Magazyn

Los Izraela krzyżem Bogurodzicy


Wcie­le­nie Syna Boże­go — ‚Sło­wo cia­łem się sta­ło, (J 1, 14) — zjed­no­czy­ło Go z całą ludz­ko­ścią bez jakich­kol­wiek ogra­ni­czeń czy wyklu­czeń. Wyda­rzy­ło się ono jed­nak w histo­rii, w okre­ślo­nym miej­scu i cza­sie, za pośred­nic­twem przy­go­to­wa­ne­go do tego w sta­ro­te­sta­men­tal­nym koście­le naro­du ‘wybra­ne­go’.


 


Chry­stus jest ‘synem Dawi­da, synem Abra­ha­ma’. Jego rodo­wód pro­wa­dzi, według Mate­usza, od Abra­ha­ma do ‘Józe­fa, męża Marii, z któ­rej naro­dził się Jezus, nazy­wa­ny Chry­stu­sem’ (Mt. 1, 16). Tę gene­alo­gię stresz­cza Łukasz we wstę­pu­ją­cym para­dok­sie ‘Jezus … był, jak mnie­ma­no, synem Józe­fa … Ada­ma, Boga’ (Łk. 3, 23–38). Ta więź krwi z Izra­elem, zapi­sa­na w gene­alo­gii, obja­wia się w Ewan­ge­liach poprzez począt­ko­we skie­ro­wa­nie posła­nia Chry­stu­sa wła­śnie do Izra­ela: ‘przy­sze­dłem do zagu­bio­nych owiec z domu Izra­ela’. To Żydom gło­sił Kró­le­stwo Boże, w ich śro­do­wi­sku czy­nił cuda, nauczał sam i poprzez swo­ich uczniów. ‘Przy­szedł do swo­ich, a swoi go nie przy­ję­lii’ (J 1, 11). Mię­dzy Nim a Izra­elem nara­sta wewnętrz­ne roz­dar­cie, któ­re koń­czy się jaw­ną wro­go­ścią w wyda­niu Go na śmierć i krzy­kach: ‘ukrzy­żuj Go, ukrzy­żuj’. To roz­dar­cie powo­du­je głę­bo­kie cier­pie­nie Pana. On sam świad­czy o tym, gdy woła o spra­wie­dli­wy sąd nad Izra­elem: ‘obcią­ży was prze­la­na na zie­mi krew wszyst­kich spra­wie­dli­wych, od krwi spra­wie­dli­we­go Abla, aż do krwi Zacha­ria­sza, syna Bara­chia­sza, któ­re­go zabli­ście mię­dzy przy­byd­kiem a ołta­rzem. Zapew­niam was, to wszyst­ko przyj­dzie na obec­ne poko­le­nie. Jeru­za­lem, Jeru­za­lem! Ty zabi­jasz pro­ro­ków i kamie­niu­jesz tych, któ­rzy są do Cie­bie posła­ni. Ile razy chcia­łem zgro­ma­dzić two­je dzie­ci, jak ptak gro­ma­dzi pod skrzy­dła swo­je pisklę­ta, a nie chcie­li­ście. Oto wasz dom opu­sto­sze­je’ (Mt. 23, 35–38, Łk. 13, 34–35). Dla­te­go w zma­ga­niach nocy w Get­se­ma­nii zawar­ta jest i ta tro­ska (żałość) Chry­stu­sa powo­do­wa­na przez jego naród.


Jak­by w odpo­wie­dzi na nią roz­le­ga­ją się te strasz­li­we, fatal­ne sło­wa opę­ta­nia, któ­re na zawsze będą już pamię­ta­ne: Piłat powie­dział: ‘Nie jestem winien krwi tego spra­wie­dli­we­go. To wasza rzecz. Cały lud jed­nak zawo­łał: Krew Jego na nas i na nasze dzie­ci!’ (Mt. 27, 24–25). Odpo­wia­da­jąc na te sło­wa, na dro­dze krzy­żo­wej, kie­dy ‘szło za Nim wiel­kie mnó­stwo ludu, tak­że kobiet, któ­re pła­ka­ły i żało­śnie zawo­dzi­ły nad Nim. Jezus zwró­cił się do nich i powie­dział: Cór­ki Jeru­za­lem nie płacz­cie nade Mną, lecz płacz­cie nad sobą i nas swy­mi dzieć­mi. Zbli­ża­ją się bowiem dni, kie­dy będą mówić: Szczę­śli­we bez­płod­ne, bez­dziet­ne i nie­kar­mią­ce. Wte­dy zaczną wołać do gór: Pad­nij­cie do nas, a do pagór­ków: Przy­kryj­cie nas’ (Łk. 23, 27–30). To było bole­sne poże­gna­nie ze Swo­im naro­dem, któ­ry sam ska­zał się na wie­kie doświad­cze­nia na prze­strze­ni całej swo­jej histo­rycz­nej dro­gi, aż do nadej­ścia tej upra­gnio­nej godzi­ny, o któ­rej tak­że pro­ro­ko­wał Chry­stis: ‘Mówię wam bowiem: odtąd już Mnie nie ujrzy­cie, dopó­ki nie powie­cie: Bło­go­sła­wio­ny ten, któ­ry przy­cho­dzi w imię Pana’ (Mt. 23, 39, Łk. 13, 35).


Pro­ro­ku­je o tym tak­że św. Paweł, któ­ry jest Żydem z Żydów, ‘Izra­eli­tą, potom­kiem Abra­ha­ma’ (Rzym. 11, 1): ‘Nie chcę bra­cia, żeby­ście byli nie­świa­do­mi tej tajem­ni­cy (…) czę­ścio­wa zatwar­dzia­łość Izra­ela ma miej­sce aż do cza­su wej­ścia wszyst­kich pogan. I w ten spo­sób cały Izra­el będzie zba­wio­ny (…) Nie­odwo­łal­ne są bowiem dary i powo­ła­nie Boże’ (Rzym. 11, 25–26, 29). Czyż ona, wiel­ka Mil­czą­ca, któ­ra ducho­wo dzie­li­ła z Chry­stu­sem zarów­no udrę­kę nocy w Get­se­ma­nii, jak i wynisz­cze­nie ukrzy­żo­wa­nia, mogła nie dzie­lić z Nim i tej tro­ski (żało­ści) o naród okrut­ny i zawzię­ty w chry­sto­bój­stwie aż do samo­wy­rze­cze­nia: ‘krew Jego na nas i na dzie­ci nasze’? Czy moż­na w ogó­le o to pytać? Ona prze­cież nie mniej, ale nawet bar­dziej niż On, nale­ża­ła do tego chry­sto­no­śne­go i chry­sto­bój­cze­go, wybra­ne­go przez Boga naro­du. Bowiem jeśli dała ludz­ką natu­rę Swo­je­mu Syno­wi, była ‘Mat­ką, z któ­rej naro­dził się Jezus’, to było to cał­ko­wi­cie ‘poza­ro­dzin­ne poczę­cie’ z Ducha Świę­te­go. Sama zaś Maria była Córą Abra­ha­mo­wą, poślu­bio­ną mężo­wi imie­niem Józef z domu i rodu Dawi­do­we­go (Łk. 1, 27). Mia­ła w sobie nie tyl­ko całą peł­nię stwo­rzo­ne­go czło­wie­czeń­stwa, ale tak­że w całej peł­ni była Córą Izra­ela, jego cia­łem i krwią. Była wycho­wa­na w jego wie­rze i poboż­no­ści, jak wyzna­je Kościół, od dzie­ciń­stwa przy świą­ty­ni. Gabriel, archa­nioł zwia­sto­wa­nia, według Tra­dy­cji, zastał ją na roz­wa­ża­niu pro­roctw Iza­ja­sza. Życiem swo­je­go naro­du żyła Maria nie tyl­ko przed swo­im Bożym Macie­rzyń­stwem, ale i po nim. Świad­czy o tym wystar­cza­ją­co już choć­by jed­na sce­na zacho­wa­na w Ewan­ge­lii (Łk. 2, 41–42): ‘Rodzi­ce Jezu­sa, co roku cho­dzi­li do Jero­zo­li­my na świę­to Pas­chy.


Gdy miał dwa­na­ście lat, rów­nież się tam uda­li zgod­nie ze świą­tecz­nym zwy­cza­jem’. Syn Boży w spo­sób cał­ko­wi­cie natu­ral­ny i oczy­wi­sty czuł się posła­nym do Synów Izra­ela, z jego śro­do­wi­ska wybrał swo­ich uczniów i Apo­sto­łów. To samo uczu­cie, jako samo przez się zro­zu­mia­łe, dzie­li­ła z Nim Bogu­ro­dzi­ca. Była wezwa­na do współ­ra­do­wa­nia się z tymi, o któ­rych powie­dzia­no: ‘szczę­śli­we oczy, któ­re widzą to, na co wy patrzy­cie’ (Łk. 10, 23). Potwier­dza to opo­wia­da­nie (Mt. 12, 46–50; Mr. 3, 31–35; Łk. 8, 19–21), w któ­rym Chry­stus wska­zu­jąc na swo­ich uczniów, powie­dział: ‘oto moja Mat­ka i moi bra­cia’. Ta sen­ten­cja może być odnie­sio­na zarów­no do tam­tych uczniów, jak i do wszel­kich innych, ale nie zawie­ra ona w sobie, w żad­nym wypad­ku, prze­ciw­sta­wie­nia mat­ki i bra­ci uczniom. Odwrot­nie ona obie te gru­py zbli­ża do sie­bie, aż do ich utoż­sa­mie­nia. Poprzez to jed­na­k’że tym bar­dziej jasne sta­je się, jak wiel­kim cier­pie­niem musia­ło być dla Marii cią­gle pogłę­bia­ją­ce się roz­dar­cie mię­dzy Chry­stu­sem i Żyda­mi. Jego zwień­cze­niem było peł­ne zerwa­nie i chry­sto­bój­cza zatwar­dzia­łość. Ona cier­pia­ła nie tyl­ko z powo­du cier­pień swo­je­go Syna i wraz z Nim, ale tak­że z powo­du tego naro­du, z któ­rym była jed­nej krwi i jed­nej naro­do­wo­ści, a któ­ry choć wybra­ny przez Boga, odrzu­cił Chry­stu­sa. Jakim brze­mie­niem musia­ły się sta­wać w Jej ser­cu gniew­ne sło­wa Pana (Mt. 23), w któ­rych osą­dzał i odrzu­cał Izra­el! Jakim smut­kiem musia­ło dla niej dźwię­czeć owo ‘oto dom wasz opu­sto­sze­je’. Apo­stoł Paweł tak zaświad­czył o tym swo­im żalu: ‘mam wiel­ki smu­tek i nie­ustan­ny ból w swo­im ser­cu. Pra­gnął­bym bowiem sam być prze­klę­ty i odłą­czo­ny od Chry­stu­sa dla moich bra­ci, krew­nych według cia­ła, któ­ry­mi są Izra­eli­ci’ (Rzym. 9, 2–4). Jeśli on tak moc­no to odczu­wał to cóż moż­na powie­dzieć o Wiel­kiej Mil­czą­cej, któ­ra nauczy­ła się roz­wa­żać sło­wa Chry­stu­so­we w ser­cu swo­im (Łk. 2, 51), gdy sło­wa te sta­ły się tak peł­ne roz­pa­czy i tak prze­ra­ża­ją­ce. Prze­cież jeśli wszy­scy woko­ło sły­sze­li je, to czy tyl­ko dla niej mia­ły one pozo­stać nie­zna­ne, na tej tyl­ko pod­sta­wie, że nic o tym nie powie­dzia­no, uta­jo­no to w Ewan­ge­lii? Jaką męką musia­ło być roz­ry­wa­ne Jej ser­ce, nie tyl­ko z powo­du Syna, ale tak­że z powo­du zacię­to­ści naro­du, któ­ry krzy­czał: ‘ukrzy­żuj Go, ukrzy­żuj’, znaj­du­jąc w sobie nawet u stóp krzy­ża tyl­ko sło­wa znie­wa­gi i zło­ści! To był umyśl­ny Jej Krzyż, nie tyl­ko jako Mat­ki, ale tak­że jako Córy Jej Naro­du, któ­ry został wybra­ny i wezwa­ny do Jej zro­dze­nia: ‘do któ­re­go nale­żą usy­no­wie­nie i chwa­ła, przy­mie­rza i nada­nie Pra­wa, służ­ba Boża i obiet­ni­ce, ich są Ojco­wie i Chry­stus według cia­ła’ (Rzym. 9, 4–5). A nad tym wszyst­kim uno­si się sąd Boże­go odtrą­ce­nia. To jest Krzyż Bogu­ro­dzi­cy, któ­rej nie moż­na oddzie­lić od Jej naro­du nie tyl­ko w bło­go­sła­wień­stwie, ale i w odtrą­ce­niu. Ona kocha swój naród miło­ścią Paw­ło­wą, miło­ścią cór­ki i mat­ki, z nie­go zro­dzo­nej.


Prze­czy­sta zmar­twych­wsta­ła i wynie­sio­na na nie­bio­sa zasia­da po pra­wi­cy Swo­je­go Syna, ale poprzez swo­je zaśnię­cie, nie zosta­wi­ła świa­ta. Osła­nia go swo­im modli­tew­nym sza­lem, jest pocie­sze­niem wszyst­kim, ‘któ­rzy się smu­cą’. Dro­ga krzy­żo­wa Bogu­ro­dzi­cy nie zakoń­czy­ła się w chwa­le. Ta wia­ra two­rzy wiel­ką chrze­ści­jań­ską nadzie­ję. W nią koniecz­nie musi włą­czo­na być tak­że współ­cier­pią­ca miłość Marii do Jej naro­du, wbrew jego zatwar­dzia­łe­mu odrzu­ca­niu Chry­stu­sa, w tra­gicz­nych losach jego histo­rii. I jed­no i dru­gie jest krzy­żo­wym bólem Bogu­ro­dzi­cy. Wyod­ręb­nio­ne rysy mogą nie wywo­ły­wać współ­czu­cia, bowiem nie nad­szedł jesz­cze czas chrze­ści­jań­skie­go odro­dze­nia, ale nale­ży zawsze pamię­tać, że Izra­el dał Kościo­ło­wi patriar­chów, pro­ro­ków, apo­sto­łów, czy­li tych wszy­scy, któ­rzy są dla nie­go fun­da­men­tem, któ­ry został posła­ny, aby ‘chrzcić wszyst­kie naro­dy’. Naród ten nie tyl­ko był, ale i pozo­sta­je wybra­nym, bowiem, według słów apo­sto­ła Paw­ła, ‘nie­odwo­łal­ne są dary i powo­ła­nie Boże’ (Rzym. 11, 29). Powin­ni o tym wie­dzieć i pamię­tać rów­nież Ci, któ­rzy obec­nie go potę­pia­ją, jeśli tyl­ko sami nie odrzu­ca­ją wia­ry w Chry­stu­sa i czci dla Jego Prze­czy­stej Bogu­ro­dzi­cy. Tu zbli­ża­my się do osta­tecz­nej tajem­ni­cy, o któ­rej mówi apo­stoł Paweł — do nawró­ce­nia Izra­ela (Rzym. 11, 26). Na czym pole­ga ta tajem­ni­ca? Nie jest ona nam obja­wio­na. Pozo­sta­ją nam jed­nak poboż­ne domy­sły, któ­re są odpo­wied­nio prze­ko­nu­ją­ce, a nawet i pew­ne.


Pew­ność taka zwią­za­na jest z naszą nadzie­ją na wsta­wien­nic­two Bogu­ro­dzi­cy. Czy może doko­nać się dzie­ło ‘zba­wie­nia całe­go Izra­ela’, jego ducho­we zmar­twych­wsta­nie, poza Tą, dla któ­rej doko­na­ło się jego wybra­nie, aby słu­żyć dzie­łu wcie­le­nia? Czy Bogu­ro­dzi­ca, któ­ra nie pozo­sta­wi­ła świa­ta, pozo­sta­wia bez modli­tew­nej opie­ki i wspar­cia to drze­wo, z któ­re­go wyro­sła na Zie­mi, aby wznieść się ku Nie­bu? Czy ta pomoc jest sku­tecz­na? Wystar­czy tyl­ko posta­wić takie pyta­nie, by zoba­czyć, że jest wła­śnie tak, i że ina­czej być nie może. Jeśli Bóg Abra­ha­ma, Iza­aka i Jaku­ba, wszyst­kich sta­ro­te­sta­men­tal­nych pra­oj­ców i pro­ro­ków nie jest obo­jęt­ny na modli­twę zano­szo­ną przez nich za swój naród, to na cze­le modli­tew­ne­go huf­ca stoi przed Bogiem ‘Bogu­ro­dzi­ca, któ­ra nie usta­je w modli­twach’. Dzię­ki temu wsta­wien­nic­twu doko­nu­ję się, nie­wi­docz­na jesz­cze dla nas tajem­ni­ca ‘zba­wie­nia całe­go Izra­ela i jego nawró­ce­nia do Chry­stu­sa’. Tak bowiem zamy­ka apo­stoł swo­ją pro­roc­ką obiet­ni­cę ‘oni sta­li się teraz nie­po­słusz­ni z powo­du oka­za­ne­go wam miło­sier­dzia, aby też i oni dostą­pi­li miło­sier­dzia. Bóg bowiem wszyst­kim nało­żył wię­zy nie­po­słu­szeń­stwa, aby wszyst­kim oka­zać miło­sier­dzie. O głę­bo­ko­ści bogac­twa, mądro­ści i pozna­nia Boga! Jak nie­zba­da­ne są Jego sądy i nie­po­zna­wal­ne Jego dro­gi’ (Rzym. 11, 31–33).


Tłum. Tomasz P. Ter­li­kow­ski

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.