Sola Scriptura w dialogu ekumenicznym
- 12 grudnia, 2002
- przeczytasz w 15 minut
Współczesny świat dąży do całkowitej kontestacji tradycyjnej religijności bądź do jej radykalnej prywatyzacji — podobne tezy, o charakterze dramatycznej diagnozy, wygłaszane są nie tylko przez uczonych z różnych dziedzin, ale także, w formie znacznie prostszej, przez tzw. szarego człowieka.
Świadczy o tym wszechobecny kryzys religijności jak i dostrzegalna zmiana w modelowym postrzeganiu religii. Wydaje się jednak, iż pesymistyczne prognozy, mówiące o nadchodzącej erze po Bogu są przesadzone, bowiem warunki globalizacji paradoksalnie sprzyjają powszechnemu zainteresowaniu religią. Oczywiste jest, że wspomniane zainteresowanie może przybierać postać beznamiętnego buntu, bezkształtnej trzeciej drogi, prowadzącej do eklektycznego systemu wierzeń. W tym kontekście chodzi zatem o zapełnienie pustki, jaka powstała w wyniku rozmycia się dotychczasowych wyobrażeń o Bogu. Zwolennicy zachowania tradycyjnej religijności oraz ci, którzy postulują demitologizację języka religii spierają się o jedynie słuszną wizję postmodernistycznego chrześcijaństwa. Powyższe sądy mogą prowadzić jednak do kontrowersyjnej konkluzji, że oto dość powszechna negacja religii, czy też mówiąc łagodniej, sekularyzacja, może przysłużyć się chrześcijaństwu, a w szczególności Kościołom reprezentującym tradycyjne nurty teologiczne: rzymski katolicyzm, prawosławie i wreszcie najbardziej pluralistyczny z nich wszystkich protestantyzm.
Sekularyzacja może spełnić zatem istotną funkcję apologetyczną wobec świata, przegląd własnych szeregów, redukcji formalnego chrześcijaństwa do minimum. Jest to z pewnością bolesny, ale konieczny zabieg. Wspomniana już globalizacja wywołuje w zagubionym człowieku niepokój. Bujnie rozwijające się techniki komunikacyjne sprawiają, że przepływ informacji, selekcja prawd zmienia nasze postrzeganie świata, a co za tym idzie, nas samych.
Ekspansja ‘kultury informatycznej’ powoduje nie tylko dezorientacje u osób nie nadążających za postępem cywilizacyjnym, ale też stopniowy zanik poczucia rzeczywistości, erozję więzi z naturą. Z kolei sztuczne dzielenie rzeczywistości na sacrum i profanum powodować może lęk przed nazbyt mocną mitologizacją życia, które coraz częściej przeżywamy jako ludzie osamotnieni czy wręcz wyobcowani. Denominacje i religie o zabarwieniu mistycznym jak prawosławie ze swoim nieustającym dramatem liturgii, pięknymi śpiewami i tajemniczymi ikonami, szeroko pojęty katolicyzm episkopalny czy wreszcie, odnoszący na Zachodzie sukcesy buddyzm i inne religie wschodu zapewniają swoim wyznawcom ‘ucieczkę’ od sprofanizowanej codzienności. Oferta ‘medialna’ protestantyzmu, a mówiąc konkretniej, historycznych Kościołów Reformacji, ewangelicko-augsburskiego (luterańskiego) i ewangelicko-reformowanego wydaje się niezwykle skromna. Problemu nie ułatwiają ekumeniczne spory, które pomimo radosnego optymizmu wielu dokumentów ekumenicznych, wesołej twórczości ogłaszanych deklaracji i encyklik pozostają nierozwiązane. Bolesny i zarazem gorszący przykład: brak wspólnoty eucharystycznej między Kościołami Reformacji a wspólnotą rzymskokatolicką, mimo toczącego się od dziesięcioleci intensywnego dialogu teologicznego.
Brak porozumienia jest mało czytelnym znakiem dla współczesności i potrzeba widzialnych rezultatów eucharystycznego dialogu staje się jeszcze bardziej pożądana. Realizm nakazuje jednak patrzeć z pesymizmem w przyszłość. Luteranizm, ale także kalwinizm, koncentrując się na niewidzialnym Słowie, Ewangelii o krzyżu Golgoty i Zmartwychwstaniu wyzbył się wielu elementów symbolicznych, utrudniając tym samym efektywny dialog ze współczesnym człowiekiem, który zdaje się potrzebować coraz więcej świętości. Podobnie jak chrześcijaństwo pierwszych wieków było dla pogańskich Rzymian ideologią ateistyczną, bowiem znosiło dotychczasowe, mityczne wyobrażenia o świecie i bogach, tak i ewangelicyzm z jedną ze swoich sztandarowych zasad Sola Scriptura ma kłopoty z dotarciem do zinformatyzowanego społeczeństwa.
Niewidzialne Słowo zdaje się nie pasować do marketingowych wymogów religijnego targu rozmaitości. Czy jest to problem opakowania czy braku popytu na ‘towar’? Czy cudowną receptą jest dostosowanie za wszelką cenę, pójście z duchem czasu, przewartościowanie wszystkiego dla osiągnięcia celu? Coraz częściej wątpi się w podstawowe przesłania Reformacji. Największe kontrowersje wzbudza nadal nadmieniona już sola scriptura (tylko Pismo). Wyjaśnienie tej kwestii służy określeniu postawy Kościoła Ewangelickiego wobec opisanych skrótowo przemian, zachodzących we współczesnym świecie. Wzmocnienie autentyczności dialogu teologicznego poprzez ponowne odczytanie własnej nauki jest także czynnikiem zachęcającym do refleksji nad własną tożsamością. Bez tego dialog ekumeniczny, będący nieodłącznym elementem procesów globalizacyjnych, traci na wiarygodności, staje się po prostu teatrem wzniosłych uprzejmości nielicznych dostojników kościelnych, chwytających za serce pięknych i szlachetnych gestów, ale tylko tym. Brak nieustającej refleksji nad sensem wiary, a więc refleksji dogmatycznej, powoduje stagnację duchową teologii, a co za tym idzie całego Kościoła. Czy taki Kościół może być jeszcze wiarygodny?
W ekumenicznych rozmowach jednym z najpoważniejszych problemów jest kwestia autorytetu, która stwarza trudności w wielu aspektach życia kościelnego. Wspomniany brak wspólnoty, a nawet gościnności eucharystycznej, kwestia małżeństw mieszanych, czy wreszcie nieuznawanie przez Kościół Rzymskokatolicki ważności urzędu duchownego (zarówno kobiet jak i mężczyzn) w Kościołach Reformacji są sztandarowymi przykładami braku jedności, rzeczywistego pojednania. W pytaniu o autorytet jesteśmy konfrontowani z dwiema, przeciwstawnymi wizjami. Z jednej bowiem strony mamy zasadę głoszoną przez Kościoły ewangelickie, że jedynie Pismo Św. jest źródłem objawienia, a z drugiej strony napotykamy na silne argumenty strony rzymskokatolickiej, iż Pismo i Tradycja należą do siebie i stanowią obok urzędu nauczycielskiego Kościoła (Magisterium Ecclesiae) filary rzymskokatolickiej nauki o źródłach objawienia .
Innym aspektem rozumienia autorytetu jest urząd papieski — sam Jan Paweł II zaprasza wciąż wspólnotę ekumeniczną na całym świecie do dyskusji nad swoim prymatem. Zdrowy rozsądek i historyczna przenikliwość podpowiadają jednak, że nie należy oczekiwać ani wymagać od Kościoła Rzymskokatolickiego gotowości do rezygnacji z fundamentalnych elementów jego eklezjologicznej tożsamości — np. dogmatu o nieomylności biskupa Rzymu. Materialnym dowodem na to jest choćby kontrowersyjny dokument Dominus Iesus watykańskiej Kongregacji Wiary.
Teologia rzymskokatolicka, podobnie zresztą jak prawosławna niejako ex natura zakorzeniona jest w silnej refleksji eklezjologicznej, której niejednokrotnie brak współczesnej teologii ewangelickiej, nad czym należy ubolewać. Nie zmienia to jednak podstawowej trudności w pytaniu o Kościół, która wynika z rozłożenia akcentów w teologii rzymskokatolickiej i ewangelickiej. O ile w teologii rzymskokatolickiej eklezjologia stanowi samodzielną dyscyplinę teologiczną, to w ewangelickiej teologii podporządkowana jest ona nauce o usprawiedliwieniu. Pytanie o autorytet prowadzi nas zatem do podstawowych haseł Reformacji, pośród których sola scriptura jest przedmiotem najbardziej kontrowersyjnych dyskusji. Również spory wewnątrz protestantyzmu, toczące się, mówiąc symbolicznie, między liberałami a fundamentalistami są zachętą do tego, by przeanalizować mechanizm ewangelickiego rozumienia wyłączności Pisma Św. w sprawach wiary. Prawda reformacyjnej Sola Scriptura Jednym z argumentów strony rzymskokatolickiej przeciwko sola scriptura jest stwierdzenie, iż stoi ona w oczywistej sprzeczności do historii tworzenia kanonu Nowego Testamentu (NT) oraz, że nigdzie w Biblii nie ma swego uzasadnienia.
We wstępie do trzeciego rozdziału Breviarium Fidei, zatytułowanego ‘Św. i Tradycja’ autorzy stwierdzają: ‘Jezus Chrystus pozostawił ludzkości nie pisma, lecz chrystianizm. Apostołowie na polecenie Chrystusa przekazują rzeczywistość zbawienia, a pismem posługują się tylko wtedy, gdy odległość uniemożliwia im przemawianie do słuchaczy żywym słowem. Apostolskie słowo pisane pełni jedynie funkcje zastępczą w stosunku do słowa mówionego (…) Pisma cieszące się autorytetem apostolskim zostały zebrane w jedną całość jako kanon ksiąg Nowego Testamentu. Nie można w pełni wyjaśnić powstania tego kanonu bez przyjęcia normatywnego znaczenia stale trwającej w Kościele Tradycji doktrynalnej, tj. przekazywania przez wiarę i nauczanie Kościoła prawd objawionych, która umożliwiła jego ułożenie’. Krytyka rzymskokatolicka podkreśla zatem, że sprzeczność reformacyjnej sola scriptura miałaby polegać między innymi na tym, iż zakłada ona rzymskokatolickie rozumienie Tradycji jako czynnika tworzącego kanon NT. Na poparcie tej tezy wysuwa się argument, iż wspomniany kanon NT jest dziełem poapostolskiego Kościoła i chronologicznie ustępuje ustnej Tradycji. Nie można jednak nie zauważyć, że istnienie spisanej Tradycji umożliwia jakiekolwiek powoływanie się na Tradycję . Jednostronne podkreślanie aktu przekazywania Tradycji, oznaczałoby nie tylko redukcję treści Ewangelii do pojęcia Tradycji, lecz także skierowanie uwagi nie na przesłanie przekazu (Słowo Boże), lecz na sam akt, w którym jedyną instancją odwoławczą jest Kościół.
Taka sytuacja stwarza niebezpieczeństwo instrumentalizacji Pisma, tzn. podporządkowania go aktowi przekazu wykonywanemu przez Kościół. Tradycja w rozumieniu ewangelickim musi być świadoma tego, że jest nośnikiem, glinianym naczyniem, w którym żywe Słowo Ewangelii (viva vox evangelii) zawarte w Piśmie Św. jest przekazywane. Problemem protestantyzmu od początku było to, iż nazbyt wrażliwie reagował na Tradycję kojarząc ją z ludzkimi poprawkami (traditiones hummanes), które miałyby zasłaniać światło Ewangelii. Postawa ta doprowadzała niekiedy do wręcz patologicznej wrogości wobec Tradycji, historii i oddalania się w stronę literalnej, a więc fundamentalistycznej, oderwanej od rzeczywistego kontekstu dziejowego, interpretacji tekstów biblijnych. Pewnego wsparcia dostarczały odpowiednio interpretowane cytaty z NT: ‘Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie’. (Kol. 2,8).
Nazbyt często uważano, iż prawdziwe chrześcijaństwo zaczęło się dopiero w XVI wieku i z lekkomyślnością rezygnowano z reformacyjnie rozumianej tradycji, czyniąc z katolickości w jej pierwotnym znaczeniu domenę Kościoła Rzymskokatolickiego. Poważnym grzechem zaniedbania i teologiczną arogancją było niemal automatyczne odrzucenie przez niektóre nurty i postacie Reformacji średniowiecznego dorobku intelektualnego na zasadzie My-wiemy-lepiej. Brak pokory wobec historii prędzej czy później daje zawsze znać o sobie. Odczuwają to niektóre Kościoły protestanckie na zachodzie, szczególnie zaś w USA i Wielkiej Brytanii, gdzie liczba konwersji dyplomowanych teologów protestanckich (także luteran i reformowanych) i anglikańskich na rzymski katolicyzm bądź prawosławie jest dość znacząca. Składa się na to wiele czynników, lecz poczucie świadomego zakotwiczenia Kościoła nie tylko w teraźniejszości, ale także przeszłości wydaje się być fundamentalne. Zbyt łatwo przekreślano przeszłość i absolutyzowano teraźniejszość, nie zauważając, iż pewne elementy życia religijnego, jakkolwiek adiaforyczne wobec Ewangelii, powodują duchowe spustoszenie. Stosunek ks. dra Marcina Lutra, a także Filipa Melanchtona do Tradycji znacznie odbiega od radykalnego stanowiska prezentowanego przez protestanckich teologów, szczególnie w okresie tzw. ortodoksji luterańskiej.
Zasadniczą kwestią stosunku reformatorów do problemu Tradycji nie jest formalny biblicyzm, ślepe przywiązanie do litery, ale podstawowa zasada, która jest nauka o usprawiedliwieniu. W odniesieniu do problemu Pismo-Tradycja autorytet Pisma nie jest autorytetem formalnym, zawierającym się w inspiracji, lecz posiada swoją moc poprzez to, że świadczy o Chrystusie. Zgodnie z egzystencjalną hermeneutyką protestantyzmu zarówno Zakon, prorocy i apostołowie wskazują na Chrystusa jako źródło zbawienia. Jasność Pisma (claritas scripturae) polega właśnie na tym, że w nim znajdujemy pewność (certitudo) wiary i nauki (assertio). Z takiego rozumienia Pisma wynika stosunek Lutra do Tradycji, dla którego nie może być ona samodzielnym źródłem objawienia, poznania prawdy ani też nie może posiadać takiego autorytetu jak Pismo. Innymi słowy dogmaty są nie dlatego ważne, że zostały uchwalone przez sobór, ale że w swoim centralnym przesłaniu zwiastują prawdę Ewangelii.
Tradycja posiada dla Lutra konkretyzującą i objaśniającą funkcję wobec Pisma, ale nigdy uzupełniającą. W przeciwnym razie Tradycja staje się ludzkim dodatkiem (traditio humana), zasłaniającym światło łaski, płynącej z Golgoty. Wracając jednak do postawionego pytania o kanon i autorytet Pisma byłoby niewybaczalnym błędem uważać, iż reformacyjna sola scriptura jest ślepym przywiązaniem do litery. Niemiecki teolog ewangelicki Gerhard Ebeling zauważa, że właśnie sola scriptura jest gwarantem autentyczności ewangelicznego przekazu, które teologia rzymskokatolicka identyfikuje z ustnie przekazywaną tradycją apostolską: ‘Prawdziwy sens reformacyjnej zasady sola scriptura daje się odczytać tylko ze związku między charakterystycznym dla Reformacji rozumieniem przedmiotu chrześcijańskiej wiary i odpowiedniego pojmowania Pisma, skoncentrowanego na ustnym wymiarze słowa. Wyłączność Pisma Świętego według reformacyjnego rozumienia polega paradoksalnie na Ewangelii, która z natury nie jest pismem, a ustnie przekazywanym słowem’. Innymi słowy: intencja sola scriptura jest dopiero wtedy prawidłowo odczytana, jeśli nie jest odizolowana od centrum ewangelickiego nauczania, którym jest Ewangelia, jako Dobra Nowina o krzyżu i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa i to w ujęciu usprawiedliwienia z łaski przez wiarę. Reformacyjne rozumienie Pisma, o którym wspomina Ebeling, związane jest ze szczególną relacją między sola scriptura a solo verbo (jedynie Słowo).
Pismo Święte jest Słowem Bożym, ale Słowo Boże, jako meta-rzeczywistość, wielkość nadrzędna, nie zawsze jest Pismem Świętym. Oznacza to, iż solo verbo jest elementem, które wskazuje na Ewangelię o usprawiedliwieniu człowieka z łaski przez wiarę w Ukrzyżowanego (sola gratia, sola fide). Więcej, tym Słowem (Logos), Ewangelią jest też sam Chrystus (Solus Christus), początek i koniec wszelkiej refleksji teologicznej. Dlatego podstawą reguły sola scriptura musi być zawsze zawołanie Solus Christus.
Pismo jest świadectwem wiary, a zadaniem Kościoła jest czuwanie nad czystością zwiastowania tego Słowa, w którym zawarta jest tajemnica Ewangelii. Kościół nie jest zatem rządcą ani twórcą Ewangelii tylko jej służebnicą. To nie Kościół tworzy wyznanie wiary, ale to wyznanie wiary, że Jezus jest Panem jest kamieniem węgielnym, skałą (Kefasem!), na którym stoi Kościół. Bez Ewangelii zawartej w Piśmie Kościół nie miałby więc racji bytu, a Pismo byłoby tylko martwą literą. Podsumowując można zatem stwierdzić, iż Kościół nigdy nie stoi poza ani nad Słowem, nie jest fenomenem wyalienowanym i autonomicznym wobec Słowa, lecz będąc mu poddane głosi je, odnajdując w Piśmie Św., ponad które postawić się nie może, treść swojej misji. Mimo iż to uchwałą soborów ustanawiano kanon Pisma, to jednak ze względu na żywe i pierwotne świadectwo Ewangelii, które w Piśmie jest zawarte, Kościół musi się w jego głos wsłuchiwać, a nie na odwrót. W odniesieniu do zasady Pisma Św. teologia luterańska rozróżnia między służebną funkcją Kościoła (testimonium ministeriale) oraz właściwym świadectwem Pisma (testimonium principale), wskazującym na Chrystusa. Gerhard Ebeling wskazuje na co najmniej dwie istotne funkcje sola scriptura, które świadczą o jej zasadności, także we współczesnym świecie. Po pierwsze zasada ta gwarantuje rozróżnienie między tekstem a jego wykładnią, podczas gdy rzymskokatolicka zasada Pisma i Tradycji stwarza zagrożenie, iż kościelna interpretacja stać się może substytutem bądź utożsamieniem prawdziwego tekstu. Po drugie sola scriptura służy temu, że Słowo pozostanie elementem decydującym o Kościele, który nie jest źródłem Słowa Bożego, lecz z niego czerpie swoją moc. Istotne jest zatem to, iż Tradycja rozumiana jako nauczanie soborów, papieży nie może pełnić funkcji uzupełniającej wobec Słowa Bożego.
Tradycja jest tylko wtedy prawdziwa, kiedy jest zgodna z Ewangelią, jej służy i ją potwierdza. Stąd nieczytelne jest dla Kościoła Ewangelickiego argumentowanie dogmatów maryjnych Tradycją, nie popartą Pismem Św. W tym wypadku Tradycja może oznaczać wszystko i nic, może być odzwierciedleniem poszukiwań, ale niekoniecznie nośnikiem Ewangelii. Tradycja zgodna z Pismem jest jak najbardziej pozytywnym elementem życia Kościoła. W dialogu teologicznym z Kościołem Rzymskokatolickim powstaje tutaj podstawowa trudność, bowiem zgodnie z oficjalnym nauczaniem Kościoła Rzymskiego nie istnieje i istnieć nie może żadna sprzeczność między Tradycją a Pismem. Tym samym podkreślana jest zasadnicza harmonia dwóch źródeł objawienia oraz przekonanie, że Tradycja, a w konsekwencji tego nauczanie Kościoła są we wszystkim zgodne (in omnibus corcondant). Z poglądem tym nie może zgodzić się jednak teologia ewangelicka. Słowo Boże wyjaśnia się samo w obliczu dramatu Golgoty i radości poranka wielkanocnego, jest nieustannym zwiastowaniem dzieła odkupienia. W egzystencjalnym ujęciu Słowo to otwiera się przed człowiekiem w jego konkretnej rzeczywistości w postaci Pisma Św., które bez działanie Ducha Św. pozostaje dla człowieka nie zrozumiałe w swym zasadniczym przesłaniu o Jezusie Chrystusie. Nauka o bezpośredniej inspiracji Pisma nie może być zatem rozumiana w postaci formalistycznego podejścia do Pisma, ale tylko w odniesieniu do Jezusa Chrystusa. Słowo Boże dziś Nie jest tajemnicą, że protestantyzm jest z natury pluralistycznym ruchem religijno-społecznym. Liczba wyznań, określających się jako protestanckie lub neoprotestanckie jest bardzo wysoka, a USA są przykładem skansenu różnych denominacji. Czy to źle? Odpowiedź nie może być jednoznaczna i nie pomoże w tym idylliczne odwoływanie się do pierwszych chrześcijan. Chrześcijaństwo nigdy tak naprawdę nie stanowiło monolitu.
Już spór Pawła z Piotrem o ważność Zakonu pokazał, iż wyznawcy jednego Chrystusa mają różne wyobrażenia ortodoksji. Kontrowersje teologiczne, które przetaczały się kolejno przez wszystkie epoki historii Kościoła nie ustały i istnieją do dziś w mniej lub bardziej zmienionej postaci. Czym innym jest nauka Świadków Jehowy jak nie zmodyfikowaną wersją arianizmu? Gdzie należy doszukiwać się korzeni sporu o realną obecność Chrystusa w Wieczerzy Pańskiej? Na pewno nie w konflikcie między ks. dr. Marcinem Lutrem a Ulrichem Zwinglim. Istnieją zatem różne wizje chrześcijaństwa, mimo iż wszyscy powołujemy się na tę samą historię zbawienia. Zasadnicze różnice istnieją także w podejściu do Pisma Św. Nie tylko przedstawiony skrótowo problem Pisma i Tradycji, ale także wynikająca z niego trudność, jak mamy dzisiaj odczytywać Pismo. Stawiani jesteśmy bowiem przed nowymi wyzwaniami i jako Kościół Ewangelicki mamy obowiązek odwoływać się do Ewangelii. Nie chodzi bynajmniej o przenoszenie żywcem na nasz dzisiejszy grunt uwarunkowanych kulturowo wzorców biblijnych, odnoszących się do kwestii ogólnospołecznych, ale o wsłuchiwanie się w głos Ewangelii, centrum nauczania biblijnego.
Nie jest sztuką dokonywać literalnej interpretacji tekstu biblijnego i traktować księgę Objawienia św. Jana jak przypowieści Nostradamusa, a inaczej myślących jako nowy Babilon. Sola scriptura, o której mówiliśmy, nie polega na biernym odtwarzaniu tekstu oraz serwowaniu dyżurnych cytatów przeciwko tzw. liberalnym tendencjom, lecz na żywym podejściu do objawionego w Piśmie Słowa. W tym Słowie odnajdujemy bowiem prawdę o nas samych, a przede wszystkim spotykamy samego Boga. Nie chodzi o relatywizację bądź też partykularną instrumentalizację Pisma, lecz o odpowiedzialne kształtowanie wizerunku Kościoła tu i teraz. Mówiąc o nieomylności Pisma Św. nie chodzi o filologiczną ani historyczną ścisłość tekstu biblijnego, ale o wsłuchiwanie się w głos Chrystusa, który, jak powiedział ks. dr Marcin Luter, jest „punktem matematycznym Pisma”. W Piśmie zawarta jest nie tylko Ewangelia, ale także osobiste, historycznie i społecznie uwarunkowane postrzeganie świata, dlatego tak bardzo potrzebna jest krytyczna egzegeza biblijna, by móc odróżnić kwestię najwyższej wagi od drobnego niuansu, mogącego wzbudzać niezdrowe sensacje. Na rynku wydawniczym odnajdujemy obecnie wiele pozycji książkowych, które z wielkim namaszczeniem odkrywają coraz to nowe i jedynie prawdziwe oblicze Jezusa z Nazaretu, myląc prawdziwą refleksję teologiczną (chrystologia) z pustosłowiem komercyjnych teorii o biednym cieśli z Nazaretu (jezusologia).
Modlitwa do Ducha Św. o prawdziwe zrozumienie Słowa, o dar łaski autentycznego poznania Bożego działania są warunkiem poznania Pisma. Bez epiklezy, przywoływania Ducha Św., prośby o Jego błogosławieństwo Biblia pozostanie tylko skarbem literatury światowej. Protestantyzm ma zaprogramowaną nieufność wobec jakichkolwiek form instytucjonalizowania wiary. Już w samych założeniach eklezjologii luterańskiej Kościół rozumiany jest jako społeczność celu (Zweckgemeinschaft), która zbiera się po to, by słuchać Słowa Bożego i przyjmować Sakramenty zgodnie z ustanowieniem Chrystusa. Nieufność ta ma swoje dobre i złe strony, podobnie zresztą jak każda odmiana wolności. Ta wolność od instytucjonalnych autorytetów pozwala na dynamiczne podejście do wiary, wymagającej odpowiedzialności. Nie ma więc mowy o ukrywaniu się za wiarą i pobożnością całego Kościoła — każdy bez wyjątku sam jest odpowiedzialny przed Bogiem za swoje zbawienie, a troska o Kościół jest naturalną konsekwencją powyższego rozumowania. Jednakże przez wiele grup wolność ta postrzegana jest jako egoistyczna samowolka bez granic, bez ostatecznej instancji odwoławczej, mówiącej o tym, co jest prawdą, a co nią nie jest. Rozróżnienie to znajduje swoje potwierdzenie także w rzeczywistości: łatwiej bowiem ewangelikowi opuścić swój Kościół niż rzymskiemu katolikowi, gdyż ten ostatni silniej czuje się związany z bogatą Tradycją swojej wspólnoty. Dowodem na to są liczby wystąpień z kościołów ewangelickich w Niemczech.
Tłumaczenie spadku członków EKD kwestiami podatkowymi i destrukcyjną siłą teologii liberalnej jest tylko wierzchołkiem góry lodowej. Wydaje się jednak, że we współczesnym poszukiwaniu autorytetów protestancka zasada sola scriptura może być alternatywą do jurydyczno-instytucjonalnych autorytetów, bowiem zakłada ona pełną wolność, stwarza swobodę myślenia i decyzji, odnosząc się w sposób krytyczny do wszelkich prawd podanych do wierzenia. Niewątpliwie jest to słabość, ale i znaczący atut protestantyzmu odartego z mistycznej aury bogatej liturgii i przepychu barokowych świątyń. Protestantyzm jest wyznaniem diaspory z małymi wyjątkami (Skandynawia), małych wspólnot zgromadzonych wokół Słowa Bożego, poprzez które działa Duch Św., a wiara staje się żywa, nawet jeśli zewnętrzne okoliczności (frekwencja na nabożeństwach) zdają się temu przeczyć. Słowo zawarte w Piśmie Św. wzywa do otwarcia się na inność i do prowadzenia dialogu. Ponowne odczytanie sola scriptura w duchu ewangelickiej wolności będzie nie tylko powrotem do źródeł (ad fontes), lecz także próbą znalezienia się w skomplikowanej ideowo rzeczywistości.