- 25 lipca, 2016
- przeczytasz w 6 minut
Czy ewangelicy są winni, że sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu zignorowała terminowo złożony wniosek o ustanowienie roku 2017 Rokiem Reformacji? Zdaniem Janusza Buzka wyrok powinien brzmieć: „winni”.
Gutmensch Janusz Buzek
Czy ewangelicy są winni, że sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu zignorowała terminowo złożony wniosek o ustanowienie roku 2017 Rokiem Reformacji? Zdaniem Janusza Buzka wyrok powinien brzmieć: „winni”.
Pan Janusz Buzek, od momentu przejścia z Platformy Obywatelskiej do partii Polska Razem ZP, usilnie stara się odgrywać rolę ambasadora interesów tzw. prawicy w środowisku ewangelickim, do czego ma zresztą pełne prawo. Ten specyficzny apostolat jest też z pewnością ewenementem w szeregach obecnie rządzących – Ślązak i ewangelik, a ci – jak powszechnie wiadomo – głosują podobnie jak prawosławni na Podlasiu. Inaczej. Nie miejsce i czas, by zagłębić się w interakcje konfesyjności i poglądów politycznych, niemniej odnoszę wrażenie, że przez zaprzeczanie faktom Janusz Buzek wyraża… lęk, który zarzucił mnie i Jarosławowi Makowskiemu na swoim blogu.
W swoim imieniu mogę powiedzieć, że nie odczuwam lęków, ani lęku wobec Kościoła rzymskokatolickiego, ani tym bardziej wobec partii politycznych. Odczuwam za to lęk w słowach Janusza Buzka, broniącego przegranej sprawy: braku poszanowania dobrych obyczajów parlamentarnych, państwa prawa, szacunku wobec mniejszości wyznaniowych. Całość nadrabia Janusz Buzek specyficzną apologią decydentów i wezwaniem do ewangelickiego rachunku sumienia na tę okoliczność.
Myślę, że gdzie jak gdzie, ale w Kościele ewangelicko-augsburskim, czy w ogóle w tradycji luterańskiej, pokuta i wyznanie winy jest czymś właściwym, bo wpisanym w nasze wyznaniowe DNA – od pokuty wszystko się zaczęło, od winy i jej zrozumienia. Myślę również, że ewangelicy są winni wielu zaniedbaniom w przestrzeni publicznej – wynika to nie tylko z ograniczonych możliwości, ale też z obawy, że wypowiadane słowa mogą zostać odebrane jako awanturnictwo i zbytnie podnoszenie głowy, a to przecież nie po ewangelicku. W sprawie Roku Reformacji zadziałały jednak inne mechanizmy, które pan Janusz Buzek relacjonuje niejako z drugiej ręki.
Ad meritum:
- Władze Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce wielokrotnie i na różnych szczeblach spotykały się z przedstawicielami władz państwowych, nie tylko przy okazji opłatkowo-ekumenicznej. Kontakty, o ile mi wiadomo, były dość intensywne, a poruszane tematy różnorodne. Przedstawiciele parlamentu bywali w Centrum Luterańskim, reprezentanci Kościoła spotykali się z czynnikami rządowymi. Nie jest więc tak, że Kościół w najlepsze milczał i nic nie robił w relacjach z władzami. Kościół był i jest obecny w szeroko rozumianej przestrzeni publicznej.
- Przypomnijmy, że w Polsce niedawno zmieniła się władza – jest inny parlament i inny rząd. Jest też inny prezydent. W kwestii patronatów należy wskazać, że z inicjatywy Prawa i Sprawiedliwości (PiS) zmieniono regulamin sejmowy, w tym komisji sejmowych. Wniosek Kościoła ewangelicko-augsburskiego złożony został w terminie i był dobrze przygotowany, co przyznaje sam Janusz Buzek, a jednak się nie udało. Sprawę koordynowała pani poseł Urszula Pasławska, swój ogromny wkład miał red. Cezary Gmyz, który również prowadził rozmowy zakulisowe. Odbywały się liczne spotkania i konsultacje. Wykonano sporo pracy. Ponieważ w dniu składania wniosku, a także dzień po byłem w Sejmie, wiem, że wielu posłów, w tym znanych z pierwszych stron gazet, miała wręcz żal, że nie mogła się podpisać pod wnioskiem. Słusznie postawiono na różnorodność środowisk/osób. Rozmawiałem z dwoma posłami, z których jeden, należący do PiS, podpisał się po naszej rozmowie pod wnioskiem. Nie piszę tego, aby dodać sobie animuszu, bo chwalić się w świetle zaistniałych faktów nie ma czym, ale by pokazać, że działania prowadzone były na różnych płaszczyznach, przez różne osoby – zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie.
- Nic to jednak nie dało, bo mimo uwag, dotyczących procedowania nad wnioskami i ich zasadnością, nie umożliwiono procedowania nad uchwałą ws. Roku Reformacji i nie tylko. Posłowie spotkali się z arogancją większości. Obrady komisji zostały przerwane już po ustaleniu pięciu patronów 2017 roku. Uchwały głosowano po kolei i arytmetyka była bezlitosna. Wbrew obowiązującym zasadom i na życzenie rzymskokatolickiej Konferencji Episkopatu Polski, zaserwowano legislacyjne last minute – dorzucono o. Honorata Koźmińskiego – w co nie mógł nawet uwierzyć red. Gmyz. Wszystkie inne wnioski, w tym reformacyjny, znalazły się (nomen omen) w czyśćcu i sprawie ukręcono łeb. Nie przyjęto ich ani też nie odrzucono. Sprytnie. Jak wyglądała dyskusja w komisji, jak argumentowano za “nierocznicowymi” patronatami, kto miał wpływ na podejmowanie decyzji przez komisję, co/kto było punktem odniesienia, można szczegółowo przeczytać tutaj.
Można, oczywiście, podejmować rozważania natury pocieszającej, twierdząc, że polskim protestantom Rok Reformacji do szczęścia jest niepotrzebny i nie ma się czym przejmować, podobnie jak nową prawdą historyczną o Biblii Jakuba Wujka. Szczęście polskich spadkobierców Reformacji nie zależy od uchwał sejmowych. Niemniej sprawa potraktowania wniosku, fakt, z jaką nonszalancją i ignorancją wielu odnosi się do reformacyjnego dziedzictwa, a także ostatnie wydarzenia z publikacjami MSZ wyraźnie pokazują ducha obowiązującego w nowej, polskiej rzeczywistości: ma być jednolicie, mundurkowo, jednokulturowo i możliwie jednowyznaniowo. Prezentowane w wielu wypowiedziach (nie tylko w sieci) komentarze, że nie wolno świętować rozłamu, że czego ci ewangelicy w ogóle chcą itd., pokazują mit polskiej tolerancji, brak odwagi i chęci czerpania z autentycznie paneuropejskiego nerwu naszej historii. Reformacja zakłóca wizję Polski katolickiej, widziana jest jako element niepożądany lub co najwyżej sezonowy, podobnie zresztą jak inne mniejszości dopieszczane z okazji ekumenicznego karnawału, prawosławnych uroczystości na Hajnówce i Pamiątki Reformacji z VIP-owskim udziałem.
Na ironię (naiwność?) zakrawa fakt, że przemówienie prezydenta w Bielsku w Pamiątkę Reformacji, skoncentrowane na bogoojczyźnianych treściach, mogło paradoksalnie nie tylko wzmocnić poczucie wyznaniowego skansenu, czy nawet sprawić wrażenie, że wszystko będzie już tylko lepiej. W końcu zwiastowana przez czynniki rządzące „Polska uwolniona od dyktatury jednej opcji” mogła odnaleźć się w wielobarwnym nurcie wielkich obchodów ukazujących rzeczywistą różnorodność. Zmarnowano szanse, aby pokazać Polskę pluralistyczną. Ewangelikom zasugerowano miejsce w niszy, szafie, a najlepiej w wąsko wydzielonej zagrodzie historycznej, którą zdefiniuje władza.
Nie uważam jednakowoż, że stało się tak, gdyż PiS czy ktokolwiek inny w tym obozie chciał zrobić na złość ewangelikom. Nie! Sprawa jest bardziej bezbarwna i ponura: panuje arogancja w mariażu z ignorancją, ciasnota, brak wrażliwości, wyczucia i wiedzy, co przekłada się na odbiór wielu mechanizmów, zachodzących w polskim społeczeństwie – kiedyś i teraz. W redutach nowej ideologii nie ma miejsca na luterskich cudaków czy jakiś tam podejrzanych cerkiewników – chyba że na modele pokazowo-wystawowe.
To że na Śląsku udało się z Rokiem Reformacji, jest rezultatem ciężkiej pracy ludzi Kościoła, przychylnych publicystów, polityków, historyków, ale też wynika z tradycji regionu i siły liczb, które może aż tak imponujące nie są, ale na tyle zauważalne, by narobić rabanu.
Do pozamerytorycznych zaczepek Janusza Buzka odnosić się nie zamierzam. Po pierwsze dlatego, że pan Janusz Buzek bez żenady pisze o mnie nieprawdę. Po drugie dlatego, że pan Janusz Buzek nie jest zainteresowany rozmową ani do niej merytorycznie przygotowany, czego dowiódł w kontekście ordynacji kobiet, a po trzecie dlatego, że działalność pana Janusza Buzka zorientowana jest na osiągniecie politycznych celów i korzyści.
Funkcjonujemy w różnych rzeczywistościach, a epatowanie tzw. wartościami chrześcijańskimi, pasuje bardziej do barokowo-kontrreformacyjnej, wręcz piotrowo-skargowej narracji niż do rozmowy dwóch ewangelików. Mrzonki o prawicowym etosie, promowaniu Bożego prawa tudzież znana z hejterskich forów frazeologia tropiąca chaos wartości („bałwochwalczy kult” od rewolucji francuskiej) to tylko PR-owskie mamidła w prywatnym projekcie/misji/krucjacie. Na marginesie: w mediach zbliżonych do ośrodka władzy triumfy święcą kaznodzieje (dosłownie) mowy nienawiści, którzy w Reformacji dopatrują się szatańskiego dzieła i ludobójstwa.
Szukanie winnych wśród ewangelików nie jest aktem obiektywizmu czy szczególnym nabożeństwem do pokuty, a właśnie tegoż lęku egzemplifikacją.