Czego możemy nauczyć się od Lutra
- 26 kwietnia, 2008
- przeczytasz w 5 minut
Katolików z luteranami łączy więcej, niż im się dotąd wydawało. Osią sporu może się okazać prymat osobistych poszukiwań teologicznych przed nauczaniem Kościoła.Dialogi ekumeniczne prowadzą ich uczestników do stwierdzenia, że przynajmniej część ze sporów między tradycjami chrześcijaństwa była tylko kwestią słów i wzajemnego niezrozumienia intencji. Takie stanowisko zajęto już w rozmach z Asyryjskim Kościołem Wschodu czy z częścią Kościołów przedchalcedońskich. Nie inaczej jest w przypadku dialogu z luteranami czy metodystami. Tu także […]
Dialogi ekumeniczne prowadzą ich uczestników do stwierdzenia, że przynajmniej część ze sporów między tradycjami chrześcijaństwa była tylko kwestią słów i wzajemnego niezrozumienia intencji. Takie stanowisko zajęto już w rozmach z Asyryjskim Kościołem Wschodu czy z częścią Kościołów przedchalcedońskich. Nie inaczej jest w przypadku dialogu z luteranami czy metodystami. Tu także po latach okazało się, że spór o usprawiedliwienie był w znaczącym stopniu nieporozumieniem, a luteranów łączy z katolikami wiara w to, że zbawienie dokonuje się „z łaski przez wiarę”, której potwierdzeniem są uczynki.
Sukcesy w „demitologizacji” dawnych sporów prowadzą coraz częściej teologów na drogę negowania teologicznych i dogmatycznych kwestii spornych w ogóle. Marcin Luter coraz częściej postrzegany jest, by posłużyć się terminologią kard. Johannesa Willebrandsa, jako „wspólny nauczyciel” katolików i protestantów, a jego teologia służyć ma nie tyle pojednaniu, ile nawróceniu wszystkich Kościołów i wspólnot, w tym także Kościoła rzymskokatolickiego.
Podobną perspektywę prezentuje Otto Hermann Pesch w wydanej przez dominikańskie wydawnictwo W Drodze książce „Zrozumieć Lutra”. Wbrew tytułowi książka ta jest nie tylko próbą pokazania najważniejszych zagadnień teologii Lutra, ale również propozycją ich włączenia w obieg myśli i duszpasterstwa Kościoła katolickiego. Pesch dowodzi, że Luter, choć przyczynił się do rewolucji teologicznej i eklezjalnej, w istocie może i powinien być włączony w tradycję Kościoła, który porzucił. „… teologia Lutra, która w tamtych czasach stała się fundamentem nowego Kościoła, odcinającego się od starego, staje się dzisiaj w myśleniu i życiu tegoż starego Kościoła nieoczekiwanie aktualna i żywa” – pokreśla Pesch i przytacza setki dowodów na prawdziwość swojej tezy (od dokumentów Soboru Watykańskiego II, przez przemówienia dostojników kościelnych, aż do teologicznych poszukiwań czołowych teologów katolickich) .
I choć trudno nie dostrzec faktów przytaczanych przez Pescha, to nie sposób również nie zauważyć, że on sam przyjmuje hermeneutykę budowy niemalże nowego, posoborowego Kościoła katolickiego. Zamiast więc próbować szukać jedności w nauczaniu katolickim rozwijającym się od Soboru Trydenckiego przez Sobory Watykańskie I i II, Pesch buduje wrażenie zerwania tej ciągłości i przyjęcia przynajmniej znaczącej części poglądów Lutra. Być może przyszło mu do głowy pytanie o to, czy to przyjęcie nie jest przypadkiem efektem niekoniecznie korzystnej luteranizacji katolicyzmu, ale odrzuca je jako nieekumeniczne.
Podobny mechanizm interpretacyjny stosuje Pesch także analizując rozwój luteranizmu. Teologie oświeceniowe, liberalne i radykalnie sekularystyczne (z teologią śmierci Boga włącznie) nie wynikają, jego zdaniem, w najmniejszym stopniu z myślenia Lutra, a są niejako wypadkiem przy pracy, efektem błędnych interpretacji reformatora. Ewangeliczna zasada „po owocach ich poznacie” (a niekoniecznie są to owoce do pogodzenia z nauczaniem ewangelii) zostaje w ten sposób unieważniona i odesłana do lamusa. Zamiast niej otrzymujemy zaś czysto naukowe zgłębianie „czystej myśli”, bez odniesienia do tego, jak zmieniała ona świat. Idee teologiczne pozbawione znaczenia stają się grą myśli.
W ten sposób unieważnione zostają niemal wszystkie problemy związane z myślą Lutra. Poddanie Kościoła władzy państwa (z władcą odgrywającym rolę biskupa), którego jednym ze skutków miało być smutne zachowanie „niemieckich chrześcijan” za czasów Hitlera; brak instytucji uniwersalnych, które mogłyby czuwać nad ortodoksją lokalnych wspólnot; czy wreszcie zbudowanie etyk społecznych na podstawie zdrowego rozsądku bez odniesienia do ewangelicznych wartości – przestają być problemem, którym warto się zajmować, bo w istocie nie wynikają one z myśli Lutra. A fakt, że niegdyś z niej właśnie takie wnioski wyprowadzono, nie ma – zdaniem Pescha – znaczenia dla obecnych interpretatorów.
Znaczenie zachowują natomiast wszystkie te elementy, które doprowadziły ostatecznie do zerwania z Rzymem. A zdaniem katolickiego teologa wcale nie są to usprawiedliwienie czy sakramenty, ale relacja między pracą teologa a nauczaniem Kościoła. To zatem spór między Lutrem a Kajetanem w Augsburgu w 1518 roku stanowi o istocie podziału między katolikami a zwolennikami reformacji. A jego istotą nie jest zagadnienie odpustów, ale pytanie o to, co powinno być w wierze pierwotne: osobiste poszukiwania teologiczne i uzyskana na ich drodze pewność wiary czy nauczanie Kościoła.
Dla katolików jest jasne, że pierwotną wartość zachowuje stanowisko Kościoła. To jego nauce podporządkować powinien się teolog, nawet wówczas gdy własne poszukiwania prowadzą go poza ortodoksję. Podobnie jest zresztą z Pismem Świętym, które czytane być musi w Kościele i przez Kościół. Inne stanowisko zajmował Luter, a za nim reformacja. Tu pierwotne znaczenie zachowuje osobiste przeżycie wiary i poszukiwania teologiczne, w tym także osobiste czytanie Pisma Świętego.
I trudno nie dostrzec, że choć Pesch pozostaje w Kościele, to właśnie ten element nauczania Lutra jest mu bliski. Ale zdaje się nie dostrzegać, że niezależnie od widocznej katolickości pewnych elementów myślenia reformatora z Wittenbergii, to właśnie odrzucenie Magisterium Kościoła doprowadziło do zadziwiających, także z punktu widzenia Lutra, rezultatów w myśli liberalnego protestantyzmu. Pismo Święte nie ma bowiem w sobie zasady własnej interptetacji. Do tego potrzebna jest wspólnota Kościoła, która ogranicza i ukierunkowuje także poszukiwania teologiczne. I to właśnie jest chyba najistotniejszy wniosek, jaki płynie dla katolika z lektury fascynującego studium Pescha.
Otto Hermann Pesch, Zrozumieć Lutra, tłum. A. Marniok, K. Kowalik, Poznań 2008.
Tekst ukazał się w sobotnio-niedzielnym wydaniu “Rzeczpospolitej”