- 16 lutego, 2016
- przeczytasz w 3 minuty
Największym, jeśli nie jedynym sukcesem spotkania papieża Franciszka i patriarchy Cyryla było to, że w ogóle się odbyło. Tym bardziej niezrozumiałe były uniki rosyjskiej Cerkwi i umizgi Rzymu, aby to spotkanie wreszcie się ziściło. Koniecznie na 'neutralnym' ...
Nic się nie stało (?)
Największym, jeśli nie jedynym sukcesem spotkania papieża Franciszka i patriarchy Cyryla było to, że w ogóle się odbyło. Tym bardziej niezrozumiałe były uniki rosyjskiej Cerkwi i umizgi Rzymu, aby to spotkanie wreszcie się ziściło. Koniecznie na ‘neutralnym’ gruncie, którym okazał się komunistyczny reżim.
Widzeniu hierarchów towarzyszyło niezdrowe pobudzenie mediów jakby prawosławny papież spotkał się z rzymskokatolickim papieżem celem podpisania umowy zjednoczeniowej lub przynajmniej paktu o nieagresji.
O spotkaniu biskupa Rzymu i patriarchy moskiewskiego mówiło się od bardzo dawna. Temat powracał co jakiś czas. Za pontyfikatu Jana Pawła II najczęściej mówiono o oddalającej się perspektywie spotkania z Aleksym II. Raz było ciepło, raz zimno. Gdy papieżem był Benedykt XVI pojawiły się pierwsze oznaki ocieplenia, za którymi – przynajmniej ze strony Rzymu – poszły personalne gesty (zesłanie abpa Kondrusiewicza do Mińska). Wciąż jednak było „za wcześnie”, bo wciąż były wciąż niewyjaśnione sprawy wciąż agresywnego katolicyzmu na wciąż kanonicznych ziemiach prawosławia. A gdy w końcu do spotkania doszło potwierdziła się pradawna mądrość, że bardziej pasjonująca jest gonitwa za króliczkiem niż spotkanie z nim.
Cóż się takiego stało, że duchowni postanowili się spotkać tak, jakby nie mogli uczynić tego znacznie wcześniej? Że prześladowanie chrześcijan? Z pewnością Moskwa, a już na pewno Rzym, doskonale wiedzą, że chrześcijanie mordowani są nie od dziś. Cerkiew moskiewska, która jest posłuszną wyrazicielką i duchową kustoszką zrządzeń Kremla, nie jest przecież (teoretycznie) reprezentantem prawosławia, więc mówienie o przełomie od 1054 to po prostu bujda i krótka pamięć. Że świat na krawędzi wojny? W końcu to patriarchat dzielnie wspierał administrację Putina w rozgrabianiu i destabilizowaniu Ukrainy. Watykan poniekąd wzmocnił pozycję Moskwy w światowym prawosławiu i nie zmienią tego łzawe mowy o cywilizacyjno-moralnym braterstwie i komunały o bliskości prawosławia i rzymskiego katolicyzmu. Dowodzą tego zarówno wypowiedzi o grekokatolikach, jak i sytuacji prawosławia na Ukrainie.
Z pewnością spotkanie jest wydarzeniem historycznym, ale jego znaczenie zdecydowanie łatwiej jest przecenić niż dostrzec jego rzeczywiste znaczenie. Lepiej jest rozmawiać niż nie rozmawiać, choć sposób prowadzenia rozmowy potrafi przyćmić kwestie istotne. Pewne jest – póki co – że spotkanie wzbudziło głębokie rozczarowanie unitów. Bo jak inaczej nazwać gładkie wypowiedzi deklaracji (link) na temat grekokatolików podejmowane ponad ich głowami – rozgoryczenie grekokatolików jest w pełni zrozumiałe, gdyż pokazuje, że właściwie nic nie jest pewne, gdy w grę wchodzą kościelno-polityczne interesy. Grekokatolicy mieli prawo poczuć się jak kłopotliwy balast, a konfrontacja dwóch niemożliwych ze sobą do pogodzenia ekumenizmów — Rzymu i Moskwy — dodaje całej sytuacji osobliwą wymowę.
Właściwie spotkanie przypominało bardziej konsultacje międzypaństwowe zwierzchnika Państwa Kościelnego i duchowego zwierzchnika Rosji – co prawda Franciszek podkreślał wymiar duchowy, jednak dla rosyjskiej Cerkwi i całego prawosławia borykającego się z ogromnymi problemami przed planowanym na ten rok panprawosławnym soborem, spotkanie miało charakter wizerunkowo-polityczny. Tak miało najwyraźniej być.
Oczywiście może być i tak, że wszyscy – każdy na swój sposób – uległ płonnym nadziejom, że oto odbędzie się coś przełomowego poza samym faktem spotkania. A cóż niby mogło się wydarzyć? W zasadzie nic. Spotkali się. Dobrze, że się spotkali i poznali.
O jak dobrze i miło, gdy bracia w zgodzie żyją. A czy żyją? Wątpię.
» Ekumenizm.pl: Historyczne spotkanie
» Ekumenizm.pl: Problem z prymatem i nacjonalizmami