Znowu widzę!
- 20 kwietnia, 2007
- przeczytasz w 4 minuty
Niektórych rzeczy nie doceniamy i nie zauważamy, dopóki ich nie stracimy. Jedną z nich jest wzrok — możliwość widzenia tego co wokół, poza nami. Ale może zacznę od pewnej historii… Dawno, dawno temu, a dokładnie w zeszły poniedziałek (czyż narracja w stylu Kubusia Puchatka nie jest piękna?), straciłem wzrok. (Dwa ostatnie słowa o utracie wzroku też są taką kubusiopuchatkową hiperbolą, a jej celem jest wywołanie pewnego zaskoczenia w umysłach czytających). Utrata wzroku […]
Niektórych rzeczy nie doceniamy i nie zauważamy, dopóki ich nie stracimy. Jedną z nich jest wzrok — możliwość widzenia tego co wokół, poza nami. Ale może zacznę od pewnej historii… Dawno, dawno temu, a dokładnie w zeszły poniedziałek (czyż narracja w stylu Kubusia Puchatka nie jest piękna?), straciłem wzrok. (Dwa ostatnie słowa o utracie wzroku też są taką kubusiopuchatkową hiperbolą, a jej celem jest wywołanie pewnego zaskoczenia w umysłach czytających). Utrata wzroku polegała na tym, że złamały się moje okulary… Nie będę wdawał się w szczegóły, jak to się stało, ważne, że nie mogłem ich już nosić… Ktoś, kto nie ma problemów ze wzrokiem i nigdy nie musiał nosić okularów, nie zrozumie tego, jak wielkim jest to kłopotem… W sumie, jeśli ktoś chce wczuć się w sytuację słabowidzących (gdybym chciał być politycznie poprawny, to powinienem napisać “widzących w sposób alternatywny”), może przecież spróbować przez jeden dzień nosić okulary, które zamiast poprawić wzrok — pogorszą go. Mamy dzień ojca, dzień bez papierosa, dzień Ziemi, to dlaczego nie zrobić dnia słabowidzących? Przynajmniej w taki indywidualny sposób. Coś w rodzaju treningu empatii… Wróćmy może jednak do historii… Ponieważ okulary nie nadawały się do noszenia, więc dalszą część dnia byłem skazany na nieostre widzenie. Nie mam zbyt dużej wady, ale jednak bez okularów nie rozpoznaję już ludzkich twarzy z odległości większej niż pięć metrów. W tym miejscu przepraszam wszystkich, których w ostatnich dniach nie pozdrowiłem na ulicy. Rozumiecie już teraz, że powodem było to, że naprawdę was nie widziałem a nie tylko udawałem. Tak się składa, że za kilka dni mam umówioną wizytę u lekarza, aby dobrać nowe szkła, więc wypadek ze złamanymi okularami nie był dla mnie wielką tragedią. W końcu jeszcze parę dni, no może razem z realizacją recepty, to góra dwa tygodnie i będę miał całkiem nowe okulary. Jednak sprawa nie była taka różowa… Po prostu nie mogłem normalnie funkcjonować… Nie widzisz napisów na sklepach, nie widzisz ludzkich twarzy, musisz podejść bardzo blisko do półki sklepowej, żeby zobaczyć co na niej jest… Jednym słowem nieciekawie… Po dwóch dniach niewidzenia zawitałem do Tesco, w celu nabycia różnych artykułów spożywczych drogą kupna. W pewnym momencie mój nieostry wzrok padł na stojak z okularami słonecznymi. Obok niego stał stojak z chińskimi (prawdopodobnie jednorazowymi) okularami korekcyjnymi. W mojej głowie urodził się pewien pomysł… Podszedłem bliżej i zacząłem szukać… Jakaż wielka była moja radość, gdy znalazłem okulary w sam raz dla mnie i to za jedyne 3zł! Nie namyślając się zbyt długo, kupiłem je. Pomyślałem, że ponoszę je przez najbliższe dwa tygodnie, zanim będę miał “normalne”. Wyszedłem z Tesco, przetarłem okulary mikrofazą i założyłem… Nagle świat nabrał ostrości! Znów mogłem czytać z normalnej odległości! Znów zacząłem widzieć wyraźnie ludzi i ich twarze! Chwila, chwila… Gdzieś już o tym czytałem… Gdy wróciłem do domu, wziąłem Nowy Testament i zacząłem szukać. To był gdzieś w Ewangelii Marka… Jest! Mam! Tak, to tu: Marka 8,22–26! Jest to historia pewnego niewidomego człowieka, który został uzdrowiony przez Jezusa. Ale jego historia jest nietypowa. Uzdrowienie przebiegło w dwóch fazach. W pierwszej człowiek ten zaczyna widzieć, ale niezbyt wyraźnie. “Spostrzegam ludzi, a gdy chodzą, wyglądają mi jak drzewa” — odpowiada na pytanie, czy już widzi. Jezus na tym nie kończy. Możemy tam przeczytać, że Jezus “znowu położył ręce na jego oczy, a on przejrzał i został uzdrowiony; i widział wszystko wyraźnie”. Tak, teraz rozumiem… Jezus nie zadowolił się tym, że ów niewidomy zaczął widzieć jakkolwiek. Nie chciał, żeby widział ludzi “jak drzewa”. Chciał, żeby zaczął widzieć ludzi jak ludzi… Myślę, ze zwłaszcza w dzisiejszych czasach, w których dominują bardzo powierzchowne więzi międzyludzkie, w czasach szybkiego jedzenia, szybiej telewizji i szczegółowego planowania każdej minuty, zwłaszcza teraz warto zadać sobie pytanie: W jaki sposób widzę ludzi? Jeśli widzę ludzi jak drzewa, to najwyższy czas poprosić o pełne uzdrowienie swojego wewnętrznego wzroku. A potem przemyśleć swoją postawę do innych i zerwać z szybkim, egoistycznym życiem tylko dla siebie. Ale jest jeszcze jedna sprawa. Tak się składa, że ta historia znajduje się tuż przed najważniejszym i centralnym fragmentem Ewangelii Marka. Mam na myśli wyznanie Piotra o Jezusie, zapisane w Marka 8,27–30. W tym fragmencie Jezus pyta apostołów, za kogo ludzie go uważają. “Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni na jednego z proroków” — mówią uczniowie, na co Jezus pyta dalej: “A wy za kogo mnie uważacie?”. I tu następuje kluczowa dla tej Ewangelii odpowiedź Piotra: “Tyś jest Chrystus”. Zobaczcie jaka niesamowita analogia do uzdrowienia niewidomego! Czy to przypadek? Śmiem wątpić… Zapytam teraz: Czy widzisz Jezusa wyraźnie? Kim według ciebie jest Jezus? I co najważniejsze: Kim On jest DLA ciebie? Czy z twoim wewnętrznym wzrokiem jest wszystko w porządku? A może zdajesz sobie sprawę, że nie widzisz zbyt wyraźnie ludzi? Albo, co gorsza może nie widzisz wyraźnie Jezusa? Jeśli tak jest, a chciałbyś to zmienić, zacznij od modlitwy. Prostej i szczerej. Jeśli zapomniałeś jak to się robi, to nie musisz szukać w modlitewniku swojej babci, bo On zrozumie jeśli odezwiesz się swoimi zwykłymi słowami… Na co czekasz?