Kościoły katolickie

Książę buntowników — ks. prof. Hans Küng nie żyje


Mógł być zapew­ne kar­dy­na­łem. Nie­któ­rzy uwa­ża­li, że gdy­by nie­co spo­kor­niał lub prze­ja­wiał odpo­wied­ni rodzaj kościel­ne­go spry­tu to może i nawet papie­żem. Jed­na z aneg­dot, któ­ra krą­ży­ła o Kün­gu, mówi­ła z prze­ką­sem, że Küng nie chciał­by być papie­żem, bo wów­czas nie był­by nie­omyl­ny. Do wiecz­ne­go pan­te­onu kościel­nych bun­tow­ni­ków dołą­czył teo­log jak­by bez zie­mi, a jed­nak z wiel­ki­mi zasłu­ga­mi dla tej­że. 6 kwiet­nia br. w wie­ku 93 lat zmarł ks. prof. Hans Küng.



Trud­no nie mówić czy nie pisać o Kün­gu choć­by z odro­bi­ną podzi­wu i jakie­goś pato­su, co było­by zresz­tą bar­dzo po myśli same­go Kün­ga, nie stro­nią­ce­go od eks­tra­wa­gan­cji zarów­no w wymia­rze kościel­nym, jak i pry­wat­nym. Owszem, lubił dobre gar­ni­tu­ry, spor­to­we samo­cho­dy, wyśmie­ni­cie czuł się w świe­tle reflek­to­rów i nie uni­kał naucza­ją­ce­go tonu i to momen­ta­mi tak bar­dzo, że wie­lu wypo­mi­na­ło mu samo­za­ko­cha­nie.

Küng zasłu­gu­je na podziw przede wszyst­kim ze wzglę­du na swój doro­bek teo­lo­gicz­ny, a wszyst­ko inne to w mniej­szym lub więk­szym stop­niu, przy­pi­sy do jego – bez prze­sa­dy moż­na powie­dzieć — inspi­ru­ją­cej i monu­men­tal­nej twór­czo­ści. Nawet jeśli wspo­mnie­nio­we tek­sty kon­cen­tru­ją się na aneg­do­tycz­no-humo­ry­stycz­nych momen­tach z jego życia czy słyn­nej już sygna­tu­rze tecz­ki, któ­rą zało­żo­no mu w Świę­tym Ofi­cjum z powo­du jego dok­to­ra­tu o nauce o uspra­wie­dli­wie­niu w teo­lo­gii Kar­la Bar­tha, tudzież na sen­ty­men­tal­nej poga­węd­ce w Castel Gan­dol­fo z Bene­dyk­tem XVI, to trud­no przejść mimo jego wiel­kich osią­gnięć.

A dorob­kiem Kün­ga jest jego pra­ca pod­czas Sobo­ru Waty­kań­skie­go II – był jed­nym z tych teo­lo­gów, któ­rzy wywar­li ogrom­ny, jeśli nie naj­więk­szy wpływ na kształt sobo­ro­wych doku­men­tów, był zręcz­nym gra­czem za kuli­sa­mi, któ­re­go myśli – ongiś rewo­lu­cyj­ne – dziś w róż­nej for­mie sta­no­wią waż­ny ele­ment deba­ty teo­lo­gicz­nej. Gdy odbie­ra­no mu pra­wo nazy­wa­nia się teo­lo­giem kato­lic­kim, Küng mówił obu­rzo­ny przed dzien­ni­ka­rza­mi, że sko­ro w Koście­le obo­wią­zu­ją ‘zaka­zy myśle­nia’ to w takim razie nale­ża­ło­by w ogó­le zaprze­stać upra­wia­nia teo­lo­gii. Dziś jed­nak, mówie­nie o współ­cze­snej teo­lo­gii kato­lic­kiej, szcze­gól­nie w obsza­rze eku­me­ni­zmu czy ekle­zjo­lo­gii, jest bez Kün­ga po pro­stu nie­moż­li­we.


Kry­tyk

O kon­tro­wer­sjach zwią­za­nych z Kün­giem pisać jest naj­ła­twiej, ale sam fakt, że o jego śmier­ci piszą w swo­ich ser­wi­sach infor­ma­cyj­nych tak­że pol­skie die­ce­zje kato­lic­kiej, jest jasnym sygna­łem, że odszedł czło­wiek, któ­re­go trud­no jed­nak spro­wa­dzić wyłącz­nie do mia­na kry­ty­ka, choć był nim wła­ści­wie przez całe życie. Szcze­rze nale­ży jed­na­ko­woż przy­znać, że Küng doigrał się sank­cji i tak sto­sun­ko­wo póź­no – w prze­ci­wień­stwie do zmar­łej nie­daw­no, tak­że w wie­ku 93 lat, Ute Ran­ke-Heine­mann.

Tar­czą Kün­ga była nie tyl­ko jego sła­wa i uzna­nie, jakim się cie­szył w krę­gach nauko­wych i eku­me­nicz­nych, ale i para­sol ochron­ny, jaki roz­ta­czał nad nim papież Paweł VI. Zna­li się jesz­cze z cza­sów sobo­ro­wych, a Küng wysy­łał kard. Mon­ti­nie­mu swo­je książ­ki, gdy ten był jesz­cze arcy­bi­sku­pem metro­po­li­tą Medio­la­nu.

Küng chęt­nie przy­wo­ły­wał na róż­ne­go rodza­ju spo­tka­niach „nego­cja­cje”, jakie miał z nim pro­wa­dzić Paweł VI, zachę­ca­jąc szwaj­car­skie­go teo­lo­ga, aby prze­stał wresz­cie pisać książ­ki i poświę­cił się kościel­nej karie­rze. Posa­da w Waty­ka­nie, być może i kape­lusz kar­dy­nal­ski były wła­ści­wie w zasię­gu ręki, ale Küng nie dał się obła­ska­wić. Czy z poko­ry czy samo­za­ko­cha­nia? Kto wie, może jed­no i dru­gie. Na szczę­ście Küng nie prze­stał ani mówić, co myśli, ani tym bar­dziej pisać — tak­że o swo­ich doświad­cze­niach, któ­re zawarł w auto­bio­gra­fii. Jej pierw­sza część była oma­wia­na na łamach ekumenizm.pl.

Poległ na nego­wa­niu nie­omyl­no­ści papie­skiej, na co przy­my­kał oko papież Mon­ti­ni, a cze­go już nie chciał popu­ścić Jan Paweł II i jego bli­ski współ­pra­cow­nik Joseph Rat­zin­ger, o któ­rym za chwi­lę.


Spa­da­ja­ce książ­ki

Ale zanim Kün­ga pozba­wio­no pra­wa do naucza­nia teo­lo­gii kato­lic­kiej w Tybrze upły­nę­ło spo­ro wody. We wspo­mnie­niu teo­lo­ga na łamach dzien­ni­ka Neue Zür­cher Zeitung przy­po­mnia­no zabaw­ną sytu­ację z jed­ne­go z popu­lar­nych semi­na­riów Kün­ga, pod­czas któ­re­go oma­wia­no książ­kę „Kościół” (Die Kir­che, 1967).

W pew­nym momen­cie Küng powie­dział do zasłu­cha­ne­go audy­to­rium: „Papież nie jest nie­omyl­ny!”. Minę­ło parę chwil, a tu nagle roz­legł się głu­chy huk. Zatrząsł się pobli­ski regał, z któ­re­go pospa­da­ły na zie­mię teo­lo­gicz­ne tomisz­cza. Zda­rze­nie wywo­ła­ło śmiech zgro­ma­dzo­nych. Śmiał się też Küng. A dzia­ło się to latem 1969 roku, nie­ca­łe 10 lat przed tym, zanim Waty­kan nało­żył na Kün­ga suro­we sank­cje.

Po śmier­ci Paw­ła VI i krót­kim pon­ty­fi­ka­cie Jana Paw­ła I, sytu­acja Kün­ga rady­kal­nie się zmie­ni­ła. Rzą­dy Jana Paw­ła II to z jed­nej stro­ny naj­trud­niej­szy okres dla Kün­ga, ale też czas wyku­wa­nia nowe­go pomy­słu na sie­bie i swo­je życie. Mimo kil­ku­na­stu prób Jan Paweł II nigdy nie zechciał spo­tkać się z Kün­giem, co jesz­cze bar­dziej nakrę­ca­ło szwaj­car­skie­go nie-teo­lo­ga z ostrzem pole­mi­ki wobec papie­ża Woj­ty­ły.


Hans i Joseph

Zna­jo­mość z Jose­phem Rat­zin­ge­rem to jak­by osob­ny roz­dział w życiu Kün­ga – z pew­no­ścią o wie­le bar­dziej w życiu Kün­ga niż same­go Rat­zin­ge­ra, stąd też mówie­nie jak­by o dwóch magne­sach wciąż lgną­cych do sie­bie, jest jak­by na wyrost.

Szwaj­car i Nie­miec nale­że­li do sobo­ro­wej awan­gar­dy teo­lo­gicz­nej. Obaj mie­wa­li pro­ble­my z wła­dzą kościel­ną, chcie­li odświe­żyć spe­try­fi­ko­wa­ną w scho­la­stycz­nych poję­ciach teo­lo­gię. Küng, bar­dzo ceniąc Rat­zin­ge­ra (to nie zmie­ni­ło się zapew­ne ze wza­jem­no­ścią do śmier­ci Szwaj­ca­ra), zała­twił bawar­skie­mu teo­lo­go­wi posa­dę pro­fe­sor­ską na reno­mo­wa­nym Uni­wer­sy­te­cie w Tybin­dze, gdzie naucza­ła czo­łów­ka teo­lo­gów nie­miec­ko­ję­zycz­nych – rzym­sko­ka­to­lic­kich i ewan­ge­lic­kich. Wkrót­ce ich dro­gi się roze­szły (nie tyl­ko w sen­sie dosłow­nym), a cezu­rą był rok 1968. Rat­zin­ger stał się kory­fe­uszem kościel­nych kon­ser­wa­ty­stów, a Küng rzecz­ni­kiem tzw. refor­ma­to­rów.

Wła­ści­wie, Küng i Rat­zin­ger byli/są w jakiejś mie­rze ucie­le­śnie­niem prze­ciw­staw­nych inter­pre­ta­cji tego, czym był/jest Sobór Waty­kań­ski II – z jed­nej stro­ny postu­lat przy­spie­sze­nia zmian w Koście­le, a z dru­giej her­me­neu­ty­ka kon­ty­nu­acji. Küng i Rat­zin­ger dosko­na­le ilu­stro­wa­li nie tyl­ko inne odczy­ty­wa­nie jed­ne­go z naj­waż­niej­szych wyda­rzeń we współ­cze­snej histo­rii chrze­ści­jań­stwa, ale i kie­ru­nek zmian. Wyda­je się, że nawet jeśli to Rat­zin­ger został papie­żem i – mówiąc języ­kiem karie­ry – zdo­był wszyst­ko, co było do zdo­by­cia, to jed­nak rze­czy­wi­stym zwy­cięz­cą w wyści­gu o wpły­wy jest raczej Küng niż Rat­zin­ger. To wła­śnie postu­la­ty Kün­ga doty­czą­ce zarów­no eku­me­ni­zmu, reform w Koście­le są dziś bar­dziej repre­zen­ta­tyw­ne w Koście­le rzym­sko­ka­to­lic­kim niż wizja Bene­dyk­ta XVI, któ­ra w wie­lu miej­scach jak­by zeszła do pod­zie­mi. Jak bar­dzo i na ile – to już kwe­stia oce­ny i pole­mi­ki.


Wier­ny bun­tow­nik

Przy całym swo­im bun­cie, nie raz insce­ni­zo­wa­nym i pod­grze­wa­nym, Küng pozo­stał – jak­kol­wiek to para­dok­sal­nie zabrzmi – upar­tym synem swo­je­go Kościo­ła i poświę­cił wie­le ener­gii, aby nie dać się z nie­go wypchnąć. Nigdy nie wyrzekł się swo­je­go kapłań­stwa, a wręcz demon­stra­cyj­nie je pod­kre­ślał. Nigdy też nie został zasu­spen­do­wa­ny.

Mia­łem oka­zję poznać Kün­ga oso­bi­ście i być na uro­czy­sto­ści jego 75. uro­dzin w Tybin­dze, na któ­re spe­cjal­ny list gra­tu­la­cyj­ny prze­słał lokal­ny biskup rzym­sko­ka­to­lic­ki Gebhard Fürst, wychwa­la­ją­cy doro­bek Kün­ga i pod­kre­śla­ją­cy jego kapłań­stwo. Nic się nie zmie­ni­ło tak­że po śmier­ci Kün­ga – sło­wa uzna­nia popły­nę­ły od wie­lu bisku­pów, któ­rzy jako stu­den­ci teo­lo­gii wycho­wy­wa­li się na jego dzie­łach.

Jeden z byłych współ­pra­cow­ni­ków Kün­ga – kar­dy­nał Wal­ter Kasper – ogło­sił nawet w mediach, że Küng pojed­nał się z Kościo­łem. Nie do koń­ca wia­do­mo, na czym to pojed­na­nie mia­ło pole­gać, tym bar­dziej, że w wie­lu spra­wach (szcze­gól­nie z pogra­ni­cza ety­ki i moral­no­ści) Küng coraz moc­niej odcho­dził od waty­kań­skiej linii. Küng pozo­stał bun­tow­ni­kiem, nawet jeśli z powo­du dra­ma­tycz­nie postę­pu­ją­cej cho­ro­by Par­kin­so­na, nie mógł być tak aktyw­ny jak kie­dyś. W ostat­nich latach życia nie mógł już samo­dziel­nie czy­tać.

Gdy jesz­cze mógł to zabie­rał głos. Mimo swo­je­go ogrom­ne­go zaan­ga­żo­wa­nia w pro­jekt świa­to­we­go eto­su, dia­log mię­dzy­re­li­gij­ny i przede wszyst­kim eku­me­nicz­ny, jego naj­więk­szą namięt­no­ścią pozo­sta­wał wciąż… Kościół kato­lic­ki.

Wśród kry­ty­ków kościel­nych, ocie­ra­ją­cych się cza­sem o gra­ni­cę gro­te­ski, Hans Küng pozo­stał jak­by dostoj­nym księ­ciem, kar­dy­na­łem bez kape­lu­sza i fal­ba­nek, kimś, kogo doro­bek nauko­wy i glo­bal­ny nie prze­sta­je być inspi­ru­ją­cym pali­wem i jed­no­cze­śnie pro­wo­ka­cją. Jego sprze­ciw wobec kato­lic­kie­go sta­no­wi­ska wobec anty­kon­cep­cji czy euta­na­zji z jed­nej stro­ny, czy kry­tycz­na życz­li­wość wobec zmian zacho­dzą­cych w Koście­le za pon­ty­fi­ka­tu papie­ża Fran­cisz­ka z dru­giej, poka­zu­ją sze­ro­ki hory­zont Kün­ga jako jed­no­cze­śnie speł­nio­ne­go i nie­speł­nio­ne­go refor­ma­to­ra. Zresz­tą, z prze­ką­sem mówio­no o nim ‘Mar­tin Luther Küng’, choć sam Küng zapew­ne aż takich ambi­cji nie miał.

Zale­ża­ło mu na pojed­na­niu mię­dzy chrze­ści­ja­na­mi. Był nie­za­prze­czal­nie ducho­wym ojcem Wspól­nej Dekla­ra­cji o Uspra­wie­dli­wie­niu, na któ­rej pod­pi­sa­nie w 1999 roku w Augs­bur­gu, w ogó­le go nawet nie zapro­szo­no. W swo­jej kry­ty­ce i znie­cier­pli­wie­niu uka­zy­wał nie­po­ko­je i nadzie­je wie­lu chrze­ści­jan, ale też ludzi spo­za chrze­ści­jań­skie­go spek­trum.

Rze­czy­wi­ście był – jak o sobie mówił – ide­ali­stą bez ilu­zji.

Żył arcy­cie­ka­wie i nie­spo­koj­nie. Odszedł spo­koj­nie. Niech spo­czy­wa w poko­ju.


» Maga­zyn SR: Wykład ks. prof. Han­sa Kün­ga wygło­szo­ny z oka­zji 75. uro­dzin (j. pol­ski)

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.