Wpływ wypraw krzyżowych na relacje między Kościołem Wschodnim a Zachodnim: Doczesny wymiar wypraw krzyżowych — część VI
- 17 października, 2007
- przeczytasz w 15 minut
Pobudką organizowania wypraw krzyżowych było ocalenie chrześcijaństwa wschodniego. (1) Kiedy wyprawy dobiegły końca, całe chrześcijaństwo wschodnie znajdowało się pod panowaniem muzułmańskim. W chwili, gdy papież Urban II wygłaszał swoje wielkie kazanie, a papież Pius II wzywał do ostatniej krucjaty, wyznawcy islamu przekraczali już Dunaj. Z perspektywy historycznej cały ruch krucjatowy wydaje się kompletnym fiaskiem. Dzięki zakrawającemu na cud sukcesowi pierwszej wyprawy krzyżowej powstały na Bliskim Wschodzie państwa frankońskie. Sto lat później, gdy zguba ich wdawała się być oczywista, trzecia wyprawa z godnym podziwu poświęceniem podtrzymała ich egzystencję o następne sto lat.(2)
Krucjaty wycisnęły piętno tylko na niektórych aspektach życia społeczno-politycznego Europy Zachodniej. Kiedy papież wzywał do organizowania wypraw krzyżowych, jednym z jego celów było znalezienie pożytecznego zajęcia baronom, którzy w przeciwnym razie wyładowaliby swą energię w wojnach domowych. Wyekspediowanie znacznej grupy na Bliski Wschód przyczyniło się bez wątpienia do wzmocnienia władzy królewskiej z niezatartą szkodą dla papiestwa. Chwilowo Stolica Apostolska odniosła konkretne korzyści. Papież zainspirował ludność Zachodniej Europy do ruchu, który stał się międzynarodowym dryfem, a jej początkowy sukces poważnie wzmocnił jego władzę i autorytet.
Niemniej jednak małe i słabe Królestwo Jerozolimskie i jego bratnie państewka frankońskie stanowiły mizerny owoc tak wielkiego ładunku siły i ferworu. Ta euforia trwała przez blisko trzysta lat, w ciągu, których niemal wszyscy feudałowie europejscy żarliwie ślubowali uczestniczyć w świętej wojnie. Nie było w Zachodniej Europie miejsca, które by nie wysłało żołnierzy do walki za wiarę. Myśli wszystkich zarówno; kobiet, dzieci, mężczyzn zwrócone były ku Jerozolimie. Jednakże owe dążenie do utrzymania czy odzyskania Miejsc Świętych było uzewnętrznione niekonsekwencją i nieudolnością. Krucjaty nie miały tak tytanicznego wpływu na historię powszechną Europy, jak można było się spodziewać.
Wszyscy krzyżowcy należeli do jego owczarni, a podboje wojsk krzyżowych były także jego podbojami. Kiedy starożytne patriarchaty dostały się kolejno pod zwierzchnictwo Rzymu to jest: Antiochia, Jerozolima, Konstantynopol, wydawało się, że roszczenia papieża do sprawowania najwyższej władzy w chrześcijaństwie znalazły pełne uzasadnienie. Na terenie kościelnym jego władza stale rosła. Gminy chrześcijańskie we wszystkich zalążkach Zachodniego Świata uznawały go za swego duchowego zwierzchnika.
Ruch krucjatowy dał impuls do zorganizowania sądownictwa papieskiego z udziałem przedstawicieli znacznie większej liczby nacji, co odegrało dużą rolę w rozwoju prawa kanonicznego.(3) Gdyby papieże poprzestali na korzyściach natury kościelnej iwiększym zrozumieniu wschodnich braci, mieliby wszelkie powody do pogratulowania sobie sukcesu. Atoli Europa nie dojrzała jeszcze do rozdziału sfery kościelnej od świeckiej, a w sensie świeckim papieże przeliczyli się ze swoimi siłami. Krucjaty budziły szacunek, ale pod warunkiem, że były skierowane przeciw niewiernym. Po czwartej krucjacie, wymierzonej – wprawdzie nie z kazalnicy – przeciwko Wschodnim Braciom w wierze spowodowało rozdźwięk między tym, co święte, a tym, co ludzkie. Triumf papiestwa zarówno nad cesarstwem wschodnim jak izachodnim doprowadził do upokarzającej schizmy, a święta wojna przerodziła się wtragifarsę.
Pomijają poszerzenie terytorialnego i duchowego zasięgu władzy Rzymu, największa korzyść, jaką krucjaty przyniosły chrześcijaństwu, miała charakter pejoratywny.
Chrześcijaństwo rzymskie stanowiło rzeczywistość, do której średniowieczny chrześcijanin odnosił resztę ludzkości, określał siebie w stosunku do innych, przede wszystkim w stosunku do Bizantyjczyków. Od 1054 roku mieszkaniec cesarstwa to schizmatyk. Lecz, choć zarzut, odszczepieństwa jest najważniejszy, ludziom Europy nie udaje się go ściśle określić, a w każdym razie ściśle nazwać. Mimo rozbieżności teologicznych, instytucjonalnych, liturgicznych, Bizantyjczycy byli i są Braćmi w wierze.
W połowie XII wieku podczas drugiej krucjaty, biskup Langres uważał, że Grecy bynajmniej chrześcijanami nie byli i że zabijanie ich to rzecz mniej niż błaha.(4) Ten antagonizm był wynikiem oddalenia, które poczynając od IV wieku przekształciło się w dzielącą przepaść. Jedni i drudzy już się nie rozumieli, wprawdzie ciągle poszukiwano wspólnego języka, ale więcej ich dzieliło niż łączyło. To niezrozumienie przerodziło się powoli w niechęć i nienawiść. Łacinnicy żywili do Greków uczucia będące połączeniem zawiści i pogardy, pochodzące z bardziej lub mniej uświadomionego poczucia niższości. Zarzucali Grekom, że są zniewieściali i nie potrafią bronić własnych granic, a zwłaszcza to, że są bogaci. Jest to odruchowy stosunek wojownika barbarzyńskiego i biednego do cywilizowanego bogacza.(5)
Także i tradycja polityczna była odmienna. Ludzie Zachodu, dla których główną zaletą polityczną była wierność – dobra wiara – feudalni krzyżowcy uważali metody bizantyjskie, przesycone racją stanu, za faryzeizm. Jest to bowiem u nich powszechnie przyjęte mniemanie, że nikomu nie można mieć za złe krzywoprzysięstwa, popełnionego dla sprawy świętego cesarstwa.(6) Odpowiedzią na łacińską nienawiść jest greckie pogardliwe spoglądanie na chrześcijan zachodnich dzierżących krzyż Chrystusowy w prawicy, a miecz w lewicy.
Anna Komnena, córka cesarza Aleksego, która widziała krzyżowców, opisuje ich jako prostaków pyszałkowatych i gadatliwych barbarzyńców, z którymi nie sposób dojść do porozumienia. Krzyżowcy to wojownicy, zaś Grecy, to ludzie dyplomacji, układów, którzy brzydzą się wojną, a idea świętej wojny jest im obca, bo czy można być człowiekiem bożym i człowiekiem krwi, który oddycha mordem?(7) Ponad to wszystko budzi u Bizantyjczyków zgrozę chciwość ludzi Zachodu.
Niewątpliwie unia kościelna, czyli nawiązanie przyjaznych stosunków Rzymu zBizancjum, niemal nieustannie była na porządku dziennym. Rokowania odbywano za panowania Aleksego I w roku 1098, Jana II w 1141 roku, Aleksego III w 1197 roku, niemal za każdego cesarza od połowy XIII wieku aż do roku 1453. Unia została na pozór nawet dokonana na soborze w Lyonie w roku 1274, zaś po raz ostatni na soborze florenckim w 1439 roku.
Jednak napady na cesarstwo – w roku 1081 Roberta Guiskarda, Boemunda w 1083 roku, a nade wszystko zdobycie Konstantynopola przez krzyżowców 13 kwietnia 1204 roku było barbarzyństwem. Wszystko to było wynikiem fundamentalnego braku zrozumienia kultury, religii, ceremoniału, odwiecznej grzeczności zastygłej w etykietę, której krzyżowcy nie mogli zrozumieć i przeciwstawiali swoją naiwną prostotę. Gdy w 1097 roku – jak pisze Le Goff – Aleksy I przyjmował lotaryńskich krzyżowców, jeden z nich, zirytowany etykietą kultury, usiadł na tronie basileusa. Podobną reakcję spotykamy u Francuzów podczas drugiej wyprawy krzyżowej. Ludwika i jego dowódców niepokoiły maniery posłów greckich.(8) Nicetas Choniates pisał: sami Saraceni są dobrzy i litościwi w porównaniu z tymi ludźmi, którzy noszą krzyże Chrystusowe na ramieniu.(9)
Końcowy wynik łacińskiej zazdrości to szturm i splądrowanie Nowego Rzymu, ta okrutna rzeź mężczyzn, kobiet i dzieci oraz grabieże, w których nasyciły się nienawiść i zazdrość wyznawców Chrystusa.
Otwarcie drzwi
Krucjaty wyrządziły ogromne szkody chrześcijaństwu Wschodniemu jak i Zachodniemu. Gdy papież Urban II wzywał ludy Zachodu do udzielenia pomocy i ratunku Cesarstwu Bizantyjskiemu miał na myśli dobrodziejstwo. Jednak dziwne było to dobro, ponieważ w wyniku owego ratunku chrześcijaństwo wschodnie znalazło się pod jarzmem niewiernych, a krzyżowcy zrobili wszystko, aby już nigdy nie podniosło się z upadku. Po osiedleniu się na Wschodzie, krzyżowcy traktowali greckich chrześcijan, swych poddanych nie lepiej niż muzułmanie, a nawet gorzej. Ingerowali w sprawy religijne narzucając łacińską liturgię oraz łacińskich duchownych. A kiedy opuszczali w popłochu Bliski Wschód pozostawili autochtonów na łasce nowych panów.
Tragedią chrześcijaństwa zachodniego i ugruntowania schizmy był fakt niezrozumienia Bizancjum, a zniszczenie go doprowadziło do powstania ran, które nigdy się nie zabliźniły. We wszystkich czasach spotyka się polityków, którzy głęboko wierzą, że gdyby narody połączyły się, to na pewno doszłyby do porozumienia. Jest to fatalne nieporozumienie. Póki Bizancjum i stolice Zachodniej Europy miały kontakt dość luźny, panowały między nimi stosunki przyjazne. Pielgrzymi zachodni i wojsko najemne spotykało się w metropolii cesarstwa z życzliwym przyjęciem i po powrocie do swoich stron ojczystych opowiadali o cudach w tym wspaniałym mieście,(10) jednak było ich niewielu i nie dochodziło do tarć.
Nieustannie jednakże dochodziło do sprzeczek natury religijnej, ale w porę kość niezgody dzielono, jednak do czasu. Kiedy jednak Normanowie postanowili zdobyć nowe przestrzenie życiowe, a krucjaty w ich mniemaniu były gestem otwartej ręki wstronę cesarstwa, to w rozumieniu Bizancjum było to qui pro quo. Od początku ruchu krucjatowego powstało zasadnicze nieporozumienie. Cesarz uważał, że jego chrześcijańskim obowiązkiem jest przywrócenie dawnych granic swego cesarstwa, ponieważ jego państwo stanowi bastion przed Turkami, których uważał za głównych wrogów chrześcijaństwa. Krzyżowcy natomiast chcieli dotrzeć do Ziemi Świętej iwyruszyli na świętą wojnę przeciw niewiernym różnych narodowości. Przywódcy krucjat nie rozumieli polityki cesarstwa, a ludność zachodnia znalazłszy się na Wschodzie, znalazła się w kraju o odmiennej kulturze, religii, języku, a to niektórym wystarczyło, by uznać ją za wrogą i godną zniszczenia.
Zachodnim chrześcijanom nigdy nie przyszło do głowy, że ich zachowanie budzi zniechęcenie i rozczarowanie wschodnich Braci w wierze. Gdyby decyzja zależała od pospólstwa, a nie od przywódców krucjat, zapewne Konstantynopol zostałby znacznie wcześniej splądrowany. Jednakże z początku przywódcy krucjat stawiali na pierwszym miejscu spełnienie swego chrześcijańskiego obowiązku i hamowali podległych im ludzi. Ludwik VII nie posłuchał możnych panów i biskupów, aby chwycić za broń przeciw chrześcijańskiemu miastu, a Fryderyk Barbarossa, któremu uśmiechał się ten pomysł, powściągnął swój gniew i ominął stolicę cesarstwa. Dopiero chciwi cynicy, którzy stanęli na czele czwartej krucjaty, wyzyskali chwile słabości Bizancjum i uknuli jej zgubę.(11) Poczęte w grzechu Cesarstwo Łacińskie było wątłym niemowlęciem, dla którego Zachód poświęcił swe dzieci z Ziemi Świętej.
Papieżom bardziej zależało na podporządkowaniu sobie Greków niż na oswobodzeniu Jerozolimy. Krucjaty przerodziły się w ruch, którego celem było narzucenie supremacji Kościoła Zachodniego, a nie obrona chrześcijaństwa. To jedynie ugruntowało schizmę, która w początkach swego istnienia dotknęła jedynie hierarchów. Natomiast krucjaty uświadomiły przeciętnemu Grekowi różnice kulturowe, językowe, a nade wszystko religijne. W takich to okolicznościach obywatele cesarstwa poznali chrześcijańskich braci zachodnich z jak najgorszej strony.(12) Nadzieja na przywrócenie jedności w okresie wypraw krzyżowych była tak niewielka, że patriarcha Konstantynopola – Michał III powiedział, że nie tak ciężko jest znosić jarzmo mahometan, jak osiągnąć porozumienie z łacinnikami w sprawach obrządku i wiary.(13)
Dążenie państw zachodnich do skolonizowania ziem bizantyjskich okazało się katastrofalne w skutkach, nie ułatwiło to porozumienia między Rzymem, aKonstantynopolem jak pierwotnie sądzono. Próby, jakie podejmował Zachód – nie rezygnując z własnych żądań, rozbijały się o mur wolności Greków. Krzyżowcy uważali, że jedynie Stolica Apostolska ma idealny sposób myślenia i działania. Zjednoczenie w mniemaniu niektórych przywódców krucjat mogło nastąpić jedynie wwyniku wchłonięcia Wschodu przez Zachód, a było tragicznym nieporozumieniem.
Principia i czas schizmy
Datą, którą na ogół przyjmuje świat za początek schizmy między Rzymem, aKonstantynopolem, jest rok 1054. Zatargi, jakie wówczas miały miejsce między Michałem Cerulariuszem, a kardynałem Humbertem, były szkaradnym i gorzkim epizodem w dziejach Kościoła, i niewątpliwie przyczyniły się do stworzenia atmosfery dla przyszłej schizmy, która utrwaliła się w czasie trwania wypraw krzyżowych.
Dzisiaj przeciętny duchowny uważa, że początkiem schizmy jest nieudana misja kardynała Humberta, natomiast niektórzy greccy duchowni uważają, że sygnaturą schizmy jest brak imienia papieskiego w dyptychach Kościołów Wschodnich. Ale jest mało prawdopodobne, by Kościoły znajdowały się w trwałej schizmie od roku 1009, kiedy to Konstantynopol po raz ostatni wymienił imię papieża w dyptychach.
W rzeczywistości nie sposób podać ścisłej daty. Wynika to z charakteru schizmy. Schizmę należy rozpatrywać na kilku płaszczyznach. Kwestie teologiczne, nie były samym przez się atrybutem schizmy. Rozłam powstawał powoli, a gdy ostatnie ogniwo puściło nikt nie był wstanie zapanować nad różnicami, jakie powstały na przestrzeni wieków. Idea krucjat miała zbliżyć odmienne Kościoły, ale wrzeczywistości tak je podzieliła, że nikt nie myślał już o integrowaniu obu odmiennych Kościołów. Wprawdzie zdarzały się próby jednoczenia, ale miały one jedynie wymiar polityczny.
Być może, iż z uwagi na odmienność obyczajów, interesów i poglądów rozłam między Wschodem, a Zachodem był nieunikniony. Jednak czy na pewno? Wyprawy były barbarzyństwem, a raczej postawa ich rycerstwa, które pragnęło tylko korzyści nie widzą skutków własnego działania. Osadnicy frankońscy, którzy zamieszkali na ziemiach bizantyjskich, ożywili wprawdzie swym powierzchownym i romantycznym dynamizmem wzgórza i doliny Grecji, ale nie mieli żadnego przygotowania do zrozumienia długiej tradycji kulturowej tego kraju.
To wszystko wpływało na mieszkańców cesarstwa ujemnie. Widzieli więc w zachodnich przybyszach jedynie nieokiełznanych zwyrodnialców. Kultura Bizancjum mimo upokorzeń krucjatami iwzrostem wrogich nastrojów wytrzymała szok czwartej krucjaty. Wielka sztuka podniosła się z marazmu, jakie wywołała czwarta krucjata.(14) Jednakże polityczny fundament Cesarstwa niebezpiecznie się zarysował. W istocie od 1204 roku nie było to już imperium, ale jedno z wielu państw, o niemal równej sile. Wrogość państw zachodnich wywołana przez krzyżowców postawiła Bizancjum w sytuacji, w której nie mogło dużej już bronić chrześcijaństwa przed naporem Turków. Krzyżowcy zpremedytacją zniszczyli to przedmurze, przyczyniając się do przypieczętowania istniejących już podziałów. Rzeczywistymi męczennikami krucjat byli nie rycerze polegli pod Akką czy Hittinem, lecz niewinni chrześcijanie z Bałkanów, Anatolii, Syrii, Konstantynopola, których wydano na pastwę prześladowań i niewoli. (15)
Niepowodzenie wypraw było czymś niepojętym dla krzyżowców. Nie mogąc zrozumieć, prawie za każde pyrrusowe zwycięstwo obwiniali Bizancjum. Przecież chwytali w dłoń miecz i to w imię Wszechmogącego, a więc wedle wszelkich racji wiary powinni byli zwyciężyć. Byli przekonani, że jakaś nieczysta siła niweczy ich plany i marzenia. Z początku za swe niepowodzenia obwiniali schizmatyckich Greków, którzy nie chcieli uznać świętych miejsc krzyżowców. Te oskarżenia były bezpodstawne. One to wywarły tak głębokie poruszenie wśród Wschodnich chrześcijan, że zapomniano o jednej wierze, a pobudzono zapalczywość do tego, co Zachodnie.
Jednakże po czwartej krucjacie zasłanianie się tą argumentacją stało się bezpodstawne, w dodatku zaś sprawa przybierała coraz bardziej niepomyślny obrót. Kaznodzieje moraliści występowali z twierdzeniem, że krzyżowcy obrazili Boga. Była w tym jakaś prawda. W istocie przyczyną klęsk wypraw – świętej wojny, było nie tyle zepsucie i grzech, co zwyczajna głupota. Jednakże ludzie mają w swej naturze to, że bardziej uważają się za grzeszników niż głupców. Żaden z krzyżowców nigdy by się nie przyznał, że przyczyną upadku krucjat i pogłębienia się przepaści między Wschodem, a Zachodem była tępa, ciasna ignorancja.
Głównym motorem wypraw była wiara w obronie chrześcijaństwa wschodniego, jednak naiwność i prostactwo wciągało krzyżowców w pułapki. Czasem autentyczna wiara szła w parze z chciwością. Niewielu chrześcijan uważało, że służba Boża nie licuje z ciągnięciem korzyści materialnych. Wierni zaś poczytywali za słuszne igodziwe, by wojownicy Chrystusa zabierali niewiernym, a przy tym i wschodnim chrześcijanom, ziemie i dobytek. Za sprawiedliwe uchodziło obrabowywanie kacerzy ischizmatyków. Żądza złota i sławy pobudzała ich do działania często na szkodę jedności chrześcijańskiej. Pożądliwość i zachłanność to karkołomni doradcy. Rodzi się z nich gorączkowość, ponieważ człowiek żyje krótko, a szybko chce osiągnąć sukces. Ta żądza sukcesu przyczyniła się do zaciemnienia, a zarazem utrwalenia podziału między łacinnikami, a grekami.
Sytuację pogarszały nieustanne konflikty między osadnikami frankońskimi na Wschodzie, a przybyszami z Zachodu, którzy pragnęli w równym stopniu walczyć zniewiernymi i zrobić karierę. Obie te grupy patrzyły na wojnę z różnego punktu widzenia. Omotani chciwością, zawiścią, nieufnością, intrygą, w niewielu kampaniach mogli odnieść sukces. Do nieustannych swarów przyczyniała się zazdrość. Koloniści uczyli się sposobów walki swych wrogów. Poza tym przyzwyczaili się do klimatu. Lecz dla nowo przybyłych krzyżowców grecki świat był całkowicie obcy, a duma często nie pozwalała im przyznać się do niewiedzy. Do swych rodaków – kolonistów – nie czuli sympatii, a Bizantyjczyków nie chcieli słuchać. Tak więc wszystkie wyprawy popełniły błędy, które odbiły się na jedności Wschodnich i Zachodnich uczniów Chrystusa.
Nie można pominąć faktu, że wyprawy były bardzo kosztowne. Prawdą jest, że włoscy kupcy zarabiali krocie na krucjatach, możnowładcy zachodni, spodziewali się po wyprawie szybkiej rekompensaty w wielkich włościach. Podczas trwania wypraw nie znaleziono ludzi, przywódców i dyplomatów, którzy mogliby poświęcić czas imajątek na realizowanie zamierzeń papiestwa, a tym samym uniknąć utrwalenia schizmy między Kościołami o różnych poglądach doktrynalnych, liturgicznych.
Wpływ krucjat na cywilizację muzułmanów
Główne ośrodki wschodniej kultury znajdowały się na wschodzie, wKonstantynopolu, Kairze, Bagdadzie, Damaszku, Aleksandrii, Akkce. Z końcem krucjat przesunęły się one do Italii i państw zachodnich. Wprawdzie krucjaty nie były jedyną przyczyną dekadencji kultury świata bliskowschodniego. Już najazdy tureckie podcięły korzenie kalifatu abbasydzkiego w Bagdadzie. A najazd mongolski wyrządził jeszcze większe szkody niż krzyżowcy.(16) Wprawdzie za tę inwazję nie można obwiniać chrześcijan zachodnich, ale gdyby nie krucjaty, Arabowie mieli by większe możliwości stawiania czoła naporowi mongolskiemu. Zaborcze państwa Franków były ropiejącą raną, o której Arabowie nie zapomnieli na moment. Póki owa rana dawała się we znaki, nie mogli zwrócić swej uwagi na inne problemy.
Prawdziwe szkody wyrządzone islamowi przez krucjaty były natury bardziej subtelniejszej. Państwo muzułmańskie stanowiło teokrację, której polityczne sukcesy zależały od kalifatu. Najazd krzyżowców nastąpił w momencie, kiedy kalifat abbasydzki nie miał ani politycznych, ani militarnych sił do poderwania islamu przeciwko agresorom, a kalifowie fatymidzcy, jako heretycy, nie mogli liczyć na posłuch wiernych oddanych prawowitej wierze Mahometa. Przywódcy, którzy odnieśli wiele zwycięstw nad chrześcijanami, byli ludźmi dalekowzrocznymi jak Nur ad-Din czy Saladyn.
Dodatkowo większe szkody święta wojna wyrządziła islamowi w sferze duchowej. Wszelkie religie, które opierają się na objawieniu, przejawiają z natury swojej skłonności do repulsji dla innowierców. Islam wszakże w swoim zaraniu był tolerancyjny.(17) Mahomet uważał, że żydom i chrześcijanom prawdy zostały objawione, ale nie całkowicie tylko częściowo, dlatego uważał, że nie należy prześladować starszych braci w wierze. Okrutna nietolerancja krzyżowców wywołała rosnące wstecznictwo muzułmanów. Głęboki humanitaryzm Saladyna i jego rodziny stał się wkrótce rzadkością wśród wyznawców islamu. Już za czasów mameluków muzułmanie byli równie prymitywni jak Frankowie. Jednymi z pierwszych ofiar tej nietolerancji stali się ich chrześcijańscy poddani. Odtąd nigdy już nie łączyła ich zsąsiadami i zwierzchnikami muzułmańskimi dawna bliska zażyłość. Zamarło ich życie umysłowe, a w konsekwencji skończył się także poszerzający się wpływ chrześcijaństwa na islam.(18)
Jakub Bartoszewski
:: Pozostałe części cyklu w dziale “Historia Kościoła”
1. Niniejsza problematyka została podjęta przeze mnie w Przeglądzie Prawosławnym w numerze 4 w kwietniu 2006r na stronach 34–37. Natomiast w niniejszym teście poszerzono zagadnienia o niektóre wydarzenia.
2. Por. W i M Hrochowie, W obronie grobu Chrystusa, Warszawa 1992, s. 241 – 244.
3. Por. E. Szfrański, Podręcznik prawa kanonicznego, Warszawa 1985, s. 61 – 62.
J. Le Goff, Kultura średniowiecznej Europy, Warszawa 1994, s. 151.
4. Por. tamże, s. 152.
5. Tamże, s. 153.
6. Por. M. D. Knowles i D. Obolensky, Historia Kościoła , t. II, Warszawa 1988, s. 247.
7. Por. J. Le Goff, dz. cyt., s. 153.
8. Tamże, s. 155.
9. Por. W. M. Chwastowa i S. W. Bachruszyn, Historia dyplomacji do 1871 roku, t, I, Moskwa 1959, s. 111 – 113.
10. Por. S. Runcimian, Dzieje wypraw krzyżowych, t, III, Warszawa 1987, s. 440.
11. Por. B. Kumor, Historia Kościoła, t. IV, Lublin 1984, s. 68.
12. Por. F. J. Vogel, Rzym i Kościł Wschodni, Auschaffenburg 1961, s. 21.
13. Por. S. Runcimian, Dzieje wypraw krzyżowych, dz. cyt., s. t. III, s. 440.
14. Por. Por. S. Runcimian, Dzieje wypraw krzyżowych, dz. cyt., s. t. III, s. 442.
15. Por. P. M. Holt, Bliski Wschód od wypraw krzyżowych do 1517 roku, Warszawa 1993, s. 198 – 203 i 243.
16. Por. S. Runcimian, Dzieje wypraw krzyżowych, dz. cyt., t. III, s. 439.
17. Por. J. Bartoszewski, Smutek krucjat, Przegląd Prawosławny 4(249), kwiecień 2006, s. 37.