Ekumenizm w Polsce

Ekumenizm to Jezus, ekumenizm kartonowy i eku-poklepywania


O uwią­dzie eku­me­ni­zmu mówią nie tyl­ko oso­by eku­me­ni­zmo­wi z natu­ry nie­chęt­ne. Nie każ­dy kto kry­ty­ku­je Tydzień Modlitw o Jed­ność Chrze­ści­jan, Pol­ską Radę Eku­me­nicz­ną czy inne for­my eku­me­nicz­ne­go spo­tka­nia zasłu­gu­je na mia­no beto­nu, eku­me­nicz­ne­go ponu­ra­ka czy wiecz­ne­go kon­te­sta­to­ra wszyst­kie­go, co inne od jego kościel­ne­go ogród­ka.



Tak już się przy­ję­ło, że w stycz­niu – nie­ja­ko urzę­do­wo — powra­ca temat eku­me­ni­zmu, a to z powo­du Tygo­dnia Modlitw o Jed­ność Chrze­ści­jan. Wie­lo­krot­nie na ekumenizm.pl przy róż­nych oka­zjach pisa­łem o dają­cym się we zna­ki zmę­cze­niu eku­me­ni­zmem, jego sła­bo­ściach i powierz­chow­no­ści, ale też zaska­ku­ją­cej głę­bi wie­lu spo­tkań, roz­mów czy nawet doku­men­tów. Gołym okiem widać, że fre­kwen­cja na nabo­żeń­stwach eku­me­nicz­nych z roku na rok jest mniej­sza, a zain­te­re­so­wa­nie tema­tem chy­ba podob­nie. Wyda­je się, że pro­blem dostrze­ga wie­lu, ale poza sta­wia­niem dia­gno­zy (cza­sem nie­śmia­łej), doj­mu­ją­cy jest brak pomy­słów na prze­mo­de­lo­wa­nie eku­me­nicz­ne­go współ­ist­nie­nia.. i tak od daw­na. Czy Tydzień Modlitw jest bez sen­su? Wyda­je się, że jego for­mu­ła ma się ku koń­co­wi (teza wca­le nie­no­wa), ale zde­cy­do­wa­nie nie zga­dzam się z poja­wia­ją­cą się gdzie­nie­gdzie tezą, że wspól­na modli­twa to stra­ta cza­su.

Wła­ści­wie nie zosta­ło nam nic inne­go niż modli­twa i wspól­na służ­ba dla świa­ta – dok­try­nal­ne usta­le­nia nie mają prze­bi­cia, a eku­me­nicz­ne dys­ku­sje wywo­łu­ją dość skrom­ny rezo­nans i ziry­to­wa­nie, że są zbyt śmia­łe albo zbyt zacho­waw­cze. Więk­szość oddzia­łów Pol­skiej Rady Eku­me­nicz­nej to budzo­ne na stycz­nio­wy sezon eku­me­nicz­ne sypial­nie – są chlub­ne wyjąt­ki jak oddzia­ły łódz­ki, lubel­ski czy (dolno)śląski, ale gdy weź­mie­my np. war­szaw­ski oddział PRE to jest dość ocię­ża­le, nud­no i bez polo­tu. Wciąż nie ma pomy­słu na eku­me­nicz­ne zago­spo­da­ro­wa­nie Taize, któ­re jest eku­me­nicz­nie nie­obec­ne. Eku­me­nizm wciąż jest postrze­ga­ny przez wie­lu jako fana­be­ria mniej­szo­ści wśród mniej­szo­ści, duchow­ny teatr dość her­me­tycz­ne­go i wie­ko­we­go towa­rzy­stwa.

Nie­spra­wie­dli­we było­by jed­nak spro­wa­dza­nie eku­me­ni­zmu do Tygo­dnia Modlitw o Jed­ność Chrze­ści­jan. Nie wol­no pomniej­szać eku­me­ni­zmu do dorocz­ne­go festi­wa­lu – on dzia­ła i spraw­dza się w kry­zy­so­wych sytu­acjach, w codzien­no­ści mię­dzy­ludz­kich rela­cji, w pogłę­bia­niu wraż­li­wo­ści i empa­tii, ucze­niu się i pozna­wa­niu. Alter­na­ty­wą do eku­me­ni­zmu jest get­to, men­tal­ność niech-każ­dy-dba-o-swo­je i będzie miły, i niech – Boże, uchroń – nie śmie mie­szać porząd­ków, ani wpro­wa­dzać toż­sa­mo­ścio­we­go zamę­tu. I przy całej kry­ty­ce Tygo­dnia Modlitw o Jed­ność Chrze­ści­jan nie­słusz­ne było­by pod­su­mo­wa­nie Tygo­dnia jako stycz­nio­we­go ter­ro­ru mię­dzy­wy­zna­nio­wej uprzej­mo­ści i dyplo­ma­cji.

***

Stwier­dzi­łem, że w tym roku nie poprze­sta­nę na wła­snych reflek­sjach, ale popro­szę zna­jo­mych z róż­nych wyznań o ich wizję eku­me­ni­zmu. Nie­któ­rzy odmó­wi­li odpo­wie­dzi ze wzglę­du na brak cza­su, inni zapo­mnie­li, a jesz­cze inni nie chcie­li w ogó­le zabie­rać gło­su. Zachę­cam do lek­tu­ry i reflek­sji nad reflek­sja­mi. Zachę­cam do zasta­no­wie­nia się, dla­cze­go dla mnie eku­me­nizm jest (nie)ważny, (nie)potrzebny, dla­cze­go zaglą­dam aku­rat na ekumenizm.pl. Wszyst­kim, któ­rzy zde­cy­do­wa­li się udzie­lić odpo­wie­dzi – dzię­ku­ję

Dariusz Bruncz


» Pole­mi­ka z powyż­szym tek­stem autor­stwa prof. Kali­ny Woj­cie­chow­skiej



Od sze­ściu lat obra­cam się w śro­do­wi­sku, w któ­rym pyta­nie „jakie­go jesteś wyzna­nia” nie jest inge­ro­wa­niem w czy­jąś pry­wat­ność, a uzy­ska­na odpo­wiedź pozwa­la upo­rząd­ko­wać świat pojęć i wyobra­żeń o dru­giej oso­bie. Począt­ko­wo zachły­snę­łam się tym, że raz w roku spo­ty­ka­my się wszy­scy w róż­nych kościo­łach, żeby wspól­nie modlić się o jed­ność chrze­ści­jan. Nie­ste­ty, szyb­ko zorien­to­wa­łam się, że bie­rze w nich udział sto­sun­ko­wo mała gru­pa wciąż tych samych osób. Z naci­skiem na duchow­nych. Z roku na rok coraz mniej chęt­nie uczest­ni­czę w tych ofi­cjal­nych nabo­żeń­stwach. Zaczę­łam za to szu­kać eku­me­ni­zmu na zwy­kłej, mię­dzy­ludz­kiej płasz­czyź­nie. Z moim bra­tem, rzym­sko­ka­to­lic­kim mini­stran­tem, roz­ma­wiam o spe­cy­fi­ce litur­gii. Z pra­wo­sław­ną kole­żan­ką o roli kobiet w naszych Kościo­łach. Ze zna­jo­mym bap­ty­stą o uwiel­bia­nym przez nie­go Die­tri­chu Bon­ho­ef­fe­rze. Z ewan­ge­li­kal­ną, chwi­lo­wo nie przy­pi­sa­ną do okre­ślo­ne­go Kościo­ła kole­żan­ką, o tym, jak jej i moja teo­lo­gia poma­ga­ją się zma­gać z kon­kret­ny­mi życio­wy­mi pro­ble­ma­mi. Nie wspo­mnę już o spo­rym gro­nie kal­wiń­skich zna­jo­mych, z któ­ry­mi raczej nie roz­ma­wiam o róż­ni­cach, bo są nie­wiel­kie. Z takim prak­tycz­nym eku­me­ni­zmem na przy­ja­ciel­skiej sto­pie jest mi o wie­le bar­dziej po dro­dze niż z tym ofi­cjal­nym, któ­ry zamiast robić coś, co real­nie by nas do sie­bie zbli­ży­ło, two­rzy kolej­ne doku­men­ty będą­ce w rze­czy­wi­sto­ści pro­to­ko­ła­mi roz­bież­no­ści.

Daria (Kościół ewan­ge­lic­ko-augs­bur­ski)


Co do zasa­dy, wska­za­ne jest dąże­nie do jed­no­cze­nia wszyst­kich nur­tów chrze­ści­jań­stwa. W uję­ciu glo­bal­nym znacz­nie wię­cej nas łączy, zaś róż­ni­ce nie są aż tak zna­czą­ce jak jest to przed­sta­wia­ne. Dla­te­go też wspól­ne (ale i zgod­ne) ist­nie­nie jest nie tyl­ko moż­li­we, co nawet nie­unik­nio­ne w dłuż­szej per­spek­ty­wie. Nie­mniej bez­re­flek­syj­ny ruch eku­me­nicz­ny wią­że się z nie­bez­pie­czeń­stwa­mi. Przede wszyst­kim więk­sza i licz­niej­sza wspól­no­ta nie może przej­mo­wać mniej­szych spo­łecz­no­ści chrze­ści­jań­skich i wymu­szać na nich pod­po­rząd­ko­wa­nia. Z per­spek­ty­wy sta­ro­obrzę­dow­ca trud­no mówić o eku­me­ni­zmie z niko­niań­skim pra­wo­sła­wiem, a tym bar­dziej uznać ich­niej­szą hie­rar­chię pozo­sta­ją­cą wciąż nie­chlub­nym atry­bu­tem poroz­ła­mo­wej Cer­kwi. W szer­szym dia­lo­gu eku­me­nicz­nym to wła­śnie tra­dy­cje mniej­szych spo­łecz­no­ści reli­gij­nych bez wąt­pie­nia są war­to­ścią doda­ną i powin­ny być w spo­sób szcze­gól­ny trak­to­wa­ne przez naj­licz­niej­sze wyzna­nia chrze­ści­jań­skie. Sta­ro­obrzę­dow­cy już od ponad 360 lat, mimo wie­lu nie­ma­łych trud­no­ści, kul­ty­wu­ją swo­ją pięk­ną tra­dy­cję i win­ni być przez ruchy eku­me­nicz­ne nie tyle dostrze­ga­ni, co w nale­ży­ty spo­sób doce­nia­ni. W tym kon­tek­ście trud­no jest jed­nak oka­zy­wać bez­gra­nicz­ne zaufa­nie do zacho­dzą­cych pro­ce­sów eku­me­nicz­nych. Czy kon­tak­ty z eku­me­ni­zmem nie do dopro­wa­dzą do utra­ty praw­dy? Z dru­giej jed­nak stro­ny to „w spo­rach rodzi się owa praw­da”. Dla­te­go też dia­log na zasa­dach wza­jem­ne­go posza­no­wa­nia jest nie­odzow­ny.

Rafał (Wschod­ni Kościół Sta­ro­obrzę­do­wy)


Dla mnie eku­me­nizm to kon­kret­ne oso­by. Przede wszyst­kim naj­pierw On — Jezus Chry­stus, któ­ry zapra­sza mnie do dzie­le­nia ze sobą tro­ski o swo­ich uczniów, “aby byli jed­no”. Modląc się z chrze­ści­ja­na­mi wyznań innych niż moje, myślę o Jezu­sie, któ­re­go Duch nie jest ogra­ni­czo­ny żad­ną struk­tu­rą, ale dzia­ła w życiu ludzi, nie­za­leż­nie od ich przy­na­leż­no­ści kon­fe­syj­nej. Fascy­nu­je mnie Jezus, któ­ry ma moc prze­zwy­cię­żać podzia­ły reli­gij­ne i połą­czyć wię­za­mi bli­sko­ści ludzi, któ­rzy na pozór do sie­bie nie pasu­ją, gdyż funk­cjo­nu­ją na co dzień w innych świa­tach kościel­nych. W cza­sie modlitw o jed­ność bar­dziej czu­ję się uczniem Jezu­sa i bra­tem dru­gie­go czło­wie­ka. Dzię­ki tym eku­me­nicz­nym spo­tka­niom pozna­łem wspa­nia­łych ludzi o cie­ka­wych oso­bo­wo­ściach, dużej wraż­li­wo­ści, o głę­bo­kim zmy­śle teo­lo­gicz­nym, posia­da­ją­cych jakieś wyjąt­ko­we dusze — dusze mistycz­ne. Z kil­ko­ma z nich dane mi było się zaprzy­jaź­nić. Stwo­rzy­li­śmy szcze­gól­ne i bli­skie rela­cje, wykra­cza­ją­ce dale­ko poza ekle­zjal­ne kon­we­nan­se i uprzej­mo­ści. Gdy­by nie ruch eku­me­nicz­ny, nigdy byśmy się nie spo­tka­li. Bez moich bli­skich moja wia­ra była­by płyt­ka. Eku­me­nizm to dla mnie Jezus i moi przy­ja­cie­le.

duchow­ny Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go


Wie­rzę w siłę bra­ter­stwa mię­dzy ludź­mi bez wzglę­du na róż­ni­cę reli­gii, wyznań, naro­do­wo­ści, orien­ta­cji poli­tycz­nej, sek­su­al­nej itp. Nato­miast kom­plet­nie nie prze­ma­wia do mnie eku­me­nizm zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­ny, tj. „kar­to­no­wa” zaba­wa w eku­me­nizm gło­szo­ny z mów­nic i ambon, a nie popar­ty przy­kła­dem wła­sne­go życia. Jed­ność, o któ­rą szum­nie będzie­my się wkrót­ce modlić na słyn­nych „nabo­żeń­stwach eku­me­nicz­nych” zaczy­na się na pozio­mie rela­cji jed­nost­ki do jed­nost­ki, rodzi się z dobrej myśli, sło­wa albo uczyn­ku nakie­ro­wa­ne­go na dobro czło­wie­ka — bliź­nie­go. Dopie­ro wte­dy zaist­nieć może plat­for­ma, wspól­na płasz­czy­zna do wymia­ny pomię­dzy sobą tego, co jest cha­rak­te­ry­stycz­ne, naj­cen­niej­sze dla dane­go wyzna­nia. Inspi­ru­ją­ca moc chrze­ści­jań­stwa wypły­wa z jego róż­no­rod­no­ści, któ­ra jest rze­czą pożą­da­ną, a któ­rej jed­no­cze­śnie nie zaczy­na się pozna­wać od nabo­żeń­stwa, tchną­ce­go nie­kie­dy sztucz­nym pato­sem, a w nie­któ­rych przy­pad­kach być może nie dla wszyst­kich w peł­ni zro­zu­mia­łym.

wier­ny Kościo­ła Sta­ro­ka­to­lic­kie­go Maria­wi­tów


Moje zda­nie na temat eku­me­ni­zmu ule­gło zmia­nie. Nie jestem już zago­rza­łym prze­ciw­ni­kiem, któ­ry nie chce nawet podać ręki komuś z inne­go wyzna­nia, czy zapro­sić do wspól­nej modli­twy. Sza­nu­ję ludzi wyzna­ją­cych inną reli­gię, czy będą­cych w innym Koście­le chrze­ści­jań­skim. Może­my się wspól­nie modlić, może­my się spo­ty­kać, może­my dzie­lić się doświad­cze­nia­mi i radzić sobie wspól­nie z pro­ble­ma­mi. Nie jestem nato­miast zwo­len­ni­kiem tzw. eku­me­nicz­nych spo­tkań tyl­ko po to, żeby pokle­pać się po ple­cach i pogra­tu­lo­wać otwar­to­ści. Uwa­żam, że bar­dzo mało to wno­si, a tzw. “gościn­ność ambo­ny” może tyl­ko przy­no­sić myl­ne wra­że­nie wśród wier­nych, że tak napraw­dę wszyst­ko jed­no, do któ­re­go Kościo­ła się nale­ży — “wystar­czy być tyl­ko dobrym czło­wie­kiem”. Tu tak jak sta­łem, tak sto­ję i będę stał w obro­nie orto­dok­sji Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go.

duchow­ny Kościo­ła rzym­sko­ka­to­lic­kie­go


Tak szcze­rze to nie wie­rzę w ekumenizm…wierzę jak Kościół Chry­stu­sa, Jego cia­ło. Eku­me­nizm ma swo­je pięk­ne kar­ty jak tłu­ma­cze­nie Pisma, z któ­re­go korzy­sta się m.in. w moim zbo­rze, i z któ­re­go cytu­je pastor. Nie zna­czą dla mnie wie­le wspól­ne nabo­żeń­stwa, któ­re uwa­żam, że są sztu­ką dla sztu­ki. Nic z tego wiel­kie­go nie wyni­ka. Wspól­ne gesty, pokle­py­wa­nia a sza­ra rze­czy­wi­stość boli.…i nie jest eku­me­nicz­na w ogó­le — np. ślub, cze­go sam doświad­czy­łem. Uwa­żam, że ten oddol­ny eku­me­nizm nabo­żeń­stwo­wy to bar­dziej reali­za­cja “ire­ni­zmu” tyle, że wcie­lo­ne­go.

Prze­mek z Kościo­ła Chry­stu­so­we­go w RP




Gale­ria
Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.