Opinie

Było, minęło, ale co będzie?


Jak co roku parę myśli, ale tym razem już po zakoń­cze­niu, nie­zwy­kłe­go, bo pan­de­micz­ne­go Tygo­dnia Modlitw o Jed­ność Chrze­ści­jan. Nie­ste­ty, nie mogę odwo­łać spo­strze­żeń z minio­ne­go roku, ale odno­szę wra­że­nie, że pan­de­mia wła­ści­wie nie­wie­le zmie­ni­ła, a raczej odsło­ni­ła, może, poza tym, że uty­ski­wa­nie duchow­nych róż­nych wyznań na „woju­ją­cy ate­izm i seku­la­ry­za­cję” bywa gło­śniej­sze, a cza­sem wręcz nie­zno­śne.



Zacznę od cyta­tów. Dwóch moich zna­jo­mych duchow­nych, nie­za­leż­nie od sie­bie, podzie­li­ło się ze mną ostat­nio prze­my­śle­nia­mi nt. Tygo­dnia Modlitw i eku­me­ni­zmu w ogó­le. Jeden z ulgą ode­tchnął „Uff, wresz­cie już koniec”, a dru­gi stwier­dził nawet, co mu nie­raz wyrzu­ca­łem, że jest ‘eku­me­nicz­nym pesy­mi­stą’, gdyż „nie moż­na mieć rela­cji wobec cze­goś, cze­go nie ma.” I żeby­śmy się na wstę­pie dobrze zro­zu­mie­li – oby­dwaj pano­wie nie są eku­me­nicz­ny­mi ame­ba­mi, nie są uśpio­ny­mi urzęd­ni­ka­mi, któ­rzy raz w tygo­dniu otwie­ra­ją i zamy­ka­ją kościół, czy ukry­ty­mi fun­da­men­ta­li­sta­mi. Raczej są reali­sta­mi i prak­ty­ka­mi, i nawet jeśli w fer­wo­rze dys­ku­sji pad­nie taka czy inna wypo­wiedź, któ­ra nie nada­je się do powtó­rze­nia (nie ze wzglę­du na nie­cen­zu­ral­ne sło­wa, któ­re są bar­dziej sła­bo­ścią naczel­ne­go ekumenizm.pl) to zna­jąc ich, nie mam wąt­pli­wo­ści, że mam do czy­nie­nia z oso­ba­mi, któ­re mimo wszyst­ko, wbrew wszyst­kie­mu i wszyst­kim, mają solid­ny, eku­me­nicz­ny kościec.

Co to zna­czy? Wpraw­dzie mogli­by się wygod­nie urzą­dzić w swo­ich tra­dy­cjach wyzna­nio­wych i mieć tak napraw­dę w nosie, co dzie­je się u innych, to jed­nak mają świa­do­mość (przy­naj­mniej ja to tak odbie­ram), że zaba­ry­ka­do­wa­nie się w wyzna­nio­wym schro­nie to pro­sta dro­ga do uwią­du – inte­lek­tu­al­ne­go i ducho­we­go.

Poczu­cie abso­lut­nej samo­wy­star­czal­no­ści, będą­ce skąd­inąd w nie­któ­rych śro­do­wi­skach cno­tą, esen­cją toż­sa­mo­ści czy wręcz arty­ku­łem wia­ry, to dosko­na­ła recep­ta na życie w kon­fe­syj­nej bań­ce, w któ­rej role są przy­dzie­lo­ne, a język moc­no prze­wi­dy­wal­ny. Oczy­wi­ście, powyż­sze moż­na odwró­cić i stwier­dzić, że rów­nie prze­wi­dy­wal­na i wyre­ży­se­ro­wa­ny jest… cały ten eku­me­nizm.

Taki zarzut – wie­lo­ra­ko for­mu­ło­wa­ny – poja­wia się w kon­tek­ście Tygo­dnia Modlitw o Jed­ność Chrze­ści­jan, któ­ry fre­kwen­cyj­nie kona na oczach uczest­ni­ków, a zrzu­ce­nie tego fak­tu na Covid-19 było­by pój­ściem na skró­ty. Oprócz wro­go­ści, któ­rej erup­cje moż­na zaob­ser­wo­wać na kon­fe­syj­nych forach dys­ku­syj­nych czy też na ekumenizm.pl (FB), jest coraz więk­szy i zna­ny już pro­blem z obo­jęt­no­ścią wobec spraw eku­me­nicz­nych. A para­doks pole­ga na tym, że eku­me­nizm w swo­ich róż­nych odcie­niach i wymia­rach jest we współ­cze­snym świe­cie, a tak­że w życiu wewnętrz­nym Kościo­łów, rze­czy­wi­sto­ścią do bólu nama­cal­ną. W jakim sen­sie?

Jeśli rozu­mie­my eku­me­nizm jako spo­tka­nie czy nawet zde­rze­nie z inny­mi spo­so­ba­mi wie­rze­nia, myśle­nia i wyzna­wa­niem Chry­stu­sa to oczy­wi­ste jest, że każ­dy z Kościo­łów ma eku­me­nicz­ny poli­gon na swo­im podwór­ku: ileż to debat toczą współ­cze­śni rzym­sko­ka­to­li­cy w kon­tek­ście prze­mian i reform, spo­rów mię­dzy kon­ser­wa­ty­sta­mi a libe­ra­ła­mi, choć­by na krót­kim odcin­ku pon­ty­fi­ka­tu papie­ża Fran­cisz­ka?! Te roz­mo­wy, choć w znacz­nie ogra­ni­czo­nym zakre­sie, toczą się rów­nież w pol­skim Koście­le rzym­sko­ka­to­lic­kim. Nie ina­czej jest w Kościo­łach mniej­szo­ścio­wych, w któ­rych – w zależ­no­ści od pro­we­nien­cji – zaan­ga­żo­wa­nie eku­me­nicz­ne ota­cza­ne jest kor­do­nem bez­pie­czeń­stwa do koniecz­ne­go mini­mum w oba­wie przed eska­la­cją wewnętrz­nych walk. Tak oto mamy i takie Kościo­ły człon­kow­skie Pol­skiej Rady Eku­me­nicz­nej (PRE), któ­re eku­me­nizm chcą ogra­ni­czyć do kwe­stii koniecz­nych, do jakiś tam uprzej­mo­ści o jak naj­niż­szym stop­niu (z)obowiązywalności. W tym kon­tek­ście Tydzień Modlitw o Jed­ność Chrze­ści­jan jawi się jako kosz­mar lub przy­naj­mniej hero­icz­na wal­ka przed­szko­la­ka z roz­wod­nio­nym szpi­na­kiem na tale­rzu, któ­ry trze­ba skon­su­mo­wać, prze­tra­wić i jak naj­szyb­ciej zapo­mnieć o trau­mie aż do następ­ne­go razu.

Czym ma być zatem eku­me­nizm i jaki jest sens odtwa­rza­nia stycz­nio­we­go pro­gra­mu? Gra­niem na wygra­nie? – jak stwier­dził jeden z przy­to­czo­nych na wstę­pie duchow­nych? A jeśli tak to wygra­niem cze­go?

W tym roku uczest­ni­czy­łem w paru nabo­żeń­stwach i było­by nie­uczci­we, gdy­bym stwier­dził, że zabra­kło inspi­ru­ją­cych i kon­tro­wer­syj­nych myśli – wystar­czy zapo­znać się z wypo­wie­dzia­mi, jakie padły pod­czas oby­dwu łódz­kich nabo­żeństw. Były też, oczy­wi­ście, inne.

Same nabo­żeń­stwa – choć to kwe­stia bar­dzo subiek­tyw­na – były za dłu­gie, nużą­ce i po pro­stu prze­ga­da­ne jak­by wie­lo­mów­ność i reli­gij­ne gadul­stwo komu­kol­wiek mia­ło w czym­kol­wiek pomóc. Gdzie­nie­gdzie, w momen­tach, w któ­rych liturg wzywał(a) do rado­ści czy jakiejś for­my zaufa­nia Boże­mu zrzą­dze­niu, sły­chać było znu­dze­nie i sabo­taż wypo­wia­da­nych słów, a nie auten­tycz­ną radość. Może taki jest nie-urok pol­skiej poboż­no­ści czy tłu­ma­czo­nych z innych języ­ków tek­stów litur­gicz­nych… może, jed­nak trud­no odpę­dzić się od wra­że­nia, że arcy­nie­wy­raź­ny jest ślad po entu­zja­zmie i prze­ję­ciu eku­me­nicz­ny­mi spra­wa­mi, któ­re cha­rak­te­ry­zo­wa­ły pol­ski eku­me­nizm w cza­sach głę­bo­kie­go PRL‑u.

PRE i Kościół rzym­sko­ka­to­lic­ki pro­du­ku­ją co jakiś czas wspól­ne oświad­cze­nia eku­me­nicz­ne, któ­re niko­mu nie są potrzeb­ne, a to dla­te­go, że nie mają jakie­go­kol­wiek prze­ło­że­nia na codzien­ność, bo albo są mdłe w swo­im kle­ry­kal­nym, moc­no her­me­tycz­nym narze­czu albo pra­wie niko­go nie obcho­dzą (wspól­ne świę­ce­nie nie­dzie­li czy ode­zwa eko­lo­gicz­na). W tema­tach waż­nych i trud­nych, któ­rych nie bra­ku­je, nie ma woli czy odwa­gi nazwa­nia odmien­nych sta­no­wisk, mimo że każ­dy wie, iż róż­ne Kościo­ły mają róż­ne podej­ście w róż­nych spra­wach i do paru­zji naj­wy­raź­niej nic się w tej mate­rii nie zmie­ni.

W samej PRE są Kościo­ły, któ­re eku­me­nizm trak­tu­ją jak męczą­ce­go tele­mar­ke­te­ra, inne z kolei insce­ni­zu­ją ekle­zjo­dra­mat roz­pi­sa­ny na wie­le aktów „Jak­by tu wyjść z PRE i czy może ktoś zechce nas powstrzy­mać?”, jesz­cze inne wolą sie­dzieć cicho i mil­czeć w oba­wie przed tym, co powie­dzą więk­si albo jak odburk­nie wła­dza przez lokal­ne­go komi­sa­rza par­tyj­ne­go lub samo­rzą­dow­ca roz­da­ją­ce­go kon­fi­tu­ry.

Debat teo­lo­gicz­nych, ście­ra­nia się odmien­nych punk­tów widze­nia, nawet for­mu­ło­wa­nia pro­to­ko­łów róż­nic, wła­ści­wie brak, bo mało kto chce zakłó­cać świę­ty spo­kój i kon­for­mizm codzien­no­ści. PRE trwa – póki co z tą samą licz­bą Kościo­łów człon­kow­skich, tą samą licz­bą rze­czy­wi­ście aktyw­nych oddzia­łów i od kil­ku­dzie­się­ciu lat nie­wie­le nie zmie­nia­jąc w swo­im funk­cjo­no­wa­niu w zmie­nia­ją­cym się świe­cie.

Bada­nia i kon­fe­ren­cje eku­me­nicz­ne sta­ły się wła­ści­wie dome­ną kil­ku kato­lic­kich ośrod­ków uni­wer­sy­tec­kich, pod­czas gdy pozo­sta­ła część eku­me­ny zwol­ni­ła się z obo­wiąz­ku pro­wa­dze­nia dys­kur­su eku­me­nicz­ne­go, wykra­cza­ją­ce­go poza opła­ca­ną przez pań­stwo codzien­ność uczel­nia­ną. Zamiast kul­tu­ry eku­me­nicz­ne­go spo­ru przez cały rok jest her­me­neu­ty­ka uśmie­chu i zawe­ko­wa­nia w wyzna­nio­wych sło­ikach z prze­rwa­mi na oglę­dzi­ny schow­ka w ramach stycz­nio­wych obrzę­dów.

Było, minę­ło, ale co będzie..?

Ekumenizm.pl działa dzięki swoim Czytelnikom!
Portal ekumenizm.pl działa na zasadzie charytatywnej pracy naszej redakcji. Zachęcamy do wsparcia poprzez darowizny i Patronite.