Kościoły protestanckie

Nieco nerwowo u luteran ws. LGBT+


Na stro­nach Kościo­ła Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­skie­go w Pol­sce nie­ocze­ki­wa­nie poja­wił się wpis, w któ­rym bez komen­ta­rza zamiesz­czo­no lin­ki do dwóch doku­men­tów ws. mał­żeń­stwa. Publi­ka­cja nie jest przy­pad­ko­wa. 


Pośred­nio zwią­za­na jest z obcho­dzo­nym na całym świe­cie Mie­sią­cem Dumy, a bez­po­śred­nio z róż­ny­mi napię­cia­mi, z jaki­mi w ostat­nich tygo­dniach i mie­sią­cach zma­ga się Kościół lute­rań­ski w Pol­sce.

Lin­ki doty­czą star­szych doku­men­tów nt. mał­żeń­stwa o dość niskiej ran­dze, bo przy­go­to­wa­nych przez komi­sje syno­dal­ne, odpo­wied­nio w 2001 oraz 2015 roku. Jaka jest zatem inten­cja wyko­pa­nia z kościel­ne­go archi­wum dwóch doku­men­tów, któ­re nie dość, że trą­cą mysz­ką i w dość ogra­ni­czo­ny spo­sób mają cha­rak­ter wią­żą­cy?

Wyda­je się, że pośred­nim i bez­po­śred­nim powo­dem jest powra­ca­ją­ca kon­tro­wer­sja homo­sek­su­ali­zmu w Koście­le, któ­ra w Euro­pie Środ­ko­wo-Wschod­niej wciąż wzbu­dza emo­cje, tak­że w Koście­le Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­skim w Pol­sce (KEA).

Ina­czej niż to było w wie­lu Kościo­łach part­ner­skich pol­skie­go KEA, nie powsta­ła inter­dy­scy­pli­nar­na komi­sja czy nawet gru­pa robo­cza, któ­rej celem było­by przy­go­to­wa­nie mate­ria­łu słu­żą­ce­go do wewnątrz­ko­ściel­nej dys­ku­sji. Dla­cze­go? Być może wyni­ka to z prze­świad­cze­nia, że dys­ku­sja nie ma sen­su, bo nic nie przy­nie­sie oprócz zamę­tu, a zatem jest groź­na. Być może cho­dzi jesz­cze o coś inne­go – może o eku­me­nicz­ne­go świę­te­go wszyst­kich Kościo­łów bez wzglę­du na to czy mają kult świę­tych czy nie – o św. Spo­kój.

Brak doku­men­tu o LGBT nie świad­czy jed­nak o tym, że w pol­skim KEA nic się w tej mate­rii nie dzie­je. War­to przy­po­mnieć, że KEA jako chy­ba jedy­ny Kościół w Pol­sce, teo­re­tycz­nie ma swo­je­go dusz­pa­ste­rza ds. osób wyklu­czo­nych. W co naj­mniej dwóch para­fiach odby­wa­ją się nabo­żeń­stwa dla osób LGBT+ w ramach sze­ro­ko rozu­mia­nej opie­ki dusz­pa­ster­skiej. Ale wła­śnie te nabo­żeń­stwa, tudzież nabo­żeń­stwo w sto­łecz­nym koście­le refor­mo­wa­nym połą­czo­ne z bło­go­sła­wie­niem par jed­no­pł­cio­wych, jak i udział kil­ku duchow­nych w Para­dach Rów­no­ści przy­spie­szył i zin­ten­sy­fi­ko­wał wewnątrz­ko­ściel­ne poru­sze­nie tema­tem, któ­ry przez jed­nych trak­to­wa­ny jest jako spraw­dzian orto­dok­sji, a więc być-albo-nie-być Kościo­ła, a przez innych jako jed­no z zagad­nień, doty­czą­ce frag­men­tu naszej rze­czy­wi­sto­ści spo­łecz­nej, wia­ry­god­no­ści, ale też toż­sa­mo­ści teo­lo­gicz­nej.

Abs­tra­hu­jąc od słusz­no­ści lub nie­słusz­no­ści udzia­łu duchow­nych w Para­dzie Rów­no­ści w takim czy innym stro­ju, zwy­cza­jach i oby­cza­jach prze­wi­dzia­nych Prag­ma­ty­ką Służ­bo­wą tudzież impe­ra­ty­wem odpo­wie­dzial­ne­go dusz­pa­ster­stwa, kon­tro­wer­sje – jak to zazwy­czaj jest – wywo­łu­ją ner­wo­we reak­cje w róż­nych prze­strze­niach kościel­ne­go spek­trum. Emo­cjo­nu­ją się tzw. libe­ra­ło­wie i tzw. kon­ser­wa­ty­ści.

Ludzie listy piszą, ba, nawet rady para­fial­ne listy piszą, alar­mi­stycz­nie zwia­stu­jąc kata­stro­fę wiel­ką – jed­ni doma­ga­ją się zna­ków na kościel­nym nie­bie, inni już je widzą, że oto Kościół w uta­jo­ny spo­sób coś zmie­nia, usta­la lub sta­wia zdez­o­rien­to­wa­ną gro­mad­kę (prawo)wiernych przed fak­ta­mi doko­na­ny­mi. Jesz­cze inni ocze­ku­ją hiper-przy­spie­sze­nia, tęczo­wej wręcz rewo­lu­cji, w któ­rej Kościół Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­ski ode­grał­by rolę okla­ski­wa­ne­go i podzi­wia­ne­go przez komen­ta­riat głów­ne­go faj­no-Kościo­ła, oby­cza­jo­we­go czoł­gu, któ­ry ciem­no­gro­dom wsze­la­kim poka­że jak się rze­czy mają i oświe­co­nym dro­gę uto­ru­je.

Czy jaki­kol­wiek Kościół jest w sta­nie unik­nąć deba­ty na temat LGBT+? Tak! Moż­na zbu­do­wać – mod­ne ostat­nio sło­wo – stre­fę bufo­ro­wą wokół Kościo­ła i uda­wać, że toczą­ce się w par­la­men­cie dys­ku­sje nas nie doty­czą, bo my się tyl­ko zwia­sto­wa­niem lub solą scrip­tu­rą trud­ni­my, a hasło sola scrip­tu­ra – jak każ­de dziec­ko wie­ku przed­kon­fir­ma­cyj­ne­go wie – jest odpo­wie­dzią na każ­dy pro­blem, wąt­pli­wość, a nawet pyta­nie – tak­że to nie­za­da­ne lub nawet takie, któ­re­go nikt posta­wić nawet nie myśli. Moż­na też ogło­sić się gro­dem nie do zdo­by­cia, a więc warow­nym gro­dem, i pie­ty­stycz­nie uda­wać, że mary tego świa­ta złe­go nas nie doty­czą, bo nikt nie ma z nas tego, co mamy razem, i ów „Ojcow­ski dom (…) to ist­ny raj”, któ­ry nale­ży uchro­nić przed świa­tem i czczą filo­zo­fią, reka­pi­tu­lu­jąc kon­tek­stu­al­nie Paw­ło­we prze­my­śle­nia. Moż­na też się okre­ślić awan­gar­dą postę­pu i zbior­ni­kiem reten­cyj­nym dla każ­de­go, dosłow­nie każ­de­go pomy­słu i odpo­wied­nio to uza­sad­nić w imię cze­go­kol­wiek.

Tyle tyl­ko, że taki świat nie ist­nie­je – ten jest bar­dziej kom­plek­so­wy, wykra­cza poza kole­iny hiper­li­be­ra­li­zmu czy sen­ty­men­tal­ne­go kon­ser­wa­ty­zmu. Owszem, moż­na zbu­do­wać twier­dzę i ciskać z niej gro­my na wszyst­ko i wszyst­kich – na tych „zaco­fa­nych” oraz tych „sodo­mi­tów”. Zawsze moż­na postra­szyć schi­zmą w tę czy inną stro­nę lub nama­lo­wać kred­ka­mi nad­cią­ga­ją­cą apo­ka­lip­sę w rytm pie­śni „Ser­decz­nie pra­gnę zgo­nu”. Pozo­sta­je jed­nak pyta­nie, czy będzie to nadal Kościół, a nie kościel­ny wigwam jed­ne­go z ple­mion. Jeśli tak to był­by to smut­ny obraz Kościo­ła, w któ­re­go tra­dy­cję przez małe i duże T wpi­sa­na jest pro­te­stanc­ka tra­dy­cja spo­ru, ście­ra­nia się róż­nych opi­nii, a co jesz­cze pięk­niej­sze, współistnie­nia obok sie­bie czę­sto innych, momen­ta­mi wyklu­cza­ją­cych się opi­nii w spra­wach, któ­re choć doty­ka­ją nasze­go zba­wie­nia i wia­ry, nie są ani warun­kiem zba­wie­nia ani też nie dają pra­wa niko­mu do tego, aby odma­wiać go innym.

Nigdy nie było tak, aby w Koście­le pano­wa­ła jed­no­myśl­ność we wszyst­kich spra­wach, nie jest zresz­tą ona koniecz­na ani zba­wien­na. Zresz­tą, sam apo­stoł Paweł i inni auto­rzy nowo­te­sta­men­to­wych ksiąg, ape­lu­jąc o jed­ność poka­zu­ją, że Kościół od począt­ku był róż­no­rod­ny, świa­dec­twem jego róż­no­rod­no­ści jest już kanon Nowe­go Testa­men­tu (E. Käse­mann). To zawsze była jego siła i jego sła­bość, to była i nadal jest jego dyna­mi­ka wia­ry, któ­rą wyra­ża­my pod­czas każ­de­go nabo­żeń­stwa, gdy – mimo, a może nawet z powo­du tych róż­nic, wyzna­je­my: wie­rzę w jeden, świę­ty, powszech­ny i apo­stol­ski Kościół.

Kościół – co jest abso­lut­nie oczy­wi­ste – jest wspól­no­tą wia­ry, któ­ra nie żyje w próż­ni i skła­da się z róż­nych ludzi, o róż­nych namięt­no­ściach, o róż­nych poglą­dach i róż­nych spo­so­bach ich wyra­ża­nia. W pol­skim KEA widać to na przy­kła­dzie wszyst­kich aż sze­ściu die­ce­zji, w któ­rych zde­rza­ją się naj­róż­niej­sze kolo­ry­ty ducho­wo­ści, teo­lo­gicz­ne­go myśle­nia i litur­gicz­nych tra­dy­cji – od kla­sycz­ne­go nabo­żeń­stwa z pod­nio­słą litur­gią po ewan­ge­li­kal­no-orkie­stro­we even­ty sakral­ne, od orga­nów do tam­bu­ry­na. Tak­że w tym sen­sie w Koście­le ist­nie­je cały wachlarz opi­nii – mówiąc sym­bo­licz­nie – od pra­wa do lewa poprzez sze­ro­kie cen­trum, nie tyl­ko w kwe­stiach wia­ry czy poli­ty­ki, ale rów­nież spra­wach spo­łecz­no-etycz­nych. Czy to dobrze czy źle? Tak po pro­stu jest i trud­no za to prze­pra­szać. Nic nie zmie­ni fak­tu, że róż­ni­li­śmy się i zawsze będzie­my się róż­nić, nie tyl­ko w kwe­stii kosciel­nych tek­sty­liów, ale i w tema­cie LGBT+.

Jed­ną z naj­więk­szych here­zji jest sytu­acja, w któ­rej roz­pa­lo­ne umy­sły i emo­cje pro­wa­dzą do abso­lu­ty­stycz­nych stwier­dzeń, że jeśli nie powie się tego czy tam­te­go to nie­chyb­nie Kościół zgi­nie i pie­kiel­ny kra­ken nas połknie. Taką posta­wę cha­rak­te­ry­zu­je ludz­ka pycha, że Kościół zbu­do­wa­ny jest na ide­olo­gicz­nych fun­da­men­tach, a nie na Chry­stu­sie ukry­tym i obja­wio­nym w Sło­wie oraz Sakra­men­tach, że jego być albo nie być zale­ży od czło­wie­ka, tak jak­by Kościół był dosko­na­łym dzie­łem nie­do­sko­na­łe­go czło­wie­ka, a nie wspól­no­tą dosko­na­łych w swej grzesz­no­ści ludzi jed­na­ko­wo potrze­bu­ją­cych prze­ba­cze­nia, roz­grze­sze­nia i odpusz­cze­nia win wszel­kich.

Kościół Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­ski w Pol­sce stać na to, aby żyć tym, co sta­no­wi o jego nie­do­sko­na­łym pięk­nie, któ­re jed­nych odpy­cha czy wręcz odra­ża, a innych co roku do nie­go przy­cią­ga lub w nim zacho­wu­je: róż­no­rod­no­ści, goto­wo­ści do nosze­nia cię­ża­rów jed­ni dru­gich, wymia­ny sta­no­wisk, szczo­dro­ści ducha i odwa­gi, by róż­ne sta­no­wi­ska obok sie­bie wespół ist­nia­ły, zosta­ły wysłu­cha­ne i to bez wro­gie­go lub pro­tek­cjo­ni­stycz­ne­go łypa­nia jed­nych na dru­gich. Do teo­lo­gicz­nej mor­fo­lo­gii lute­ra­ni­zmu nale­ży napię­cie i nie­do­po­wie­dze­nie i wspo­mnia­na umie­jęt­ność utrzy­ma­nia wie­lo­ści opi­nii bez koniecz­no­ści tupa­nia nogą czy lute­rań­skiej wer­sji non possu­mus, czy­li „tak oto sto­ję”. Doty­czy to nie tyl­ko kwe­stii LGBT+, ale tego jak rozu­mie­my mał­żeń­stwo, bo z pew­no­ścią – mimo czy wbrew oświad­cze­niom – rozu­mie­my je róż­nie niż w cza­sach, gdy powsta­wa­ły biblij­nej księ­gi, gdy Luter poślu­biał zbie­głą zakon­ni­cę, gdy przyj­mu­je­my do wia­do­mo­ści wyrok świec­kie­go sądu o roz­pa­dzie mał­żeń­stwa albo gdy komi­sje syno­dal­ne pisa­ły swo­je oświad­cze­nia.

Kościół Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­ski nie jest faj­no-Kościo­łem, nie jest tym lep­szym czy gor­szym Kościo­łem. KEA nie jest też wspól­no­tą hie­rar­chicz­ną, gdzie do wie­rze­nia i przy­ję­cia poda­wa­ne są bez szem­ra­nia praw­dy z zaka­zem samo­dziel­ne­go myśle­nia i wyra­ża­nia odmien­nej opi­nii. Pismo Świę­te nie jest papie­ro­wym papie­żem, w imie­niu któ­re­go taki czy inny dys­ku­tant nie­omyl­nie obwiesz­cza nie­omyl­ną praw­dę. To nie ten adres, a histo­ria refor­ma­cji trwa­ją­ca do dziś jest tego ewi­dent­nym przy­kła­dem. W Piśmie Świę­tym spo­ty­ka­my nie­zmien­ne żywe Sło­wo i ludz­kie opi­nie, a powo­ła­niem Kościo­ła, teo­lo­gii, wszyst­kich ochrzczo­nych jest odpo­wie­dzial­ne poszu­ki­wa­nie, bada­nie, ucze­nie się, roz­po­zna­wa­nie. Nie da się tego zre­ali­zo­wać bez otwar­to­ści na innych i przy­naj­mniej goto­wo­ści do reinterpretacji/relatywizacji/rewizji wła­sne­go sta­no­wi­ska.

Kościół nie jest też luzac­kim sto­wa­rzy­sze­niem kil­ku­set zbo­rów, orze­ka­ją­cych samo­wol­nie, gdzie wie­je Duch lub dokąd wol­no mu wiać, ale jed­no­tą, co nie zna­czy, że jed­no­rod­ną jed­no­tą. Sza­nuj­my się!

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.