- 15 sierpnia, 2023
- przeczytasz w 7 minut
Chrześcijanie wielu wyznań obchodzą dziś święto Wniebowzięcia Marii Panny. I nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że także wśród tych, którzy je obchodzą lub nawet świętują, powody bywają różne, bo i samo święto wywołuje różne emocje i skojarzenia, negatywne gł...
Wniebowzięta… ekumeniczne “amen”?
Chrześcijanie wielu wyznań obchodzą dziś święto Wniebowzięcia Marii Panny. I nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że także wśród tych, którzy je obchodzą lub nawet świętują, powody bywają różne, bo i samo święto wywołuje różne emocje i skojarzenia, negatywne głównie wśród protestantów różnej maści. W Polsce szczególnie.
Na ekumenizm.pl wielokrotnie pojawiały się teksty prezentujące nieco inne podejście do zagadnień mariologicznych, a wynikało ono zasadniczo z dwóch czynników: ekumenicznego i wyznaniowego.
Pierwszy odnosi się do samej istoty portalu, którego celem i zadaniem jest nie tylko ukazywanie różnic, ale też pontonów, czy nawet mostów porozumienia. Drugi, zależy od pierwszego, wynika z ewangelicko-luterańskiego ukształtowania piszącego te słowa, gdzie rola Matki Bożej zasadniczo nie była przedmiotem kontrowersji w czasach Reformacji, aby na długie wieki być zapomnianą, czy wręcz odrzuconą tudzież przekazaną w wieczne użytkowanie „papistom” i prawosławnym.
Jak bardzo złe, niesłuszne i krótkowzroczne było to działanie – choć raczej nieplanowane – pokazuje współczesny ruch ekumeniczny, dzięki któremu – także luteranie mogli się wiele nauczyć. Ale nie tylko luteranie, bo i anglikanie, starokatolicy czy też reformowani, nawet najbardziej twardego sortu w postaci zwinglianizmu.
Przed paroma dniami wpadła mi w ręce publikacja naukowa z 1996 roku zestawiająca teologię maryjnych kazań Ulricha Zwingliego ze słynnym, Lutrowym komentarzem do Magnificatu.
To fascynująca lektura, która pokazuje, że Matka Pana nie była tematem sporu między reformatorami, którzy w wielu innych, fundamentalnych wręcz kwestiach (Sakrament Wieczerzy Pańskiej), oddaleni byli od siebie o kilka galaktyk teologicznych. To, co się rzuciło w oczy przy okazji to ilość literatury poświęconej maryjnym czy nawet mariologicznym aspektom reformacyjnej teologii. Chodzi nie tylko o Lutra czy Zwingliego, Bullingera i Kalwina, ale też innych teologów, jak choćby szwabskiego reformatora Johannesa Brenza. Widać to szczególnie w odniesieniu do innej kwestii, dotyczącej tzw. Niepokalanego Poczęcia zdogmatyzowanego w Kościele Rzymskim dopiero w 1854 roku.
O ile w piśmiennictwie niemieckojęzycznym i anglosaskim szczyt publikacji przypada na lata 50–70. XX wieku (a więc czas po ogłoszeniu dogmatu o Wniebowzięciu w 1950 roku oraz okres wokółsoborowy), o tyle w Polsce teksty o mariologii reformatorów to zasadniczo lata 80., ale też nie brakowało ich w ostatnich dekadach. Owo przesuniecie czasowe wynikać może z pontyfikatu Jana Pawła II, znanego ze swojego hiper-maryjnego ukształtowania.
Na polskim gruncie ogromną zasługę w popularyzacji maryjnego aspektu teologii ekumenicznej mają ks. prof. Alfons Skowronek (zm. 2020), o. Stanisław Celestyn Napiórkowski OFMConv czy w ostatnich latach salezjanin ks. prof. Krzysztof Kowalik SDB. Popularyzatorów tematyki było i jest więcej.
W Polsce – zdecydowanie inaczej niż w innych częściach Europy – maryjność była, jest i będzie przedmiotem kontrowersji międzywyznaniowych, choćby ze względu na daleko idącą samodzielność dyscypliny mariologicznej, narodowe, czy wręcz nacjonalistyczne uwikłanie kultu maryjnego, stawiające poza nawias tych chrześcijan i niechrześcijan, którzy nie chcą lub nie mogą identyfikować się z maryjnością kolonizującą lub zastępującą chrystologię lub będącą sumą narodowych tęsknot i sentymentalizmów.
Luteranie i Ave maria
Te niesprzyjające okoliczności nie powinny jednakowoż zniechęcać do podejmowania duchowej, czy nawet teologicznej refleksji nad osobą Marii, Miriam czy jak kto woli Maryi, chociażby w trosce o własną tożsamość, (z)rozumienie tego, czym jest historia Odkupienia, modlitwa czy nawet – kluczowe dla luteranizmu – hasło „tylko Chrystus”. Marcin Luter w swojej Książeczce modlitewnej napisanej w 1522 roku, a wydanej dopiero dwa lata później, podejmując temat popularnego i jednocześnie biblijnego tekstu Zdrowaś, Mario stwierdza:
Nasza modlitwa powinna uwzględniać Matkę Bożą. Co święta Maria mówi to to, że wszelka chwała Bogu winna być oddawana, gdy używamy tych słów: ‘Pozdrowiona bądź, Mario, przepełniona łaską. Pan z tobą, błogosławionaś między niewiastami i błogosławiony jest owoc twojego ciała, Jezus Chrystus. Amen!’ Widzicie zatem, że w tych słowach nie chodzi o modlitwę, ale tylko o to, aby wyrazić cześć i chwałę. Możemy używać Ave Maria jako medytację, w której wypowiadamy to, jaką łaską Bóg ją obdarzył. Po drugie, winniśmy dodać życzenie, aby każdy ją znał i szanował… kto nie ma wiary, temu zaleca się, by pozdrowienia Marii nie wypowiadał.”
Odnoszę wrażenie, że słowa reformatora nie muszą przypaść do gustu niektórym, dzisiejszym luteranom, bo przecież… nie muszą. Słowa Lutra wypowiadane czy zapisywane w takiej czy innej postaci nie są czekiem in blanco dla współczesnych ewangelików, nie są papierkiem lakmusowym luterańskiej ortodoksji. Specyficznym wyjątkiem są obydwa Katechizmy czy Artykuły Szmalkaldzkie wraz z Traktatem, wchodzące w skład ksiąg wyznaniowych, ale i te nie są prawdą nieomylnie objawioną, niezmienną i nieinterpretowalną, nawet jeśli „kanon” jest domknięty, co nie znaczy, że zamknięty.
Niemniej, powyższe słowa Lutra, pod którymi akurat piszący te słowa może się absolutnie podpisać, wyrażają chrystologiczny zmysł reformacji i jednocześnie rozwagę, by w biblicystyczno-apologetycznym zapale nie postępować nieewangelicznie i nie po ewangelicku, a więc nie destylować, nie stawiać duchowych granic tam, gdzie nie są potrzebne lub gdzie już wyraźnie są nakreślone.
Lutrowe podejście do Marii Panny ewoluowało. Dla współczesnych ewangelików byłoby momentami trudne do przełknięcia, podobnie jak słynne 95 tez z 1517 roku, niemniej warto dojrzeć to, co przygniecione latami kontrowersji. Dlaczego warto? Dlatego, że tym samym rozszerzają się nie tylko horyzonty i serca, ale i wrażliwa czujność z szacunkiem odnosząca się do innych chrześcijan.
Wracając do meritum, którym jest dzisiejsze Święto Wniebowzięcia Marii Panny… ostatnim kazaniem Lutra wygłoszonym na tę uroczystość jest kazanie z 1522 roku. Co ciekawe, punktem wyjścia jest Łukaszowa Ewangelia o Marii i Marcie i zasadniczo tej historii zahaczającej o kluczowe napięcie o Zakonie i Ewangelii poświęcone jest rozważanie Reformatora. Na początku kazania Luter wypowiada słowa, które przytoczyłem już w maryjnym tekście z 2012 r:
„Dzisiaj jest święto naszej drogiej Pani, Matki Bożej, dla upamiętnienia Jej śmierci i odejścia do nieba (…) Ewangelia nie mówi nam niczego o Marii w niebie (…) Wystarczy, jeśli wiemy, że święci, którzy od nas odeszli żyją w Bogu (…) Nie ma więc żadnej wątpliwości, że Dziewica Maria jest w niebie. Jak to się stało – nie wiemy, a ponieważ Duch Święty nic nam na ten temat nie powiedział, nie możemy z tego czynić artykuły wiary. Wystarczy, że wiemy, że żyje w Chrystusie.”
Ta niedookreśloność, która obok napięcia jest nieodłącznym elementem luterańskiej morfologii teologicznej jest urzekająca, gdyż pokazuje to, co w dzisiejszym święcie jest piękne i dogłębnie ekumeniczne: nadzieja zmartwychwstania, której przykładem jest Maria, Matka naszego Pana, z którą możemy, powinniśmy i wolno nam podążać za Chrystusem i ku Chrystusowi.
Święto Wniebowzięcia – jeśli spojrzeć na nie ekumenicznie, po ewangelicku, choć nie tylko po ewangelicku – jest jakby dopowiedzeniem nadziei Wielkanocy. I choć jestem bardzo daleki od tego, aby na jakimkolwiek etapie sugerować akceptację dogmatu czy wprowadzanie “nowego święta” to jednak myślę, że także i w ten dzień ewangelicy, podobnie jak to czynili kiedyś, mogą (nie muszą, czy powinni) wznieść wdzięczne westchnienie za Matkę Pana (a nie do Matki Pana), dziękczynienie za utwierdzenie nadziei zmartwychwstania, która stała się integralną częścią Jej życia i jest częścią naszego życia.
W jaki sposób to się stało? Nie wiemy i wiedzieć nie musimy, zresztą także w czasach reformacji i długo po nich nie wgłębiano się w know-how Wniebowzięcia, zakładano, że w jakiś cudowny sposób tak było i przechodzono do kluczowych tajemnic Zbawienia i życia wiecznego.
Maryawicki akcent
Dzisiejsza uroczystość jest ważna, a raczej niezwykle ważna dla mariawitów. Świętują bowiem mariawici nie tylko Wniebowzięcie Marii Panny, ale wspominają poświęcenie Świątyni Miłosierdzia i Miłości w Płocku, gdzie spoczywa św. Założycielka Maria Franciszka.
W 130-lecie Objawień danych św. Mateczce to święto nabiera dodatkowego wymiaru, ukazuje uwydatnioną w mariawickiej refleksji teologicznej unikalną więź między Wniebowziętą a Wyklętą, której Ofiara wpisuje się w mistykę miejsca, świątynię, a przede wszystkim naśladowanie Wniebowziętej.
Zapytałem pewnego mariawitę parę dni temu, jaką wymowę teologiczną ma dla niego Święto Wniebowzięcia NMP poza aspektem świątynnym. Odpowiedział: „Taką, że kiedyś wszyscy w ślady NMP pójdziemy, choćby w sensie mistycznym. Zaśniemy. Ale ten sen nie będzie snem śmierci, tylko nowego życia.”
Myślę, że na te słowa w Święto Wniebowzięcia NMP można powiedzieć ekumeniczne ‘Amen’.
» Rozmowa z KAI: Luter pokazuje Marię jako wzór i obraz wszystkich chrześcijan
» Ekumenizm.pl: Wniebowzięcie, które dzieli, ale może łączyć
» Ekumenizm.pl: Matka Życia przechodzi do życia — rozmowa o prawosławnym rozumieniu Zaśnięcia Marii Panny