Toksyczna wiara
- 12 marca, 2008
- przeczytasz w 7 minut
Charles Kimball w swojej książce, “When Religion Becomes Evil” napisał: „wielu wierzących ludzi spostrzega inne religie jako problem. Patrząc poprzez pryzmat swoich wyznań, myślą niezmiennie, że wszyscy inni tkwią w fałszywej religijności. Wielu chrześcijan, deklaruje taką właśnie postawę, mówią: “moje zrozumienie i doświadczenie w Jezusie jest jedyną drogą do Boga. Każda inna forma ludzkiej religijności i rozumienia albo zachowania religijnego jest niczym więcej […]
Charles Kimball w swojej książce, “When Religion Becomes Evil” napisał: „wielu wierzących ludzi spostrzega inne religie jako problem. Patrząc poprzez pryzmat swoich wyznań, myślą niezmiennie, że wszyscy inni tkwią w fałszywej religijności. Wielu chrześcijan, deklaruje taką właśnie postawę, mówią: “moje zrozumienie i doświadczenie w Jezusie jest jedyną drogą do Boga. Każda inna forma ludzkiej religijności i rozumienia albo zachowania religijnego jest niczym więcej jak tylko próżnym wysiłkiem grzesznego człowieka na szybkiej drodze do piekła.”
Spotykam ludzi twierdzących, że jedynie prawdziwie zbawionymi chrześcijanami są tylko ci, którzy podzielają ich doktrynę wiary. Tylko tych ze swego ścisłego kręgu mogą nazwać bratem lub siostrą w Jezusie Chrystusie, i tylko wobec nich czują się obligowani aby ich popierać i kochać. Natomiast ci na zewnątrz ich denominacji lub kościoła, są niezbawionymi poganami, którzy mają jedyną drogę ratunku wyłącznie poprzez nawrócenie się do ich wyznania. Ta bardzo często spotykana postawa do ludzi o innych przekonaniach niż nasze, posiada więcej wyniosłej litości niż prawdziwej miłości Chrystusa. Ponieważ w takiej postawie występuje pycha mówiąca: — My znamy prawdę, ale oni jej nie znają. My jesteśmy sprawiedliwi, a oni są grzesznikami.
Dokąd ci ewangelizowani przez nas ludzie pozostają chłonni na nasze teologiczne wywody, które czynimy w takiej postawie, są przez nas akceptowani i wykazujemy wobec nich cierpliwość, ale gdy ktoś taki odrzuci głoszoną przez nas doktrynę, to czujemy się upoważnieni do udzielenia mu lekcji nienawiści. Mamy wówczas możliwość otrząsnąć kurz ze swoich stóp. Nasza odpowiedzialność kochania drugiego człowieka osiąga swój definitywny koniec. Nie ma to żadnego znaczenia jak bardzo ten ktoś jest wierny swojej macierzystej denominacji i uznawanej tam teologii, jak bardzo na swój sposób jest wierny nauce Chrystusa. Jeśli nie jest po naszej stronie, to jest poganinem przeznaczonym na podpałkę do piekła.
Wielu zapewne poczuje się nieprzyjemnie i zapragnie przekonać mnie że się mylę i powoła się na swoją znajomość Pisma świętego, a także zgodność wyznawanych doktryn wiary z Biblią. To nie ma znaczenia jak dobrze znamy treść Pisma i jak wiele wiemy i rozumiemy o Bogu, ponieważ najważniejsze jest to czy mamy z Nim prawdziwą intymną relację. W takiej intymnej relacji z Bogiem, jesteśmy w stanie zidentyfikować nasze indywidualne słabości i pozwolić je naprawić. Mówiąc jeszcze inaczej, jeśli bazujemy wyłącznie na naszej wiedzy religijnej, a nie na intymnej relacji z Bogiem, wówczas Pismo święte staje się zbiorem praw i regulacji, za którymi podążamy tylko w tym celu, aby uniknąć kary. Jeśli taka postawa miałaby komukolwiek dać nadzieję na osiągnięcie celu, to wówczas należałoby zadać pytanie: — Po cóż przyszedł Chrystus i do czego jest nam On potrzebny? Czy nie lepiej byłoby Panu Bogu pozostać przy Mojżeszu? Po co ta śmierć Chrystusa na krzyżu jeśli możemy sami sobie z tym poradzić?
Chore, toksyczne chrześcijańskie ugrupowania, najczęściej nauczają swoich wiernych tej pozbawionej osobistej relacji z Bogiem wiary. Członkowie takich wyznań są bardziej czczymi i egzaltowanymi w kolektywnym pohukiwaniu, niż kochającymi bliźniego ludźmi. Cały taki system religijny bazuje na braku personalnego przekonania i akceptacji czyjejś odmiennej od nich definicji wiary.
Inną niezmiernie trującą pułapką religijną jest perfekcjonizm. Wpadają w nią osoby które czują się bezbronne wobec siebie samych i swoich ludzkich słabości, wówczas zawracają do perfekcjonizmu. Ci ludzie starają się być perfekcyjni, i w czasie tego procesu stają się chorzy. Ich priorytety przesuwają się od ufności w Bogu, koncentrując się tylko i wyłącznie na ciągłym unikaniu upadku. Panicznie boją się ośmieszenia i krytycyzmu ich osoby przez innych wierzących. Irracjonalnie wierzą, że jeśli osiągną perfekcję, to nikt nie będzie mógł w nich i w ich akcjach znaleźć żadnego grzechu. Tylko wówczas — tak wierzą — dostąpią akceptacji, miłości i odczucie przynależności do Boga jak i swojej grupy wyznaniowej.
Ludzie uwikłani w toksyczne systemy wiary łapią swoje ofiary właśnie w takie pułapki tyranii perfekcjonizmu. Dlatego że wierzący w tych wyznaniach są nauczani, że należą do elitarnego systemu, wierzą, że mogą i potrzebują osiągnąć perfekcję. Czują niesamowity wstyd, kiedy w czymś zawiodą. Ci sprowadzeni na manowce ludzie nauczają, aby wierzyć że popełnienie przez kogoś grzechu oznacza, że wiara tej osoby nie jest wystarczająco mocna. Pracują także bardzo ciężko, aby z rekompensować ich przypuszczalny brak wiary. Perfekcjoniści są prowadzeni przez swoje pragnienie dorównania standardom, które nigdy nie mogą być osiągnięte. Kiedy nie zdołają osiągnąć tego zadowalającego ich standardu wiary, są jak w pułapce swego toksycznego systemu.
Wyznawanie grzechów — a nie zapieranie się ich — uwalnia ludzi, uczy i pozwala wyrastać ze swoich błędów. Tylko akceptacja tego oczywistego faktu naszych ludzkich grzesznych słabości jest w stanie doprowadzić do świadomości potrzeby boskiego Zbawcy. Zdrowa wiara pragnie ominąć grzech, ale nie jest przerażona w uczynieniu jakiegoś błędu gdzie nie mogłaby skorzystać z Bożej łaski.
Ci którzy reprezentują niezdrową toksyczną wiarę, chętnie używają pomówienia i insynuacji, aby zabić reputację osoby lub innej grupy wyznaniowej z którą oni się nie zgadzają. Te przekonanie o jedynym słusznym rozumieniu Bożych prawd powodowało i powoduje wiele ran i cierpienia.
Niestety, ze smutkiem muszę stwierdzić, że chrześcijaństwo nie jest w tym religijnym zarozumialstwie osamotnione. Ta arogancka ekskluzywność jest plagą nie tylko chrześcijaństwa, ale także i wielu innych religii. Wyznawcy każdej religii nienawidzą innych — chrześcijanie nienawidzą ateistów; muzułmanie nienawidzą niewiernych; a żydzi nienawidzą pogan. Dla wielu ich religia przedstawia jedynie wartość w tym, że mają jasno określone kogo mają nienawidzić, a kogo kochać. Muzułmanie ogłaszają Dżihad. Hindusi mordują muzułmanów w nakazie oczyszczania świątyni. Palestyński samobójca zabija Syjonistycznych osadników. Izraelskie buldożery demolują arabskie domy. To wszystko dzieje się w imieniu religii pod autorytatywnym imieniem Pana Boga.
Dlaczego ta toksyczna wiara jeszcze się utrzymuje? To jest to co wielu z nas myśli — formalnie i nieformalnie, robiąc te żenujące odkrycie. Nawet jeśli z całą świadomością wyczuwamy i zgadzamy się z bezwartościowością i brzydotą tego rodzaju uczuć, to jednak nie wiemy w jaki sposób mamy się z tym uporać. Mówiąc jeszcze inaczej — niemal wszyscy bez wyjątku, stajemy oko w oko przed tą przerażająco trudną do usunięcia świadomością myślenia o swojej religii jako bardziej prawdziwej, słusznej itd.
Nie chciałbym uchodzić w tym miejscu za hipokrytę i przyznam się, że na początku mego chrześcijańskiego życia, także stosowałem takie same chore, zatrute metody wobec innych moich współbraci w Chrystusie. Byłem święcie przekonany, że są oni grzesznikami, których muszę uratować, ale tylko i wyłącznie przez uczynienie ich wierzącymi w kościele baptystów. Moja niedojrzała nadgorliwość przynosiła często wiele destrukcji i cierpienia, którego wówczas zupełnie nie rozumiałem. Jednak najbardziej przeraża mnie, jak wiele wynika konsekwencji zniechęcających ludzi do chrześcijaństwa, gdy miliony podzielają taką arogancję, jaką ja posiadałem. Dlatego zachęcam każdego do przepatrzenia własnych motywów działania, gdy stajemy naprzeciw drugiego człowieka z naszymi czysto dogmatycznymi wartościami. Jestem przekonany, że dzisiejszy świat szuka żywego Chrystusa, ale stroni od dogmatycznej religijności.
Może to niektórych zaskoczy, ale muszę w tym miejscu stwierdzić; Jezus Chrystus nigdy nie zakładał religijnej instytucji szafującej dogmatami i świętymi prawnymi regulacjami w celu zbliżenia człowieka do Boga. Chrystus wprowadził w religijny świat rytuałów, biznesowo motywowanych świętych usług pojęcie “Łaski” mówiące nam, że nie musimy niczego robić, aby znaleźć intymną relację z po trzykroć świętym Bogiem. Ta relacja jest możliwa od teraz, od tej chwili, nam pozostaje ją jedynie podtrzymywać. Wierzę, że to przesłanie o Jezusie, i danej wszystkim bez wyjątku “Łasce” obcowania z Bogiem, wyzwolone z tych religijno dogmatycznych ograniczeń posiada potencjał przyczynienia się do zaspokojenia globalnego pragnienia świętości i poznania Boga. Wierzę że w Bożej łasce mieści się więcej miłości do upadłego człowieka niż my możemy sobie to wyobrazić. Chrześcijańskie przesłanie musi zostać uwolnione od religijnych ograniczeń, tym samym otwierając się na możliwość radykalnej przemiany zgodnej z Duchem nauczania Chrystusowego.
Hans Kung, katolicki teolog kiedyś wypowiedział takie zdanie: “Nie ma możliwości przetrwania bez światowej etyki. Nie możliwy jest światowy pokój, bez pokoju pomiędzy religiami. Nie ma pokoju pomiędzy religiami bez prowadzenia dialogu pomiędzy nimi.”
Pastor Lech Foremski