Protestanci wobec współpracy duchownych z SB
- 11 sierpnia, 2009
- przeczytasz w 26 minut
Wydawnictwo Naukowe Semper wydalo książkę “Kościoły, polityka, historia. Ze studiów nad problemami mniejszości wyznaniowych w Polsce w XX i XXI wieku”. Teksty badaczy różnych dziedzin nauk humanistycznych, zebrane w książce przygotowanej z inicjatywy Stefana Dudry i Olgierda Kieca – pracowników Instytutu Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego – przynoszą próbę spojrzenia na przeszłość i aktualne problemy polskich mniejszości religijnych. Poniżej publikujemy obszerne fragmenty jednego z rozdziałów książki, autorstwa dr Ryszarda […]
Wydawnictwo Naukowe Semper wydalo książkę “Kościoły, polityka, historia. Ze studiów nad problemami mniejszości wyznaniowych w Polsce w XX i XXI wieku”. Teksty badaczy różnych dziedzin nauk humanistycznych, zebrane w książce przygotowanej z inicjatywy Stefana Dudry i Olgierda Kieca – pracowników Instytutu Politologii Uniwersytetu Zielonogórskiego – przynoszą próbę spojrzenia na przeszłość i aktualne problemy polskich mniejszości religijnych.
Poniżej publikujemy obszerne fragmenty jednego z rozdziałów książki, autorstwa dr Ryszarda Michalaka: “Środowiska protestanckie wobec kwestii współpracy duchownych ze Służbą Bezpieczeństwa PRL” .
* * *
Celem artykułu jest ukazanie, w formie krótkiego przeglądu, występujących dziś w środowiskach protestanckich w Polsce postaw wobec problemu współpracy duchownych z aparatem bezpieczeństwa PRL. Podstawowym podmiotem rozważań tego przyczynku (do być może bardziej wnikliwych badań) są ludzie, a w mniejszym stopniu instytucje kościelne. Podejście behawioralne, bardziej niż formalno-prawne, tak w odniesieniu do historii jak i współczesnych odniesień do niej, wydaje się dużo bardziej zasadne z punktu widzenia metodologicznego. W warunkach jakie tworzyło państwo totalitarne (a taką była PRL do 1956 roku), bądź autokratyczne (PRL po 1956 roku), paradygmat instytucjonalny jest bowiem wyraźnie mniej przydatny dla próby odtworzenia, czy określenia miejsca danego środowiska. Życie wszelkiego rodzaju instytucji ubezwłasnowolnionych przez państwo, kreowane było przez nie w sposób instrumentalny. Wynik takiej kreacji był najczęściej sztuczny, nierzeczywisty.Ocena życia religijnego środowisk, których władze i struktury kreowane były przez Urząd do Spraw Wyznań i „bezpiekę”, nie mogła być rzetelna jeśli dokonywano jej przez pryzmat zjawisk formalnych, czyli tradycyjnego paradygmatu. Sami przywódcy wielu Kościołów i związków wyznaniowych, byli nie tylko zatwierdzani, ale wręcz mianowani przez architektów polityki wyznaniowej. Bardzo często przywódcy ci sprawowali władzę nominalną, nie spełniając warunków reprezentatywności poglądów i postaw swoich wiernych. Odrzucenie, czy też nieuwzględnienie takiej perspektywy spojrzenia na protestantów, czy w ogóle mniejszości religijne w PRL, prowadziło nierzadko do formułowania krzywdzących dla tych środowisk ocen. Dotyczy to zarówno sądów potocznych, jak i stwierdzeń formułowanych w podręcznikach i opracowaniach naukowych. Przykładem takiej opinii, opartej na kluczu ogólnym, instytucjonalnym, a utrwalającej fałszywy obraz mniejszości wyznaniowych w PRL, jest choćby sąd Wojciecha Roszkowskiego, zawarty w jego niezmiennie popularnej „Historii Polski XX wieku”. Pisał Roszkowski: „Poza Kościołem rzymsko-katolickim inne wyznania obejmowały znacznie mniejszą liczbę wiernych, ale cieszyły się opieką i poparciem władz. (…) Polityka wyznaniowa władz komunistycznych przez cały okres powojenny dążyła do rozbijania społeczności katolickiej poprzez wspieranie sekt. Stąd też w PRL przetrwały wszystkie drobne odłamy chrześcijańskie (…)”[1].Pomijając obraźliwe określenie „sekty” oraz zignorowanie zróżnicowania etapów polityki wyznaniowej PRL, opinia ta krzywdzi mniejszości wyznaniowe tym, że nie zawiera informacji o ludziach, którzy odmówili współpracy z władzami, bądź też byli jej czynnymi przeciwnikami. Prześledźmy fakty:-luteranie mieli w swoich szeregach nie tylko ks. Zygmunta Michelisa, bezgranicznie oddanego UdSW, lecz także ks. Jana Szerudę, który opór wobec władzy przypłacił utratą przywództwa w Kościele Ewangelicko-Augsburskim,-reformowani reprezentowani byli nie tylko przez entuzjastę socjalizmu w latach pięćdziesiątych ks. Jana Niewieczerzała (później wyraźnie zdystansowanego do tej ideologii), lecz również przez ks. Bogdana Trandę, duszpasterza ewangelików internowanych w stanie wojennym,-o postawie metodystów wobec władz nie może przesądzać frakcja „pastorów-demokratów” z pastorami Witoldem Benedyktowiczem i Marianem Lubeckim, ponieważ mieli oni politycznych adwersarzy w osobach pastorów Józefa Szczepkowskiego i Leonida Jesakowa, broniących suwerenności Kościoła Metodystycznego,-adwentystów reprezentował z jednej strony pastor Jan Kulak, znany ze ścisłej współpracy z bezpieką, ale także Franciszek Stekla, zmuszony z powodów politycznych do działalności religijnej w podziemiu,-wyznawcy nurtu ewangeliczno-baptystycznego jedynie nominalnych przywódców mieli w osobach Stanisława Krakiewicza i Pawła Bajeńskiego. Faktyczni liderzy: Jerzy Sacewicz i Ludwik Szenderowski przebywali w tym czasie w więzieniu.To naturalnie tylko przykłady. Tego rodzaju wyliczanie można z powodzeniem długo kontynuować[2]. Oczywiście sytuacja ta dotyczy nie tylko protestantów. Wystarczy przywołać przykład Kościoła Polskokatolickiego i dychotomii postaw: bp. Józefa Padewskiego, który zmarł torturowany przez UB na Rakowieckiej i bp. Maksymiliana Rode, ściśle współpracującego z władzami[3].Równie złożona sytuacja dotyczyła wiernych. Dla przykładu w trakcie wspomnianego konfliktu w łonie adwentyzmu, Franciszka Steklę wspierało 80–85% ogółu wyznawców[4]. Oficjalna Unia Zborów Adwentystów Dnia Siódmego nie miała więc cech reprezentatywności dla tego środowiska, ponieważ prawdziwe życie religijne realizowane było w trakcie nielegalnych nabożeństw w prywatnych domach.Wydarzeniem ilustrującym różnorodność postaw protestantów w PRL może być także sprawa pisma luterańskiego „Strażnica Ewangeliczna”. Spadek sprzedaży tego tytułu w 1953 roku był właśnie wyrazem dezaprobaty wiernych wobec postawy politycznej redakcji. Redaktor naczelny Henryk Wencel na posiedzeniu Konwentu Seniorów Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w dniu 14 października 1953 roku ubolewał nad tym, że „linia programowa Strażnicy Ewangelicznej [oparta na zasadzie, że „nie istnieje kolizja między nauką Chrystusową, a społecznymi obowiązkami wobec narodu i Państwa”] niestety, nie jest jeszcze właściwie oceniana zarówno przez część księży i wiernych Kościoła”. Nie znajdował również zrozumienia dla „wrogich”, „biernych” i „wyczekujących” postaw księży i wiernych w odniesieniu do „ustroju ludowego”[5].Nie chodzi tu oczywiście o zrzucanie odpowiedzialności za uogólnienie obrazu protestantów w PRL wyłącznie na naukowców, którzy uprościli wynik swoich prac. W dużym stopniu odpowiedzialność ponoszą bowiem same środowiska kościelne.Po 1989 roku w naukach społecznych odrzucono paradygmat marksistowsko-leninowski, co również w przypadku historii umożliwiło rozpoczęcie prawdziwych badań. W grupie wiodących problemów podejmowanych przez historyków szybko znalazły się stosunki państwo – Kościół Rzymskokatolicki, a następnie polityka wyznaniowa. Zaraz po nich pojawiły się pierwsze programy badań w odniesieniu do poszczególnych Kościołów mniejszościowych. Na początku barierą dla badaczy była niedostępność materiałów „bezpieki” i Urzędu do Spraw Wyznań oraz zamknięte akta samych Kościołów i związków wyznaniowych. W drugiej połowie lat 90. Archiwum Akt Nowych udostępniło wreszcie zespół akt Wydziału III UdSW. Wkrótce po powstaniu Instytutu Pamięci Narodowej możliwy stał się dostęp do materiałów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, Komitetu do Spraw Bezpieczeństwa Publicznego i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.Archiwa kościelne otwierano natomiast sporadycznie. Nie było oczywiście tam mowy o autentycznej kwerendzie. Dostępne były jedynie pojedyncze dokumenty. Odstępstwa od tej reguły były rza
dkością. Pojawiający się w siedzibach Kościołów historycy byli na ogół traktowani podejrzliwie. Dokument wystawiony przez uczelnię wyższą i zawarta w nim informacja, że „wyniki badań posłużą wyłącznie do celów naukowych” był niewystarczający. Niejednokrotnie badacze byli wprost zniechęcani do zajmowania się tym lub innym związkiem wyznaniowym. Kuriozalne były reakcje kierownictw niektórych Kościołów protestanckich na publikacje omawiające historię ich środowiska. Jednocześnie informacja, że problem jest aktualnie badany przez historyków kościelnych, co miało uzasadnić odmowę dostępu do akt, okazywała się częstokroć nieprawdziwa. Sabotując pracę historyków, przywódcy Kościołów protestanckich sami tworzyli atmosferę spekulacji i domysłów, co do treści dokumentów, którymi dysponowali, a tym samym, co do własnej historii.Tymczasem publikacji powstających w oparciu o materiały poza kościelne przybywało. Powszechne poruszenie nastąpiło wraz z artykułem Tomasza Terlikowskiego pt. „Wyznawcy agentury” zamieszczonym w „Newsweeku” 26 marca 2006 roku[6] Przekaz publicystyczny w znanym, wysokonakładowym tygodniku miał naturalnie znacznie większą nośność od niejednej publikacji naukowej[7]. A Terlikowski nie pozostawił złudzeń czytelnikom: dokumenty zgromadzone przez Instytut Pamięci Narodowej demitologizują obraz wielu przywódców kościelnych. Ich współpraca z Urzędem Bezpieczeństwa, bądź Służbą Bezpieczeństwa nie była zjawiskiem incydentalnym, a niektóre „chrześcijańskie związki religijne były” – zdaniem publicysty – „niemal w całości agenturą bezpieki”[8]. To radykalne zdanie odnosiło się do Kościoła Polskokatolickiego i Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego. „W pozostałych wyznaniach niekatolickich” – pisał dalej Terlikowski – „stopień infiltracji był nieco mniejszy, a przynajmniej nie osiągał skali instytucjonalnej. W służbę komunizmowi angażowali się pojedynczy pastorzy, biskupi, czy świeccy, ale już nie całe władze Kościołów”[9]. Artykuł informował o postawach niechlubnych, ale również bohaterskich. Bezpośrednio zainteresowani tematem otrzymali więc jasny sygnał: nie muszą nosić brzemienia winy za Kościół do którego przynależą, bo Kościół ten tworzyli w przeszłości bardzo różni ludzie. Na wniosek ten nałożyły się również kwestie aksjologiczne, a przede wszystkim fundamentalny dla każdej religii etos prawdy.Tego rodzaju opinie zdominowały fora internetowe, które zareagowały na tekst Terlikowskiego. Wyznawcy Kościołów nierzymskokatolickich zaczęli jednocześnie zadawać swoim przywódcom pytania o przeszłość, pytania o prawdę. Celował w tym popularny w środowisku wyznań mniejszościowych portal Ekumenizm.pl. Relacjonujący na jego stronach problem pastor Adam Ciućka z Kościoła Zielonoświątkowego, tak oto nakreślił kluczowe kwestie: „Pośród wiernych Kościołów mniejszościowych coraz częściej padają pytania: Czy naprawdę nie warto było być także, w tej trudnej materii, wzorem przejrzystości i dążenia do prawdy? Czy oczekiwanie od duchowych przewodników oczyszczenia, wyznania win, pojednania z Kościołem także i te wspólnoty przerosło? Czy ewangeliczne wezwanie do bycia światłością świata, dawania przykładu, nie powinno znaleźć odzwierciedlenia w rozliczeniu z trudną przeszłością? Czy również te wspólnoty muszą czekać, aż historycy IPN czy świeccy badacze sięgną po kolejne materiały, tym razem dotyczące tych Kościołów? Biskupi katoliccy, wprawdzie przymuszeni, ale jednak dali już dobry przykład. Czas najwyższy na biskupów innych wyznań”[10]. Wydawało się, że przywódcy kościelni nie będą w tej sytuacji wzbraniać się przed upublicznieniem własnych materiałów archiwalnych, że dopuszczą do nich historyków, bądź powołają szybko własne komisje historyczne, których to brak wypominał zresztą sam Terlikowski. Reakcje były jednak zachowawcze, a stanowiska w odniesieniu do przeszłości zróżnicowane. W jednej kwestii panowała zgoda. Odrzucono postulowaną przez niemałe grupy wiernych koncepcję autolustracji, którą mogli być objęci wszyscy duchowni oraz ci świeccy członkowie Kościołowi, którzy pełnili w nich znaczące funkcje. Sprawę opisał „Dziennik” 8 maja 2007 roku w artykule pod tytułem „Mniejsze Kościoły nie chcą lustracji”. Poza częścią informacyjną została tam wyeksponowana opinia Antoniego Dudka. Zdaniem tego historyka „jeśli duchowni tych Kościołów sami się nie zlustrują, zostaną do tego zmuszeni przez wiernych”[11]. Zanim pojawiła się ta przestroga, część protestantów wybrało inną drogę odniesienia się do problemu.Pierwsze działania w tym zakresie podjął Kościół Ewangelicko-Augsburski. Na wniosek bp. Janusza Jaguckiego, Konsystorz tego Kościoła, w porozumieniu z Radą Synodalną i Konferencją Biskupów, powołał 2 marca 2007 roku Komisją Historyczną Kościoła, której celem ma być przeprowadzenie programu badawczego pt. „Inwigilacja Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP przez służby bezpieczeństwa w latach 1945–1989”. Była to też swego rodzaju odpowiedź na referat ewangelickiego biskupa wojskowego ks. Ryszarda Borskiego, pt. „Przemilczana przeszłość jako zagrożenie autorytetu urzędu kościelnego” wygłoszonego w czerwcu 2006 roku na konferencji księży we Wrocławiu[12]. W skład Komisji weszły dwa zespoły badawcze. Zespół Badawczy obejmujący obszar Polski północnej utworzyli: ks. Jan Cieślar, Dawid Binemann-Zdanowicz, Danuta Szczypka. W skład Zespołu Badawczego dla Polski południowej weszli zaś: ks. Jerzy Samiec, prof. Ryszard Małajny i dr Jan Szturc. Doradcą Komisji Historycznej Kościoła został prof. Andrzej Friszke[13].Zaraz po pierwszym spotkaniu Komisji Historycznej, które odbyło się 29 marca 2007 roku w Warszawie, wystąpiono z prośbą do prezesa IPN Janusza Kurtyki o umożliwienie dostępu do odpowiednich akt. Kilkanaście miesięcy prac Komisji przyniosło zaskakującą informację o tym, że wśród zarejestrowanych jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa znajduje się sam bp Janusz Jagucki[14]. Grupa duchownych i świeckich członków Synodu zapowiadała w pierwszych reakcjach postawić wniosek o odwołanie bp. Jaguckiego ze stanowiska zwierzchnika Kościoła[15]. Jesienna sesja Synodu miała naturalnie burzliwy przebieg, ale ostatecznie zdecydowano na niej, że do czasu zakończenia prac Komisji Historycznej, Synod nie zajmie stanowiska[16]. Wyjaśnienie tej sprawy jest więc ciągle przedmiotem dociekań Komisji[17].Podobne do ewangelików augsburskich działania podjęły władze Kościoła Ewangelicko-Metodystycznego, którego 86. Konferencja Doroczna powołała 17 czerwca 2007 roku Komisję „Prawda i Miłosierdzie” z ks. Wawrzyńcem Markowskim na czele. Ks. bp Edward Puślecki nie krył, że inspirację znaleziono w stanowisku Konferencji Wschodnich Niemiec, która powołała własną komisję zajmującą się przeszłością pod hasłem „Prawda i przebaczenie”, która ma charakter „wewnętrznej spowiedzi”. Wspierający opinię zwierzchnika polskich metodystów bp dr Patrick Streiff, odwołując się do doświadczeń wschodnioniemieckich wskazał, że „komisja zaufania jest lepsza niż, by tę wewnętrzną sprawę Kościoła roztrząsały osoby spoza Kościoła”[18]. W tej sytuacji nie należy chyba spodziewać się jakiegokolwiek publicznego komunikatu.O problematyce lustracji dyskutowanej w środowiskach Kościoła Chrześcijan Baptystów wiadomo w oparciu o inne źródła i okoliczności. Z publikacji internetowych zamieszczanych na oficjalnej stronie Kościoła wynika, że spośród czterech kandydatów na stanowisko Przewodniczącego Rady Kościoła w 2007 roku, jedynie Krzysztof Osiński – pastor zboru w
Sopocie – nawiązał do tego tematu w okresie przedwyborczym. Nie proponował lustracji, czy autolustracji kandydatów, ale zapowiadał, że kwestia ewentualnej współpracy kogokolwiek ze składu kierownictwa Kościoła, winna być traktowana poważnie. Deklarował: „Naszą dewizą będzie prowadzenie tych spraw rzetelnie i z należytą dyskrecją”[19]. W tym samym programie pastor Osiński zapowiadał, w wypadku swojego zwycięstwa (do którego nie doszło), odwołanie redaktora naczelnego „Słowa Prawdy” Włodzimierza Tasaka zauważając, że pismo pod jego kierownictwem „zatraciło swój misyjny charakter. Zamiast tego często pojawiają się tam treści kontrowersje, które powodują nawet zgorszenie”[20]. Czy pastor Osiński miał na myśli stanowisko redaktora w sprawie lustracji? Nie odpowiadając na to pytanie, stwierdzić można jedynie, że Tasak zaprezentował w tym temacie właśnie kontrowersyjną wypowiedź, a jego diagnoza zjawiska może uchodzić za najbardziej radykalną wśród protestanckich publicystów. W artykule o wymownym tytule Od Waffen SS do „IV RP” pisał Tasak: „Niestety symbolem współczesnej Polski – „IV Rzeczypospolitej”, jak chcą niektórzy, stały się teczki prawdziwych bądź domniemanych agentów i polowania na ludzi, w biografii których da się znaleźć coś kompromitującego z PRL-owskiej przeszłości (a nawet jeśli się nie da, można ich bezkarnie obrzucać ciężkimi oskarżeniami, w czym ostatnio celują nawet ministrowie rządu RP). Jakże bardzo przypomina to Jerozolimę czasów Jezusa i faryzeuszy polujących na wszelkie możliwe sposobności oskarżenia i zdyskredytowania Go. Gdyby Jezus przyszedł na świat w dzisiejszej Polsce, pewnie zostałby uznany za TW [tajnego współpracownika] SB i zanim pozwolono by Mu ogłosić się Mesjaszem, musiałby się poddać lustracji”[21]. W tym samym artykule Włodzimierz Tasak komunikował że właśnie „lustracyjna” atmosfera była determinantem emigracji młodych Polaków. Na koniec wyraził nadzieję, że Kościół Chrześcijan Baptystów nie stanie się „Kościołem IV RP”[22].Z powyższą opinią wręcz kontrastuje oryginalna inicjatywa zorganizowana w innym środowisku baptystów. Oto Wyższe Baptystyczne Seminarium Teologiczne w Warszawie, było organizatorem w dniu 9 października 2007 roku sympozjum naukowego pt. Między lojalizmem a samodzielnością. Mniejszościowe wspólnoty religijne wobec władz Polski Ludowej. Sympozjum to było pierwszym tego rodzaju otwartym spotkaniem zorganizowanym przez protestantów w Polsce. Dziekan Seminarium, prof. Tadeusz Zieliński tak oto sformułował cel konferencji: „W polskim życiu publicznym toczy się intensywna debata na temat dopuszczalnych – z etycznego punktu widzenia – postaw w czasie PRL‑u. Istotnym elementem tej dyskusji jest kwestia zachowań duchownych wobec władzy politycznej, a zwłaszcza wobec tajnej policji komunistycznej. (…) Chociaż w centrum uwagi w omawianym obszarze znajdują się duchowni Kościoła katolickiego, to nie sposób nie stawiać pytań o rolę duchownych i działaczy świeckich z innych Kościołów (wspólnot religijnych). Uczciwość nakazuje zdać rachunek sumienia z historii mniejszościowych związków wyznaniowych, które znajdując się w wiele trudniejszej sytuacji niż Kościół przytłaczającej większości społeczeństwa polskiego, często samotnie musiały stanąć wobec wyzwań stwarzanych przez dyktaturę Polski Ludowej. Zmagania te skutkowały zachowaniami, które wymagają starannej i roztropnej oceny specjalistów obeznanych z realiami powojennego blisko półwiecza. (…)”[23].Problemu lustracji nie podjęła – mimo takich właśnie oczekiwań części pastorów – Naczelna Rada Kościoła Zielonoświątkowego[24]. Bez odpowiedzi pozostał na przykład „Apel” grupy pastorów i świeckich członków do władz Kościoła z 25 lutego 2007 roku. Autorzy tego dokumentu sugestywnie stwierdzali, że „brak jakichkolwiek reakcji ze strony władz naszego Kościoła stwarza bardzo niejednoznaczną sytuację i musimy przyznać, ze jest dla nas niezrozumiała. Wystrzeganie się podjęcia tematu lustracji, może być traktowane jako chęć uniknięcia odpowiedzialności za trudny okres w dziejach naszej Ojczyzny w latach 1944–1989”[25]. W innym fragmencie zawarty był postulat powołania „odpowiedniej instytucji” i stworzenia „mechanizmów współdziałania Kościoła Zielonoświątkowego z Instytutem Pamięci Narodowej”. W ocenie autorów dokumentu współpraca duchownych ze Służbą Bezpieczeństwa, przynosząca „określone profity”, działalność „na szkodę braci” oraz czyny wystawiające „na szwank dobre imię Kościoła”, równe były „grzechowi apostazji”. „Takie osoby należy poddać dyscyplinie kościelnej, na równi z tymi, którzy dopuścili się innych poważnych naruszeń w sferze etyki i moralności”[26]. W tym kontekście nie zabrakło również refleksji teologicznej i przypomnienia adresatowi, że „zarówno zaparcie się Piotra, jak i zdrada Judasza, nie zostały utajone przez pierwszy Kościół, ale nazwane po imieniu, opisane w Ewangeliach, i bez szkody dla świętości Kościoła, pozostawione zostały na zawsze jako cenne lekcje dla następnych pokoleń chrześcijan”[27]. Podczas Synodu, który obradował od 2 do 4 października 2008 roku, nowo wybrany Biskup Kościoła pastor Marek Kamiński, złożył publiczną deklarację, że nigdy nie był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL[28]. Oświadczenie to można odczytywać jako ukłon w stronę sygnatariuszy „Apelu” ignorowanych przez dotychczasową Naczelną Radę Kościoła. Możliwe również, że deklaracja nowego biskupa była jedynie reakcją na sprawę bp. Janusza Jaguckiego. Trudno przesądzać w tej sytuacji o nastaniu nowej linii władz Kościoła Zielonoświątkowego w sprawie lustracji.Wszystkich obserwatorów problemu zaskoczył chyba najbardziej Synod Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Nie tym, że odrzucił możliwość lustracji duchownych, ale tym w jaki sposób tego dokonał. W dokumencie o nazwie „Wstyd i cierpienie”[29] uchwalonym 15 kwietnia 2007 roku już na wstępie wyrażono sceptycyzm co do możliwości autentycznego poznania historii. Bez zajrzenia do jakiejkolwiek teczki w IPN przesądzono, że znajdujące się w nich dokumenty są bezwartościowe skoro pochodzą jedynie „z częściowo zachowanych archiwów dawnych służb bezpieczeństwa”[30].Jeszcze bardziej zdumiewające było jednoznaczne określenie winnych całej sytuacji. Członkowie Synodu uznali, że nie są nimi byli agenci i tajni współpracownicy UB i SB, lecz historycy i dziennikarze. Otóż podkreślono, że na ogół kieruje nimi „moralny fałsz” i „faryzeizm”. Najgorszą kategorię w tej grupie stanowić mają najmłodsi badacze przeszłości. Oni bowiem „z racji młodszego wieku nie ponosili za nic odpowiedzialności, a dziś chcieliby kosztem innych uchodzić za niewinnych”[31]. Jeśli poważnie potraktować uwagę Synodu, młodzi historycy powinni natychmiast przerwać jakiekolwiek studia nad PRL, ponieważ w odniesieniu do innych, poza kościelnych dziedzin życia, występować mogą analogiczne zjawiska. Postawa badaczy została oceniona w konkluzji przez Synod za „nie mniej szkodliwą i naganną, niż działalność dawnych donosicieli”. Studia podejmowane w archiwach IPN służyć mają wyłącznie poszukiwaniu „kozła ofiarnego”. Od historyków i badaczy Synod Kościoła nie wymaga rzetelności, obiektywizmu, czy po prostu profesjonalizmu. Żadna z tych cech nie została w ogóle wymieniona. Wymagania Synodu wobec historyków zostały natomiast sprowadzone do potrzeby wykazywania przez nich „cierpliwości”, „wiedzy” i ̶
2;miłosierdzia”[sic!]. Podkreślono, że „w dotychczasowym przebiegu lustracji” w życiu publicznym nie ma „żadnej z tych cech”. „Lustracja, jaką obserwujemy” — czytamy dalej w dokumencie Synodu — „w bardzo nielicznych wypadkach stała się skutecznym sposobem na ustalenie rzeczywistej odpowiedzialności ludzi, którzy przez swoją współpracę z aparatem bezpieczeństwa ściągnęli na innych nieszczęście. Znacznie częściej mamy do czynienia z akcją polegającą na wyszukiwaniu w archiwach materiałów przydatnych do napiętnowania poszczególnych osób i skłócenia środowisk, w których one funkcjonują. Uważamy, że taka działalność opiera się na moralnym fałszu i jest głęboko szkodliwa dla całej społeczności narodowej. Część dziennikarzy różnych mediów, nadając fałszywy sens słowom o prawdzie, która nas wyzwoli (Jn 8:32) i wyrywając je z kontekstu Ewangelii wskazującego, że chodzi o Bożą Prawdę uosobioną w Jezusie Chrystusie, systematycznie ujawnia i publikuje materiały dotyczące znanych osób. (…). Wedle naszej oceny dotychczasowy wynik tych wysiłków to najczęściej fałszywe lub bardzo niejasne oskarżenia o agenturalną współpracę, a także podziały między ludźmi, wstyd i cierpienie”[32].A propos cytatów biblijnych, przywołano jeszcze jeden fragment: „Jedni drugich brzemiona noście” (Gal. 6:2). Komentarz do tego wersetu był następujący: „I tym wskazaniem powinniśmy się kierować, gdy chcemy rozstrzygnąć, jak mamy odnosić się jedni do drugich, będąc obarczeni balastem historycznych doświadczeń”[33]. Jeden z komentatorów portalu Ekumenizm.pl, odnosząc się pozytywnie do tego apelu, pytał jednak o jakich konkretnie brzemionach jest mowa? „Musimy najpierw dowiedzieć się o jakie brzemiona chodzi i kto je nosi, i za co. Żeby wybaczać, powinno najpierw się wiedzieć komu i za co”.Ks. Lech Tranda, który opublikował treść dokumentu na kilku portalach internetowych, zamieścił również informację, że „w trakcie obrad zgromadzeni upoważnili Konsystorz Kościoła do rozmów z naukowcami z wydziału historii jednego z państwowych uniwersytetów na temat opracowania monografii o dziejach Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w Polsce w latach 1944–1989”[34]. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że przywódcy Kościoła Ewangelicko-Reformowanego postanowili kontynuować politykę koncesjonowania wiedzy o swojej przeszłości, bo tak należy ocenić wcześniejsze praktyki w tym zakresie. Komentując stanowisko Kościoła Ewangelicko-Reformowanego trzeba zauważyć konsekwencję poglądów. Niemal dokładnie dwa lata wcześniej, w podobnym duchu, na łamach „Jednoty” Dorota Niewieczerzał stwierdzała bowiem: „Nie ma sposobu na zapobieżenie wielkim politycznym igrzyskom, których jesteśmy świadkami. Lustracja to instrument, który porusza emocje i rozgrzewa tłum. W zręcznych rękach stanowić może silną i groźną broń. Poza tym ideologiczne pohukiwanie przesłania oczywisty fakt, że partie polityczne nie wiedzą, co zrobić z bezrobociem, podatkami, służbą zdrowia itd.”[35].Zbliżoną opinię w tym samym czasie wyraził Olgierd Danielewicz z Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego: „nie przekonują argumenty, że sprawiedliwości wreszcie musi stać się zadość, skoro i tak – jeśli nawet dowiemy się w końcu, kto z listy W[ildsteina] był, a kto nie był agentem – dotknie ona tylko płotki, bo teczki prawdziwych rekinów donosicielstwa już dawno zostały zniszczone. Po co nam sprawiedliwość, jeśli ma być wybiórcza? Po co nam setki tysięcy otwartych teczek, pod stertą których nadal ukryta będzie prawda o najgorszych agentach? […] Łatwo dziś ferować wyroki. Tym łatwiej, im jest się młodszym lub kiedy ocena nie dotyczy najbliższych. Trzeba mieć jednak świadomość, że akurat w sprawach „teczkowych” materiał dowodowy nigdy nie będzie do końca wiarygodny, gdyż źródło, z którego pochodzi, znane było z posługiwania się krętactwem, oszustwem i kłamstwem. W takiej sytuacji o pomyłkę w ocenach nietrudno. […] Nie negując więc potrzeby dochodzenia sprawiedliwości i prawdy w trybie przewidzianym prawem – bez przedwyborczej presji, medialnego szumu i sensacji […] wydaje się, że chrześcijańskim lustratorom bliżej do starotestamentowego oko za oko niż Chrystusowego miłujcie nieprzyjaciół waszych.”[36]. Stanowisko to dotyczyło jednakże problemu lustracji w ogóle i wprost nie odnosiło się do lustracji duchownych. Nie był to też – w przeciwieństwie do stanowiska Synodu Kościoła Ewangelicko-Reformowany – żaden oficjalny komunikat Kościoła. O lustracji duchownych – stricte – wypowiedziała się redakcja adwentystycznych „Znaków Czasu” w kontekście sprawy dominikanina o. Konrada Hejmo[37]. Tym razem zestawiono argumenty i kontrargumenty. Pozornie to czytelnik miał wyciągnąć na ich podstawie własne wnioski. Poziom argumentacji tak „za”, jak i „przeciw” miał jednak wyraźnie prowokacyjny charakter, a po przeczytaniu całości tekstu odnieść można wrażenie, że korzyści procesu lustracyjnego są niewielkie w stosunku do krzywdy, jaką mógłby on przynieść. Jeden z argumentów antylustracyjnych miał chyba nawet spełnić zadanie ośmieszenia całej dyskusji. Głosił on mianowicie, że „jeśli społeczeństwo ma znać całą prawdę, to ujawnijmy jeszcze dane chorych na AIDS i gruźlice, bo zbyt bliskie kontakty z nimi ludzi nieświadomych ich choroby są bardziej niebezpieczne niż obecny kontakt z dawnym agentem”[38].Wyraźnie krytycznym protestanckim głosem w sprawie przeszłości i lustracji jest stanowisko wyrażone przez prezbitera naczelnego Kościoła Bożego w Chrystusie pastora Andrzeja Nędzusiaka. Na łamach pisma „Idź Pod Prąd” wyraził on następującą opinię: „Jestem przeciwny temu pomysłowi lustracji, nie widzę żadnego sensu, aby ludzie wierzący przyłączali się do tego, co aktualnie dzieje się w sferze politycznej naszego kraju, czego nie uważam za zdrowe. W moim rozumieniu Kościół funkcjonuje w oparciu o zasadę miłosierdzia i przebaczenia, które przeważają nad osądzaniem kogokolwiek. Bardzo niezdrową rzeczą byłoby wprowadzanie atmosfery podejrzeń, ograniczonego zaufania itp. (…) Pozostawmy sprawę osobom, które bezpośrednio zostały pokrzywdzone (…)”[39]. Kościół Boży w Chrystusie nie jest zainteresowany powoływaniem komisji, nie zamierza też zabiegać o monografię dotyczącą jego historii. Bliskie temu było również stanowisko Wspólnoty Kościołów Chrystusowych, a pastor Bronisław Hury odnosząc się do artykułu Terlikowskiego, stwierdzał wprost, że jest on „tendencyjny” i „nieprzychylny”, a „środowiska ewangelikalne nie są jakoś szczególnie zainteresowane lustracją”[40]. Głos ten trudno uznać za reprezentatywny zważywszy na to, iż publiczne poparcie dla lustracji wyraziło kilku członków tej wspólnoty[41].Jak widać nie ma jednego stanowiska protestantów wobec drażliwej kwestii z niedawnej przeszłości. Trzeba podkreślić, że kierownictwa części Kościołów protestanckich podjęły, po latach niedostrzegania problemu, próbę zmierzenia się – w ten czy inny sposób – z przeszłością.. Znamienne jest jednak to, że żadna z tych dróg nie usatysfakcjonowała ogółu wyznawców Kościołów protestanckich. Niezależnie bowiem od tego, czy kierownictwo danego Kościoła powołało komisję badającą przeszłość, czy ociąga się z decyzją w tej sprawie, czy też wyraża de facto pogardę dla przejrzystego wyjaśnienia przeszłości, zmuszane jest dzisiaj do udzielenia jednoznacznej odpowiedzi o swoją rolę w PRL. Oto bowiem 1 czerwca 2007 roku zainicjowana została przez niewielk
ą wspólnotę protestancką Kościół Nowego Przymierza z Lublina internetowa akcja „Lustracja.info”[42]. Grupa inicjacyjna w składzie: Robert Kabata, Jerzy Łach, Przemysław Gola i Paweł Chojecki, ogłosiła na powołanej do tego celu stronie internetowej apel o lustrację do przywódców Kościołów protestanckich w Polsce. W uzasadnieniu akcji napisano, że: „Nie chodzi nam o polowanie na czarownice czy potępianie kogokolwiek. Pragniemy, aby ludzie uwikłani w jakąkolwiek formę współpracy ze służbami specjalnymi ujawnili, jak było naprawdę oraz oczyścili się. Fakt uwikłania się we współpracę nikomu chwały nie przynosi (…), lecz wszelkie próby tuszowania i ukrywania prawdy tylko pogarszają sytuację. Wierzymy, że nasze przedsięwzięcie pomoże oczyścić Kościoły i że będą one dobrym świadectwem dla ludzi spoza nich. Mamy świadomość, że nasza akcja spotka się z oporem wśród wielu duchownych i wiernych, ale zgodnie z ewangelicznym przesłaniem wierzymy, że prawda wyzwala”[43].Wstępem do akcji były listy elektroniczne kierowane w dniach 4–7 lipca 2007 roku do Kościołów, organizacji i konkretnych osób. Poinformowano o jej celach redakcje 18 periodyków ogólnopolskich. Sam apel zawierał następującą treść: „Jezus wymaga od nas, byśmy byli nienaganni i cieszyli się dobrym imieniem u tych, którzy do nas nie należą. Polska dotknięta jest dziś ogromnym upadkiem wszelkich autorytetów szczególnie za sprawą obłudy, kłamstwa i kolaboracji z siłami zła jej dotychczasowych przewodników. Kościoły Jezusa i ich przywódcy powinni w tym świecie jaśnieć jak latarnie morskie wskazujące zagubionym właściwą drogę do Prawdy. Opublikowanie naszych oświadczeń lustracyjnych może nie jest wielkim krokiem w drodze do uzyskiwania wiarygodności wśród Rodaków, ale koniecznym. (…)”[44].Do końca 2008 roku publiczne, imienne poparcie dla akcji wyraziło trzydzieści osiem osób wywodzących się z przeszło dziesięciu Kościołów protestanckich. Trzech pastorów opublikowało też swoje oświadczenia. Gdyby oceniać całą akcję tylko po takich jej owocach, można by stwierdzić, że odpowiedź na nią jest dość symboliczna. O wiele ważniejsze od tego co zostało opublikowane w internecie było jednak wywołanie „akcji podpisowej” w poszczególnych Kościołach. Niektóre z tych przedsięwzięć były wprost inspirowane akcją lubelską. Inne, jak twierdzą ich aktywiści, są bezpośrednią odpowiedzią na artykuł Terlikowskiego. Można też założyć, że na liderów akcji w Kościołach protestanckich zachęcająco oddziaływały informacje medialne o wynikach sondażu przeprowadzonego wśród wierzących i praktykujących katolików. Sondaż ten przeprowadził Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego na zlecenie tygodnika „Niedziela”. Za koniecznością przeprowadzenia lustracji księży opowiedziało się 67% rzymskich katolików, a jedynie 2% badanych uznało, że proces ten może mieć negatywne konsekwencje. Aż 84% badanych zadeklarowało jednocześnie, że nie straciłoby zaufania do księdza jeśli ten był w przeszłości tajnym współpracownikiem[45].Naturalnie nie można teraz przesądzać o wynikach akcji wśród protestantów, gdy jest ona jeszcze in statu nascendi. Nie ulega natomiast wątpliwości, że jest to niespotykana w żadnym innym środowisku kościelnym, oddolna próba rozliczenia przeszłości dla ratowania przyszłości. W szczególności dotyczy to tzw. Kościołów wolnych, których progres oparty jest nie tyle na przyroście naturalnym, co na konwersji. Jeśli aktywiści akcji „Lustracja.info” mówią o „konieczności” ujawnienia prawdy o własnej historii, to mają z pewnością na uwadze i tę praktyczną kwestię. Kto bowiem przyłączy się do środowiska odwołującego się do wartości prawdy, a skażonego opinią o powszechnej kolaboracji z minionym systemem?
Pozostaje też kwestia autorytetu Kościoła, która dotyczy bez wyjątku wszystkich wspólnot. „Powszechna amnestia bez pytania o winę i o prawdę byłaby rozdzielaniem „taniej łaski” – pisał przywoływany już ks. bp Ryszard Borski – Drogą „taniej łaski” Kościół nie powinien iść nigdy. Wstąpiłby na drogę „taniej łaski”, gdyby nie zainteresował się faktem publikacji nazwisk księży i profesorów opatrzonych numerem ewidencyjnym. Jeżeli po rozszerzeniu lustracji lub poszerzeniu kręgu osób poznających swą inną historię zapisaną w teczkach, problem współpracy księży naszego Kościoła miałby przekroczyć ramy sporadyczności i incydentalności, a w szczególności, jeśli poszkodowanymi okażą się ludzie spoza duchowieństwa, Kościół powinien być gotowy do złożenia publicznego wyznania winy i do przeproszenia za tych księży, którzy w przeszłości próbowali służyć jednocześnie dwom różnym królestwom”[46].
[1]Andrzej Albert [Wojciech Roszkowski], Najnowsza historia Polski 1918–1980, Londyn 1991, s. 779. [2]Zob. R. Michalak, Kościoły protestanckie i władze partyjno-państwowe w Polsce (1945–1956), Warszawa 2002; tam też dokumentacja źródłowa w odniesieniu do wymienionych przykładów.[3]Zob. K. Białecki, Kościół Narodowy w Polsce w latach 1944–1965, Poznań 2003.[4]Por. Z. Łyko, Kościół Adwentystów Dnia Siódmego. Historia – nauka – ustrój – posłannictwo, Warszawa 2000, s. 93.[5]R. Michalak, op. cit., s. 214.[6]Zob. T. Terlikowski, Wyznawcy agentury, „Newsweek” 2006, nr 12.[7]Charakterystyczny w dyskusjach środowisk protestanckich jest brak odniesień do książek źródłowych poruszających kwestię tajnych współpracowników UB/SB wśród duchownych. Wydane przez IPN dokumenty przyniosły tymczasem informacje o konkretnych TW (zob. Metody pracy operacyjnej aparatu bezpieczeństwa wobec Kościołów i związków wyznaniowych 1945–1989, pod red. A. Dziuroka, Warszawa 2004), jak i o całych akcjach pod kryptonimami: „August” (w odniesieniu do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego), „Protestant” (w odniesieniu do Kościoła Ewangelicko-Reformowanego), „Zjednoczenie” (w odniesieniu do Zjednoczonego Kościoła Ewangelicznego), „Doba” (w odniesieniu do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego), „Dogmat” (w odniesieniu do Polskiego Kościoła Chrześcijan Baptystów), „Metody” (w odniesieniu do Kościoła Metodystycznego), „Zbory” (w odniesieniu do Kościoła Chrystusowego), „Rada” (w odniesieniu do Polskiej Rady Ekumenicznej), czy „Bursa” (w odniesieniu do Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej), zob. Plan pracy Departamentu IV MSW na lata 1972–1979, wybór i oprac. M. Biełaszko, A. Piekarska, P. Tomasik, C. Wilanowski, Warszawa 2007.[8]T. Terlikowski, op. cit.[9]Ibidem.[10] A. Ciućka, Czas na Kościoły mniejszościowe, www.ekumenizm.pl 19.01.2007.[11]Mniejsze Kościoły nie chcą lustracji, „Dziennik” 8.05.2007.[12]Zob. R. Borski, Bez taniej łaski, „Rzeczpospolita” 27.09.2008 – wersja elektroniczna: http://www.rp.pl/artykul/196485.html.[13]Por. http://www.luteranie.pl/pl/index.php?D=1656; Zob. aktualny Statut Komisji Historycznej: http://www.luteranie.pl/pl/materialy/Statut%20KH.pdf; Regulamin Działania Komisji Historycznej: http://www.luteranie.pl/pl/materialy/Regulamin%20KH.pdf[14]Zob. C. Gmyz, Pastor i bezpieka; A. Rybińska, Dzieje jednego donosu; Nikogo nie skrzywdziłem. Z Bp. Januszem Jaguckim rozmawia Cezary Gmyz, „Rzeczpo
spolita” 27–28.09. 2008, A‑16–18.[15]Por. http://www.rp.pl/artykul/20,197367_Czesc_synodu_chce_odwolania_bp__Jaguckiego.html.[16]Por. C. Gmyz, Biskup zaprzecza i milczy, http://www.rp.pl/artykul/206963.html.[17]Zob. http://www.luteranie.pl/pl/index.php?D=2405; http://www.luteranie.pl/pl/index.php?D=2409; http://www.luteranie.pl/pl/index.php?D=2410.[18]http://www.metodysci.pl/Wydarzenia.html.[19]Programy kandydatów na Przewodniczącego Rady Kościoła. Krzysztof Osiecki, http://dlajezusa.pl/dj/content/view/863/2/1/3/.[20]Ibidem.[21]W. Tasak, Od Waffen SS do „IV RP”, „Słowo Prawdy” 12.09.2006, wersja elektroniczna: http://dlajezusa.pl/dj/content/view/727/99/.[22]Ibidem.[23]http://www.wbst.edu.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=144[24]Por. T. Terlikowski, op. cit.[25]„Apel do Naczelnej Rady Kościoła”, 25.02.2007, kopia w posiadaniu autora.[26]Ibidem.[27]Ibidem.[28]Por. A. Ciućka, Nowy Biskup Kościoła Zielonoświątkowego, www.ekumenizm.pl, 6.10.2008.[29]Zob. Pełny tekst w: „Jednota” 2007, nr 5–6; http://www.jednota.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=555&Itemid=45[30]Ibidem.[31]Ibidem.[32]Ibidem.[33]Ibidem.[34]http://ekai.pl/biblioteka/?MID=12593[35]D. Niewieczerzał, Siła zaufania, „Jednota” 30.03.2005, http://www.jednota.pl/content/view/310/41/.[36]Zob. O. Danielewicz, Tajne łamane przez jawne, „Znaki Czasu”, marzec 2005, http://www.adwent.pl/pub/adobe/zc_2005_03.pdf.[37]Zob. Duchowni do lustracji, „Znaki Czasu”, czerwiec 2005, http://www.adwent.pl/pub/adobe/zc_2005_06.pdf.[38]Ibidem.[39]„Idź Pod Prąd”, nr 36, 2007; http://www.podprad.knp.lublin.pl/archiwum[40]B. Hury, Agentura w Kościele, „Słowo i Życie”, 2006, nr 2, http://slowoizycie.pl/06–2/06–2_num.html.[41]Zob. http://lustracja.info/poparcie-dla-akcji/[42]Zob. www.lustracja.info.[43]Ibidem.[44]Treść oświadczenia: „(ja) ‚urodzony (………) świadom odpowiedzialności moralnej oświadczam, że nie pracowałem, nie pełniłem służby ani nie byłem świadomym i tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa w latach 1944–1990”.[45]Por. ks. P. Rozpiątkowski, Za lustracją i wybaczeniem, „Niedziela – Tygodnik Katolicki” 2007, nr 45.[46]R. Borski, op. cit.
Spis treści:
Wstęp
Bartłomiej Kopaczyński, Protestanci w Grenzmark Posen-Westpreussen 1919–1938. Ujęcie przestrzenne i ilościowe
Krzysztof Brzechczyn, Kościół Baptystyczny w Polsce w latach 1858–2008. Stan badań i postulaty badawcze
Stefan Dudra, Sylwester Woźniak, Kosciół greckokatolicki na Ziemi Lubuskiej
Stefan Dudra, Kształtowanie się prawosławnego życia religijnego na terenie diecezji przemysko-nowosądeckiej (po 1945 r.)
Renata Czyż, Zróżnicowanie wyznaniowe Śląska Cieszyńskiego
Jarosław Kłaczkow, Posiedzenie Wydziału Wykonawczego Światowej Federacji Luterańskiej w Warszawie w dniach 27 VI – 1 VII 1961 r.
Olgierd Kiec, Kościoły protestanckie w Polsce w latach 1980–2008
Ryszard Michalak, Środowiska protestanckie wobec kwestii współpracy duchownych ze Służbą Bezpieczeństwa PRL
Joanna Szczepankiewicz-Battek, Kobiety w tradycyjnych Kościołach protestanckich w Polsce.
red. Stefan Dudra, Olgierd Kiec Liczba stron: 218 Rok wydania: 2009 Wydawnictwo: SEMPER ISBN: 978–83-7507–069‑9