Magazyn

Wpływ wypraw krzyżowych na relacje między Kościołem Wschodnim a Zachodnim: Doczesny wymiar wypraw krzyżowych — część VI


Magazyn EkumenizmPobud­ką orga­ni­zo­wa­nia wypraw krzy­żo­wych było oca­le­nie chrze­ści­jań­stwa wschod­nie­go. (1) Kie­dy wypra­wy dobie­gły koń­ca, całe chrze­ści­jań­stwo wschod­nie znaj­do­wa­ło się pod pano­wa­niem muzuł­mań­skim. W chwi­li, gdy papież Urban II wygła­szał swo­je wiel­kie kaza­nie, a papież Pius II wzy­wał do ostat­niej kru­cja­ty, wyznaw­cy isla­mu prze­kra­cza­li już Dunaj. Z per­spek­ty­wy histo­rycz­nej cały ruch kru­cja­to­wy wyda­je się kom­plet­nym fia­skiem. Dzię­ki zakra­wa­ją­ce­mu na cud suk­ce­so­wi pierw­szej wypra­wy krzy­żo­wej powsta­ły na Bli­skim Wscho­dzie pań­stwa fran­koń­skie. Sto lat póź­niej, gdy zgu­ba ich wda­wa­ła się być oczy­wi­sta, trze­cia wypra­wa z god­nym podzi­wu poświę­ce­niem pod­trzy­ma­ła ich egzy­sten­cję o następ­ne sto lat.(2)


Kru­cja­ty wyci­snę­ły pięt­no tyl­ko na nie­któ­rych aspek­tach życia spo­łecz­no-poli­tycz­ne­go Euro­py Zachod­niej. Kie­dy papież wzy­wał do orga­ni­zo­wa­nia wypraw krzy­żo­wych, jed­nym z jego celów było zna­le­zie­nie poży­tecz­ne­go zaję­cia baro­nom, któ­rzy w prze­ciw­nym razie wyła­do­wa­li­by swą ener­gię w woj­nach domo­wych. Wyeks­pe­dio­wa­nie znacz­nej gru­py na Bli­ski Wschód przy­czy­ni­ło się bez wąt­pie­nia do wzmoc­nie­nia wła­dzy kró­lew­skiej z nie­za­tar­tą szko­dą dla papie­stwa. Chwi­lo­wo Sto­li­ca Apo­stol­ska odnio­sła kon­kret­ne korzy­ści. Papież zain­spi­ro­wał lud­ność Zachod­niej Euro­py do ruchu, któ­ry stał się mię­dzy­na­ro­do­wym dry­fem, a jej począt­ko­wy suk­ces poważ­nie wzmoc­nił jego wła­dzę i auto­ry­tet.


Nie­mniej jed­nak małe i sła­be Kró­le­stwo Jero­zo­lim­skie i jego brat­nie pań­stew­ka fran­koń­skie sta­no­wi­ły mizer­ny owoc tak wiel­kie­go ładun­ku siły i fer­wo­ru. Ta eufo­ria trwa­ła przez bli­sko trzy­sta lat, w cią­gu, któ­rych nie­mal wszy­scy feu­da­ło­wie euro­pej­scy żar­li­wie ślu­bo­wa­li uczest­ni­czyć w świę­tej woj­nie. Nie było w Zachod­niej Euro­pie miej­sca, któ­re by nie wysła­ło żoł­nie­rzy do wal­ki za wia­rę. Myśli wszyst­kich zarów­no; kobiet, dzie­ci, męż­czyzn zwró­co­ne były ku Jero­zo­li­mie. Jed­nak­że owe dąże­nie do utrzy­ma­nia czy odzy­ska­nia Miejsc Świę­tych było uze­wnętrz­nio­ne nie­kon­se­kwen­cją i nie­udol­no­ścią. Kru­cja­ty nie mia­ły tak tyta­nicz­ne­go wpły­wu na histo­rię powszech­ną Euro­py, jak moż­na było się spo­dzie­wać.


Wszy­scy krzy­żow­cy nale­że­li do jego owczar­ni, a pod­bo­je wojsk krzy­żo­wych były tak­że jego pod­bo­ja­mi. Kie­dy sta­ro­żyt­ne patriar­cha­ty dosta­ły się kolej­no pod zwierzch­nic­two Rzy­mu to jest: Antio­chia, Jero­zo­li­ma, Kon­stan­ty­no­pol, wyda­wa­ło się, że rosz­cze­nia papie­ża do spra­wo­wa­nia naj­wyż­szej wła­dzy w chrze­ści­jań­stwie zna­la­zły peł­ne uza­sad­nie­nie. Na tere­nie kościel­nym jego wła­dza sta­le rosła. Gmi­ny chrze­ści­jań­skie we wszyst­kich zaląż­kach Zachod­nie­go Świa­ta uzna­wa­ły go za swe­go ducho­we­go zwierzch­ni­ka.


Ruch kru­cja­to­wy dał impuls do zor­ga­ni­zo­wa­nia sądow­nic­twa papie­skie­go z udzia­łem przed­sta­wi­cie­li znacz­nie więk­szej licz­by nacji, co ode­gra­ło dużą rolę w roz­wo­ju pra­wa kanonicznego.(3) Gdy­by papie­że poprze­sta­li na korzy­ściach natu­ry kościel­nej iwięk­szym zro­zu­mie­niu wschod­nich bra­ci, mie­li­by wszel­kie powo­dy do pogra­tu­lo­wa­nia sobie suk­ce­su. Ato­li Euro­pa nie doj­rza­ła jesz­cze do roz­dzia­łu sfe­ry kościel­nej od świec­kiej, a w sen­sie świec­kim papie­że prze­li­czy­li się ze swo­imi siła­mi. Kru­cja­ty budzi­ły sza­cu­nek, ale pod warun­kiem, że były skie­ro­wa­ne prze­ciw nie­wier­nym. Po czwar­tej kru­cja­cie, wymie­rzo­nej – wpraw­dzie nie z kazal­ni­cy – prze­ciw­ko Wschod­nim Bra­ciom w wie­rze spo­wo­do­wa­ło roz­dź­więk mię­dzy tym, co świę­te, a tym, co ludz­kie. Triumf papie­stwa zarów­no nad cesar­stwem wschod­nim jak iza­chod­nim dopro­wa­dził do upo­ka­rza­ją­cej schi­zmy, a świę­ta woj­na prze­ro­dzi­ła się wtra­gi­far­sę.


Pomi­ja­ją posze­rze­nie tery­to­rial­ne­go i ducho­we­go zasię­gu wła­dzy Rzy­mu, naj­więk­sza korzyść, jaką kru­cja­ty przy­nio­sły chrze­ści­jań­stwu, mia­ła cha­rak­ter pejo­ra­tyw­ny.


Chrze­ści­jań­stwo rzym­skie sta­no­wi­ło rze­czy­wi­stość, do któ­rej śre­dnio­wiecz­ny chrze­ści­ja­nin odno­sił resz­tę ludz­ko­ści, okre­ślał sie­bie w sto­sun­ku do innych, przede wszyst­kim w sto­sun­ku do Bizan­tyj­czy­ków. Od 1054 roku miesz­ka­niec cesar­stwa to schi­zma­tyk. Lecz, choć zarzut, odszcze­pień­stwa jest naj­waż­niej­szy, ludziom Euro­py nie uda­je się go ści­śle okre­ślić, a w każ­dym razie ści­śle nazwać. Mimo roz­bież­no­ści teo­lo­gicz­nych, insty­tu­cjo­nal­nych, litur­gicz­nych, Bizan­tyj­czy­cy byli i są Brać­mi w wie­rze.


W poło­wie XII wie­ku pod­czas dru­giej kru­cja­ty, biskup Lan­gres uwa­żał, że Gre­cy bynaj­mniej chrze­ści­ja­na­mi nie byli i że zabi­ja­nie ich to rzecz mniej niż bła­ha.(4) Ten anta­go­nizm był wyni­kiem odda­le­nia, któ­re poczy­na­jąc od IV wie­ku prze­kształ­ci­ło się w dzie­lą­cą prze­paść. Jed­ni i dru­dzy już się nie rozu­mie­li, wpraw­dzie cią­gle poszu­ki­wa­no wspól­ne­go języ­ka, ale wię­cej ich dzie­li­ło niż łączy­ło. To nie­zro­zu­mie­nie prze­ro­dzi­ło się powo­li w nie­chęć i nie­na­wiść. Łacin­ni­cy żywi­li do Gre­ków uczu­cia będą­ce połą­cze­niem zawi­ści i pogar­dy, pocho­dzą­ce z bar­dziej lub mniej uświa­do­mio­ne­go poczu­cia niż­szo­ści. Zarzu­ca­li Gre­kom, że są znie­wie­ścia­li i nie potra­fią bro­nić wła­snych gra­nic, a zwłasz­cza to, że są boga­ci. Jest to odru­cho­wy sto­su­nek wojow­ni­ka bar­ba­rzyń­skie­go i bied­ne­go do cywi­li­zo­wa­ne­go bogacza.(5)


Tak­że i tra­dy­cja poli­tycz­na była odmien­na. Ludzie Zacho­du, dla któ­rych głów­ną zale­tą poli­tycz­ną była wier­ność – dobra wia­ra – feu­dal­ni krzy­żow­cy uwa­ża­li meto­dy bizan­tyj­skie, prze­sy­co­ne racją sta­nu, za fary­ze­izm. Jest to bowiem u nich powszech­nie przy­ję­te mnie­ma­nie, że niko­mu nie moż­na mieć za złe krzy­wo­przy­się­stwa, popeł­nio­ne­go dla spra­wy świę­te­go cesar­stwa.(6) Odpo­wie­dzią na łaciń­ską nie­na­wiść jest grec­kie pogar­dli­we spo­glą­da­nie na chrze­ści­jan zachod­nich dzier­żą­cych krzyż Chry­stu­so­wy w pra­wi­cy, a miecz w lewi­cy.


Anna Kom­ne­na, cór­ka cesa­rza Alek­se­go, któ­ra widzia­ła krzy­żow­ców, opi­su­je ich jako pro­sta­ków pyszał­ko­wa­tych i gada­tli­wych bar­ba­rzyń­ców, z któ­ry­mi nie spo­sób dojść do poro­zu­mie­nia. Krzy­żow­cy to wojow­ni­cy, zaś Gre­cy, to ludzie dyplo­ma­cji, ukła­dów, któ­rzy brzy­dzą się woj­ną, a idea świę­tej woj­ny jest im obca, bo czy moż­na być czło­wie­kiem bożym i czło­wie­kiem krwi, któ­ry oddy­cha mordem?(7) Ponad to wszyst­ko budzi u Bizan­tyj­czy­ków zgro­zę chci­wość ludzi Zacho­du.


Nie­wąt­pli­wie unia kościel­na, czy­li nawią­za­nie przy­ja­znych sto­sun­ków Rzy­mu zBi­zan­cjum, nie­mal nie­ustan­nie była na porząd­ku dzien­nym. Roko­wa­nia odby­wa­no za pano­wa­nia Alek­se­go I w roku 1098, Jana II w 1141 roku, Alek­se­go III w 1197 roku, nie­mal za każ­de­go cesa­rza od poło­wy XIII wie­ku aż do roku 1453. Unia zosta­ła na pozór nawet doko­na­na na sobo­rze w Lyonie w roku 1274, zaś po raz ostat­ni na sobo­rze flo­renc­kim w 1439 roku.


Jed­nak napa­dy na cesar­stwo – w roku 1081 Rober­ta Guiskar­da, Boemun­da w 1083 roku, a nade wszyst­ko zdo­by­cie Kon­stan­ty­no­po­la przez krzy­żow­ców 13 kwiet­nia 1204 roku było bar­ba­rzyń­stwem. Wszyst­ko to było wyni­kiem fun­da­men­tal­ne­go bra­ku zro­zu­mie­nia kul­tu­ry, reli­gii, cere­mo­nia­łu, odwiecz­nej grzecz­no­ści zasty­głej w ety­kie­tę, któ­rej krzy­żow­cy nie mogli zro­zu­mieć i prze­ciw­sta­wia­li swo­ją naiw­ną pro­sto­tę. Gdy w 1097 roku – jak pisze Le Goff – Alek­sy I przyj­mo­wał lota­ryń­skich krzy­żow­ców, jeden z nich, ziry­to­wa­ny ety­kie­tą kul­tu­ry, usiadł na tro­nie basi­leu­sa. Podob­ną reak­cję spo­ty­ka­my u Fran­cu­zów pod­czas dru­giej wypra­wy krzy­żo­wej. Ludwi­ka i jego dowód­ców nie­po­ko­iły manie­ry posłów greckich.(8) Nice­tas Cho­nia­tes pisał: sami Sara­ce­ni są dobrzy i lito­ści­wi w porów­na­niu z tymi ludź­mi, któ­rzy noszą krzy­że Chry­stu­so­we na ramie­niu.(9)


Koń­co­wy wynik łaciń­skiej zazdro­ści to szturm i splą­dro­wa­nie Nowe­go Rzy­mu, ta okrut­na rzeź męż­czyzn, kobiet i dzie­ci oraz gra­bie­że, w któ­rych nasy­ci­ły się nie­na­wiść i zazdrość wyznaw­ców Chry­stu­sa.


Otwar­cie drzwi


Kru­cja­ty wyrzą­dzi­ły ogrom­ne szko­dy chrze­ści­jań­stwu Wschod­nie­mu jak i Zachod­nie­mu. Gdy papież Urban II wzy­wał ludy Zacho­du do udzie­le­nia pomo­cy i ratun­ku Cesar­stwu Bizan­tyj­skie­mu miał na myśli dobro­dziej­stwo. Jed­nak dziw­ne było to dobro, ponie­waż w wyni­ku owe­go ratun­ku chrze­ści­jań­stwo wschod­nie zna­la­zło się pod jarz­mem nie­wier­nych, a krzy­żow­cy zro­bi­li wszyst­ko, aby już nigdy nie pod­nio­sło się z upad­ku. Po osie­dle­niu się na Wscho­dzie, krzy­żow­cy trak­to­wa­li grec­kich chrze­ści­jan, swych pod­da­nych nie lepiej niż muzuł­ma­nie, a nawet gorzej. Inge­ro­wa­li w spra­wy reli­gij­ne narzu­ca­jąc łaciń­ską litur­gię oraz łaciń­skich duchow­nych. A kie­dy opusz­cza­li w popło­chu Bli­ski Wschód pozo­sta­wi­li auto­chto­nów na łasce nowych panów.


Tra­ge­dią chrze­ści­jań­stwa zachod­nie­go i ugrun­to­wa­nia schi­zmy był fakt nie­zro­zu­mie­nia Bizan­cjum, a znisz­cze­nie go dopro­wa­dzi­ło do powsta­nia ran, któ­re nigdy się nie zabliź­ni­ły. We wszyst­kich cza­sach spo­ty­ka się poli­ty­ków, któ­rzy głę­bo­ko wie­rzą, że gdy­by naro­dy połą­czy­ły się, to na pew­no doszły­by do poro­zu­mie­nia. Jest to fatal­ne nie­po­ro­zu­mie­nie. Póki Bizan­cjum i sto­li­ce Zachod­niej Euro­py mia­ły kon­takt dość luź­ny, pano­wa­ły mię­dzy nimi sto­sun­ki przy­ja­zne. Piel­grzy­mi zachod­ni i woj­sko najem­ne spo­ty­ka­ło się w metro­po­lii cesar­stwa z życz­li­wym przy­ję­ciem i po powro­cie do swo­ich stron ojczy­stych opo­wia­da­li o cudach w tym wspa­nia­łym mieście,(10) jed­nak było ich nie­wie­lu i nie docho­dzi­ło do tarć.


Nie­ustan­nie jed­nak­że docho­dzi­ło do sprze­czek natu­ry reli­gij­nej, ale w porę kość nie­zgo­dy dzie­lo­no, jed­nak do cza­su. Kie­dy jed­nak Nor­ma­no­wie posta­no­wi­li zdo­być nowe prze­strze­nie życio­we, a kru­cja­ty w ich mnie­ma­niu były gestem otwar­tej ręki wstro­nę cesar­stwa, to w rozu­mie­niu Bizan­cjum było to qui pro quo. Od począt­ku ruchu kru­cja­to­we­go powsta­ło zasad­ni­cze nie­po­ro­zu­mie­nie. Cesarz uwa­żał, że jego chrze­ści­jań­skim obo­wiąz­kiem jest przy­wró­ce­nie daw­nych gra­nic swe­go cesar­stwa, ponie­waż jego pań­stwo sta­no­wi bastion przed Tur­ka­mi, któ­rych uwa­żał za głów­nych wro­gów chrze­ści­jań­stwa. Krzy­żow­cy nato­miast chcie­li dotrzeć do Zie­mi Świę­tej iwy­ru­szy­li na świę­tą woj­nę prze­ciw nie­wier­nym róż­nych naro­do­wo­ści. Przy­wód­cy kru­cjat nie rozu­mie­li poli­ty­ki cesar­stwa, a lud­ność zachod­nia zna­la­zł­szy się na Wscho­dzie, zna­la­zła się w kra­ju o odmien­nej kul­tu­rze, reli­gii, języ­ku, a to nie­któ­rym wystar­czy­ło, by uznać ją za wro­gą i god­ną znisz­cze­nia.


Zachod­nim chrze­ści­ja­nom nigdy nie przy­szło do gło­wy, że ich zacho­wa­nie budzi znie­chę­ce­nie i roz­cza­ro­wa­nie wschod­nich Bra­ci w wie­rze. Gdy­by decy­zja zale­ża­ła od pospól­stwa, a nie od przy­wód­ców kru­cjat, zapew­ne Kon­stan­ty­no­pol został­by znacz­nie wcze­śniej splą­dro­wa­ny. Jed­nak­że z począt­ku przy­wód­cy kru­cjat sta­wia­li na pierw­szym miej­scu speł­nie­nie swe­go chrze­ści­jań­skie­go obo­wiąz­ku i hamo­wa­li pod­le­głych im ludzi. Ludwik VII nie posłu­chał moż­nych panów i bisku­pów, aby chwy­cić za broń prze­ciw chrze­ści­jań­skie­mu mia­stu, a Fry­de­ryk Bar­ba­ros­sa, któ­re­mu uśmie­chał się ten pomysł, powścią­gnął swój gniew i omi­nął sto­li­cę cesar­stwa. Dopie­ro chci­wi cyni­cy, któ­rzy sta­nę­li na cze­le czwar­tej kru­cja­ty, wyzy­ska­li chwi­le sła­bo­ści Bizan­cjum i uknu­li jej zgubę.(11) Poczę­te w grze­chu Cesar­stwo Łaciń­skie było wątłym nie­mow­lę­ciem, dla któ­re­go Zachód poświę­cił swe dzie­ci z Zie­mi Świę­tej.


Papie­żom bar­dziej zale­ża­ło na pod­po­rząd­ko­wa­niu sobie Gre­ków niż na oswo­bo­dze­niu Jero­zo­li­my. Kru­cja­ty prze­ro­dzi­ły się w ruch, któ­re­go celem było narzu­ce­nie supre­ma­cji Kościo­ła Zachod­nie­go, a nie obro­na chrze­ści­jań­stwa. To jedy­nie ugrun­to­wa­ło schi­zmę, któ­ra w począt­kach swe­go ist­nie­nia dotknę­ła jedy­nie hie­rar­chów. Nato­miast kru­cja­ty uświa­do­mi­ły prze­cięt­ne­mu Gre­ko­wi róż­ni­ce kul­tu­ro­we, języ­ko­we, a nade wszyst­ko reli­gij­ne. W takich to oko­licz­no­ściach oby­wa­te­le cesar­stwa pozna­li chrze­ści­jań­skich bra­ci zachod­nich z jak naj­gor­szej strony.(12) Nadzie­ja na przy­wró­ce­nie jed­no­ści w okre­sie wypraw krzy­żo­wych była tak nie­wiel­ka, że patriar­cha Kon­stan­ty­no­po­la – Michał III powie­dział, że nie tak cięż­ko jest zno­sić jarz­mo maho­me­tan, jak osią­gnąć poro­zu­mie­nie z łacin­ni­ka­mi w spra­wach obrząd­ku i wiary.(13)


Dąże­nie państw zachod­nich do sko­lo­ni­zo­wa­nia ziem bizan­tyj­skich oka­za­ło się kata­stro­fal­ne w skut­kach, nie uła­twi­ło to poro­zu­mie­nia mię­dzy Rzy­mem, aKon­stan­ty­no­po­lem jak pier­wot­nie sądzo­no. Pró­by, jakie podej­mo­wał Zachód – nie rezy­gnu­jąc z wła­snych żądań, roz­bi­ja­ły się o mur wol­no­ści Gre­ków. Krzy­żow­cy uwa­ża­li, że jedy­nie Sto­li­ca Apo­stol­ska ma ide­al­ny spo­sób myśle­nia i dzia­ła­nia. Zjed­no­cze­nie w mnie­ma­niu nie­któ­rych przy­wód­ców kru­cjat mogło nastą­pić jedy­nie wwy­ni­ku wchło­nię­cia Wscho­du przez Zachód, a było tra­gicz­nym nie­po­ro­zu­mie­niem.


Prin­ci­pia i czas schi­zmy


Datą, któ­rą na ogół przyj­mu­je świat za począ­tek schi­zmy mię­dzy Rzy­mem, aKon­stan­ty­no­po­lem, jest rok 1054. Zatar­gi, jakie wów­czas mia­ły miej­sce mię­dzy Micha­łem Ceru­la­riu­szem, a kar­dy­na­łem Hum­ber­tem, były szka­rad­nym i gorz­kim epi­zo­dem w dzie­jach Kościo­ła, i nie­wąt­pli­wie przy­czy­ni­ły się do stwo­rze­nia atmos­fe­ry dla przy­szłej schi­zmy, któ­ra utrwa­li­ła się w cza­sie trwa­nia wypraw krzy­żo­wych.


Dzi­siaj prze­cięt­ny duchow­ny uwa­ża, że począt­kiem schi­zmy jest nie­uda­na misja kar­dy­na­ła Hum­ber­ta, nato­miast nie­któ­rzy grec­cy duchow­ni uwa­ża­ją, że sygna­tu­rą schi­zmy jest brak imie­nia papie­skie­go w dyp­ty­chach Kościo­łów Wschod­nich. Ale jest mało praw­do­po­dob­ne, by Kościo­ły znaj­do­wa­ły się w trwa­łej schi­zmie od roku 1009, kie­dy to Kon­stan­ty­no­pol po raz ostat­ni wymie­nił imię papie­ża w dyp­ty­chach.


W rze­czy­wi­sto­ści nie spo­sób podać ści­słej daty. Wyni­ka to z cha­rak­te­ru schi­zmy. Schi­zmę nale­ży roz­pa­try­wać na kil­ku płasz­czy­znach. Kwe­stie teo­lo­gicz­ne, nie były samym przez się atry­bu­tem schi­zmy. Roz­łam powsta­wał powo­li, a gdy ostat­nie ogni­wo puści­ło nikt nie był wsta­nie zapa­no­wać nad róż­ni­ca­mi, jakie powsta­ły na prze­strze­ni wie­ków. Idea kru­cjat mia­ła zbli­żyć odmien­ne Kościo­ły, ale wrze­czy­wi­sto­ści tak je podzie­li­ła, że nikt nie myślał już o inte­gro­wa­niu obu odmien­nych Kościo­łów. Wpraw­dzie zda­rza­ły się pró­by jed­no­cze­nia, ale mia­ły one jedy­nie wymiar poli­tycz­ny.


Być może, iż z uwa­gi na odmien­ność oby­cza­jów, inte­re­sów i poglą­dów roz­łam mię­dzy Wscho­dem, a Zacho­dem był nie­unik­nio­ny. Jed­nak czy na pew­no? Wypra­wy były bar­ba­rzyń­stwem, a raczej posta­wa ich rycer­stwa, któ­re pra­gnę­ło tyl­ko korzy­ści nie widzą skut­ków wła­sne­go dzia­ła­nia. Osad­ni­cy fran­koń­scy, któ­rzy zamiesz­ka­li na zie­miach bizan­tyj­skich, oży­wi­li wpraw­dzie swym powierz­chow­nym i roman­tycz­nym dyna­mi­zmem wzgó­rza i doli­ny Gre­cji, ale nie mie­li żad­ne­go przy­go­to­wa­nia do zro­zu­mie­nia dłu­giej tra­dy­cji kul­tu­ro­wej tego kra­ju.


To wszyst­ko wpły­wa­ło na miesz­kań­ców cesar­stwa ujem­nie. Widzie­li więc w zachod­nich przy­by­szach jedy­nie nie­okieł­zna­nych zwy­rod­nial­ców. Kul­tu­ra Bizan­cjum mimo upo­ko­rzeń kru­cja­ta­mi iwzro­stem wro­gich nastro­jów wytrzy­ma­ła szok czwar­tej kru­cja­ty. Wiel­ka sztu­ka pod­nio­sła się z mara­zmu, jakie wywo­ła­ła czwar­ta krucjata.(14) Jed­nak­że poli­tycz­ny fun­da­ment Cesar­stwa nie­bez­piecz­nie się zary­so­wał. W isto­cie od 1204 roku nie było to już impe­rium, ale jed­no z wie­lu państw, o nie­mal rów­nej sile. Wro­gość państw zachod­nich wywo­ła­na przez krzy­żow­ców posta­wi­ła Bizan­cjum w sytu­acji, w któ­rej nie mogło dużej już bro­nić chrze­ści­jań­stwa przed napo­rem Tur­ków. Krzy­żow­cy zpre­me­dy­ta­cją znisz­czy­li to przed­mu­rze, przy­czy­nia­jąc się do przy­pie­czę­to­wa­nia ist­nie­ją­cych już podzia­łów. Rze­czy­wi­sty­mi męczen­ni­ka­mi kru­cjat byli nie ryce­rze pole­gli pod Akką czy Hit­ti­nem, lecz nie­win­ni chrze­ści­ja­nie z Bał­ka­nów, Ana­to­lii, Syrii, Kon­stan­ty­no­po­la, któ­rych wyda­no na pastwę prze­śla­do­wań i nie­wo­li. (15)


Nie­po­wo­dze­nie wypraw było czymś nie­po­ję­tym dla krzy­żow­ców. Nie mogąc zro­zu­mieć, pra­wie za każ­de pyr­ru­so­we zwy­cię­stwo obwi­nia­li Bizan­cjum. Prze­cież chwy­ta­li w dłoń miecz i to w imię Wszech­mo­gą­ce­go, a więc wedle wszel­kich racji wia­ry powin­ni byli zwy­cię­żyć. Byli prze­ko­na­ni, że jakaś nie­czy­sta siła niwe­czy ich pla­ny i marze­nia. Z począt­ku za swe nie­po­wo­dze­nia obwi­nia­li schi­zma­tyc­kich Gre­ków, któ­rzy nie chcie­li uznać świę­tych miejsc krzy­żow­ców. Te oskar­że­nia były bez­pod­staw­ne. One to wywar­ły tak głę­bo­kie poru­sze­nie wśród Wschod­nich chrze­ści­jan, że zapo­mnia­no o jed­nej wie­rze, a pobu­dzo­no zapal­czy­wość do tego, co Zachod­nie.


Jed­nak­że po czwar­tej kru­cja­cie zasła­nia­nie się tą argu­men­ta­cją sta­ło się bez­pod­staw­ne, w dodat­ku zaś spra­wa przy­bie­ra­ła coraz bar­dziej nie­po­myśl­ny obrót. Kazno­dzie­je mora­li­ści wystę­po­wa­li z twier­dze­niem, że krzy­żow­cy obra­zi­li Boga. Była w tym jakaś praw­da. W isto­cie przy­czy­ną klęsk wypraw – świę­tej woj­ny, było nie tyle zepsu­cie i grzech, co zwy­czaj­na głu­po­ta. Jed­nak­że ludzie mają w swej natu­rze to, że bar­dziej uwa­ża­ją się za grzesz­ni­ków niż głup­ców. Żaden z krzy­żow­ców nigdy by się nie przy­znał, że przy­czy­ną upad­ku kru­cjat i pogłę­bie­nia się prze­pa­ści mię­dzy Wscho­dem, a Zacho­dem była tępa, cia­sna igno­ran­cja.


Głów­nym moto­rem wypraw była wia­ra w obro­nie chrze­ści­jań­stwa wschod­nie­go, jed­nak naiw­ność i pro­stac­two wcią­ga­ło krzy­żow­ców w pułap­ki. Cza­sem auten­tycz­na wia­ra szła w parze z chci­wo­ścią. Nie­wie­lu chrze­ści­jan uwa­ża­ło, że służ­ba Boża nie licu­je z cią­gnię­ciem korzy­ści mate­rial­nych. Wier­ni zaś poczy­ty­wa­li za słusz­ne igo­dzi­we, by wojow­ni­cy Chry­stu­sa zabie­ra­li nie­wier­nym, a przy tym i wschod­nim chrze­ści­ja­nom, zie­mie i doby­tek. Za spra­wie­dli­we ucho­dzi­ło obra­bo­wy­wa­nie kace­rzy ischi­zma­ty­ków. Żądza zło­ta i sła­wy pobu­dza­ła ich do dzia­ła­nia czę­sto na szko­dę jed­no­ści chrze­ści­jań­skiej. Pożą­dli­wość i zachłan­ność to kar­ko­łom­ni dorad­cy. Rodzi się z nich gorącz­ko­wość, ponie­waż czło­wiek żyje krót­ko, a szyb­ko chce osią­gnąć suk­ces. Ta żądza suk­ce­su przy­czy­ni­ła się do zaciem­nie­nia, a zara­zem utrwa­le­nia podzia­łu mię­dzy łacin­ni­ka­mi, a gre­ka­mi.


Sytu­ację pogar­sza­ły nie­ustan­ne kon­flik­ty mię­dzy osad­ni­ka­mi fran­koń­ski­mi na Wscho­dzie, a przy­by­sza­mi z Zacho­du, któ­rzy pra­gnę­li w rów­nym stop­niu wal­czyć znie­wier­ny­mi i zro­bić karie­rę. Obie te gru­py patrzy­ły na woj­nę z róż­ne­go punk­tu widze­nia. Omo­ta­ni chci­wo­ścią, zawi­ścią, nie­uf­no­ścią, intry­gą, w nie­wie­lu kam­pa­niach mogli odnieść suk­ces. Do nie­ustan­nych swa­rów przy­czy­nia­ła się zazdrość. Kolo­ni­ści uczy­li się spo­so­bów wal­ki swych wro­gów. Poza tym przy­zwy­cza­ili się do kli­ma­tu. Lecz dla nowo przy­by­łych krzy­żow­ców grec­ki świat był cał­ko­wi­cie obcy, a duma czę­sto nie pozwa­la­ła im przy­znać się do nie­wie­dzy. Do swych roda­ków – kolo­ni­stów – nie czu­li sym­pa­tii, a Bizan­tyj­czy­ków nie chcie­li słu­chać. Tak więc wszyst­kie wypra­wy popeł­ni­ły błę­dy, któ­re odbi­ły się na jed­no­ści Wschod­nich i Zachod­nich uczniów Chry­stu­sa.


Nie moż­na pomi­nąć fak­tu, że wypra­wy były bar­dzo kosz­tow­ne. Praw­dą jest, że wło­scy kup­cy zara­bia­li kro­cie na kru­cja­tach, moż­no­wład­cy zachod­ni, spo­dzie­wa­li się po wypra­wie szyb­kiej rekom­pen­sa­ty w wiel­kich wło­ściach. Pod­czas trwa­nia wypraw nie zna­le­zio­no ludzi, przy­wód­ców i dyplo­ma­tów, któ­rzy mogli­by poświę­cić czas ima­ją­tek na reali­zo­wa­nie zamie­rzeń papie­stwa, a tym samym unik­nąć utrwa­le­nia schi­zmy mię­dzy Kościo­ła­mi o róż­nych poglą­dach dok­try­nal­nych, litur­gicz­nych.


Wpływ kru­cjat na cywi­li­za­cję muzuł­ma­nów


Głów­ne ośrod­ki wschod­niej kul­tu­ry znaj­do­wa­ły się na wscho­dzie, wKon­stan­ty­no­po­lu, Kairze, Bag­da­dzie, Damasz­ku, Alek­san­drii, Akk­ce. Z koń­cem kru­cjat prze­su­nę­ły się one do Ita­lii i państw zachod­nich. Wpraw­dzie kru­cja­ty nie były jedy­ną przy­czy­ną deka­den­cji kul­tu­ry świa­ta bli­skow­schod­nie­go. Już najaz­dy turec­kie pod­cię­ły korze­nie kali­fa­tu abba­sydz­kie­go w Bag­da­dzie. A najazd mon­gol­ski wyrzą­dził jesz­cze więk­sze szko­dy niż krzyżowcy.(16) Wpraw­dzie za tę inwa­zję nie moż­na obwi­niać chrze­ści­jan zachod­nich, ale gdy­by nie kru­cja­ty, Ara­bo­wie mie­li by więk­sze moż­li­wo­ści sta­wia­nia czo­ła napo­ro­wi mon­gol­skie­mu. Zabor­cze pań­stwa Fran­ków były ropie­ją­cą raną, o któ­rej Ara­bo­wie nie zapo­mnie­li na moment. Póki owa rana dawa­ła się we zna­ki, nie mogli zwró­cić swej uwa­gi na inne pro­ble­my.


Praw­dzi­we szko­dy wyrzą­dzo­ne isla­mo­wi przez kru­cja­ty były natu­ry bar­dziej sub­tel­niej­szej. Pań­stwo muzuł­mań­skie sta­no­wi­ło teo­kra­cję, któ­rej poli­tycz­ne suk­ce­sy zale­ża­ły od kali­fa­tu. Najazd krzy­żow­ców nastą­pił w momen­cie, kie­dy kali­fat abba­sydz­ki nie miał ani poli­tycz­nych, ani mili­tar­nych sił do pode­rwa­nia isla­mu prze­ciw­ko agre­so­rom, a kali­fo­wie faty­midz­cy, jako here­ty­cy, nie mogli liczyć na posłuch wier­nych odda­nych pra­wo­wi­tej wie­rze Maho­me­ta. Przy­wód­cy, któ­rzy odnie­śli wie­le zwy­cięstw nad chrze­ści­ja­na­mi, byli ludź­mi dale­ko­wzrocz­ny­mi jak Nur ad-Din czy Sala­dyn.


Dodat­ko­wo więk­sze szko­dy świę­ta woj­na wyrzą­dzi­ła isla­mo­wi w sfe­rze ducho­wej. Wszel­kie reli­gie, któ­re opie­ra­ją się na obja­wie­niu, prze­ja­wia­ją z natu­ry swo­jej skłon­no­ści do repul­sji dla inno­wier­ców. Islam wszak­że w swo­im zara­niu był tolerancyjny.(17) Maho­met uwa­żał, że żydom i chrze­ści­ja­nom praw­dy zosta­ły obja­wio­ne, ale nie cał­ko­wi­cie tyl­ko czę­ścio­wo, dla­te­go uwa­żał, że nie nale­ży prze­śla­do­wać star­szych bra­ci w wie­rze. Okrut­na nie­to­le­ran­cja krzy­żow­ców wywo­ła­ła rosną­ce wstecz­nic­two muzuł­ma­nów. Głę­bo­ki huma­ni­ta­ryzm Sala­dy­na i jego rodzi­ny stał się wkrót­ce rzad­ko­ścią wśród wyznaw­ców isla­mu. Już za cza­sów mame­lu­ków muzuł­ma­nie byli rów­nie pry­mi­tyw­ni jak Fran­ko­wie. Jed­ny­mi z pierw­szych ofiar tej nie­to­le­ran­cji sta­li się ich chrze­ści­jań­scy pod­da­ni. Odtąd nigdy już nie łączy­ła ich zsą­sia­da­mi i zwierzch­ni­ka­mi muzuł­mań­ski­mi daw­na bli­ska zaży­łość. Zamar­ło ich życie umy­sło­we, a w kon­se­kwen­cji skoń­czył się tak­że posze­rza­ją­cy się wpływ chrze­ści­jań­stwa na islam.(18)


Jakub Bar­to­szew­ski


:: Pozo­sta­łe czę­ści cyklu w dzia­le “Histo­ria Kościo­ła”


1. Niniej­sza pro­ble­ma­ty­ka zosta­ła pod­ję­ta prze­ze mnie w Prze­glą­dzie Pra­wo­sław­nym w nume­rze 4 w kwiet­niu 2006r na stro­nach 34–37. Nato­miast w niniej­szym teście posze­rzo­no zagad­nie­nia o nie­któ­re wyda­rze­nia.


2. Por. W i M Hro­cho­wie, W obro­nie gro­bu Chry­stu­sa, War­sza­wa 1992, s. 241 – 244.


3. Por. E. Szfrań­ski, Pod­ręcz­nik pra­wa kano­nicz­ne­go, War­sza­wa 1985, s. 61 – 62.


J. Le Goff, Kul­tu­ra śre­dnio­wiecz­nej Euro­py, War­sza­wa 1994, s. 151.


4. Por. tam­że, s. 152.


5. Tam­że, s. 153.


6. Por. M. D. Know­les i D. Obo­len­sky, Histo­ria Kościo­ła , t. II, War­sza­wa 1988, s. 247.


7. Por. J. Le Goff, dz. cyt., s. 153.


8. Tam­że, s. 155.


9. Por. W. M. Chwa­sto­wa i S. W. Bachru­szyn, Histo­ria dyplo­ma­cji do 1871 roku, t, I, Moskwa 1959, s. 111 – 113.


10. Por. S. Run­ci­mian, Dzie­je wypraw krzy­żo­wych, t, III, War­sza­wa 1987, s. 440.


11. Por. B. Kumor, Histo­ria Kościo­ła, t. IV, Lublin 1984, s. 68.


12. Por. F. J. Vogel, Rzym i Kościł Wschod­ni, Auschaf­fen­burg 1961, s. 21.


13. Por. S. Run­ci­mian, Dzie­je wypraw krzy­żo­wych, dz. cyt., s. t. III, s. 440.


14. Por. Por. S. Run­ci­mian, Dzie­je wypraw krzy­żo­wych, dz. cyt., s. t. III, s. 442.


15. Por. P. M. Holt, Bli­ski Wschód od wypraw krzy­żo­wych do 1517 roku, War­sza­wa 1993, s. 198 – 203 i 243.


16. Por. S. Run­ci­mian, Dzie­je wypraw krzy­żo­wych, dz. cyt., t. III, s. 439.


17. Por. J. Bar­to­szew­ski, Smu­tek kru­cjat, Prze­gląd Pra­wo­sław­ny 4(249), kwie­cień 2006, s. 37.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.