Społeczeństwo kobiety w kościele

Mariawityzm — rzymski katolicyzm. To, co łączy — to, co dzieli. Rozmowa z ks. prof. Konradem M. Rudnickim


Przed­sta­wia­my Czy­tel­ni­kom EAI Ekumenizm.pl inte­re­su­ją­cą roz­mo­wę z księ­dzem pro­fe­so­rem Kon­ra­dem M. Paw­łem Rud­nic­kim, wybit­nym teo­lo­giem i astro­no­mem. Histo­ria Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Kościo­ła Maria­wi­tów, dia­log z Kościo­łem rzym­sko­ka­to­lic­kim, Boże Miło­sier­dzie, kapłań­stwo kobiet, dogma­ty i Kościół, i praw­dzi­wa eku­me­nia – to tyl­ko nie­któ­re tema­ty wywia­du, jakie­go ks. Rud­nic­ki udzie­lił EAI Ekumenizm.pl.


Poję­cie „dia­log eku­me­nicz­ny” nie­ob­ce jest chy­ba żad­ne­mu Pola­ko­wi, choć z pew­no­ścią prze­cięt­ni Pola­cy nie­wie­le na ten temat wie­dzą. Jeśli już cokol­wiek sły­szy­my o postę­pie w eku­me­ni­zmie, zazwy­czaj dowia­du­je­my się o postę­pie w roz­mo­wach z pra­wo­sław­ny­mi lub lute­ra­na­mi. Jeśli cho­dzi o wyzna­nia nie­rzym­sko­ka­to­lic­kie Pol­ska jest ojczy­stą zie­mią Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Kościo­ła Maria­wi­tów. Dla­cze­go tak mało wie­my o maria­wi­tach?

Maria­wi­tyzm powstał w zabo­rze rosyj­skim Pol­ski w roku 1893 z impul­su pierw­szych obja­wień Dzie­ła Wiel­kie­go Miło­sier­dzia danych zało­ży­ciel­ce Zgro­ma­dze­nia Maria­wi­tów, Felik­sie Marii Fran­cisz­ce Kozłow­skiej, któ­rą maria­wi­ci nazy­wa­ją poufa­le Matecz­ką. Był to ruch odno­wy Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go wewnątrz zgro­ma­dzeń hono­rac­kich: Zgro­ma­dze­nia Kapła­nów Maria­wi­tówZgro­ma­dze­nia Sióstr Ubo­gich Świę­tej Mat­ki Kla­ry. Jak te zgro­ma­dze­nia, tak i cały ruch maria­wic­ki był skry­ty przed zabor­czy­mi wła­dza­mi. Nie­któ­rzy bisku­pi pozwa­la­li się infor­mo­wać o nim, ale w więk­szo­ści pra­gnę­li wie­dzieć jak naj­mniej, żeby w przy­pad­ku denun­cja­cji nie musieć współ­od­po­wia­dać za „anty­pań­stwo­wą” dzia­łal­ność. Spra­wa maria­wi­tów sta­ła się gło­śna dopie­ro wraz z decy­zja­mi papie­ski­mi mają­cy­mi na celu likwi­da­cję Dzie­ła Wiel­kie­go Miło­sier­dzia. Wro­go­wie maria­wi­ty­zmu mie­li i do dziś mają znacz­nie wię­cej moż­li­wo­ści posłu­gi­wa­nia się pra­są, a póź­niej radiem i tele­wi­zją niż maria­wi­ci. Stąd taka ilość fał­szy­wych, a cza­sem wprost fan­ta­stycz­nych wia­do­mo­ści o maria­wi­tach.

Sta­ro­ka­to­lic­ki Kościół Maria­wi­tów jest wyzna­niem nie­licz­nym, jed­nak wyro­słym z tra­dy­cji kato­lic­kiej — z pol­skiej tra­dy­cji kościel­nej i prak­tyk. To on jako pierw­szy zaczął uży­wać języ­ka pol­skie­go jako litur­gicz­ne­go. Jest smut­nym fak­tem, że przez ponad sto lat te dwa, tak prze­cież bli­skie sobie wyzna­nia, pozo­sta­wa­ły w nega­tyw­nych rela­cjach. Jak postę­pu­je dia­log eku­me­nicz­ny mię­dzy wyzna­niem kato­lic­kim i maria­wic­kim?

Jako czło­nek Komi­sji Mie­sza­nej rzym­sko­ka­to­lic­ko-maria­wic­kiej obec­ny byłem rów­nież przy pierw­szych roz­mo­wach, do któ­rych doszło zale­d­wie przed paro­ma laty. Roz­mo­wy zosta­ły nawią­za­ne z ini­cja­ty­wy Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go. Pomy­śle­li­śmy wów­czas: cze­mu mie­li­by­śmy nie chcieć roz­ma­wiać? Oczy­wi­ście zgo­dzi­li­śmy się. Trze­ba przy­znać, że wie­lo­krot­ne anta­go­ni­zmy, wza­jem­na alie­na­cja obu Kościo­łów dały o sobie znać już na pierw­szym spo­tka­niu. Było ono dopraw­dy dziw­ne! Wszy­scy­śmy się zasta­na­wia­li, o czym wła­ści­wie mamy mówić. W koń­cu z naszej stro­ny padło pro­ste pyta­nie: chcie­li­ście z nami roz­ma­wiać — powiedz­cie, cze­go od nas chce­cie? Rów­nie pro­sta była odpo­wiedź „Chcie­li­by­śmy was poznać”. To świet­nie. Zada­waj­cie pyta­nia. Będzie­my odpo­wia­da­li.

Padły pro­ste pyta­nia: jaka jest nasza dok­try­na, jaka prak­ty­ka sakra­men­tów? Zapy­ta­no o obja­wie­nia naszej Zało­ży­ciel­ki. Były to pierw­sze obja­wie­nia Dzie­ła Wiel­kie­go Miło­sier­dzia Boże­go z lat 1893 — 1918, inte­re­su­ją­ce stro­nę rzym­ską choć­by ze wzglę­du na powtó­rze­nie więk­szo­ści ich tre­ści sio­strze Marii Fau­sty­nie Kowal­skiej w latach trzy­dzie­stych. Wzię­to od nas tek­sty tych obja­wień i pyta­no jak my inter­pre­tu­je­my poszcze­gól­ne ich tre­ści. Te kwe­stie były głów­ny­mi tema­ta­mi wie­lu posie­dzeń. Na ostat­nim posie­dze­niu zde­cy­do­wa­no, że te pyta­nia i odpo­wie­dzi zosta­ną opu­bli­ko­wa­ne. Zaczę­li­śmy się też wspól­nie zaj­mo­wać histo­rią maria­wi­ty­zmu.

No wła­śnie, dla­cze­go maria­wi­tyzm został potę­pio­ny przez Kościół kato­lic­ki?

Nie powie­dział­bym, że przez kato­lic­ki. My też jeste­śmy kato­li­ka­mi. Potę­pił nas tyl­ko Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki. Tu widać róż­ni­cę ter­mi­no­lo­gii. My, podob­nie jak Gre­cy, pod ter­mi­nem ‘kato­li­cyzm’ rozu­mie­my zarów­no pra­wo­sła­wie, rzym­ski kato­li­cyzm jak i sta­ro­ka­to­li­cyzm. Dla Pana ‘kato­lic­ki’, to wyłącz­nie Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki i Kościo­ły unic­kie. Nie jestem skłon­ny uży­wać Pań­skiej ter­mi­no­lo­gii. Niech każ­dy zosta­nie przy swo­jej, ale musi­my rozu­mieć, że pod tymi samy­mi sło­wa­mi rozu­mie­my nie cał­kiem to samo.

Otóż oka­zu­je się, że naj­waż­niej­szy doku­ment doty­czą­cy potę­pie­nia Dzie­ła Wiel­kie­go Miło­sier­dzia przez Waty­kan, mia­no­wi­cie list płoc­kie­go bisku­pa Szem­be­ka do Kon­gre­ga­cji Świę­tej Inkwi­zy­cji, gdzieś w Waty­ka­nie zagi­nął. Zna­la­zły się tyl­ko doku­men­ty o mniej­szej wadze. Nie wie­my więc jakie były istot­ne powo­dy, dla któ­rych roz­wią­za­no Zgro­ma­dze­nie Kapła­nów Maria­wi­tów, a póź­niej suspen­do­wa­no jego poszcze­gól­nych byłych człon­ków. Może uda się o istot­nych moty­wach wywnio­sko­wać z koń­co­wych rzym­skich sfor­mu­ło­wań, któ­re obec­nie stu­diu­je­my.

Gdy suspen­do­wa­no ostat­nich byłych maria­wi­tów, ci na nowo zawią­za­li zgro­ma­dze­nie, wymó­wi­li posłu­szeń­stwo bisku­pom i zaape­lo­wa­li do papie­ża. Odpo­wie­dzią Rzy­mu była eks­ko­mu­ni­ka więk­sza (exco­mu­ni­ca maior), czy­li klą­twa rzu­co­na na maria­wi­tów.

Z tego, co mi wia­do­mo, kler rzym­sko­ka­to­lic­ki na zie­miach pol­skich przy­czy­nił się do nega­tyw­ne­go nasta­wie­nia Rzy­mu do maria­wi­tów.

Nie­wąt­pli­wie.

Waty­kan, w pierw­szych latach dzia­łal­no­ści maria­wi­tów, otrzy­mał sze­reg listów prze­sy­co­nych duchem nie­przy­chyl­no­ści i wro­go­ści wobec tego zgro­ma­dze­nia. Ich war­tość fak­to­gra­ficz­na jest chy­ba zni­ko­ma.

Tak. Sto­sun­ki mię­dzy maria­wi­ta­mi, Waty­ka­nem i resz­tą ducho­wień­stwa rzym­sko­ka­to­lic­kie­go były dzie­dzi­ną licz­nych nie­po­ro­zu­mień. Zacho­wał się na przy­kład list bisku­pa Szem­be­ka do Kon­gre­ga­cji Bisku­pów i Osób Zakon­nych, gdzie się skar­ży na nie­ka­no­nicz­ne zało­że­nie Zgro­ma­dze­nia Maria­wi­tów, obwi­nia­jąc o nie­pra­wi­dło­wo­ści „jakie­goś tam zakon­ni­ka z Zakro­czy­mia” imie­niem Hono­rat, któ­ry nawet nie infor­mo­wał bisku­pów o swo­ich poczy­na­niach. Dziś ten zarzut pod adre­sem „jakie­goś tam” św. ojca Hono­ra­ta, któ­ry miał upo­waż­nie­nie do zakła­da­nia skry­tych zgro­ma­dzeń, wyda­je się wprost śmiesz­ny. Biskup Szem­bek dopa­trzył się też jakichś zarzu­tów dok­try­nal­nych u maria­wi­tów, ale odpo­wied­ni jego list — jak już powie­dzia­łem — zagi­nął i nie wie­my jakie zarzu­ty zawie­rał. Wśród maria­wi­tów panu­je prze­ko­na­nie, że usi­ło­wa­no zarzu­cać maria­wi­tom here­zje nie mogąc wypo­wie­dzieć gło­śno istot­ne­go zarzu­tu. Otóż kapła­ni maria­wic­cy nie sto­so­wa­li żad­nych taks przyj­mu­jąc tyl­ko dobro­wol­ne ofia­ry (póź­niej przy­ję­ła się wśród nas zasa­da, że za przy­ję­cie inten­cji mszal­nej nie wol­no przy­jąć nawet dobro­wol­nej ofia­ry; Mszy Świę­tej się nie sprze­da­je). Wsku­tek tego sta­no­wi­li „kon­ku­ren­cję” dla resz­ty ducho­wień­stwa rzym­skie­go, cze­go pol­ski kler nie mógł im daro­wać.

Pyta­nie z „innej becz­ki”, doty­czą­ce idei, któ­re przy­świe­ca­ły pierw­szym maria­wi­tom. Gdy Mar­cin Luter zaini­cjo­wał Refor­ma­cję, nie wpro­wa­dzał do teo­lo­gii żad­nych inno­wa­cji. Po pro­stu wydo­był z teo­lo­gii waż­ne ele­men­ty, o któ­rych kato­li­cyzm w jego cza­sach już nie pamię­tał. Chciał, by kato­li­cyzm je odzy­skał i dzię­ki temu mógł się zre­for­mo­wać. Kościół maria­wic­ki tak­że odwo­łu­je się do tra­dy­cji kato­lic­kiej zachod­niej – jest to bar­dziej czy­tel­ne niż w przy­pad­ku lute­ran ze wzglę­du na podo­bień­stwo w ducho­wo­ści kato­lic­kiej i maria­wic­kiej. Czy jest w tej ich wspól­nej tra­dy­cji jakiś ele­ment nale­żą­cy do ducho­wo­ści lub teo­lo­gii, któ­ry maria­wi­tyzm szcze­gól­nie akcen­tu­je. Czy kato­li­cy w cią­gu wie­ków przed maria­wi­ty­zmem stra­ci­li coś, co maria­wi­ci spró­bo­wa­li odzy­skać?

Sądzę, że pra­wie cały maria­wi­tyzm jest przy­po­mnie­niem odło­żo­nych na bok i zapo­mnia­nych war­to­ści Kościo­ła Kato­lic­kie­go, zwłasz­cza Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go takich, jak rola Eucha­ry­stii w życiu wier­nych, postać Bogu­ro­dzi­cy nie tyl­ko jako obiekt dewo­cji, ale jako postać do real­ne­go naśla­do­wa­nia w życiu codzien­nym i inne. Póź­niej dopie­ro doszedł pewien waż­ny, nowy ele­ment obja­wień. Mia­no­wi­cie w 1918 roku zosta­ło naszej Zało­ży­ciel­ce obja­wio­ne, że w nad­cho­dzą­cej epo­ce (rozu­mie­my: wiek XXI) dusz­pa­ste­rze będą musie­li dzia­łać inny­mi meto­da­mi niż naka­za­mi i zaka­za­mi. Jeśli­by to uwa­żać za here­zję, to trze­ba zazna­czyć, że tę treść obja­wie­nia maria­wi­ci zaczę­li gło­sić dopie­ro po roku 1918, a wyklę­ci zosta­li w 1906, czy­li nie mogło to być argu­men­tem dla exco­mu­ni­ca maior. Nie sądzę jed­nak, aby to rów­nież było w Koście­le cał­ko­wi­tą nowo­ścią. Wytraw­ni dusz­pa­ste­rze zawsze wię­cej dobra umie­li wytwo­rzyć w duszach ludz­kich przy­kła­dem i zachę­tą niż roz­ka­za­mi.

Od cza­su roz­po­czę­cia przez Kościół kato­lic­ki ofi­cjal­ne­go dia­lo­gu z maria­wi­ta­mi sły­szy się o żywym zain­te­re­so­wa­niu teo­lo­gów kato­lic­kich, ale tak­że zwy­kłych człon­ków Kościo­ła, Obja­wie­nia­mi Matecz­ki, Marii Feli­cji Kozłow­skiej. Już powierz­chow­na ana­li­za tek­stu obja­wień wywo­łu­je sko­ja­rze­nia z tek­sta­mi Dzien­nicz­ka św. S. Fau­sty­ny Kowal­skiej. Wie­le jest w obu obja­wie­niach punk­tów wspól­nych: przede wszyst­kim w obja­wie­niach adre­so­wa­nych do s. Fau­sty­ny, chro­no­lo­gicz­nie póź­niej­szych od obja­wień, któ­re mia­ła Matecz­ka, powta­rza się motyw Orę­dzia Boże­go Miło­sier­dzia czy Dzie­ła Boże­go Miło­sier­dzia. Po za tym czy­tel­nik tek­stów obu misty­czek dowia­du­je się o wadze Ado­ra­cji Naj­święt­sze­go Sakra­men­tu. Czyż­by fak­tycz­nie Fau­sty­na Kowal­ska mia­ła powtó­rzo­ne prze­sła­nie dane wcze­śniej Matecz­ce, Marii Fran­cisz­ce?

Podo­bień­stwo obu obja­wień jest bar­dzo cie­ka­wym „zbie­giem oko­licz­no­ści”. Mówi­łem na ten temat obszer­niej w refe­ra­cie zamiesz­czo­nym w Zbio­rze „Teo­lo­gia Miło­sier­dzia Boże­go” [1]. Spra­wa toż­sa­mo­ści obja­wień św. Marii Fran­cisz­ki i św. Marii Fau­sty­ny wyma­ga bowiem dłuż­sze­go wyja­śnie­nia. Mówiąc krót­ko, a więc z koniecz­no­ści uprasz­cza­jąc szcze­gó­ły, moim — i nie tyl­ko moim — zda­niem mamy tu do czy­nie­nia z powtó­rze­niem tego same­go obja­wie­nia — z tą róż­ni­cą, że obja­wie­nie dane naszej Zało­ży­ciel­ce wyda­je się bar­dziej pod­sta­wo­we. Zawie­ra bowiem ogól­ne zasa­dy wcie­la­nia w życie Dzie­ła Miło­sier­dzia. Jeśli zatem ktoś chce reali­zo­wać to dzie­ło w swo­im życiu, to bez wzglę­du na to, kim jest i co jest jego szcze­gó­ło­wym powo­ła­niem, ma w tym obja­wie­niu wszyst­kie pod­sta­wo­we dane jak reali­zo­wać Boże wezwa­nie. Sio­stra Maria Fau­sty­na otrzy­ma­ła tym­cza­sem obja­wie­nia o bar­dziej oso­bi­stym cha­rak­te­rze. Pan Jezus poka­zu­je jej, jak ona wła­śnie w swo­im oso­bi­stym powo­ła­niu ma kształ­to­wać swój los. Ponad­to zapis Marii Fran­cisz­ki zawie­ra tyl­ko rze­czy istot­ne. Nato­miast zapis Marii Fau­sty­ny przy­ta­cza wie­le rze­czy pobocz­nych, na przy­kład obja­wie­nia fał­szy­we, któ­re ona sama potem jako takie okre­śla lub, o któ­rych dziś moż­na powie­dzieć, że były fał­szy­we. W sto­sun­ku do pod­sta­wo­we­go obja­wie­nia dane­go Matecz­ce Kozłow­skiej, obja­wie­nia Marii Fau­sty­ny mają cha­rak­ter przy­kła­do­wy.

Czy­li s. Fau­sty­na otrzy­ma­ła obja­wie­nie dane wcze­śniej Matecz­ce Kozłow­skiej, tyle że w wer­sji bar­dziej oso­bi­stej?

Nie wiem, czy Pan wie, że nie tyl­ko ona. Po niej jesz­cze sze­reg innych ludzi per­cy­po­wa­ło w pozna­niu ponadzmy­sło­wym Dzie­ło Miło­sier­dzia. Wszyst­kie te obja­wie­nia leżą w tej samej linii obja­wień, któ­rych począt­kiem był rok 1893. Są to — z wyjąt­kiem obja­wień Marii Fau­sty­ny — bar­dzo drob­ne frag­men­ty tego Dzie­ła Boże­go, bar­dzo oso­bi­ste, jed­nost­ko­we aspek­ty Dzie­ła. Jest o tym mowa we wspo­mnia­nym moim refe­ra­cie w książ­ce „Teo­lo­gia Miło­sier­dzia Boże­go”.

Dopraw­dy nasze dwa wyzna­nia są sobie tak nie­zwy­kle bli­skie. Zasta­na­wiam się, jakie są szan­se na to, że kato­li­cy i maria­wi­ci będą – prze­pra­szam za hol­ly­wo­odz­ki ton – „zno­wu razem”?

Tyl­ko co by to mia­ło zna­czyć? Czy rzym­scy kato­li­cy mie­li­by się stać maria­wi­ta­mi, czy maria­wi­ci rzym­ski­mi kato­li­ka­mi? Pro­szę Pana, sta­wia Pan coraz głę­biej się­ga­ją­ce pyta­nia, a zda­nia na te tema­ty wśród maria­wi­tów są podzie­lo­ne. Mogę więc odpo­wia­dać tyl­ko we wła­snym imie­niu.

Powiedz­my, że kato­li­cy przy­ję­li­by praw­dzi­wość obja­wień danych Matecz­ce.

Ależ, wie­lu już przyj­mu­je. Ist­nie­je gałąź eku­me­nicz­na Zgro­ma­dze­nia Maria­wi­tów, do któ­re­go mogą nale­żeć chrze­ści­ja­nie róż­nych deno­mi­na­cji. Mamy w swych sze­re­gach pra­wo­sław­nych, są i rzym­scy kato­li­cy… jakiś czas temu do maria­wi­ty­zmu przy­stą­pił pewien angli­ka­nin…

No dobrze – to jed­ność na płasz­czyź­nie prak­ty­ki, a pry­mat papie­ża w Koście­le kato­lic­kim, czy maria­wi­ci zgo­dzi­li­by się na jego zwierzch­nic­two?

Cze­mu nie? My nie mamy nic prze­ciw­ko pry­ma­to­wi takie­go czy inne­go bisku­pa.

Co jed­nak z dogma­tem o nie­omyl­no­ści papie­ża? W jed­nym z doku­men­tów Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Kościo­ła Maria­wi­tów czy­ta­my: „Kościół Sta­ro­ka­to­lic­ki Maria­wi­tów nie uzna­je dogma­tów o nie­omyl­no­ści i pry­ma­cie papie­ża, dla­te­go wła­dzę w Koście­le i jej sym­bo­le odda­je Uta­jo­ne­mu w Eucha­ry­stii Panu Jezu­so­wi Chry­stu­so­wi.” W inter­pre­ta­cji kato­lic­kie­go dogma­tu o prze­wod­nic­twie Bisku­pa Rzy­mu w wie­rze Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki spo­ty­ka się z opatrz­nym rozu­mie­niem tego dogma­tu ze stro­ny pra­wo­sław­nych i nie­któ­rych pro­te­stan­tów. Maria­wi­ci, umiesz­cza­jąc nad taber­na­ku­lum w kate­drze w Płoc­ku tia­rę i klu­cze, zro­bi­li to jako wyraz swej dez­apro­ba­ty dla dotych­cza­so­wej ekle­zjo­lo­gii ich Kościo­ła macie­rzy­ste­go. Jak dziś Kościół maria­wic­ki, powier­nik tra­dy­cji bądź co bądź rzym­sko­ka­to­lic­kiej, usto­sun­ko­wu­je się zwierzch­nic­twa papie­skie­go? Czy wciąż razi ono maria­wi­tów? Czy ist­nie­je jaka­kol­wiek szan­sa na jed­ność mię­dzy dwo­ma Kościo­ła­mi uwzględ­nia­ją­ca obu­stron­ną akcep­ta­cję nie­omyl­no­ści papie­ża w spra­wach wia­ry?

Nie. Nie może­my uznać nie­omyl­no­ści czło­wie­ka! Wie­rzę jed­nak w zna­le­zie­nie roz­wią­za­nia tego pro­ble­mu, a widzę je w tym, co gło­si ks. prof. Lucjan Bal­ter. Mówi, że dogmat o nie­omyl­no­ści nie został do koń­ca zde­fi­nio­wa­ny. Pierw­szy Sobór Waty­kań­ski ogło­sił, że papież oso­bi­ście — w spra­wach wia­ry i moral­no­ści, gdy prze­ma­wia ex cathe­dra — jest tak samo nie­omyl­ny, jak Kościół w cało­ści. Z powo­du wybu­chu woj­ny pru­sko-fran­cu­skiej nie zdą­żo­no jed­nak zde­fi­nio­wać w jakim zakre­sie Kościół jest w cało­ści nie­omyl­ny, bo Kościół już przed Wiel­ką Schi­zmą popeł­niał pomył­ki! Dogmat jest nie­do­de­fi­nio­wa­ny, a więc — de fac­to — nie ma go.

Sądzę, że kie­ru­nek wyj­ścia z sytu­acji nakre­śli­ła inter­ko­mu­nia zawar­ta mię­dzy Kościo­łem rzym­sko­ka­to­lic­kim w USA a Pol­skim Kato­lic­kim Kościo­łem Naro­do­wym tam­że. Powie­dzia­no: „Nie będzie­my roz­ma­wiać o nie­omyl­no­ści papie­ża. Wy ją uzna­je­cie, a my nie”. I inter­ko­mu­nia ist­nie­je. Jed­ni mogą przyj­mo­wać wszyst­kie sakra­men­ty u dru­gich. Tak na mar­gi­ne­sie, chcę poin­for­mo­wać, że w Koście­le Sta­ro­ka­to­lic­kim Maria­wi­tów chrzest jest dostęp­ny dla wszyst­kich nie­chrze­ści­jan, a pozo­sta­łe sakra­men­ty dla wszyst­kich chrze­ści­jan. Sakra­men­tów udzie­la­my gościn­nie. Moż­na powie­dzieć sto­su­je­my jed­no­stron­ną inter­ko­mu­nię w sto­sun­ku do wszyst­kich wyznań chrze­ści­jań­skich. Zda­rza­ło mi się chrzcić dzie­ci tyl­ko dla­te­go, że w ich rodzin­nym wyzna­niu duchow­ny z jakichś powo­dów for­mal­nych odma­wiał udzie­le­nia chrztu. Zda­rza­ły się potem oso­bli­we sytu­acje. Oto ksiądz kate­che­ta przy­go­to­wu­ją­cy dzie­ci do Komu­nii Świę­tej cie­szył się, że „nawró­cił” małe­go maria­wi­tę na wyzna­nie rzym­skie pod­czas, gdy ośmio­la­tek nigdy maria­wi­tą nie był, przy­jął tyl­ko sakra­ment chrztu od maria­wi­tów.

Księ­że Pro­fe­so­rze, w cią­gu całej naszej roz­mo­wy na temat dia­lo­gu Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go z maria­wic­kim posłu­gu­je­my się tym ter­mi­nem w odnie­sie­niu do Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Kościo­ła Maria­wi­tów, funk­cjo­nu­ją­ce­go w ramach wspól­no­ty Kościo­łów sta­ro­ka­to­lic­kich (Unii Utrechc­kiej). A prze­cież maria­wi­tyzm ma też dru­gą gałąź – Kato­lic­ki Kościół Maria­wi­tów, któ­ry do Unii nie nale­ży! Czy oba Kościo­ły, począt­ko­wo bar­dzo ze sobą skłó­co­ne, nawią­zu­ją dziś pomyśl­ny eku­me­nicz­ny dia­log.

W Pol­sce ist­nie­ją rze­czy­wi­ście dwie odręb­ne orga­ni­za­cje maria­wic­kie. Za gra­ni­cą są jesz­cze inne nie­za­leż­ne nur­ty. Ale ogra­nicz­my się do Pol­ski, gdzie mamy Kościół Sta­ro­ka­to­lic­ki Maria­wi­tów (nurt płoc­ki) i Kościół Kato­lic­ki Maria­wi­tów (nurt feli­cja­now­ski). Otóż żaden z nich nie jest for­mal­nie zwią­za­ny z Unią Utrechc­ką (jest to zresz­tą unia bisku­pów, a nie Kościo­łów). Kościół Sta­ro­ka­to­lic­ki Maria­wi­tów pozo­sta­je tyl­ko w sto­sun­ku inter­ko­mu­nii z nie­któ­ry­mi Kościo­ła­mi z Unią zwią­za­nych. Trze­ba przy­znać, że z pozo­ru wie­le róż­ni te oba nur­ty. Mówię „z pozo­ru”, bo w isto­cie róż­ni­ce nie są tak wiel­kie, choć Kościół Kato­lic­ki Maria­wi­tów prak­ty­ku­je wie­le rze­czy, któ­rych Kościół Sta­ro­ka­to­lic­ki Maria­wi­tów nigdy nie uzna­wał lub prze­stał uzna­wać po wyklu­cze­niu ze swej wspól­no­ty arcy­bi­sku­pa Jana Marię Micha­ła Kowal­skie­go.

Czy cho­dzi­ło tu o ordy­na­cję kobiet?

Nie to było powo­dem roz­ła­mu. Kobie­ty świę­co­no w Płoc­ku rów­nież przez pewien czas po roz­ła­mie. Dopie­ro póź­niej zaprze­sta­no. Szło raczej o to, że arcy­bi­skup Kowal­ski był czło­wie­kiem peł­nym pomy­słów, któ­re wpro­wa­dzał w czyn cza­sem bez uprze­dze­nia, bez przy­go­to­wa­nia ducho­wień­stwa i wier­nych. Te inno­wa­cje nie były niczym nad­zwy­czaj­nym w sen­sie dok­try­ny kato­lic­kiej, ale burzy­ły tra­dy­cyj­ny porzą­dek. Ludzie lubią to, do cze­go są przy­zwy­cza­je­ni, więc się poczu­li w pew­nym momen­cie po pro­stu… zmę­cze­ni nowo­ścia­mi. Arcy­bi­skup Michał udo­stęp­niw­szy wszyst­kim wier­nym Komu­nię Świę­tą pod dwie­ma posta­cia­mi, skró­cił następ­nie czas postu eucha­ry­stycz­ne­go, zniósł obo­wiąz­ko­wy celi­bat kapła­nów, uznał, że zakon­ność nie jest sprzecz­na ze sta­nem mał­żeń­skim, zaczął świę­cić kobie­ty na kapłań­stwo i biskup­stwo…

Zało­ży­ciel­ka zgro­ma­dze­nia nie docze­ka­ła tych cza­sów?

To wszyst­ko zosta­ło wpro­wa­dzo­ne już po jej śmier­ci. Ale nowe prak­ty­ki, to nie wszyst­ko. Powstał zarzut o gło­sze­nie przez arcy­bi­sku­pa błęd­nej dok­try­ny

Po pro­stu został uzna­ny za maria­wic­kie­go here­ty­ka?

Pro­szę pamię­tać, że prze­sta­wiam mój oso­bi­sty pogląd. Sądzę, że po pro­stu był nie­ostroż­ny w sło­wach. Od pew­ne­go cza­su pra­cu­ję nad jego tek­sta­mi i po głęb­szym wczy­ta­niu się w nie i roz­wa­dze muszę przy­znać, że nie widzę w nich here­zji.

Powtórz­my dla przy­po­mnie­nia zarzu­ty o błę­dy w dogma­ty­ce bp. J. Kowal­skie­go: gło­sił on wcie­le­nie Boga Ojca w Marii Pan­nie i Ducha Świę­te­go w Matecz­ce Kozłow­skiej; ponad­to, nie­po­ka­la­ne poczę­cie dzie­ci uro­dzo­nych z mał­żeństw księ­ży z zakon­ni­ca­mi.

Może naj­pierw o tym wcie­le­niu. Tu tkwi nie­po­ro­zu­mie­nie. W ter­mi­no­lo­gii teo­lo­gicz­nej ist­nie­ją dwa róż­ne ter­mi­ny: incar­na­tio incor­po­ra­tio. Po pol­sku oba odda­je się ter­mi­nem wcie­le­nie. A zna­czą one cał­kiem co inne­go. Incar­na­tio ozna­cza zamiesz­ka­nie w cie­le (ludz­kim) jakiejś isto­ty, któ­ra obej­mu­je to cia­ło w peł­ni, jako swo­je wła­sne, przy nie­obec­no­ści w tym cie­le innej jaź­ni, innej duszy. W taki spo­sób okre­śla­my zamiesz­ka­nie Dru­giej Oso­by Trój­cy Świę­tej w ludz­kim cie­le Jezu­sa z Naza­re­tu. Nato­miast Incor­po­ra­tio to owład­nię­cie przez jakąś isto­tę cia­ła, w któ­rym już miesz­ka inna dusza, zawład­nię­cie cia­łem, a zara­zem uczy­nie­nie owej innej duszy sobie posłusz­ną. Otóż arcy­bi­skup Kowal­ski uży­wał pol­skie­go, dwu­znacz­ne­go sło­wa wcie­le­nie nie pisząc wca­le incar­na­tio. Nie­daw­no w książ­ce pra­wo­sław­ne­go teo­lo­ga Wło­dzi­mie­rza Łoskie­go zna­la­złem zda­nie, że „w Maryi z Naza­re­tu Bóg Ojciec zbu­do­wał sobie dom”. „Dom”, w języ­ku misty­ki, to cia­ło. A więc mowa tu o wcie­le­niu (incor­po­ra­tio) Boga Ojca w Bogu­ro­dzi­cę, w jej cia­ło. Ten pogląd funk­cjo­nu­je w pra­wo­sła­wiu, ale poja­wia się tak­że w kato­li­cy­zmie zachod­nim, gdzie się to wyra­ża stwier­dze­niem, że w Maryi skon­cen­tro­wa­ły się stwór­cze siły Boga Ojca, że Ona jest Panią przy­ro­dy. Mógł­bym ten temat roz­wi­nąć.

Fak­tycz­nie – wystar­czy choć­by przy­po­mnieć sta­rą pol­ską pieśń dedy­ko­wa­ną Mat­ce Pana Jezu­sa: „Chwal­cie łąki uma­jo­ne, Góry, doli­ny zie­lo­ne, Chwal­cie cie­ni­ste gaiki, Źró­dła i krę­te stru­my­ki. Co igra z morza fala­mi, W powie­trzu buja skrzy­dła­mi, Chwal­cie z nami Panią świa­ta, Jej dłoń nasza wie­niec spla­ta!” A wcie­le­nie Ducha Świę­te­go w Matecz­ce Kozłow­skiej?

A czyż nie jest to już wyra­żo­ne w Cre­do Nicej­sko-Kon­stan­ty­no­pol­skim?

Jak to?

„Wie­rzę (…) w Ducha Świę­te­go (…), któ­ry mówił przez pro­ro­ków”. Pro­szę wni­kli­wie poczy­tać Sta­ry Testa­ment. Pro­rok czę­sto prze­ma­wia sło­wa­mi Boga w pierw­szej oso­bie. Czu­je, że Bóg w nim prze­by­wa. Sym­bol wia­ry pre­cy­zu­je tę spra­wę, odno­si to prze­by­wa­nie kon­kret­nie do Ducha Świę­te­go mówią­ce­go przez takie­go czło­wie­ka. W cza­sie wypo­wia­da­nia obja­wie­nia Duch Świę­ty „zamiesz­ku­je” w pro­ro­ku, nastę­pu­je incor­po­ra­tio. Jeśli to doty­czy Sta­re­go Testa­men­tu, to tym bar­dziej świę­tych żyją­cych w świe­cie odku­pio­nym przez Chry­stu­sa…

Na takiej zasa­dzie wcie­le­niem Ducha nie jest tyl­ko Matecz­ka Kozłow­ska, ale i Fau­sty­na, i Kata­rzy­na ze Sie­ny i Bry­gi­da Szwedz­ka. No dobrze, a nie­po­ka­la­ne poczę­cie synów i córek zakon­nic? To już napraw­dę śmia­ły pogląd abp. M. Kowal­skie­go.

Powie­dzia­łem, że arcy­bi­skup Kowal­ski był nie­ostroż­ny w sło­wach. Te wszyst­kie dzie­ci uro­dzo­ne w mał­żeń­stwach zakon­nych kazał chrzcić. Nie robił­by tego, gdy­by je uwa­żał za pozba­wio­ne grze­chu pier­wo­rod­ne­go. Naj­święt­sza Maria Pan­na jest głów­ną świę­tą nowo­te­sta­men­to­wą, a nigdy się nie chrzci­ła. Nie potrze­bo­wa­ła chrztu, bo nie cią­żył na niej ten grzech.

Kościół Kato­lic­ki Maria­wi­tów gło­si pogląd, że w Komu­nii Świę­tej jest obec­ny Jezus z Matecz­ką – jego Mał­żon­ką. Czy ten pogląd jest w jaki­kol­wiek spo­sób do przy­ję­cia?

Przyj­mu­jąc Komu­nię Świę­tą wcho­dzi­my w łącz­ność, w komu­nię z całą rze­czy­wi­sto­ścią, w któ­rej żyją dusze ludzi zba­wio­nych. Co do okre­śle­nia „Mał­żon­ka Chry­stu­so­wa” nie boję się tak nazwać świę­tej Marii Fran­cisz­ki. Rów­nież to poję­cie nie jest obce kato­li­cy­zmo­wi. Uży­wał go (chy­ba jako pierw­szy) świę­ty Alfons Ligu­ori w zasto­so­wa­niu do wyso­kie­go stop­nia świę­to­ści duszy. Tego tytu­łu god­na jest oso­ba speł­nia­ją­ca wszyst­ko, co jej pole­ca Chry­stus. Za taką uwa­żam Matecz­kę i nie wsty­dzę się jej tak nazy­wać.

Wróć­my na moment do nowa­tor­skiej prak­ty­ki, jaką była ordy­na­cja kobiet.

Już powie­dzia­łem, że nie było to powo­dem roz­ła­mu w łonie Kościo­ła Maria­wic­kie­go. Kościół Sta­ro­ka­to­lic­ki Maria­wi­tów jesz­cze w rok po schi­zmie ordy­no­wał kobie­ty! Zaprze­sta­no tej prak­ty­ki mając na wido­ku pono­wie­nie popraw­nych sto­sun­ków z Unią Utrechc­ką. W doku­men­cie, któ­ry ogła­szał wstrzy­ma­nie wyświę­ca­nia kobiet na kapłań­stwo, stwier­dzo­no ofi­cjal­nie, że ta prak­ty­ka zosta­je zawie­szo­na aż wszyst­kie Kościo­ły sta­ro­ka­to­lic­kie uzna­ją ją za pra­wi­dło­wą. Kapłań­stwo kobiet nie było też w kato­li­cy­zmie nowa­tor­stwem. Świad­czy o nim wie­le doku­men­tów z cza­sów pier­wot­ne­go Kościo­ła.

Zna­ny jest też list papie­ża Gela­ze­go I z V wie­ku, w któ­rym naka­zu­je bisku­pom Połu­dnio­wych Włoch i Sycy­lii zaprze­sta­nia świę­ce­nie odtąd kobiet na kapłań­stwo. Roz­ma­wia­łem o tym z pew­nym jezu­itą, któ­ry powie­dział, że rzecz jest zna­na i wła­śnie świad­czy, że papie­że zawsze, a w każ­dym razie już w V wie­ku byli prze­ciw­ni świę­ce­niu kobiet. No cóż, moż­na to i tak sko­men­to­wać, ale rów­no­cze­śnie oka­zu­je się być fak­tem, że we Wło­szech i na Sycy­lii kato­lic­kie kapłan­ki ist­nia­ły jesz­cze w V wie­ku. Sto­so­wa­nie jako argu­men­tu prze­ciw­ko kapłań­stwu kobiet tego, że w Nowym Testa­men­cie jest mowa o „wkła­da­niu rąk” wyłącz­nie na męż­czyzn, jest tyle war­te, co argu­men­ta­cja, aby nie udzie­lać kobie­tom Komu­nii Świę­tej, bo w całym Nowym Testa­men­cie nie znaj­dzie­my wzmian­ki, aby jakiejś kobie­cie jej udzie­lo­no. Wpro­wa­dza­jąc kapłań­stwo kobiet, maria­wi­ci nie wpro­wa­dzi­li nicze­go nowe­go, odno­wi­li tyl­ko daw­ny zwy­czaj kato­lic­ki.

Czy ist­nie­je zwią­zek mię­dzy płcią kan­dy­da­ta, a jego przy­dat­no­ścią do kapłań­stwa? Sądzę, że owszem. Kobie­ta nie może być kapłan­ką, bo będzie mat­ką patrzą­cą czy sza­li­czek jej dzie­ciom dobrze przy­le­ga do szyi i upo­mi­na­ją­cą dzie­ci, o któ­rej godzi­nie mają iść spać. Ale tak samo nie może być kapła­nem męż­czy­zna, bo będzie kapra­lem musz­tru­ją­cym swo­ich pod­opiecz­nych. Powie­dzia­łem to oczy­wi­ście prze­no­śnie. Kapłań­stwo powin­no być dawa­ne tym, któ­rzy potra­fią je spra­wo­wać wznió­sł­szy się ponad swo­ją płeć. Cechy męskie czy żeń­skie nie nale­żą do rze­czy­wi­sto­ści kapłań­skiej. Kapłan ma być czło­wie­kiem! Jeśli kto­kol­wiek w peł­nie­niu funk­cji kapłań­skich chciał­by być męż­czy­zną lub kobie­tą, nie powi­nien się tykać kapłań­stwa. W prze­ciw­nym razie nie rozu­mie, czym ono jest.

Czy­li oso­bi­ście Ksiądz Pro­fe­sor nie ma nic prze­ciw­ko wyświę­ca­niu kobiet na księ­ży?

Nie.

Unia Utrechc­ka w nie­któ­rych rejo­nach świa­ta ordy­nu­je kobie­ty. Czy Sta­ro­ka­to­lic­ki Kościół Maria­wi­tów nadal cze­ka na moment, aż ta prak­ty­ka sta­nie się w Koście­le sta­ro­ka­to­lic­kim powszech­na?

Czy będzie­my tak dłu­go cze­kać? Nie wiem.

Czy taka decy­zja, polep­sza­jąc dia­log z Kato­lic­kim Kościo­łem Maria­wi­tów, nie pogor­szy­ła­by auto­ma­tycz­nie dia­lo­gu z rzym­skim kato­li­cy­zmem?

To będzie zale­ża­ło od tego czy i w jakim zakre­sie świę­ce­nie kobiet znów się roz­po­wszech­ni w Koście­le rzym­sko­ka­to­lic­kim. W latach sie­dem­dzie­sią­tych ubie­głe­go wie­ku wyświę­co­no rzym­sko­ka­to­lic­kie kapłan­ki w Cze­chach, już w wie­ku obec­nym kil­ku bisku­pów rzym­sko­ka­to­lic­kich udzie­li­ło kobie­tom świę­ceń kapłań­skich i bisku­pich. Wszyst­ko to bez apro­ba­ty papie­ża, ale ocze­ki­wa­nia wier­nych i czę­ści ducho­wień­stwa rzym­skie­go, w Ame­ry­ce i innych kra­jach zachod­nich idą w tym kie­run­ku. Nie jestem w sta­nie prze­po­wia­dać przy­szło­ści. Nie jestem pro­ro­kiem.

Wcho­dząc na stro­ny inter­ne­to­we Kościo­ła maria­wic­kie­go, mło­dzi inter­nau­ci z Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go mogą się prze­ko­nać, że ich bra­cia z wyzna­nia maria­wic­kie­go orga­ni­zu­ją swe życie ducho­we bar­dzo podob­nie, rów­nież jeż­dżą na mło­dzie­żo­we reko­lek­cje, mają swo­je spe­cjal­ne msze. Gdy­by kie­dyś w przy­szło­ści ktoś chciał spo­tkać mło­dych ludzi obu wyznań na wspól­nym zjeź­dzie, połą­czo­nym z warsz­ta­ta­mi zaję­cio­wy­mi, spo­tka­nia­mi reko­lek­cyj­ny­mi, to jakie tema­ty spo­tkań – zda­niem Księ­dza – były­by w per­spek­ty­wie eku­me­nicz­nej naj­lep­sze dla roz­wi­nię­cia się mię­dzy mło­dy­mi kato­li­ka­mi i maria­wi­ta­mi twór­czej, eku­me­nicz­nej rela­cji?

Nie mam nic prze­ciw odświęt­nym zjaz­dom eku­me­nicz­nym, eku­me­nicz­nym „dorocz­nym obcho­dom” lub „comie­sięcz­nym nabo­żeń­stwom”, obo­zom, sym­po­zjom, nara­dom… Bio­rą w nich na ogół ludzie już prze­po­je­ni eku­me­ni­zmem, czę­sto nie­ste­ty fana­ty­cy eku­me­ni­zmu — a każ­dy fana­tyzm jest nie­bez­piecz­ny. I ja bio­rę w takich impre­zach udział w mia­rę cza­su. Ale impre­zy eku­me­nicz­ne już z tej racji, że są eku­me­nicz­ne, nie przy­bli­żą nas do żad­ne­go z ist­nie­ją­cych wyznań, raczej mogą spo­wo­do­wać powsta­nie nowe­go „wyzna­nia eku­me­nicz­ne­go”, stwo­rzyć gru­pę ludzi będą­cych w swo­im mnie­ma­niu ponad wyzna­nia­mi, a w isto­cie obok nich. Sądzę, że więk­szy jest poży­tek z prak­ty­ko­wa­nia codzien­nej eku­me­nii to zna­czy zacho­dze­nia na zwy­kłe nabo­żeń­stwa do kościo­łów „obcych” wyznań, wczu­wa­nie się w spo­sób prak­tyk reli­gij­nych róż­nych deno­mi­na­cji. Gdy spo­ty­kam eku­me­ni­stów, któ­rzy nało­go­wo bywa­ją na wszel­kich eku­me­nicz­nie orga­ni­zo­wa­nych spo­tka­niach i uwa­ża­ją się za dzia­ła­czy zjed­no­cze­nia Kościo­ła, ale nigdy nie byli na litur­gii gre­ko­ka­to­lic­kiej w dzień powsze­dni, na rzym­sko­ka­to­lic­kim nabo­żeń­stwie różań­co­wym, na pra­wo­sław­nej pani­chi­dzie, na zwy­kłym, nie­dziel­nym nabo­żeń­stwie ewan­ge­lic­kim, na maria­wic­kiej ado­ra­cji Prze­naj­święt­sze­go Sakra­men­tu, ani na niczym innym podob­nym, to mi smut­no. Uwa­żam, że celem każ­de­go chrze­ści­ja­ni­na powin­no być zgłę­bia­nie wyzna­nia, któ­re obrał sobie świa­do­mie jako naj­lep­sze, lub w któ­rym trwa od dzie­ciń­stwa, uwa­ża­jąc, że nie jest naj­gor­sze, a zara­zem umie­jęt­ność odczu­wa­nia sie­bie w koście­le (budyn­ku i orga­ni­za­cji) każ­de­go wyzna­nia chrze­ści­jań­skie­go jak w domu — wpraw­dzie nie swo­im, ale swo­ich bli­skich krew­nych, gdzie się czu­je swo­bod­nie i umie się tak­tow­nie zacho­wać.

Tym więc, co chcą poznać maria­wi­tyzm radzę: przede wszyst­kim: zachodź­cie do kościo­łów maria­wic­kich na nabo­żeń­stwa i te w więk­sze świę­ta i te powsze­dnie — zobacz­cie jak się modli­my; czy­taj­cie naszą zwy­kła pra­sę: popu­lar­ne­go „Maria­wi­tę” i bar­dziej eli­tar­ną „Pra­cę nad sobą” — zobacz­cie jaki­mi tre­ścia­mi są te pisma nasy­co­ne. A jeśli weź­mie­cie wraz z maria­wi­ta­mi udział we wspól­nej impre­zie mają­cej w tytu­le sło­wo eku­me­nicz­na, sta­raj­cie się odczuć nie jej powierz­chow­ną odświęt­ność, ale wejść w kon­takt ze zwy­kły­mi ludź­mi.

* * *

Kon­rad Maria Paweł Rud­nic­ki — uro­dzo­ny w War­sza­wie w 1926 r.; kapłan w Zgro­ma­dze­niu Maria­wi­tów; pro­fe­sor zwy­czaj­ny dok­tor habi­li­to­wa­ny; odkryw­ca kome­ty (Kome­ta Rud­nic­kie­go); autor ponad 100 publi­ka­cji (astro­no­mia, histo­ria astro­no­mii, meto­do­lo­gia nauk, teo­lo­gia) w języ­kach kon­gre­so­wych i ponad 200 w języ­ku pol­skim; pra­cow­nik i były dyrek­tor Obser­wa­to­rium Astro­no­micz­ne­go Uni­wer­sy­te­tu Jagiel­loń­skie­go; współ­pra­cow­nik Wyż­szej Szko­ły Ochro­ny Śro­do­wi­ska w Byd­gosz­czy; czło­nek Wol­nej Euro­pej­skiej Aka­de­mii Nauk; czło­nek Mię­dzy­na­ro­do­wej Unii Astro­no­micz­nej (Komi­sja Kosmo­lo­gii); czło­nek redak­cji pism: Pra­ca nad sobą (Pol­ska), Ape­iron (Kana­da), Inter­na­tio­nal Jour­nal of Pure and Applied Phy­sics (Indie).

Odzna­cze­nia: Krzyż par­ty­zanc­ki i inne odzna­cze­nia wojen­ne pol­skie i zagra­nicz­ne; Krzyż kawa­ler­ski orde­ru Odro­dze­nia Pol­ski i inne odzna­cze­nia cywil­ne pol­skie; Tytuł „Spra­wie­dli­wy wśród naro­dów świa­ta” i medal Jad Va’szem; hono­ro­we oby­wa­tel­stwo Pań­stwa Izra­el.

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.