­cja­now­skiej do kościo­ła w Grzmią­cej. W tek­ście uka­za­ne jest zna­cze­nie maria­wic­kie­go posłan­nic­twa i rola, jaką odgry­wa w nim kapłań­stwo ludo­we i nie­wiast. Auto­rzy listu uwy­dat­ni­li rów­nież zna­cze­nie kapłań­stwa powszech­ne­go i kobiet w kon­tek­ście patrio­tycz­nym, zwra­ca­jąc uwa­gę na zasa­dę rów­no­upraw­nie­nia i pra­wo­rząd­no­ści w Koście­le, a tak­że wol­no­ści reli­gij­nej. Stro­na feli­cja­now­ska pod­kre­śla­ła, że wraz z ode­bra­niem jej kościo­ła i ksiąg para­fial­nych, utra­ci­ła moż­li­wość wysta­wia­nia doku­men­tów metry­kal­nych, pod­no­sząc jed­no­cze­śnie, że stro­na płoc­ka nie uzna­je chrztów i ślu­bów prze­pro­wa­dza­nych przez sio­stry kapłan­ki.

Sta­ro­sta brze­ziń­ski w imie­niu woje­wo­dy łódz­kie­go odpo­wie­dział, że zgod­nie z usta­wą z 6 V 1945 roku o mająt­kach opusz­czo­nych i porzu­co­nych, spra­wą powi­nien zająć się sąd grodz­ki. Maria­wi­ci feli­cja­now­scy popro­si­li o zatwier­dze­nie na sta­no­wi­sku pro­bosz­cza para­fii kapł. Ada­ma M. Ber­nar­da Komo­row­skie­go, wyzna­czo­ne­go przez bp. Sta­ni­sła­wa M. Tytu­sa Sie­dlec­kie­go (Feli­cja­nów).

W piśmie z 6 VIII 1946 r. skie­ro­wa­nym do mini­stra spra­wie­dli­wo­ści maria­wi­ci feli­cja­now­scy przy­po­mnie­li kon­tekst ode­bra­nia kościo­ła, wska­zu­jąc, że w oko­li­cy otwar­te są trzy kościo­ły „płoc­kie”, pod­czas gdy „rdzen­ni maria­wi­ci”, któ­rzy pozo­sta­li wier­ni abp. Kowal­skie­mu nie posia­da­ją żad­ne­go, mimo iż w Grzmią­cej maria­wi­tów feli­cja­now­skich było ok. 440, a płoc­kich 190.

31 X 1947 roku odby­ła się przed Sądem Grodz­kim w Brze­zi­nach kil­ku­go­dzin­na roz­pra­wa, w któ­rej stro­nę feli­cja­now­ską repre­zen­to­wał bp M. Tytus Sie­dlec­ki, a płoc­ką ks. M. Augu­styn Gostyń­ski. Stra­te­gia stro­ny płoc­kiej pole­ga­ła na udo­wod­nie­niu przed sądem, że zwo­len­ni­cy abp. Kowal­skie­go nie są praw­dzi­wy­mi maria­wi­ta­mi, a „błę­do­wier­ca­mi”, któ­rzy zosta­li wyklu­cze­ni z Kościo­ła decy­zją kapi­tu­ły z 1935 roku za popie­ra­nie abp. Kowal­skie­go i jego reform (w aktach sądo­wych wymie­nio­ne zosta­je kapłań­stwo nie­wiast i kapłań­stwo ludo­we). Sąd nie podzie­lił argu­men­ta­cji kapł. Gostyń­skie­go i naka­zał zwrot kościo­ła i pose­sji kościel­nych maria­wi­tom feli­cja­now­skim. Wyrok nie był pra­wo­moc­ny i stro­nom przy­słu­gi­wa­ła ape­la­cja w cią­gu sied­miu dni. Z listu z 2 XI 1947 r. napi­sa­ne­go przez s. M. Urszu­lę do Sio­stry Wika­rii Gene­ral­nej, zawie­ra­ją­ce­go rela­cję z roz­pra­wy, wyni­ka, że mimo zwy­cię­stwa w pierw­szej instan­cji maria­wi­ci feli­cja­now­scy liczy­li się z osta­tecz­nym zwy­cię­stwem stro­ny płoc­kiej. W rela­cji s. M. Urszu­li bra­ku­je opty­mi­zmu, a prze­wa­ża ostroż­ność.

W postę­po­wa­niu dru­go­in­stan­cyj­nym przed Sądem Okrę­go­wym w Łodzi płoc­cy maria­wi­ci zapre­zen­to­wa­li argu­men­ta­cję praw­ną, któ­rą pod­trzy­mał sąd, uchy­la­jąc wyko­na­nie wyro­ku sądu grodz­kie­go. Tak­ty­ka stro­ny płoc­kiej zmie­rza­ła do dys­kre­dy­ta­cji feli­cja­now­skich rosz­czeń. Posłu­żo­no się przy tym podob­nym argu­men­tem, jaki na począt­ku XX wie­ku czyn­ni­ki rzą­do­wo-kościel­ne sto­so­wa­ły wobec maria­wic­kiej wła­sno­ści kościel­nej prze­pa­da­ją­cej na wła­sność Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go po kon­wer­sji kil­ku maria­wic­kich kapła­nów na rzym­ski kato­li­cyzm. Wów­czas Kościół maria­wic­ki nie miał oso­bo­wo­ści praw­nej, a pobu­do­wa­ne wiel­kim tru­dem przez wier­nych kościo­ły zapi­sy­wa­ne były jako wła­sność pry­wat­na kapła­nów, któ­rzy po przej­ściu na rzym­ski kato­li­cyzm kościół „zabie­ra­li ze sobą” pozo­sta­wia­jąc ludzi bez świą­ty­ni.

Płoc­cy maria­wi­ci prze­ko­ny­wa­li sąd, że tyl­ko para­fia jest upraw­nio­na do wyto­cze­nia i pro­wa­dze­nia spra­wy, a zgod­nie z przed­wo­jen­ny­mi regu­la­cja­mi sku­tecz­na repre­zen­ta­cja prze­wi­dy­wa­ła pro­bosz­cza i dwóch para­fian wska­za­nych przez zebra­nie ogó­łu para­fian. Sąd (sygn. akt 662/47) przy­chy­lił się do tej argu­men­ta­cji, stwier­dza­jąc, że ani bp Sie­dlec­ki, ani kapłan Pie­tra­siak nie mogli udo­wod­nić kim są, ponie­waż wspól­no­ta, któ­rą repre­zen­tu­ją, nie posia­da­ła wów­czas żad­nej oso­bo­wo­ści praw­nej. Stro­na płoc­ka przed­sta­wia­ła bp. Sie­dlec­kie­go jako uzur­pa­to­ra, odma­wia­jąc mu bisku­pie­go tytu­łu i utrzy­mu­jąc, że kościół nie może być wła­sno­ścią oso­by pry­wat­nej, jaką był dla nich bp Sie­dlec­ki. Sąd stwier­dził, że „oko­licz­ność ta posia­da pierw­szo­rzęd­ne i decy­du­ją­ce zna­cze­nie” i nie zajął się mery­to­rycz­nym roz­pa­trze­niem spra­wy wła­sno­ści kościo­ła w Grzmią­cej. W pisem­nym uza­sad­nie­niu wyro­ku sąd zazna­czył, że o ile feli­cja­now­scy maria­wi­ci nie mie­li tytu­łu praw­ne­go do pod­ję­cia dzia­łań rewin­dy­ka­cyj­nych, o tyle Kościół Sta­ro­ka­to­lic­ki Maria­wi­tów (Płock) był uzna­nym przez pań­stwo Kościo­łem. Jako przy­kład poda­no przy­ję­cie do „zatwier­dza­ją­cej wia­do­mo­ści” przez Depar­ta­ment Wyzna­nio­wy w Mini­ster­stwie Admi­ni­stra­cji Publicz­nej decy­zji kapi­tu­ły z 4/5 lip­ca 1945 r. o wybo­rze bp. Roma­na M. Jaku­ba Próch­niew­skie­go na Bisku­pa Naczel­ne­go Kościo­ła. Stro­na feli­cja­now­ska pró­bo­wa­ła odwo­ły­wać się od wyro­ku Sądu Okrę­go­we­go, jed­nak ponio­sła klę­skę. Adwo­kat Edward Jaro­sie­wicz, repre­zen­tu­ją­cy feli­cja­now­skich maria­wi­tów, napi­sał 24 II 1948 roku do bp. Sie­dlec­kie­go krót­ki list, pod­kre­śla­jąc koniecz­ność jak naj­szyb­sze­go ure­gu­lo­wa­nia sta­tu­su praw­ne­go Kościo­ła Kato­lic­kie­go Maria­wi­tów.

Spra­wa Grzmią­cej powró­ci­ła na krót­ko w latach 50., ponie­waż Kościół Kato­lic­ki Maria­wi­tów skie­ro­wał 16 V 1952 roku pismo do Roma­na Dar­czew­skie­go, wice­dy­rek­to­ra Urzę­du ds. Wyznań, w któ­rym przy­po­mnia­no spra­wę ode­bra­nia kościo­ła, ape­lu­jąc o dzia­ła­nia „kasu­ją­ce decy­zję oku­pan­ta”. Do doku­men­tu załą­czo­no listę z 444 pod­pi­sa­mi para­fian z Grzmią­cej i oko­licz­nych wsi. W tym kon­tek­ście poja­wia się cie­ka­wa i nie­ste­ty nie­zre­ali­zo­wa­na per­spek­ty­wa. W piśmie z 10 XI 1952 roku dyr. Dar­czew­ski zaape­lo­wał do Pre­zy­dium Woje­wódz­kiej Rady Naro­do­wej w Łodzi o zwrot spor­nej świą­ty­ni Kościo­ło­wi Kato­lic­kie­mu Maria­wi­tów, prze­ko­nu­jąc, że odda­nie kościo­ła maria­wi­tom feli­cja­now­skim nie wyklu­cza jego współ­użyt­ko­wa­nia przez oby­dwie gru­py maria­wic­kie. Kil­ka mie­się­cy wcze­śniej abp Józef M. Rafa­el Woj­cie­chow­ski, mini­ster gene­ral­ny Zgro­ma­dze­nia Kapła­nów Maria­wi­tów i prze­wod­ni­czą­cy Rady Naj­wyż­szej Prze­ło­żo­nych Kościo­ła, skie­ro­wał pismo do bp. M. Jaku­ba Próch­niew­skie­go (Płock) z pro­po­zy­cją „dobro­wol­ne­go poro­zu­mie­nia się powo­ła­nych ad hoc przed­sta­wi­cie­li obu zain­te­re­so­wa­nych stron.” Abp Woj­cie­chow­ski zade­kla­ro­wał w imie­niu Rady goto­wość „uwzględ­nie­nia wszyst­kich inte­re­sów mniej­szo­ści i zagwa­ran­to­wa­nia wyko­na­nia warun­ków umo­wy, jako ewen­tu­al­ne­go wyni­ku poro­zu­mie­nia w tej spra­wie.” W dal­szej czę­ści pisma abp Woj­cie­chow­ski zapro­po­no­wał polu­bow­ne roz­wią­za­nie spra­wy i współ­użyt­ko­wa­nie kościo­ła na okre­ślo­nych wspól­nie warun­kach. Pismo wysto­so­wa­no na mocy uchwa­ły Wal­ne­go Zgro­ma­dze­nia Para­fial­ne­go z 5 IV 1952 r. Pro­po­zy­cja arcy­bi­sku­pa nie docze­ka­ła się odpo­wie­dzi.

Powo­jen­ne losy bp. Buchol­ca

Spra­wa kościo­ła w Grzmią­cej roz­gry­wa­ła się rów­nież na płasz­czyź­nie kar­nej. Kwe­stia uwi­kła­nia bp. Buchol­ca we współ­pra­cę z Niem­ca­mi sta­no­wi­ła pod­sta­wę do wyto­cze­nia pro­ce­su, a wyda­rze­nia z Grzmią­cej dodat­ko­wo obcią­ża­ły duchow­ne­go. Bisku­pa uzna­no za win­ne­go i ska­za­no na krót­ką karę wię­zie­nia. Szyb­ko jed­nak powró­cił do swo­ich obo­wiąz­ków. Wspo­mnia­ne na począt­ku „Ujaw­nie­nie” z 1947 r. roz­po­czę­ło współ­pra­cę bp. Buchol­ca z bez­pie­ką. Witold Rych­ter z UB kil­ka­krot­nie prze­słu­chi­wał bp. Buchol­ca. Na pod­sta­wie pozy­ska­nych infor­ma­cji zło­żył 16 IV 1947 roku do prze­ło­żo­nych wnio­sek o roz­pra­co­wa­nie śro­do­wi­ska maria­wic­kie­go, argu­men­tu­jąc, że przy­naj­mniej czte­rech duchow­nych współ­pra­co­wa­ło z Niem­ca­mi. Agen­tu­ral­ne­mu roz­pra­co­wa­niu nada­no kryp­to­nim „Balet”. 10 V 1947 roku bp Szy­mon Bucholc wła­sno­ręcz­nie napi­sał zobo­wią­za­nie do współ­pra­cy. Jego dono­sy mia­ły być opa­trzo­ne pseu­do­ni­mem „Mały”. W XI 1947 roku bp Bucholc był podej­rza­nym w śledz­twie pro­wa­dzo­nym ws. „szko­dli­wej dzia­łal­no­ści dla lud­no­ści pol­skiej”. 17 XII 1948 bisku­pa aresz­to­wa­no. Prze­ciw­ko bp. Buchol­co­wi sfor­mu­ło­wa­no 28 X 1949 akt oskar­że­nia, któ­ry zawie­rał dwa punk­ty: ode­bra­nie kościo­ła w Grzmią­cej i wysie­dle­nie pię­ciu osób. 3 XII 1949 roku odby­ła się w Łodzi roz­pra­wa . Wyrok sądu był dru­zgo­cą­cy – bp. Buchol­ca uzna­ne­go win­nym zarzu­ca­nych mu czy­nów, ska­za­no go na karę trzech lat pozba­wie­nia wol­no­ści, pozba­wie­nie praw publicz­nych na trzy lata i prze­pa­dek mie­nia. W sen­ten­cji wyro­ku (sygn. akt III K 332/49) prze­wod­ni­czą­cy skła­du sędziow­skie­go Mie­czy­sław Gołąb stwier­dził, że „nie­wąt­pli­wie leża­ło w inte­re­sie władz nie­miec­kich wywo­ła­nie i potę­go­wa­nie waśni wśród pol­skich grup reli­gij­nych. Dzia­łal­ność ta zmniej­sza­ła odpor­ność naro­du pol­skie­go jako cało­ści (…) Prze­bieg syno­du z 1935 roku nie zmie­nia fak­tu, że Bucholc wystę­po­wał w Grzmią­cej jako Nie­miec prze­ciw­ko Pola­kom. Oskar­żo­ny ode­brał kościół nie jako kapłan, ale jako Nie­miec.”

Po ogło­sze­niu wyro­ku obroń­cy bp. Buchol­ca zło­ży­li wnio­sek o kasa­cję i roz­po­czę­li jed­no­cze­śnie sta­ra­nia o zwol­nie­nie bisku­pa z wię­zie­nia ze wzglę­du na zły stan zdro­wia. 28 I 1950 uchy­lo­no areszt po bada­niach prze­pro­wa­dzo­nych przez leka­rza wię­zien­ne­go. Dokład­nie trzy mie­sią­ce póź­niej odby­ło się posie­dze­nie Sądu Naj­wyż­sze­go, któ­ry unie­win­nił bp. Buchol­ca. Sen­ten­cja wyro­ku (nr akt 142/50) stwier­dza, że bp Bucholc dzia­łał w zakre­sie jurys­dyk­cji kościel­nej, a nie w inte­re­sie Niem­ców i egze­kwo­wał jedy­nie posta­no­wie­nia uchwa­ły kapi­tu­ły z 1935 r. Sąd stwier­dził, że ska­za­ny dzia­łał z pobu­dek reli­gij­nych, a po roz­ła­mie i zdję­ciu z urzę­du abp. Kowal­skie­go budyn­ki powin­ny przejść pod zarząd nowej jurys­dyk­cji kościel­nej. Sąd Naj­wyż­szy nie zaj­mo­wał się aspek­ta­mi kano­nicz­ny­mi, tzn. nie roz­pa­try­wał, czy kapi­tu­ła była legal­na czy też nie. Rów­no­cze­śnie z pro­ce­sem o wyda­rze­nia w Grzmią­cej toczy­ło się postę­po­wa­nie reha­bi­li­ta­cyj­ne bp. Buchol­ca, doty­czą­ce „odstą­pie­nia od naro­do­wo­ści pol­skiej”. Wsz­czę­to je 4 IV 1946 roku i zakoń­czo­no w cią­gu roku, uma­rza­jąc zarzu­ty.

Losy bp. Buchol­ca w kolej­nych latach nie poto­czy­ły się zbyt szczę­śli­wie. Bp Bucholc był — jak wie­lu innych kapła­nów — czę­ścią agen­tu­ral­nej ukła­dan­ki w wewnątrz­ko­ściel­nych spo­rach. Świad­czy o tym m.in. ostry list czę­ści kapła­nów do bp. Buchol­ca z wrze­śnia 1951 roku, w któ­rym wypo­mi­na­ją mu m.in. współ­pra­cę z Niem­ca­mi oraz „śle­pe posłu­szeń­stwo” wpierw wobec abp. Kowal­skie­go, następ­nie bp. Feld­ma­na i wresz­cie bp. Próch­niew­skie­go. Po woj­nie bp Bucholc peł­nił funk­cję pro­bosz­cza w Lesz­nie koło War­sza­wy i bisku­pa die­ce­zji ślą­sko-łódz­kiej. Na sta­rość prze­niósł się do płoc­kie­go klasz­to­ru, gdzie zmarł w 1965 roku.

Histo­ria (nie)zapomniana

W rela­cji z obcho­dów 100-lecia nie­za­leż­no­ści orga­ni­za­cyj­nej Kościo­ła maria­wi­tów oraz w świę­to patro­nal­ne para­fii w Grzmią­cej zamiesz­czo­nej w 2006 roku na stro­nach inter­ne­to­wych Kościo­ła Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Maria­wi­tów opi­sa­na jest krót­ka histo­ria kościo­ła i para­fii. Nie­ste­ty prze­mil­cza­ne są trud­ne dzie­je ode­bra­nia kościo­ła maria­wi­tom przez innych maria­wi­tów. Rów­nież tekst zamiesz­czo­ny na tabli­cy infor­ma­cyj­nej przed wej­ściem na teren kościo­ła nic nie mówi o jego burz­li­wej histo­rii. To dość wymow­na nar­ra­cja histo­rycz­na, optu­ją­ca za wyma­za­niem trud­nych wyda­rzeń z pamię­ci, nie pozo­sta­wia­ją­ca miej­sca dla reflek­sji i prze­pra­co­wa­nia prze­szło­ści, zada­wa­la­ją­ca się wymy­ślo­nym dogma­tem „kościół zawsze był nasz”.

W Grzmią­cej znaj­du­je się do dziś naj­licz­niej­sza para­fia Kościo­ła Kato­lic­kie­go Maria­wi­tów. W nabo­żeń­stwach w feli­cja­now­skiej kapli­cy uczest­ni­czą też wier­ni płoc­kie­go maria­wi­ty­zmu, a w nie­jed­nej rodzi­nie bez tru­du moż­na zna­leźć maria­wi­tów oby­dwu wyznań.

O trud­nej i obcią­ża­ją­cej histo­rii z Grzmią­cej wie wie­lu lub pra­wie wszy­scy, nie­mniej mało kto chce na ten temat roz­ma­wiać, uzna­jąc sta­tus quo za nie­na­ru­szal­ny nawet na płasz­czyź­nie zmie­rze­nia się z prze­szło­ścią i krzyw­da­mi, któ­re nie zosta­ły jaw­nie wypo­wie­dzia­ne, ani tym bar­dziej ducho­wo zre­kom­pen­so­wa­ne. Pro­ces oczysz­cze­nia pamię­ci, wyba­cze­nia, odpusz­cze­nia i roz­grze­sze­nia nie doko­nał się.

Histo­ria kościo­ła w Grzmią­cej jest zasad­ni­czo histo­rią roz­ła­mu w minia­tur­ce, któ­ry dotknął wszyst­kich wymia­rów Kościo­ła maria­wi­tów. Zapo­zna­jąc się z lite­ra­tu­rą maria­wic­ką, w tym tak­że z pole­micz­ny­mi tek­sta­mi napi­sa­ny­mi świe­żo po roz­ła­mie w 1935 roku, oraz współ­cze­sny­mi publi­ka­cja­mi natra­fi­łem na cen­ną reflek­sję dr. Sła­wo­mi­ra Gołę­biow­skie­go, zawar­tą we wstę­pie książ­ki o pro­ce­sach sądo­wych skie­ro­wa­nych prze­ciw­ko abp. Kowal­skie­go: „Histo­ria maria­wi­ty­zmu nadal zawie­ra wie­le nie­do­sta­tecz­nie zna­nych wąt­ków, mają­cych zna­cze­nie dla jego przy­szło­ści i choć­by z tych wzglę­dów zasłu­gu­ją­cych na szcze­gó­ło­we opra­co­wa­nie. Nie da się bowiem wyma­zać z pamię­ci prze­szło­ści, w któ­rej przez dzie­się­cio­le­cia kształ­to­wa­ła się toż­sa­mość maria­wi­tów. Tak, jak nie moż­na pomi­nąć praw­dy o wyda­rze­niach, któ­rych wpływ na dzie­je maria­wi­ty­zmu jest nie do zakwe­stio­no­wa­nia.” Trud­no się nie zgo­dzić!

Przy­pi­sy

[1] Por. Sła­wo­mir Gołę­biow­ski: W poszu­ki­wa­niu praw­dy. Sądo­we pro­ce­sy arcy­bi­sku­pa Jana M. Micha­ła Kowal­skie­go, Feli­cja­nów 2014.

[2] Kapłań­stwo ludo­we wpro­wa­dzo­no w maria­wi­ty­zmie w 1935 roku, jed­nak zapo­wia­da­ne było wcze­śniej przez abp. M. Micha­ła Kowal­skie­go w listach paster­skich.


Gale­ria

Od Auto­ra

W oma­wia­nych latach i spra­wie bp. M. Szy­mo­na Buchol­ca i Para­fii w Grzmią­cej wła­dze pozy­ski­wa­ły cen­ne infor­ma­cje od jed­ne­go z kapła­nów płoc­kich o pseu­do­ni­mie „Pilot”. To on prze­ka­zy­wał służ­bom szcze­gó­ło­we rapor­ty o prze­bie­gach kapi­tu­ły, kon­tak­tach eku­me­nicz­nych, kore­spon­den­cji, pry­wat­nych roz­mo­wach kapła­nów i sióstr, spo­tka­niach kapłań­skich, nastro­jach w Koście­le i Radzie Kościo­ła, a tak­że dane wraż­li­we o skan­da­lach oby­cza­jo­wych wśród kapła­nów, a przede wszyst­kim o zwal­cza­ją­cych się frak­cjach. Bez­pie­ka, któ­rej zale­ża­ło nie tyl­ko na inwi­gi­lo­wa­niu, ale i kre­owa­niu poli­ty­ki Kościo­ła, wyko­rzy­sty­wa­ła swo­ich TW i histo­rycz­ne zaszło­ści do wła­snych celów. Kan­dy­da­ta­mi na kolej­nych TW byli naj­czę­ściej kapła­ni typo­wa­ni na poten­cjal­nych bisku­pów, jed­nak nie zawsze bez­pie­ce uda­wa­ło się pozy­ski­wać tych duchow­nych, któ­rych chcie­li – przy­kła­dem jest choć­by bp M. Andrzej Jało­siń­ski z Łodzi, następ­ca bp. Buchol­ca w urzę­dzie ordy­na­riu­sza die­ce­zji ślą­sko-łódz­kiej, któ­ry nie pod­jął czyn­nej współ­pra­cy i zwo­dził ofi­ce­rów służb.

Wła­dze mia­ły rów­nież roze­zna­nie w sytu­acji w Koście­le feli­cja­now­skim, jed­nak była to wie­dza dość powierz­chow­na. Ofi­cer pro­wa­dzą­cy spra­wy maria­wic­kie z zawo­dem odno­to­wu­je, że w Koście­le Kato­lic­kim Maria­wi­tów agen­tu­ry nie było. Wie­dzę o nastro­jach w Feli­cja­no­wie pozy­ski­wa­no dzię­ki TW zwią­za­nym z Płoc­kiem (TW Pilot, TW Wera­ka). Dopie­ro na począt­ku lat 50. uda­ło się na jakiś czas zain­sta­lo­wać w śro­do­wi­sku feli­cja­now­skim agen­ta o pseu­do­ni­mie „Odda­ny”, któ­ry infor­mo­wał służ­by o dzia­ła­niach abp. M. Rafa­ela Woj­cie­chow­skie­go. W póź­niej­szych latach wła­dze nie dawa­ły za wygra­ną i pró­bo­wa­ły poprzez pod­sta­wio­ne oso­by „zain­te­re­so­wa­ne maria­wi­ty­zmem” inwi­gi­lo­wać feli­cja­now­ski klasz­tor. Pró­by te jed­nak nie przy­nio­sły więk­szych rezul­ta­tów.

Dzię­ki roz­bu­do­wa­nej sie­ci agen­tu­ral­nej w latach 50. i póź­niej wła­dze wie­dzia­ły o naj­waż­niej­szych spra­wach Kościo­ła Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Maria­wi­tów. Tak pozo­sta­ło do 1990 roku. Oca­la­łe mate­ria­ły, doty­czą­ce roz­pra­co­wy­wa­nia Kościo­ła Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Maria­wi­tów, w tym szcze­gól­nie Spra­wy Obiek­to­wej „Wie­ża”, mówią o co naj­mniej dwóch bisku­pach naczel­nych zare­je­stro­wa­nych jako taj­ni współ­pra­cow­ni­cy Służ­by Bez­pie­czeń­stwa, z któ­rych jeden miał być pozy­ska­ny na zasa­dach dobro­wol­no­ści.

W kolej­nych tek­stach przy­bli­żać będzie­my nie­zna­ne i mniej zna­ne kwe­stie, doty­czą­ce histo­rii maria­wi­ty­zmu, w tym m.in. spra­wę zagra­nicz­nych pla­có­wek maria­wic­kich oraz histo­rię spo­ru o przy­szłość płoc­kie­go maria­wi­ty­zmu mię­dzy bisku­pa­mi M. Jaku­bem Próch­niew­skim a bp. M. Bar­tło­mie­jem Przy­siec­kim.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.